
Vizyo
Użytkownik-
Postów
486 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Vizyo
-
No u mnie tak było dosłownie wykluczany byłem, non stop wyzwiska w szkole podstawowej Karzeł, Jaki ty jesteś niski, Dziewczyny są wyższe. Los chciał, że przerosłem 80% moich dręczycieli. Jakoś nie mam ochoty się mścić, po wzroście nadszedł czas zarostu koledzy 16,17,18 lat już pierwsze brody, nie golenie się, okazywanie męskości. A ja zawsze gładziutki na twarzy i pytali czemu ty nie masz zarostu? Śmiali się, ale tu odpowiadałem, że gole się często. Odpuszczali. Lecz nie rozumiem jak można kogoś dręczyć za wzrost i inne rzeczy na, które nie ma wpływu. Nauczyciele rzadko kiedy reagują lecz przez takie "niewinne zaczepki". Gdy ktoś nie ma wsparcia w domu. Kończy się to latami terapii, traumą, albo jeszcze gorzej. Ja jakoś wychodzę z kompleksów jak wspomniałem wcześniej wzrost mnie już nie obchodzi, a kompleks zarost czasami trochę mnie pomęczy, ale bardzo szybko przechodzi.
-
Pytam tak z ciekawości skąd według ciebie biorą się takie problemy, w sensie tak niska samoocena? Jak ja byłem niski i ktoś był niższy odemnie a był towarzyski pełny życia, to myślałem, ale ten człowiek musi być nieszczęśliwy. Przeszło mi to, ale nie wiem jaka jest przyczyną takiego stanu rzeczy, takich przekonań.
-
@Wentyl1996 Ja mam podobnie do ciebie, tylko u mnie jest inny problem. Nie mam zarostu 20 lat na karku, a zarostu tyle co nic. Koledzy mają brody, lub jakiś zarost widoczny. A ja nic i pogodziłem się z tym, po prostu przegrałem na loterii genetycznej i nic więcej. I wiem, że na każdej imprezie muszę mieć przygotowany dowód, bo sprzedać mi alkohol to jest zawsze długą drogą. Lecz gdybym się tak tym przejmował i przypisywał temu wszelkie nieszczęścia, to bym nigdy nie ruszył z miejsca. I bym zaszkodził tylko sam sobie, bo i tak się nic nie zmieni, czy będę wściekał się czy nie. Więc już lepiej żyć z uśmiechem, bo i tak na jedno wyjdzie. Życie rozdaje karty niesprawiedliwie i tyle, nic nie poradzimy. Trzeba żyć, bo w życiu są rzeczy ważniejsze, niż wygląd.
-
Masz już 29 lat sądząc, że nick nawiązuje do daty urodzin. Wiesz, że już raczej nie urośniesz. Więc dlaczego tak desperacko próbujesz zmienić coś, czego zmienić nie możesz? Nic nie wniesie to do twojego życia. Akceptacja takiego stanu rzeczy, naprawdę ułatwiła by Ci życie. Lecz nie wiem dlaczego uważasz, że 177cm to mało?. Czy w twoim towarzystwie są sami siatkarze, koszykarze, że, aż tak się wyróżniasz?
-
Nie jesteś niski.
-
Jeżeli bardzo chcesz urosnąć i nie możesz się zaakceptować. Znajdź zestaw ćwiczeń, które mogą pomóc rozciągnąć się do 1-2cm. Na sklepie play jest taka apka do tego. Nie wiem czy pomoże, ale zaszkodzić nie zaszkodzi. Lecz musisz pamiętać, to nie wzrost jest problemem. Tylko brak samoakceptacji 2 dodatkowe cm wzrostu, naprawdę nie sprawi, że nagle twoje życie cudownie nabierze kolorów.
-
Próbowałeś ćwiczeń rozciągających?
-
Ja się wiele rzeczy nauczyłem, na swój sposób zrozumiałem to błędne koło. To znaczy miałem kompleks wzrostu, wyszedłem z niego. Teraz zaczął się u mnie kolejny kompleks "Mizerny zarost" Mam już prawie 20 lat, a zarostu tyle co nic. Oczywiście, u mnie w klasie koledzy już go mają. Lecz przestałem im zazdrościć, zrozumiałem, że szkoda na to sił, bo to, że będę się przejmował nic nie zmieni. Nie wyrośnie mi od tego zarost. Pogodziłem się z tym, że późno dojrzewam i nie mam na to wpływu. Zanim jednak to zrozumiałem musiałem wiele wycierpieć. I nie wierzyłem w bajki o samoakceptacji, a jednak to jedyna droga, by być szczęśliwym.
