Skocz do zawartości
Nerwica.com

wojtek_112

Użytkownik
  • Postów

    148
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wojtek_112

  1. Góry,góry,góry i najlepiej rzebym był w nich sam
  2. Moim zdaniem może to być jakiś rodzaj lęku społecznego.Sam swoją przygode zacząłem od szkoły , choć w troche inny sposób sie to objawiało.Zgłoś sie do jakiegoś specjalisty, im szybciej tym lepiej . Taki lęk ma dużą łatwość przerzutów(przynajmiej mój )
  3. Też uważam , żę to nic złego.To kwestia indywidualna(oczywiście jakaś presja społeczna jest ale to normalne).Z tym ,że u mnie nie było problemem to że tego nie robiłem, a raczej to że chyba nie byłbym w stanie tego zrobić i nie chciałem jednocześnie chcąc.Zresztą myśle ,że przejżyście oddałem charakter uczucia wyżej , więc nie będe pisał ponownie.Dodam że troche nad tym popracowałem i sytuacja sie normalizuje .Z tym że chyba nigdy nie będe w stanie poprostu tego zrobić.To jest jakiś strach, a to nie dobrze.Może mam jakąś blokade na zasadzie urazu...zobaczymy
  4. Nie jestem w stanie wprowadzić rzadnego podziału.Poprostu uważam że jest różnica.
  5. Jest odpowieedż, troche póżno ale jest.Kolejny sen, tym razem odnośnie psychologa. Rozmawiam z psychologiem w toalecie.Takiej "puste"j i "surowej ",jak w podstawówce z białymi kafelkami i brudem gdzie sie da.Sikam do pisuaru i mówie mu coś w stylu ,że nie będe sie u niego leczył bo jest palantem, czy że jest nie kompetentny.Stoi koło mnie też jego pomocnik, stoi lekko z tyłu i nic nie mówi.Jest karny i posłuszny swojemu psychologowi, stoi , słucha i potakuje.Psycholog jest murzynem i krutkimi kręconymi włosami.Czuje sie troche zaszczuty, wkońcu jak chce odejść to mam do tego prawo a on mnie prubuje przekonać i to jakgdyby ze względu na jakiś swuj cel.Gdy mu powiedziałem, że rezygnuje bo on mi nie pasuje, lekko sie spiął,pomimo tego jest zimny i bez wyrazu.Atmosfera gęstnieje,mnie juz nie ma, jest na moim miejscu ktoś inny(nazwe go xxx).Z pod jednej z kabin wypełza oślizgła macka, która chwyta xxx .Jestem przekonany , że jest ona częścią psychologa.Trzeba xxx "uformować"mówi psycholog.Ta macka wciąga go ,a on sie nie broni, jest jakby sparaliżowany.Psychologa nie ma , jest xxx w jednej z kabin i jakaś kobieta i chyba mężczyzna w drugiej(może pomocnik).Kobieta i mężczyzna w napięciu , zamknięci w kabinie nasłuchują.XXX jest"formowany".Jakaś siła bardzo powoli i metodycznie składa go w kostke(jak stare samochody).Słychać łamane kości, jednak xxx wydaje tylko ciche i niemrawe jęki.Jak podczas jakiegoś zastrzyku , kiedy wiesz że będzie bolało ale dla własnego dobra godzisz sie na to i czasem jakiś syk czy jęknięcie może sie zdażyć.XXX sie nie broni.KONIEC Po tym śnie od razu umówiłem sie na wizyte.Uznałem ,że cały czas drygowało mną coś w rodzaju psychologicznego pasożyta ,który karmi mnie snem o potędze(sam sobie poradze)a sam karmi sie moją słabością ,wykożystując moją wiedze lub pseudo wiedze.Tym bardziej , że charakter snu odpowiada mojemu wyobrażeniu pracy psychologa wbrew wcześniejszym doświadczeniom(nic złego wcześniej mnie ze strony psychologa nie spotkało, byłem 2 rzy po 1 wizycie).Wpisuje sie w to także mój stosunek do takich technik jak afirmacje, którymi wręcz sie brzydze. To było 2 tyg temu a dziś przeczytałem: "Wrażliwość