Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ciśnieniowiec

Użytkownik
  • Postów

    96
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ciśnieniowiec

  1. Moniko ostatnimi czasy mam fatalne samopoczucie. Dwa dni temu miałem dwa ataki, obydwa wyglądały tak samo i obydwa były gdy próbowałem oglądać film. Zastanawiam się czy przypadkiem jakaś treść filmu nie wpłynęła na moją podświadomość i zabolała mnie na tyle, że nerwica postanowiła mnie od tego odciągnąć Wczoraj było lepiej, do momentu gdy próbowałem zasnąć. Wtedy miałem straszny natłok myśli i to bardzo negatywnych. Ja też tak mam, gdy niewiele się ruszam, że czuję się zdecydowanie gorzej. Ostatnio większość czasu spędzam w domu, ponieważ pogoda jest tak fatalna, że nawet na spacer się nie nadaje Wiem też, że w dniu gdy miałem ataki ciśnienie atmosferyczne gwałtownie opadło i jestem ciekaw jaki wpływ na nasze samopoczucie ma pogoda? Milky5 ja oprócz melissy nie biorę nic, chociaż melissa już chyba na mnie nie działa
  2. Dasz radę, bo każdy z nas musi jakoś dać sobie radę Jeżeli masz taką możliwość to skorzystaj z psychoterapii, dla mnie najlepsza metoda na nerwicę. Co do tematu to pewnie się powtórzę, ale moim zdaniem da radę wyjść bez leków i dla siebie nie widzę innej możliwości. W sumie sam już nawet nie wiem jak lekarze nazwali moją chorobę, ponieważ byłem u kilku i każdy nazywał to po swojemu. Nerwica lękowa i depresja, zaburzenia lękowo-depresyjne. W moim przypadku nerwica i depresja istnieją wspólnie. Brałem różne leki przez pewien czas i nie chcę więcej. Bałem się ich, bo w końcu one działają na mózg i nie mogłem przez to zasnąć(no chyba że wziąłem końską dawkę-wtedy spałem jak niemowlę), a poza tym czułem się przez nie ogłupiony. Dopiero psychoterapia przyniosła efekty. I w zasadzie kilka dni temu napisałbym o sobie, że jestem na ostatniej prostej do wyjścia z choroby, jednak ona dzisiaj mi bardzo mocno o sobie przypomniała
  3. A mi się właśnie kończy chorobowe i nie wracam już do pracy, w której byłem. Nie trawiłem jej i podejścia co poniektórych ludzi do niej. Rozumiem, że wiele osób lubi swoją pracę i szanuję to, ale nie rozumiem wczucia co poniektórych osób, dla których podrzędne stanowisko i naprawdę średnie pieniądze są ważniejsze niż zdrowie, przyjaźń czy chociażby szacunek współpracowników. Spotkałem wiele takich przypadków, bo często zmieniałem pracę, ale w ostatniej jeden koleś przebił wszystkich: był moim przełożonym, powiedzmy że asystentem kierownika, i on poza tą pracą nie widział świata i chciał by inni mieli takie samo podejście; mnóstwo nerwów straciłem przez tego gościa. Na szczęście więcej już się tam nie pojawię . Wiem, że dla wielu osób brak pracy jest przygnębiający i może powodować nasilenie ataków i depresji, u mnie jest trochę inaczej. Ja nie mam siły wstawać codziennie rano i pracować te 8h. Każda minuta w takiej pracy jest dla mnie koszmarem. Wchodząc do niej myślę tylko o tym, żeby z niej wyjść. I teraz największy paradoks: gdybym pracował w takiej pracy, która sprawiała by mi przyjemność, moje samopoczucie z pewnością by się poprawiło i zmieniłbym zdanie o wstawaniu i pracy przez te 8h. Istnieje takie stanowisko, mam pewne doświadczenie z tym związane i nawet co jakiś czas przeglądając oferty pracy napotykam się na ogłoszenia o tym stanowisku. Jest tylko jeden problem- pieniądze. W mojej poprzedniej pracy zarabiałem trochę ponad 2tys, w mojej wymarzonej pracy zarobki rzadko przekraczają 1,5tys, a jestem już w takim wieku, że pieniądze są ważne