-
Wyjaśniłeś mi to bardzo dokładnie i dobrze, bardzo Ci za to dziękuję. @Relfi Tobie również dziękuję za porady bo były pomocne. @Dryagan rozbił mi to bardziej na czynniki pierwsze. Kluczem było tutaj, że porównuje swoje najgorsze momenty z ich najlepszymi i nie jest to sprawiedliwe porównanie. I bardzo współczuję Ci z powodu utraty brata w tak młodym wieku na pewno nie jest Ci z tym łatwo. Masz rację nie wiadomo co kogo w życiu czeka.
-
Może to źle zabrzmiało, nie oczekuje czyjegoś potknięcia, ale tak to zabrzmiało. Po prostu mam dosyć tego, że oni mają ciągle szczęście, a ja przeważnie pecha. Bardziej chciałbym poznać przyczynę tego stanu rzeczy. Bo dla mnie to nie jest logiczne, że ktoś się w czepku urodził i ma całe życie lekko, a druga osoba całe życie się meczy. Czy wtedy to oznacza, że bytowanie ma sens? Czy żyjemy po to by trwać wedle kart które rozdał nam los i nie mieliśmy na to wpływu? Czy to nie brzmi bezsensownie?
-
Moim zdaniem nie wiadomo skąd to się bierze, że osobom się ciągle powodzi dobrze przecież jest Ying i Yang powinno być raz tak raz tak. A ciągle u nich jest dobrze nie zaznają gorczy. Co przyczy teorii równowagi.
-
Dzisiaj sytuacja znów się powtórzyła, oni ściągali i piękne wynik, a ja uczciwie i słabiej. Mogę mieć tylko nadzieję, że matura ich zweryfikuje.
-
Powiem Ci tak, że muszę się wziąć za siebie muszę się pogodzić, że oni mogą mieć łatwiej całe życie. Ja nie mam na to wpływu, ale to, że się tym przejmuje, to mogę tylko pogorszyć swoje życie, a oni tak czy tak będą mieli lepiej. Mówiąc pokrótce muszę wziąć się za siebie i nie patrzeć na nich. Gdyż, oni i tak spadną na cztery łapy, a ja mam ciężej to muszę więcej dać z siebie by mieć podobnych efekt osiągnięć co oni.
-
Rozumiem twój przekaz, ale nie wiem dlaczego oni mają tyle szczęścia, a ja takiego pecha. Nie chcę się rozczulać. Trwam, ale każdy dzień zaczynam od tego, jak im się powodzi, a ja dalej pod górkę.
-
Jest niestety, jeszcze drugi problem, który myślę, że z waszą pomocą też jakoś mi się rozjaśni. Chodzi o zazdrość, muszę się przyznać, że mam dość już tego. Prawie wszystko w życiu przychodzi mi z trudem. Zawsze muszę się ogromnie starać i dawać z siebie dużo by coś osiągnąć. A moi znajomi mają wszystko to co ja tyle, że bez wysiłku. Dam przykład na egzaminy, testy uczę się ciężko, bo nie mam takiego daru by umieć kombinować. Zaliczam, lub nie, a moi znajomi ściągają i nauczyciel nie widzi i mają 5. Ja gdy próbuję zaraz zostaję zauważony. Prawo jazdy ja staram się dokupuje godziny, i nic nie mogę zdać, a znajomy był dużo gorszym kierowcą. I zdał miał dobrego egzaminatora dobry dzień i się udaje, teraz oczywiście non stop się tym chwali. W prawie każdej dziedzinie życia moi znajomi mają łatwiej niż ja. I żyją bez stresowo, a ja jestem chodzącym kłębkiem nerwów. Stąd też pytanie do was, jak sobie pomóc z taką chorobliwa zazdrością. Bo wiem, że we mnie jest problem, a mówią, że gdy się dostrzeże problem i potrafi go opisać to już w połowie jest rozwiązany Czy przeżywał ktoś z was kiedyś coś podobnego?