na punkcie przymusu stanowi dużą trudność w procesie terapi analitycznej, tym większą ,jeżeli pacjent jest nie tylko do przymusu negatywnie nastawiony, ale w ogóle zajmuje stanowisko negatywne.Zdarza sie wówczas , że pacjent nabiera trwałego podejrzenia, iż analityk chce wykorzystać swój wpływ i ukształtować go na modłę z góry ustalonego modelu osobowości" Ten rozdaiał(40 stron ,to tylko fragment)bardzo do mnie pasuje, z tym że została stwierdzona u mnie osobowość zależna,a to jest inny typ.Czy wie ktoś może czy jest możliwe rzeby mieć troche tego i tego?Bo z tą osobowością zależną też bym sie zgodził
  6. Nie chodzi tu chyba o egoizm typu:robie co chce bo tak mi sie podoba i reszte mam gdzieś.Chodzi tu pewnie o stawianiu wyżej w hierarhi wartości spraw które są ważne dla ciebie i które sprawiają tobie autentyczną radość, zwłaszcza jeżeli muszą być robione niejako w opozycji do kogoś innego.Tak bywa, że czasem trzeba komuś odmówić .Jeżeli taki "altruizm" dodatkowo jest oparty na poczuciu winy lub absurdalnym poczuciu obowiązku to chyba nie ma wyjścia. Jeśli jak wyżej napisała marcja ktoś zauważa u siebie jakieś pobudki niby egoistyczne to chyba tylko dobrze, bo je zauważa i w końcu lepiej czerpać przyjemność z pomagania ludziom niż przeszkadzania( tak na marginesie tez tak mialem z bezdomnymi).I nie koniecznie musi być to pierwotna postawa, pod tym może być coś jeszcze.Jeżeli założymy że egoizm można zmieżyć na skali gdzie po lewej stronie będzie jego brak ,a po prawej jego czysta postać , to ty pewnie znalazłabyś sie błiżej lewej i chodzi o to abyś poszła w prawo.Ale nie sądze rzeby chodziło o wystudiowane czyny robione na zimno. Powinnaś raczej nauczyć sie nie MUSIEĆ myśleć o(bo z tego co zrozumiałem taki masz problem) innych przy podejmowaniu decyzji lub jakichś działań , po przez zrozumienie motywów prowokujących takie myślenie a w konsekwencji działenie.Można powiedzieć ,że twoim celem powinien być egoizm pozytywny(pomyśleć o sobie) a nie negatywny(nie myśleć o innych), bo to nie to samo.
  7. Ja moge ci napisać ,że od 9 lat cierpie na lęk społeczny.Nigdy nie sięgałem po coś mocniejszego niż alkohol , oprucz paru paleń trawy(podczas jednego byłem duszą towarzystwa a podczas innego poprostu zgasłem i przyjąłem na większość imprezy postać embrionalną ).Trudno mi pisać cokolwiek , ale sądze że "przerobiłem pare tematów , więc jeśli będziesz miał jakieś pytanie to pisz.Oczywiście podstawowo wizyta i psyhologa. A dysleksja ... jak ktoś powiedział , to wyspa na morzu talentów.
  8. Z tego co sie orientuje to jest to rodzaj zaburzeń osobowości a nie jej typ.Ale jestem pewny ,że nie którzy ludzie mają taki problem.Może mieć to charaktek jakiś uszkodzeń .Rodzą sie ludzie bez nóg , ludzie co muszą żyć w ciemnościach ,co nie mogą być dotykani.Nie którzy nie mają jakiegoś rodzaju "sitka", widząc jakiś bardzo skomplikowany obraz przez ułamek sekundy nie zapamientują tylko najważniejszych rzeczy tylko wszystkie szczegóły.Nie selekcjonują i nie rozróżniają bodzców zewnętrznych .Nie wiem czy coś takiego jest uleczalne i jest to chyba inna część medycyny, ale jestem pewny że taki problem istnieje.W momencie gdy zacząłem mieć ataki nic nie jest nie możliwe i troche sie dziwie że ktokolwiek z tego forum jest w stanie mieć inne zdanie.