  4. Mnie dzisiaj dopadło oglądając film więc nie uda mi się w ten sposób odwrócić ataku, chociaż na początku ataków multimedia były moim ulubionym sposobem odwrócenia uwagi. Teraz jednak to nie działa, żeby wyjść z ataku zaczynam się nad nim zastanawiać, wchodzę w niego. Powoli robi mi się lepiej, mrowienie mija, duszność też, jednak ciągle teraz ziewam. A z tym snem mam podobnie. Przez pierwsze kilka miesięcy choroby bałem się zasnąć, bo bałem się że się nie obudzę. Teraz mam tak, że nie sypiam w nocy w ogóle, zasypiam najwcześniej o 4nad ranem, a ostatni tydzień koło 7 rano, nie boję się już zasypiać(chyba, że jestem świeżo po ataku), jednak i tak nie potrafie zasnąć nawet gdy jestem skrajnie zmęczony
  5. Moniko1974, W pewnym momencie terapii, i to nawet dokładnie nie pamiętam w którym, lęki minęły, niestety pozostały reakcje somatyczne( choć już nie tak intensywne). Z każdym kolejnym dniem na terapii dowiadywałem się czegoś o sobie lub odkrywałem w sobie to na nowo. Bywało tak, że wracałem z terapii i do końca dnia nie ruszałem się z łóżka,ponieważ byłem tak wykończony, czasem rozsadzało mi głowę, nie mogłem się skoncentrować po terapii itd, jednak wyszło mi to na dobre. Zbieram siły na drugą terapię i staram się dokładnie do tego przygotować. Wiem już skąd nerwica się wzięła, co maskowała i jest tego całkiem sporo. Myślę, że całkiem sporo naprawiłem, wyrzuciłem z siebie mnóstwo negatywnych emocji. Niestety wiele jeszcze z tego pozostało. W ostatnim czasie objawy somatyczne zaczynają się u mnie nasilać i wczoraj powrócił lęk. Teraz natomiast jestem w trakcie ataku paniki, który opisałem w dziale o atakach. Jest to pierwszy atak od kilku miesięcy, chociaż powoli się już uspakajam i nie pojadę na pogotowie(choć juz takie myśli mnie nachodziły). Ten atak bardzo mnie zastanawia, bo nie wiem od czego chce odciągnąć moją uwagę. Czy od tego co już odkryłem i o czym napisałem, czy tez pojawiło się coś nowego... No i fajnie, że też stawiasz na terapię, moim zdaniem najlepsze co możemy zrobic z naszą chorobą
  6. Ok. Właśnie jestem w trakcie największego ataku paniki jaki miałem od kilku miesięcy, wczoraj miałem małe preludium do tego; teraz jest masakra. Od godziny chodze po pokoju z myślą czy jechac na pogotowie czy nie. Nie pamiętam kiedy miałem takie duszności i mrowienia twarzy jak teraz. Panikuję jak w szczycie choroby, kiedy jeszcze nie wiedziałem że to nerwica. Staram się racjonalnie podejśc do sprawy, uspokoić się i szukać przyczyn ataku, jednak nie potrafię. Kilka objawów ?( poza lękiem że zaraz wykorkuję): strasznie silne i przewlekłe mrowienie twarzy, zaburzenie równowagi, czuję się jakbym odlatywał, prawie zemdlałem, pot, duszność - nie mogę złapać oddechu, senność, napęczniały brzuch, podwyższona temperatura ciała. Atak jest tak silny i przewlekły,że autentycznie panikuję czy aby tym razem naprawdę to była tylko nerwica... A już było tak dobrze ze mną...
  7. Pstryk- może tego, że jak będziesz z kimś i obdarzysz tą osobę uczuciem, ona Ciebie zostawi/skrzywdzi/wykorzysta? Tak sobie pomyślałem po przeczytaniu Twojego postu. Wczoraj było u mnie fatalnie z samopoczuciem, dzisiaj już wszystko wróciło do normy
  8. Ogólnie świetnie sobie radzę z samotnością, jednak nie dzisiaj. Tak jak napisałem wyżej moja ex była dla mnie toksyczna i straciłem wiele nerwów i zdrowia będąc z nią. Dzisiaj przez przypadek ją spotkałem i.... czuję się zaj...ście smutny, samotny i czuję lęk. Dawno go nie było... Mam nadzieję, że jutro znowu będzie normalnie...
  9. Monika1974, byłem na jednej terapii, na której udało mi się znaleźć przyczyny choroby, dlatego taki opis. Póki co zbieram siły na drugą terapię. Rzeczywiście ciężko jest żyć normalnie, nie wiedząc co to znaczy, nie mając wzorców. Realisto, alkoholizm to niekoniecznie wódka w domu, libacja za libacją, przemoc itd. Ale rzeczywiście wiele ludzi powinno poważnie się zastanowić zanim założy rodzinę.
