-
Postów
91 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Becareful
-
Moja siostra mam schizofrenie, tzn. tak określił jeden lekarz, a pozostali lekarze i psycholodzy nie stawiali przez lata takiej diagnozy. W każdym razie załóżmy, że tak jest. Poradziłem sobie z tą schizo w ten sposób, że zmieniłem siostrze warunki życia. Przeprowadziłem ją. Wynająłem mieszkanie, akurat brat się zgodził z nią zamieszkać i na początku ja też. Brat sobie dobrze to poukładał w sensie pracę itd. Siostrze mieszka się teraz dobrze. Chodzi normalnie do pracy, znalazła koleżankę. Po pracy gotuje obiad, czeka na brata, ma z kim porozmawiać. Ma swój kąt. Układ życiowy zminił się nie do poznania, a ogólny nastój się poprawił. Epizodów gorszych - nie ma. Codziennie chodzi do pracy. Czuje się potrzebna, lekko w centrum, więc nie może jakby znikać z życia, gdzieś się zaszyć. Ma swój lekko cieżki charater. Więc co do do zasady nie potrzeba doktoratów ani profesór, żyby radzić sobie z takimi zaburzeniami. Oczywiście, można tutaj zarzućic pewne kwestie. Dlaczego np. aż tak wchodzić w czyjeść dorosłe życie? Przecież tak nie można każdy jest samodzielny i sam ma podjmować decyzje... bla bla bla. Mnie też to trochę kosztowało zaangażowania, trudno, było minęło, już się z tej pomocy wylogowałem i niech sobie radzi
-
Jak tyle rzeczy w człowieku siedzi to nie ma co się dziwić, że jest ciężko Teraz jak widzę, jak dzieci są wychowywane to dla mnie science-fiction. Dziecko wbiera smak loda i koniec, ma czas, bez pośpiechu, pani ekspedientka, ludzie w kolejce mają czekać. Jak sobie wybierze to dopiero następna osoba. Jak dziecko chce nowe buty to jedzie się z nim specjalnie do galerii. Wybiera. Przymierza i przy okazji się nie kupuje czegoś więcej. Nie ogląda się innych rzeczy. Tylko buty dla dziecka, bo po to tutaj przyjechaliśmy. Więc kupujemy te buty i wracamy. Haha nie wiem, ale to są sytuacje z życia wzięte i dla mnie mimo wszystko jakieś wywołujace szok Dawniej jak był jakikolwiek lód na patyku... to już było coś. Może faktycznie trzeba skupić się i szukać pozytywnych aspektów życia
-
Kolejny temat dla mnie trudny.... w mojej opinii mieszkanie, swój kąt jest bardzo ważny. Trzeba mieć i chcieć wracać do domu, a może być z tym różnie. Ja akurat siedzę na wynajmie (wynajmuję pokój), mam znajomych w podobnej sytuacji, ale jak to każdy mówi to nie życie. Jest możliwość wynajęcia mieszkania, ale kasy już raczej nie odłożysz. 500+ mam wrażenie, że rodziną z dziećmi i rodziną średnio zamożnym - bardzo pomogło. Akurat dla nich to przez te lata była pomoc. Natomiast młodym osobą bez dzieci końcowo 500+ utudniło wręcz zaszkodziło. Ceny mieszkań, najmów poszły do góry. Jedyna opcja to dobra praca, dobrze płatna, ale ja z tego wysiadam. Często takie stanowiska wiążą się z odpowiedzialnością, presją, a to już nie dla mnie. Albo zostaje opcja za granicę do pracy, myślę okej rozwiązanie. Jednak psychterapetka nie uważa tego za dobrą opcję, domyślam się, że nie mówi tego na podstawie widzimisię tylko z doświadczenia..