  9. Nie przejmuj sie na mnie też nakrzyczeli, a raczej brzydko ponapisywali.
  10. Oczywiście że można, tak samo jak ktoś inny może sie żle czuć z zupełnie inną.Można sie także z nią czuć bardzo dobrze.Powiedzenie "żle sie z nią czuć"jest troche dziwne, bo na tym poziomie to już bardziej odpowiednio byłoby napisac ,że ona sie czuje żle z samą sobą.Jest to część człowieka uwarunkowana częściowo genetycznie.Nie wiem czy można zmieniać osobowość, napewno w jakiejś części tak, ale wydaje mi sie ,że w takim przypadku nacisk powinien być kładziony na nauke i rozwój porządanych umiejętności, które ułatwią ci to i owo.Nie jest to zaburzenie osobowości tylko jej rodzaj.Już sama wiedza na ten temat pomaga w zmaganiach.Nie można też popadać w skrajność, ludzka psychika jest bardziej złożona.Możesz być introwertykiem ,a dzięki umiejętnościom nabytym w ciągu życia ,możesz zupełnie dobrze radzić sobie w sytuacjach które teoretycznie powinny ci sprawić wiele problemów.Myśle że jest to osobowość "niebezpieczna",jeśli chodzi o takie mechanizmy jak tłumienie emocji itp..tym bardziej jeśli byłeś wystawiony na trałmatyczne przeżycia, lub rażące błędy wychowawcze.Pozatym jest to też kwestia kultury i otoczenia w którym sie obracasz.W Finlandi na przykład taki typ osobowości jest jak najbardziej"porządany".Ważniejsze rzeby mieć osobowość silną bez zaburzeń ,bo tylko żyjąc w zgodzie z nią możesz sięgać po rzeczy które naprawde dadzą ci szczęście.W opozycji do niej możesz sie tylko "miotać" i prubować być kimś kim nie możesz być i tak naprawde nie powinieneś chcieć być.Myśle , że w "normalnych" warunkach nie możliwym jest żeby sie żle czuć z własną osobowością(sam z siebie).Ale człowiek ,żyje w społeczeństwie ,a współcześnie żyje w społeczeństwie , które coraz bardziej promuje to co promuje i to z wszystkich stron.Więc jeśli jesteś introwertykiem to rzeczywiście masz większe szanse rzeby czuć sie żle.Ale to złe samopoczucie jest tylko wynikiem "złych afirmacji"(oczywiście tylko hipotetycznie jeśli jesteś w takiej sytuacji,dla kogoś innego mogą to być "dobre afirmacje"),czyli sam powoli i metodycznie chłonąc nieświadomie mnóstwo informacji z zewnątrz utrwaliłeś w sobie pewne poglądy i sposub postrzegania różnych rzeczy.Paradoksem jest ,że człowiek może błędnie z resztą bez rzadnych wcześniejszych doświadczeń, przyjąć ,że coś daje szczęscie.Poświęcić zdobyciu tego wiele czasu i energi , a po zdobyciu dojść do wniosku ,że to nie to.Ze względu na społeczeństwo nie możliwym jest rzeby uciec od takich wpływów.Weżmy na przykład religie.Rodzisz sie i od małego musisz chodzić do kościoła mówić paciorek,a jak coś przeskrobiesz mamusia mówi ci że Bozia patrzy, obserwujesz babcie która tylko tym żyje itd...Od najmłodszych lat krztałtujesz różne wyobrażenia , pomysły i postawy oscylujące wokół tego tematu.Jeszcze zanim zaczniesz myśleć samodzielnie masz już "uporządkowane"spojrzenie,uporządkowane przez innych ,którzy zrobili to nie dbając o ciebie, nie dając ci jakiejkolwiek furtki samodzielności(zrobili to przeważnie dbając o siebie).A potem powstaje banda babć , dziadków i innych instytucjonalistów co nigdy nie zdobyli sie na refleksje ,co powtarzają przez całe życie zasłyszane frazesy i powielają postawy ,nigdy nie dostając szansy na wyrobienie własnego zdania.Są potem zgoszkniali , a jakikolwiek głos sprzeciwu ,czy niezrozumienia traktują jak śmiertelne zagrożenie.Takie uporządkowanie dotyczy bardzo wielu rzeczy(małżeństwo, miłość) i pozwala tonąc w szarzyżnie rzeczywistości, przetrwać względnie spokojnie , nie zauważalnie i bezproblemowo(dla innych).Ale z czasem może zacząć przeszkadzać. Krótko mówiąc, zastanów sie nad najważniejszymi punktami światopoglądowymi twego świata i otoczenia i pie*****ij je w h*j!A gwarantuje ci ,że dzięki poświęceniu paru chwil na wysłuchanie stron przeciwnych i przyjrzeniu sie innym drogom te poglądy same wrócą, ale bęą już zupełnie inne , bardziej funkcjonalne , będą tylko twoje.