  10. Jak u większości dzieciństwo. alkoholizm ojca, matka i jej nadpobudliwość i lęki przed tym co ludzie powiedzą, kłótnie, brak przestrzeni w domu-> samotność małego mnie, poczucie winy, brak miłości, brak zainteresowania moją osobą, niespełnione małe dziecinne marzenia(klub piłkarski, rower, amiga , zabawki itd), poczucie że jestem gorszy od innych, brak zainteresowania nauczycieli, którzy zamiast pomóc mi rozwijać talenty, ograniczali swoją rolę do stawiania ocen i promowania swoich pupili olewając innych->alk, papierosy, dragi, dorosłość w ciele dziecka i stracone dzieciństwo, brak autorytetów wśród najbliższych, autorytetami stali się starsi koledzy-> liceum= całkowite olanie nauki, ale mimo to skończyłem je z przyzwoitymi ocenami, wieczne imprezy, autodestrukcja , wiele złych rzeczy jak kradzieże itd, pierwsze depresje -> okres po liceum, poczucie że straciłem dzieciństwo i czas kiedy chodziłem do szkoły, pierwsza praca i poczucie, że marnuję w niej czas, kolejne prace to samo, początek toksycznego związku, dalszy ciąg autodestrukcji, chęć zmiany, stany depresji -> mała metamorfoza, porzucenie imprez, próba studiowania-nieudana, wewnętrzny rozwój, próba "normalnego" życia, założenia rodziny i pracy- nieudana-> nerwica lękowa i depresja Mam nadzieję, że ktoś zrozumie o co mi chodzi
  11. Jak już kiedyś pisałem u mnie lęk przed śmiercią był i nadal jest dominującym lękiem. Wychowałem się w katolickiej rodzinie, więc jako dziecko chodziłem z matką do kościoła, przez co poznałem pojęcia katolickiego piekła i nieba. Porzuciłem tą wiarę jak miałem ok15-16lat, chociaż długo miałem przez to wyrzuty sumienia. Później czytałem bardzo wiele na temat innych religii, poznawałem je, bo szukałem czegoś w co uwierzę. Jeżeli chodzi o śmierć najbliżej było mi do reinkarnacji, takie pojęcie śmierci wydawało mi się najbardziej logiczne. Ostatecznie jednak przestałem się nad tym wszystkim zastanawiać, bo wiem że te myśli wywołują u mnie reakcję lękową... Chciałbym jeszcze coś napisać o tej małej debacie teologicznej, wywołanej przez tego kolesia, co wstawił filmik i rzucał cytatami z biblii. Ja nie jestem przeciwnikiem jakiejkolwiek wiary, jednak nie lubię gdy ktoś na siłę próbuje nawracać innych na swoją wiarę. Każdy człowiek ma własną wolę i sam wybiera w co chce wierzyć. Lubię sobie podyskutować z ludźmi na temat wierzeń, ale nie trawię fanatyków religijnych, którzy straszą innych piekłem albo wyzywają ich. Swoim zachowaniem przeczą naukom swojej religii, choćby słynne "miłujcie się". Mówię tu o katolikach, bo w naszym kraju tych mamy najwięcej Szanujcie wiarę innych ludzi, a w sercu hodujcie swoją. Peace
  12. Moje korzyści z nerwicy: a) mam wiedzę nt chorób, prawie taką samą jak studenci medycyny b) pale mniej fajek i pije baardzo mało alkoholu, bo się boję że dostanę zawału c) odżywiam się zdrowiej d) poznałem swoją wrażliwą stronę a tak bardziej ironicznie: dowiedziałem się kto jest moim przyjacielem, a kto nie; dowiedziałem się, że moja ex jest dla mnie toksyczna i zamiast się hajtać rozstaliśmy się, zaoszczędziłem kupę kasy, którą bym wydał na imprezach( wydałem je na wizyty u specjalistów, leki i taxi na pogotowie), nie mam problemów z siedzeniem do późna, w zasadzie mógłbym pracować na same nocki i tak zasypiam pomiędzy 4 a 7; cos pewnie by się jeszcze znalazło Aha, no i chyba największa korzyść z mojej choroby: jestem tak wyczulony na każdą zmianę czy ból w moim organizmie, że od razu biegnę z tym do lekarza lub dokładnie przeszukuję internet czytając o mojej dolegliwości. Dzięki temu jeśli na coś zachoruję wykryję chorobę od razu co może mieć ogromny wpływ przy leczeniu i szybszym powrocie do zdrowia, a może nawet uratować mi życie
