Nie uważacie, że do tego wszystkiego dochodzi strach przed byciem samym...? trzymamy się kurczowo drugiej osoby, żeby fizycznie nie zostać samotnym... każdy ma swoją własną historię, ale czasem trzeba coś zakończyc żeby zaczeło się coś nowego... on jest ze mną z jakiegoś obowiązku chyba, pomaga mi się pozbierać rozmawia, ale czuję, że to już koniec... czy lepiej bez ukochanej osoby przez to przechodzić?