Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Witam, mam 21 lat jestem chłopakiem i trafiłem tutaj, ponieważ zauważyłem u siebie paskudne myśli ( o których zaraz napiszę). Po mojej analizie takie myśli były już w przeszłości nie jakoś koszmarnie często ale pojawiały się. W Ostatnim czasie coraz częściej myślę o mojej siostrze. Jest 10 lat młodsza i jest moim "oczkiem w głowie", tak ją kocham i jestem wrażliwy na jej cierpienie że bym zrobił wszystko dla niej żeby tylko była zawsze bezpieczna. (może to głupie ale chyba taka mam do niej braterską potężna miłość). Nie wiem kiedy to się zaczęło ale pamiętam że nagle przychodziły mi do głowy obrazy jej cierpienia, że coś się stało albo coś tego typu. Możecie wyobrazić sobie jak się czuje po takich myślach - stukam jak kretyn w niemalowane i pluje żeby wypluć te bzdury (przesada ale nie chce ryzykować) śmieszy mnie to jak pisze ale no tak jest.. Doszło nawet w pewnym momencie do tego że wstawalem o 7 żeby ją zawieźć do szkoły żeby było dobrze bo kilka tygodni jej koleżankę potrącił samochód (wszystko jest z nią dobrze) i bałem się że jak odmowie to na złość to się stanie i będę później miał żal do siebie.. No paranoja chyba. Dzisiaj już się przelało i muszę to z siebie wydusić. siedziałem przed komputerem (jestem grafikiem więc często to robię) i nagle przyszedl mi obraz już dokładnie nie pamiętam co się w nim stało, ale coś złego moja głowa myślała o tym ze coś jest z nią źle miałem nawet jej obraz w trumnie japierdziele, mam łzy w oczach jak to pisze bo mnie to przeraża. Skąd taka schiza się może kurde brać masakra.. Dodam że jestem człowiekiem który dużo rzeczy analizuje, aż za dużo. Wszystkim, naprawdę wszystkim się interesuje, każda ciekawostka mnie ciekawi i później o tym myślę jak to jest ze to jest tak a nie inaczej. Byłem po maturze na truskawkach, zbieraliśmy w piorunach, to ciągle myślałem że zaraz mnie trafi i nie zobaczę więcej rodziny, byłem nawet w wojsku to jak nie musieliśmy trzymać równego kroku to i tak jakoś go próbowałem łapać.. Nie wiem czy teraz sam sobie coś wmawiam czy jednak to może być to, ta nerwica? Może po prostu mam jakieś głupie myśli, nie są one często ale zauważyłem że się pokazują. Nie wiem co o tym myśleć. Pozdrawiam wszystkich
  2. Mam pytanie do osób leczących się na nerwicę natręctw. Jak to jest z przerwaniem wykonywania rytuałów? Jakie macie doświadczenia? Czy poszło Wam z tym łatwo czy wręcz przeciwnie? Czy po takim jakby „odstawieniu” ich mieliście jakieś skutki fizyczne? Ja odkąd postanowiłam, że nie będę ich wykonywać zupełnie nic nie jem, bo nie mogę, ciągle mi niedobrze, bez przerwy czuję strach, serce wali mi tak jakby zaraz miało wybuchnąć, mam problemy ze snem, nie jestem w stanie nic zrobić i ciągle te obsesyjne myśli o rytuałach, taka niepewność, że być może gdybym je wykonała to znowu się rozluźnię i będzie spokój, ale jak długo można w nie uciekać. Uciekałam w nie przez tyle lat i przy każdej kryzysowej sytuacji się im poddawałam. Czy to możliwe, że to dlatego jest mi teraz tak ciężko? Czy można to przetrwać?