  11. Nie jest to nerwica.To typ osobowości Ogólnie : Introwertyk raczej zajmuje sie sobą, swoim światem przeżyciami Ekstrawertyka zajmują bardziej inni ludzie.Introwertyk ma kłopot z opiepszeniem kogos, ekstrawertyk przeciwnie.Usłyszałem że gdyby moja osobowość poszła tak daleko ,ale w drugą strone byłbym psychopatą.Tak zrozumiałem : to którym typem jesteś decyduje w którą strone pujdziesz.Czy będziesz miał pięć żon problemy z prawem i będziesz miał skłonności rozpychanie sie łokciami , czy będziesz wybuchowy, drażliwy, lekkomyślny, impulsywny toważyski gadatliwy aktywny beztroski itd...(ekstrawertyk).A może będziesz miał jedną kobiete przez całe życie , będziesz sie kierował wysokimi normami moralnymi, będziesz nietowarzyski , apatyczny opanowany ,depresyjny, stały ,pesymistyczny itd...To oczywiście jest dużo ,dużo bardziej skomplikowane.Prawde mówiąc to musiałbym chyba przeczytać z 5 książek rzeby mieć jako takie pojęcia na ten temat ,bo interpretacja sama w sobie bez wzięcia pod uwage innych czynników nie ma raczej sensu.
  12. Dzięki.A może ma ktoś dostęp do testów osobowościowych Eysencka? Będe wdzięczny za każdą informacje.
  13. Byłem u psychologa, walnął mi test i wyszło że jestem skrajnym introwertykiem.Jeżeli wie ktoś coś więcej na ten temat będe wdzięczny za informacje.Może ma ktoś dostęp do jakichś testów osobowości czy artykółów na temat bo tropche mi to podpada.
  14. Ja na początku byłem pewny ,że Bóg każe mnie za konkretne grzechy atakami lęku.Potem "podejrzewałem"że mam zostać księdzem Świetny tekst, kilka razy go pisałem , ale zawsze na nowo mnie rozbawia.Przez pare misięcy nie wymawiałem imienia boga na daremno.Troche to dziwne, bo nie jestem przesadnie wierzący"instytucjonalnie".Ale pomogło mi głebiej spojrzec na te wszystkie rzeczy i na panów w sukienkach
  15. Dzieci po urodzeniu piją,siusiają,jedzą,robią kupe i czują. Nerwica to nie ataki, ataki to jej wynik. Nie mam oczywiście większego pojęcia o waszej sytuacji(bo trudno ją mieć po paru zdaniach), ale co jeśli twój synek coś wyczuwa i widzi sytuacje tak:mamusia żle sie czuje , odchodzi ode mnie potem wraca czując sie dobrze(to oczywiście tylko takie moje pisanie),ale dzieci pomimo tego że nie znają fałszu, są szczere i niby nie skomplikowane, mogą sie takie stać poprzez swoje dziecięce postrzeganie świata i nie umiejętność zrozumienia ,nie których rzeczy.Po przeczytaniu twojego pierwszego postu , chciałem zapytać o brak w nim tatusia(mama ,dziecko...?).Z doświadczenia wiem ,że dzieci są zdolne powiedzieć bardzo wiele w sytuacjach konfliktowych i nie tylko , (z tym że ja stałem zawsze po drugiej stronie). Jak siebie pamiętam byłem bardzo pewnym siebie , aroganckim ,zbuntowanym , a jednak wrażliwym i nie zle uczącym sie dzieckiem bez żadnych zachamowan. Z małymi wyjątkami(płacz jako jedyny podczas zawodów międzyszkolnych, lub" wewnętrzny paraliz" podczas kilku sytuacji).Z tym że po pójściu do liceum upadek na samo dno, odwrucenie sytuacji o 180 stopni.Teraz wiem że przeciwstawne postawy mogą być dwiema stronami tego samego medalu, więc nie daj sie zwieść. Dla mnie "objawy" twojego synka to wołanie, wołanie do osoby której bezgranicznie