-
Nie przekreślał bym opieki zdrowotnej, tym bardziej, mam nadzieje, jednostkowym zdarzeniem. Oczywiście na pewno można byłoby polepszyć wszystko ale są mimo wszystko dobrzy lekarze i dobre szpitale. Wracając do osób z zaburzeniami itp. Rozmawiałem kiedyś na ten temat i wg mnie ten temat jest pomijany przez państwo, społeczeństwo. Ludzie często ze schizofreniami są pozostawienie sami sobie. Podobno tez słabo jest z leczeniem psychiatrycznym dzieci. Terapii na NFZ w dużym mieście realnie nie ma
-
kebe1789 Właśnie jeszcze oprócz życia rodzinnego to jeszcze jest kwestia życia zawodowego. Chyba powinna powstać pewnego rodzaju debata na temat takich schorzeń w kontekście zakładania rodziny, życia zawodowego uważam temat za nie mniej ważny niż górnicy, czy parady równości, etc. Miałem się umówić na konsultacje z lekarzem, co prawda nie mam i nie miałem leczeni farmakologicznego, ale pewne schorzenia ograniczają moje zdolności zawodowe. Głównie stres wpływa na brak koncentracji, szybkiego myślenia, do tego problemy w pracy zespołowej, itd. i zastanawiałem się jak to powinno być, czy mogę pracować czy nie? Jeśli nie to L4, niezdolność do pracy? Nie spotkałem się jeszcze z ogłoszeniem o prace gdzie wymagane jest pełne zdrowie fizyczne i psychiczne. Co do zasady badania okresowe medycyny pracy chyba powinny sprawdzać też zdrowie psychiczne? Byłem kilka razy i nie przypominam sobie takowych weryfikacji. Co więcej z tego co czytałem nie ma konieczności informowania pracodawcy o swoich schorzeniach, problemach zdrowotnych. Wiec kto ma podjąć decyzje czy mogę pracować czy nie? Dla mnie jest to ważne, bo akurat ostatnie dwa lata pracy mnie strasznie sponiewierały. Wręcz sprawy zacierały o sprawy sądowe. Mówię o stanowiskach kierowniczych gdzie kieruje się ludźmi, organizuje miejsca pracy, a także podejmuje decyzje finansowe. Dlatego nie jest taki temat dla mnie śmieszny. A teraz zrezygnowałem z pracy i szukam odpowiedniego kierunku dla mnie
-
Chyba są to dylematy osób przed poważnym związkiem, ślubem, myślami o rodzinie... a po przejściach, przynajmniej u mnie tak jest jak planować przyszłość Ciekawe jest to, że byłem na weselu w weekend i taka uroczystość powoduje mieszankę emocji. Czasami smutek, cierpienie - jak widzisz, że komuś się układa, że jest fajnie, a u Ciebie lekko gorzej. Ciekawe jest to jak spotykasz rodzinę, zasiadasz do jednego stołu - można wszystko skonfrontwać, można o wszystko zapytać. Może się okazać, że strach ma wielkie oczy. To co się o kimś mówi, często się wyolbrzymia a w praktyce jest okej
-
Generalnie sam nie wiem, jak Kościół podchodzi do związków osób z takimi chrobami i jak ogólnie do takiej sprawy podejść. Z jednej strony fakt, zatajenie np. przed ślubem takiego faktu leczenia / chorowania, musi umożliwiać rozwiązanie takiego ślubu. Z powodu choćby takiego, że wiem jak się żyje z osobą w depresji (z własnego doświadczenia), jest to nieprawidłowe funkcjonowanie (nawet prawnie można mieć problemy). Więc jeśli ktoś się wyleczył, albo podleczył - bierze ślub, a potem ma gorszy stan i wychodzi historia leczenia, to w takiej sytuacji również uważam za zatajenie chorby, pomimo podleczenie / wylczenia. Więc wydaje się zdrowe podejści Kościoła do tego, Kościoła jako stażnika rodziny, przede wszytkim rodziny pełnowartościowej, z założenia dobrze funkcjonującej. Oczywiście pewnie można się spierać w tym temacie dalej. Ktoś może powiedzieć, wszytko ok, ale przecież pytali czy chcecie wytrwać w chorobie, w złej doli... aż do końca życia? Czyli wchodzi tzw. życie : ) Zkładamy, że są dwie osoby w pełni zdrowe i chcą założyć rodzinę. Były zdrowe, są zdrowe. Każdy zadolowny - niech biorą ślub, a czy taki osoby mogą poważnie zachorować? Myślę, że mogą. Więc jaka jest różnica? Jak będzie ta rodzina wyglądać? Czy życie jest idealne..
-
@Dalja Właśnie hmm podobne przemyślenie przeze mnie przeszło. Ogólnie nadano nazwy chorób / stanów - depresja, nerwica, trauma, zaburzenia, itd. Tymi nazwami się posługujemy. Niemiej jednak hm, te nazwy to często doświadczenie z dzieciństwa. Doświadczenia gdzie widziało się często krzywdę mamy, jej cierpienie, przykrość, płacz... Cierpienie ojca, bądź pewnie bardziej agresora. Mogło nastąpić w tym dzieciństwie wrażenia uczestnictwa w pewnej wojnie, walce. Bitew, które rozgrywały się kilka razy w tygodniu. W pozostałe dni wyczekiwanie, niemoc wytrzymania ze sobą, strach. Mogły pojawiać się dodatkowe problemy w szkole z nauką, w kontakcie z rówieśnikami, z wycofaniem, z poczuciem wstydu, nie akceptacją