  13. Teraz mam już mniej takich lęków, chociaż jeszcze od czasu do czasu jakiś "smaczek" się znajdzie. Z tych starszych to np: bałem się,że połknę swój język i się uduszę, oglądając filmy szczególnie te brutalne podświadomość od razu wstawiała mnie w miejsce tych pokrzywdzonych i bałem się, że coś takiego może mnie spotkać w rzeczywistości, lęk przed sufitem że mi spadnie na głowę, lęk przed przejściem przez ulicę nawet jak nic nie jechało i miałem zielone światło , ogólnie lęk przed każdym możliwym bólem i paradoksalnie dopiero kiedy zostałem pobity przestałem tak panicznie bać się bólu , więcej narazie nie pamiętam, jak sobie przypomnę to dopiszę
  14. BladeM napisałaś chorobie jak o darze, ja uważam podobnie. Jasne, że przeżyłem dramatyczne chwile i jeszcze wiele takich przede mną, ale dzięki nerwicy udało mi się jeszcze lepiej poznać siebie i odkryć co jest w moim życiu naprawdę ważne. Są dni, że nienawidzę nerwicy, że chciałbym żyć jak przed nią, ale wiem że to nie możliwe i szukam pozytywów mojej choroby i tych jest zdecydowanie więcej. Mam taką małą teorię, że ludzie z wiekiem ubierają coraz mocniejszy pancerz na siebie i robią wszystko by upodobnić się do innych, żeby nie dać się skrzywdzić. Tracą przez to wrażliwość i indywidualność. Ja od zawsze żyłem na przekór innym i chodziłem swoimi ścieżkami. Dzięki nerwicy i terapii udało mi się odzyskać wrażliwość, którą schowałem gdzieś głęboko w sobie. Nauczyłem się też rozpoznawać ludzi przed którymi mogę się otworzyć, bo wiem że mnie nie zranią. Wydaje mi się, że nerwica to choroba ludzi wrażliwych właśnie. Ci, którzy obrzucają nas niewybrednymi epitetami są pozbawieni tej właśnie cechy, no i raczej IQ tych jednostek też nie jest zbyt wysokie "Ignorancja jak wiadomo której zródłem jest niewiedza,jak możesz wiedzieć jak nie słuchasz,co jest w naszych sercach" Freddie jeżeli pisałeś do mnie, to fakt nie zrozumiałem na początku o co Tobie chodzi
  15. Mi się wydaje, że to nie więcej osób choruje, tylko więcej osób wie, że jest chora lub przyznaje się do choroby
  16. U mnie lęk przed śmiercią jest chyba dominującym lękiem. Udało mi się rozgryźć czemu. Jestem osobą, która nie potrafi zaakceptować czegoś z góry narzuconego i zawsze szukam, staram się zrozumieć itd. Dlatego dosyć szybko odrzuciłem religię katolicką i szukałem dalej, poznawałem religie i filozofie. Zawsze wierzyłem, że po śmierci coś jest, ale w pewnym momencie moich poszukiwań całkowicie się pogubiłem. To w moim przypadku chyba główna przyczyna lęku przed śmiercią, bo nie wiem co potem. A druga przyczyna moich lęków przed śmiercią to taka, że nie do końca żyję tak jak bym chciał (praca, kobieta itd) i boję się, że nie zrealizuję w życiu moich marzeń, że do śmierci będę robił coś czego nie lubię itd. O ile ciągle pracuję nad druga przyczyną lęku przed śmiercią i powoli zmieniam to jak żyję, o tyle z pierwszą przyczyną niewiele mogę zrobić
  17. Bo nas nie znają i boją się poznać. A to dlatego, że w mediach ciężko znaleźć cokolwiek na temat nerwicy, za to często powstają filmy/książki o ciężkich zaburzeniach psychicznych jak schizofrenia. Jeżeli człowiek słyszy coś o chorobach psychicznych, a nigdy nie zestknął się z człowiekiem chorym od razu kojarzy to z obrazami, które widział (tv, gazety itd)np szpital psychiatryczny i kaftany. Dlatego traktują nas jak wariatów. Przydałaby się akcja doinformowania ludzi czym jest nerwica, zwłaszcza że wiele osób na nią choruje i nawet nie ma o tym pojęcia Ale to tylko moje zdanie na ten temat. Pozdrawiam