i ślepo ufa.A woła o pomoc,chce rzebyś mu pomogła rozwiązać i zrozumieć problem, który go przerasta, a może rzebyś mu pomogła sięgnąć po coś co jest mu bardzo potrzebne.Może wizyty tatusia ,lub jakieś ich wspólne wyjścia.Oczywiście jeśli jest szansa na kontakty szczere i systematyczne.Nie musisz w nich uczestniczyć i nie musisz rozmawiać ze swoim byłym.Bo z tego co piszesz to jesteś osobą inteligentną i wrażliwą , tak samo twój synek i nie chce mi sie wierzyc, że związałaś sie z jakimś jaskiniowcem . Rżnięcie głupa na ulicy w kontekście tego co pisałaś o ich wzajemnym przywiązaniu jest troche dziwne. Pozatym twoje pytanie "dlaczego", jest troche nie poważne w kontekście sytuacji z ojcem bo jesteś osobą cierpiącą na nerwice i zakładam że masz o niej jakieś pojęcie. Kończe bo zbaczam z wątku Pozdrowienia dla synka , w końcu nie od dziś wiadomo , że Wojtusie są najfajniejsze.
  16. Czy to ironia?Bo jeśli tak to chętnie ci prześle to co napisałem.
  17. Masz racje nie jestem pewny, a zmieniałem ze względu na to ,że moge zostać żle zrozumiany.Jak napisałaś żeby nie pogłębiać w nikim lęku.Tak , powinien być autorytetem i to dobże że jest dla ciebie, ale ludzie są różni a ja nie znam twojego psychiatry. Nie pisałem o samobujstwie piłkaża
  18. Takie jest moje zdanie .Nie mam zamiaru w nikim pogłębiać strachu.A psychiatra to dla mnie żaden autorytet.Choć mnie nie przekonałaś kasuje swuj post i pozdrawiam
  19. Czy ma ktoś może jakieś informacje na temat fobii społecznej?Linki książki doświadczenia...
  20. Może ci pomóc spisywanie takich problemów i myśli.Sądze że gdybyś szczerze o tym komuś opowiadał to bys sie popłakał
  21. Witam wszystkich, jestem "chory" na nerwice od 14 roku życia (moment pójścia do liceum), teraz mam lat 23 .Nigdy nie byłem na terapi i na razie nie mam zamiaru tego zmieniać, więc te pare lat były pełne upokorzeń , oraz wielu "kosmicznych"zdażeń i stanów(np.byłem przekonany że to sam Bóg zsyła na mnie kare na zasadzie gromu z jasnego nieba).Ponieważ jednym z filarów mojego stanu jest zerowa pewność siebie(nabyta), bardzo niska samoocena(nabyta), oraz poczucie wstydu(także nabyte lecz prawdopodobnie już w pierwszych latach życia) i poczucie winy , bardzo wiele rozmyślałem (początkowo z przymusu, potem coraz bardziej świadomie i z dystansem) na temat swoich zachowań, stanów,idei,zasad...na temat sympatii, antypatii i ich powodów, analizowałem też zachowania innych ludzi, co je motywuje ,co ogranicza itd...itp...Zagłębiałem sie też coraz bardziej w emocjonalną rzeczywistość mnie otaczającą ,oraz w swoją przeszłość.I teraz chciałbym sie z wami podzielić malutką częscią swojej przygody z nerwicą. W wieku 20 lat zaczęło mnie zastanawiać to ,że jestem prawiczkiem.Samo w sobie nic złego , ale moje myśli krążące w okół tego tematu wykluczały sie i niektóre z nich określiłbym jako "ciężkie".Niby nie uważałem , żeby seks przedmałżeński to było coś złego, ale z drugiej strony moralizowałem w oparciu o koścelne nauki i kiedy ktoś potwierdzał te niby moralne mądrości czułem coś w rodzaju subtelnej ulgi, uspakajałem sie(to jest ta droga).Z drugiej strony jak byłem odcięty od takich potwierdzających