siebie, zamknięciem się w sobie. Wszystko mogło zostawać stłumione. Pozostawać w środku. Mógł być strach z zaproszeniem kogoś do domu. Mógł rozwijać się coraz większy strach, wręcz lęk, przerażenie. Ciągły niepokój. Wszystko zawsze kończyło się tak samo, czyli bitwą. Nigdy nie mogło się to skończyć, w końcu być dobrze. Chociaż na chwilę wszystko ok. Tylko ciągłe napięcie. Do tego jakoś trzeba funkcjonować, to udawanie w społeczeństwie normalności. Tylko czasami w normalnych sytuacjach jakiś atak lęku, jakiś paraliż - hmm nie wiedzieć czemu - występował. Jeżeli wraz z dorastaniem jeszcze pojawił się rozwiązania na te problemy typu jakieś używki, uzależnienia od substancji, czy internetu, porno, szukania kogokolwiek, toksycznych relacji, to efekty są zgodne z nadanymi nazwami chorób / stanów. Takie sytuacje, dzieciństwo, problemy z dorastaniem lub brakiem dorastania w dorastaniu trwały całe lata. To są lata. To jest rok, to jest drugi rok, to jest pięć lat, to jest siedem lat, i osiem, już dziesięć lat, teraz dwanaście lat, zaraz piętnaście lata, jeszcze chwila i dwadzieścia lat, może już dwadzieścia pięć lat, może dwadzieścia osiem. To są lata, to są miesiące, dni, to są godziny wyczekiwania, to jest siedzenie i czekanie i czekanie, czekanie czy usłyszysz dźwięk otwieranej klamki do drzwi. Dźwięk kluczy, otwieranego zamka, kogoś za drzwiami. Kogoś kto przyszedł i chce wejść. Czekasz. Już nie wytrzymujesz. To ojciec. A zaraz się dowiesz czy jest pijany. Twoja rola to dbanie o rodzinę, ochrona mamy, ochrona rodzeństwa. A teraz masz się skupić skoncentrować, pracować, żyć normalnie. Jest 2023 rok. Pójść do pracy, wrócić, zrobić zakupy, posprzątać, zrobić jedzenie, pójść spać. A Ty jesteś na wojnie. Ta normalność jest tak - dziwna - że nie możesz się do niej przyzwyczaić. Depresja jest naszym budulcem, ona płynie w naszych żyłach razem z krwią. Nerwica, lęki one nas ukształtowały, one nie są obok, one są naszą częścią zwartą w konstrukcji. Mózg jest zbudowany doświadczeniami, on tak pracuje - to jest - jego normalność. Nie zależy nam na sobie nawet w jednym procencie - tak, nie zależy.
-
-
-
Źródło naszych potrzeb - więzi z najbliższymi
Becareful odpowiedział(a) na johnn temat w Psychologia
Według mnie nie ma znaczenia fakt odejścia ojca gdy miałeś 17 lat, ponieważ pewnego rodzaju odejście - tak się domyślam - mogło nastąpić dużo wcześniej. Dlatego przez lata mogłeś przywyknąć do braku relacji, więc to fizycznie odejście nie zrobiło na Tobie wrażenia. Natomiast odnośnie oceny relacji jako dobrej. W sumie jakbym z kimś mieszkał, nie kółcił się, nie nakazywał, zakazywał, czy coś takiego mocniejszego, to taką relację pewnie nazwałbym dobrą. -
A tak ładnie napisałem No to inaczej mówiąć, na przykładach. Możemy zadawać sobie trudne pytania typu: dlaczego mi się przystrafiła depresja, natręctwa, a inni tego nie mają, mają znacznie lepszy start, mają wspracie w rodziacach, a ja go nie mam. Czemu mam zawsze pod górę? Mam np. 40 lat i zmarnowany świat, bo nie udało mi się z tym i tamtym, i tamtym... Są to pytania na które nie ma jakieś dobrej odpowiedzi, ale zadawanie takich pytań może mieć negatywny wpływ, np. pozbawiać energii. Analizowanie takich sytuacji może wprowadzać w taką ślepą uliczkę - bezczynności. Ponad to, właśnie może powodować, że "nie skupiamy się na codziennych czynnościach i sytuacjach", np. zamiast zadbać o siebie - o jedzenie, zdrowie, sport, wypoczynek, ubranie, czas wolny, hobby, zadbać o kogoś, o relacje na której nam zależy. To wspomniane analizowania / zadawanie trudnych pytań - może przysłaniać właśnie taką codzienność, która w przeciwieństwie, może dawać energię ale taką życiową. Kończąc wg mojej opinii, żeby to zrozumieć trzeba zmienić myślenie z takiego przypominającego ofiarę losu, na w pewnym sensie działanie, skupianie się nie na problemach tylko na codziennści, na rzeczach rozwijających
-
Hej, piszę informacyjnie o tym, że umiejętnością jest powściągliwość od niezdawania trudnych pytań, ograniczenia ilości przeprowadzanych analiz sytuacji trudnych. Natomiast sztuką jest skupienie się na codziennych rzeczach, czynnościach i sytuacjach, w których możemy robić swoje. Zrozumienie tej sztuki, nastąpi w zasadzie wyłącznie przez autopsje.
-
Hej, wiedzy niestety nie mam na temat rodzajów obiektów lękowych. Natomiast Twój wpis dużo dla mnie wnosi. Mając lęk przed czymś w zasadzie zaczynamy to mieć, czyli boję się, że będę miał depresje, po czasie ląduje w szpitalu z depresją To taki samo spełniający się lęk Pozdrawiam, Łukasz