  3. Jak pisałam w temacie powitalnym, zmagam się z wieloma problemami, ale ostatnio najdotkliwszymi jest dla mnie nerwica oraz nasilająca się fobia społeczna, izolacja. Od ponad dwóch lat nie byłam nigdzie "na mieście", tak po prostu, poza jednym samotnym wyjściem do kina i jednym spotkaniem koleżanki z dawnych lat spoza miasta. Obecnie jestem po zakończonym prawie dwuletnim związku, zakończonym z mojej inicjatywy, ale ja nie o tym... Niemniej to poniekąd ważne w kontekście tematu. Język będzie dość dosadny, jeśli komuś to przeszkadza, uprzedzam; podobnie jak poruszenie wątku seksu. Jak ZMUSIĆ się do zrobienia czegoś, z czego - na dłuższą metę - będę odrobinę "zadowolona" i zmniejszy to moją izolację (chodzi o wyjście z kimś na pseudo-randkę, spotkanie zapoznawcze, ale nie poruchawcze... jeszcze) - ale czego się tak kurewsko boję...? ...że od paru dni nie mogę prawie spać i wyję, układam w głowie tysiąc scenariuszy od tego jak się ubiorę jeśli pójdę, co powiem jeśli nie, że nie wybaczę sobie nigdy i pogłębię izolację jeśli nie to doskonale zdaję sobie sprawę, ale opcja "pójdę" niesie za sobą panikę i wyjście poza strefę komfortu, wyrzucenie wręcz poza nią... Zawsze na spotkaniu w pubie mogę niby wstać i odejść jak coś będzie nie tak, ale chyba aż tak asertywna nie jestem, pomyślę sobie 'wytrzymam, głupio mi' i jakoś tak... Czuję się jak z rozdwojeniem jaźni. :( Wiem, że mi to pomoże, jak wspominałam, ale nie mogę się do tego przekonać mimo ustalenia już dziś dokładnego terminu, myślałam że jak to zrobię to trudniej będzie mi się wycofać. Próbuję sobie wyobrazić ulgę już po, ale nie chcę by ulga po spotkaniach z ludźmi wynikała u mnie tylko z faktu zakończenia tych spotkań i możliwości powrotu do chujowego comfort zone zaciskającego się niczym pętla na szyi, coraz ciaśniej... A to wymyślanie scenariuszy to moje przekleństwo i pierdolec; jak usiądę, jak się ubiorę, co odpowiem; tak bardzo chciałabym się z tego cieszyć i być spontaniczna. Zamiast tego (tu już mam świadomość, że lekko przesadzam, ale pojawia się cichy głosik - a jeśli nie?) mam wrażenie, że druga osoba ucieknie zamiast się do mnie IRL przysiąść, bo mam zwyczaj bycia 20 min wcześniej niż 2 minuty za późno. A jeśli będę wystawiona, to już w ogóle powrót do izolacji w chuj, choć teoretycznie są na to małe szanse... Zaś jeśli gadka nie będzie się kleić, no to bywa, koniec świata to nie będzie (choć i tak będę to tylko sobie wypominać przed snem miesiącami), progress jakiś tam w postaci odważenia się wyjść z kimś po raz pierwszy przez dwa lata z własnej inicjatywy, ale... No właśnie, mam tych ale z pięć tysięcy. :( To coś w stylu "chciałabym, ale się boję". Czasem dobrze skoczyć na głęboką wodę (jak np. pokonanie lęku wysokości skokiem na bungee, co zrobiłam i adrenalina po jest cudna), ale na samą myśl o wyjściu z domu włącza mi się tętno 200 i atak paniki oraz świadomość miliona złych cech swojego wyglądu/charakteru, nawet jeśli podświadomie wiem, że to choroba przesadza. Kolejna sprawa, boję się bliskości, boję się seksu, boję się jego konsekwencji, podczas wątpliwej jakości zbliżeń w przeszłości nie mogłam myśleć o niczym tylko "czy kondom się nie zsuwa/nie pęka", bo nie mogę przyjmować antykoncepcji hormonalnej ze względu na PCOS. Z tego też względu mam nadwagę i dość dysproporcjonalne ciało, małe piersi, na pewno nic seksownego mimo prób poprawy sytuacji przekłuciem sutków... Wiem INTELEKTUALNIE, że zabezpieczenie się prezerwatywą + tabletką poronną (jeszcze ważną mam w domu, Ellę sprzed wprowadzenia recepty) w razie czego daje mi PRAWIE pewność jeśli dobrze jej użyję, ale... No właśnie, mieszkam z babką, która najchętniej by widziała mnie żyjącą jako starą pannę z kotami, straszy mnie ciągle odnośnie zajścia w ciąże i dziecka, gdybym zaszła - albo aborcja (nie stać mnie) albo samobójstwo, bo nie urodziłabym, nie wyobrażam sobie tego, zniszczyłoby mi to studia i wszystko, całe moje życie. Zwłaszcza z facetem, z którym na 2-3 spotkaniu np. decyduję się iść do łóżka, ale nie jesteśmy w związku... Ot, przykład. Mam swoje "fetysze" i wiem, co lubię, teoretycznie jestem osobą otwartą w kwestii seksu; a jednak, w praktyce się spinam, boję się zdjąć stanik, boję się pokazać swojego ciała, boję się odrzucenia... Boję się ponad wszystko wpadki, choć intelektualnie wiem, że to możliwe w 0,00001% (anty + PCOS, który utrudnia zajście + tabletka w razie czego), teksty rzucane przez babkę jakoś "podświadomie" do mojego mózgu się wbijają i tam głęboko zostają. Jest to osoba z demencją, potrafiąca wyzwać mnie (wnuczkę) i swoją córkę (moją matkę) od "ćpunek, dziwek" i innych... Boję się, że na przykład po seksie oralnym skończonym w środku ust zostaną tam plemniki, pocałuję go gdzieś i jakimś cudem trafią do mojej pochwy, co zakrawa już na chorą obsesję; wybaczcie graficzne opisy, ale jestem w stanie pomyśleć jeszcze o wielu takich sytuacjach, np. przeniesione na palcach, na języku, źle założona prezerwatywa, felerna prezerwatywa, pisząc to płaczę i się nakręcam... TL;DR "chcę, ale się boję i wmawiam sobie chorobowo, że nie chcę wcale bo boję się odrzucenia, ale jeśli nie próbuję - tylko pogłębię izolację" - jakby nie było dobrego wyjścia... Niestety nie mam nikogo znajomego, takiego żeby mnie zaprowadził na siłę - rozważałam już to, i wtedy jakiś drink na odstresowanie i pewność, że nie ucieknę z pubu. Nie chcę nikogo skrzywdzić ani swoją chujową osobą, ani wystawieniem, bo to bardzo nie w porządku. :( Odważyłam się to napisać tylko dlatego, że rycząc jestem w 3/4 butelki wina. Mam dość spędzania każdego tygodnia tak samo, samotnie, płacząc, mam 22 lata i umarli mają w sobie więcej samoakceptacji i życia ode mnie...