głosów, czy to medialnych ,czy kościelnych,czy innych ludzi , ten pomysł o seksie po ślubie coraz bardziej sie odemnie "oddalał" i "ciążył",jakby był czymś z góry nażuconym, czymś co w jakiś sposub mnie blokuje i ogranicza, podejżewałem nawet ,że może Bóg wybrał dla mnie role księdza(,znowu ten koleś).HAHAHA dobry kawał , ale tak było.Ciekawe że potem oceniając to wszystko z pewnego "dystansu" nie łączyłem tego z seksualnością.Wywnioskowałem że była to chęć poprawienia własnego wizerunku we własnych oczach. Oczywiście były to procesy wielomiesięczne ,jeśli nie wieloletnie Innym tego typu procesem jaki chciałbym opisać, miał miejsce w czasach podstawówki.Były to bardzo ,bardzo dawne czasy , kiedy byłem swego rodzaju "niezniszczalny".Wychowałem sie w "złej" dzielnicy dużego miasta,od kąd pamiętam czas wolny spędzałem na podwórku z kumplami ,siostra nazywała mnie dzieckiem wojny. Byłem jednak ,też nieznośnie nieśmiały(w nie których sytuacjach) i chyba wrażliwszy niż inni, uczyłem sie nie żle chociaż szkoła była dla mnie miejscem robienia sobie jaj , a nie nauki.Można powiedzieć ,że byłem jednym z "liderów"klasy( dzisiaj patrze na to zupełnie inaczej).W czasie gdy zacząłem dojżewać zacząłem wykożystywać swoje "możliwości wpływania" na innych,do budowania przepaści między męską a damską częścią klasy(oczywiście zupełnie nie świadomie).Nie ma sensu żebym sie w to bardziej zagłębiał .W każdym bądz razie , skończyło sie na paru konfliktach, oraz na tym że jedna z nauczycielek podjeła sie "mediacji"między zwaśnionymi stronami, co przyjmowało forme pozalekcyjnych zajęc i rozmów.Oczywiście było to dużo bardziej skomplikowane.Te rzeczy oceniłem jako chęć kontroli i posiadanie władzy(prawdopodobnie powodowane jakimiś zaburzeniami osobowości) Nie dawno podczas czytania podrozdziału odnośnie seksualności w książce"Toksyczny Wstyd" John Bradshaw, jakby mnie olśniło.Przypomniałem sobie dwa zdażenia z dzieciństwa i połączyłem z wyżej opisanymi sytuacjami 1. Wiek 3 lub 4 lata, zajżałem mamie pod spudnice, nie wiem co sie potem stało(znając moją mame może to i lepiej) , ale pamientam ,że przed moją pierwszą spowiedzią świętą ,miałem straszny dylemat jak ztego wybrnąć nie podając w moim przekonaniu największego grzechu jaki mogłem sobie wyobrazić.Może to zabrzmi głupio ale nie było siły , która mogłaby mnie zmusić do wyjawienia mojego największego i najbardziej wstydliwego sekretu.Poprostu o tym nie wspomniałem do ostatniej chwili bijąc sie z myślami. 2.Przedszkole , grupa chłopców podczas leżakowania dotykała dziewczynki tam gdzie nie powinni, karą było przejście przed całym przedszkolem ze spuszczonymi spodniami , przy akompaniamencie salw śmiechu.Przy prubie stanięcia za kolegą czy zasłaniania rękoma przedszkolanki biły. Po złożeniu tego w całośc jakby coś we mnie pękło, poczułem sie gorzej , byłem pewny że na ulicy czy w czytelni wszyscy sie ze mnie śmieją i na mnie patrzą.Podejrzewałem że jestem brudny lub coś mi sie przyczepiło, ale prubowałem zachować tważ i udawałem(nie wiem czy przed sobą czy innymi), że wszystko w porządku, nie chciałem sie "odkryć".Tego dnia czy kolejnego pobiłem chyba rekord świata w liczbie