  18. Byłem na podobnej terapii grupowej, wcześniej miałem terapię indywidualną. Moim zdaniem trafiłaś najlepiej jak mogłaś. Możesz czuć się kilka dni nieswojo, ale na pewno szybko się zaaklimatyzujesz, zwłaszcza że ludzie którzy biorą w tej terapii udział mają podobne problemy jak Ty. Podczas mojej terapii kilku uczestników wyleczyło się całkowicie z nerwicy. Niektórym potrzeba dwóch a nawet trzech takich terapii, np. ja. Powodzenia
  19. Przed pojawieniem się nerwicy piłem 3-4 sypane dziennie z dwóch łyżeczek z mlekiem. Do tego paliłem bardzo dużo. Gdy pojawiła się nerwica przez długi czas w ogóle nie piłem kawy. Później zacząłem pić, ale rozpuszczalną z jednej łyżki plus mleko i cukier, jedną dziennie, czasami ale bardzo rzadko dwie. Ograniczyłem też fajki. Kawa i fajki podnoszą ciśnienie, a ja mam lęki przed zbyt wysokim. Czasami czuję się poddenerwowany i pojawia się niepokój, gdy wypiję kawę, zazwyczaj jednak jest ok, zwłaszcza że z nią nie przesadzam
  20. Mam tak samo jak Ty, szczególnie z tym ziewaniem Tylko, źe mnie to akurat trochę filmuje, bo palę fajki. Staram się rzucić od dłuższego czasu, a przynajmniej udało mi się znacznie ograniczyć palenie. Mam lęki, że mam chorobę płuc, ale póki co do lekarza jeszcze z tym nie poszedłem i nie zamierzam w najbliższym czasie. Zrzucam to na nerwice:)
  21. Mamy trochę podobną historię- to tak na pocieszenie. Mi też lęk towarzyszył kiedyś przez cały dzień. Obecnie jest lepiej, napady mam rzadziej. Częściej natomiast inne objawy nerwicowe np: od kilku dni mam duszności i się ciągle zastanawiam.Ten niezidentyfikowany lęk z jakiegoś powodu Cię męczy. Poznałem wiele osób z nerwicą i to całkiem "normalne" co się z Tobą dzieje w nerwicy. Nie zwariowałeś i nie zwariujesz, ale radzę jak najszybciej wybrać się na terapię:)pozdr
  22. A ja myślałem, że tylko ja jestem taki wykręt poprawiliście mi humor. Mi też jeszcze czasami zdarza się mierzyć puls w taki sposób, ale robię to nieświadomie. Jeżeli podczas mierzenia pulsu ocknę się i zrozumiem co robię natychmiast przestaję. To już jest bardziej nawyk/natręctwo niż lęk przed zbyt wysokim pulsem
  23. Przeczytałem tą książkę kilka miesięcy temu i dalej palę... Po jej przeczytaniu nie paliłem jeden dzień. Ale nie poddaję się i mam zamiar skończyć z fajkami
  24. Ja chwilę po tym jak zachorowałem miałem manię mierzenia ciśnienia i pulsu. Podczas wizyty u kardiologa pani doktor powiedziała mi, żebym od czasu do czasu przyłożył palce do szyi i sprawdził puls. Oczywiście robiłem to ciągle. Czasami wydawało mi się, że ludzie uznają mnie za czubka skoro ciągle mierzę puls, więc udawałem np. że podtrzymuję głowę na ręce siedząc przy stole. W rzeczywistości mierzyłem puls. Najlepsze było gdy ktoś w takim momencie mówił mi coś wg. niego ważnego i oczekiwał mojej odpowiedzi, a ja nie słuchałem co mówi tylko liczyłem uderzenia serduszka Ciśnienie mierzyłem też czasem po kilka razy dziennie. Zwykle miałem w normie: 120/80 lub podobne, a puls pomiędzy 55 a 90. Mam 26lat, więc to całkiem dobrze. Czasem ciśnienie wychodziło wyższe, wtedy wariowałem i mierzyłem w kółko. Czasami był wyższe, bo źle założyłem opaskę na rękę, czasem bo byłem poddenerwowany i zawsze kiedy miałem atak paniki. Zdarzały mi się też spadki ciśnienia. Bywało, że miałem 100/70, zazwyczaj wtedy puls miałem wyższy. Oczywiście filmowało mnie wszystko związane z ciśnieniem i pulsem. Udało mi się jednak w miarę nad tym zapanować i staram się nie robić pomiarów częściej niż raz na miesiąc. pozdrawiam
×