  4. abstracion

    dubel

    Na wstępnie chce was wszystkich pozdrowić;) Mam na imię Monika , mam 34 lata. Z nerwica zmagam się od 4 lat. Długo zbierałam się, zeby napisać na forum. Dlugo was obserwowałam. No wiec najgorsze u mnie to właśnie wymyślanie sobie chorob. Coś mnie zaboli , juz lek ze umieram, jestem na coś poważnie chora. Staram się panować nad nerwica jednak ona czasem wygrywa tak jak wczoraj . Od 2 tyg boli mnie brzuch. Zrobilam usg , badania krwi wszystko oki . Przedwczoraj gastroskopia. Zapalenie zoladka. Po gastroskopii tak mnie bolał brzuch ,ze wezwałam karetke. W szpitalu usg , badania wszystko oki . Wypuścili do domu. Cały dzien bylo oki pod wieczór zaczął mnie bolec troszke brzuch ale i krzyż. Wiec zrobiłam coś najgorszego. Zaczęłam czytac google. Wyszło, że to może być tętniak aorty brzusznej no i nadszedl duzy atak. Cisnienie skoczylo na 160 na 100 duzy puls. Starałam się uspokoić wiec wyszłam na spacer. Nie pomogło tak się bałam, nie przechodziło wiec doraźnie alprozam ( xanax) przeszlo , cisnienie spadło. Dzisiaj rano oki a później znowu natrwtne myśli;( ale dziś ratuje się ziołowymi lekami. Alprozam biore tylko przy dużym ataku. Bylam juz u tylu specjalistow. Kardiolog , bo cianienie skacze. Wszystko oki . Mam duze bole glowy , tomografia nawet 3 wszystko oki twierdza ze migrena. Były duszności wiec pulmonolog. Wszystko oki. Bole miesni , reumatolog wszyatko oki. Moje palce same sie ruszają u nóg jakby skurcze miesni neurolog. Wszystkie możliwe badania wszystko oki. Meczy mnie to zwlaszcza ze nie mam z kim o tym pogadać;( jestem sama z 2 dzieci , duzo w zyciu przeszlam. Chodzę do psychologa. Ale terpia jakoś nie do końca pomaga. Zastanawiam się nad psychiatra. Choć lekow chcialabym uniknąć;( dzis takze nie za dobrze, ale ziołowe leki uspakajające troszke mi pomogły. Czytam i czytam i widzę, że nie jestem w tym sama. Miło sie wygadac choć troszke .
  5. Nerwus82

    Powitanie

    Cześć, to mój pierwszy wpis w życiu na tego typu forum. Pierwszy, ale spóźniony o jakieś kilkanaście lat. Spektrum moich zaburzeń jest dość obszerne poczynając od nerwicy, która wywołała stany depresyjne, uzależnienie od hazardu i przeogromny bałagan w każdym aspekcie mojego życia. Generalnie kiepsko sobie radzę w prawdziwym życiu. Dlatego trudno jest mi wybrać temat wpisu na forum. A jednak wciąż żyję. Siedzę na krawędzi machając nogami od wielu lat i czuję już pod stopami prywatne dno. To wieloletnie utrzymywanie tego stanu wyczerpało mnie emocjonalnie. Włożyłem wiele energii by podtrzymywać schematy w których tkwię. A jednak wciąż coś czuję. Jestem przed czterdziestką. Mam długi na grubo ponad 200 tys. pln, brak własnych środków trwałych, nieudane małżeństwo za sobą, pracę, której nie lubię i w której obecne zarobki nie starczają mi na pokrycie wszystkich co miesięcznych wydatków. Nie stać mnie obecnie na psychoterapię. Czuję się cholernie sam z tym wszystkim. A jednak piszę o tym na forum. Szukam ludzi podobnych, szukam sposobu zmiany schematów myślowych, które wypracowałem latami. Nie chce już się bać. Chce znowu poczuć perspektywę. Rozliczyć się z tym smutnym i zdezorientowanym dzieciakiem. Kiedyś pomogła mi pewna myśl...zakiełkowała, rozlała się na wymyślony stan zagrożenia, który mnie paraliżował. Rozpuściła go. Ty tyle tytułem wstępu z delikatnie optymistycznym wątkiem na koniec. Chyba znowu pójdę w tym kierunku...tym razem nie poprzestając na jednej myśli rozpuszczającej tylko jeden problem. Chyba czekam na Was, na wasze historie...bo czuję, że w tej całej układance jesteście mi bardzo potrzebni.
×