masturbacji , przez pierwsze dwie noce miałem sny erotyczne(nawet rano większość pamientałem),cały czas dziwnie sie czułem i jakbym wzrosła moja porządliwość seksualna.Trzeciej nocy miałem dwa sny , które pamientam do dziś choć mineło pare miesiący.Moją uwage zwróciło też pare innych szczegółów. Pierwszy Jestem psychopatycznym mordercą jak z horroru, o nadprzyrodzonej sile i możliwościach.Wybieram sobie ofiare i czekam na nią w nocy w parku.Stoje na górze schodów do których zbliżają sie cztery postacie, zakapturzone i w czarnych długich płaszczach.Moi jacyś dwaj pomocnicy zasłaniają mnie czarnymi parasolami .W momencie w którym postacie wchodzą na schody, zrzucam przez parasole martwą matke mojej ofiary(to najbardziej zwróciło moją uwage z innych powodów niż opisałem wyżej).Postacie rozbiegają sie, jednej z nich podwija sie płaszcz ,pod którym zauważam żółte spodnie, już wiem że to ten którego szukam.Siadam na dolnych stopniach schodów, jakimiś ruchami rąk zabijam ofiare na odległość.Jednak on zaczyna sie ruszać, wstaje,idzie potem zaczyna biec.Teraz jesteśmy na ścieżce(w parku nie daleko schodów) , ja żucam i przebijam go jakąś włócznią czy dzidą.On nawet nie drgnie i znika za dużym krzakiem czy dzrzewem.Ja w tym momencie już rozumiem że trafiłem na coś silniejszego Pchany ciekawością ,zaglądam za ten krzak i widze jakiś zwieże wielkości średniego psa, jest jednak bardzo mocno zbudowane, sprawia wrażenia wykutego w kamieniu , jest owłosione.Ja unosze sie nad ziemie i zaczynam przed nim uciekać.Uciekam z przeświadczeniem że jestem szybszy i że nigdy mnie nie złapie. Drugi Jade pociągiem , do mojego przedziału wsiada przerażona kobieta(lub już w nim siedziała).Po czym jakiś facet z ródą brodą(chyba student), coś czyta.Ta kobieta na jego widok robi sie bardziej przerażona i czujniejsza, obserwuje go.Wjeżdżamy do tunelu, jest ciemno jednak w błyskach światła widze jego twarz.Jest przerażająca, kobieta zaczyna krzyczeć.Uważałem, że jej odbiło, lecz teraz ja tez to widze.Po chwili jakby tłumienia czegoś , czy prubie opanowania sie, nie wytrzymuje i zaczynam krzyczeć strasznie przerażony i zwijam sie w kłębek ze strachu.W tym momęcie wszyscy zaczynają sie bać mnie, obserwuje mnie siostra. Jeżeli ktoś jest w stanie to zinterpretować(jeżeli w ogóle jest co), to będe wdzięczny.Ja mógłbym być nie obiektywny, obiło mi sie o uszy , że dzikie zwieże symbolizuje seksualność, a lot cheć oderwania uczuć od ciała(czy coś takiego)
  22. wojtek_112

    nerwica mija!

    Jeżeli wbijesz sobie nóż w noge, to nie bierzesz środków przeciwbólowych i nie żyjesz dalej.Musisz rane opatrzeć , jak tego nie zrobisz rana będzie gnić.Nerwica to zaburzenia psychiczne i także tak (na tle czysto psychologicznym)muszą być zwalczane.Leki to tylko część i to moim zdaniem ta mniejsza.Myśle że stres był czynnikiem uwalniającym, a przyczyna nerwicy leży zupełnie gdzie indziej(prawdopodobnie nie masz zielonego pojęcia gdzie). Ale po przeczytaniu twojego posta wnioskuje że na pewno masz gdzie szukać :) i dobrze. A tak na marginesie to gdyby to nie było forum to bym użył ostrzejszych słów bo uważam za nie dopuszczalne takie podejscie(tylko leki)
×