-
Zmiana o 180 stopni zacząłem się gorliwie modlić o to bym umiał zawiązywać przyjaźnie. Nie wiem, czy to przypadek, czy też modlitwa pomogła. Lecz odezwał się do mnie stary przyjaciel. Codziennie piszemy gadamy, również napisałem do dziewczyny, która mi się podoba i ja jej chyba też. Naprawdę w tym roku zaczynają się już od początku dziać dobre rzeczy. Ja zawdzięczam to wierzę i modlitwie. Lecz każdy ma własne wytłumaczenia na poszczególne zdarzenia.
-
Oto co wywnioskowałem z waszych komentarzy. Po pierwsze, że to jak wyglądam mnie nie definiuje, a jeżeli ktoś ocenia mnie przez pryzmat wyglądu nie jest na tyle dojrzały bym z nim konwersował. Po drugie muszę ćwiczyć pewność siebie, bo każdy jest wyjątkowy i nie mogę dać sobie wmówić, że jestem nikim. Oraz, że muszę być realistą i stopniowo otwierać się i nawiązywać znajomości wszystko przyjdzie z czasem.
-
Dziękuję za szczerość.
-
Próbuje, ale to nie działa, każda relacją którą zaczynam nie owocuje. Jak ja i przyjaciel poznajemy jakąś osobę. To zawsze jest tak, że pisze ona do niego, a do mnie nie. I spotykają się później bezemnie. Ja już przez to wszystko mam wyrobione coś takiego, że dużo zdarzeń przewiduje z dokładnością 95% co się wydarzy. Np w serialach kto jest tym złym, a kto dobrym. Mam bardzo samotne to życie. I pomimo wszelkich starań zaczynam się godzić, że nigdy nikogo nie znajdę. Bo po prostu jestem nudny i nieatrakcyjny. Dziękuję, że mi pomagacie, ale chyba trzeba trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość By był wygrany musi być przegrany, ja jestem w tej drugiej roli niestety...
-
Rozumiem I dziękuję za wszystkie komentarze są bardzo pomocne. Lecz muszę opisać wam to bardziej dokładnie byście bardziej zrozumieli czego to dotyczy. Oglądałem filmiki, czytałem książki na temat pewności siebie. Lecz mało z nich rozumiałem, Jeden facet mówił, że trzeba myśleć Wyglądam jak wyglądam i nadal jestem za***isty. Ja niestety nie potrafię tego zrozumieć. Jeżeli mamy kompleksy, których nie umiemy zaakceptować i źle się czujemy z samym sobą to jak możemy zacząć tak o sobie myśleć? Np Jestem pewny siebie, a ludzie dla żartu wytykają mi mój kompleks. Bo tak z reguły jest, że jak wyczują twój słaby punkt to w niego celują. To jak zyskać pewność siebie z docinkami, nawet nie koniecznie złośliwymi. Po prostu żartami rówieśników, które tak bardzo bolą?
-
Ja trochę obwiniam swój wygląd tym, że nie mogę zbudować trwałej relacji z dziewczyną, albo jakąś relacje przyjacielską. Gdyż ciągle komentują, że mam 19 lat a wyglądam na 15-16. I zawsze nie dowierzają lub śmieją się, gdy mówię ile naprawdę mam lat. Mimo, iż staram się być pewnym siebie. Przez takie ciągłe komentarze od dziewczyn, rówieśników zaczynam popadać znowu w kompleksy. Prawie całkowicie tracę wiarę w siebie, pewnie znowu będzie załamka
-
Ja zauważyłem, że dzisiaj jest mało tematów do rozmowy tak naprawdę. Widzę po swoim pokoleniu, że mają mało zainteresowań (Oczywiście mówię to na własnych przypadkach, które znam, na pewno jest wiele osób, które mają wspaniałe zainteresowania) U mnie zawsze, jak próbuje kogoś poznać to zawsze jest rozmowa Hej co u ciebie? Odpowiada Dobrze lub Co robisz? Odpowiada Nic. Taka konwersacja jest bezsensowna. Lecz za to, że nie mogę znaleźć przyjaciół lojalnych obwiniam siebie. Bo nie może być tak, że tyle osób mnie olewa bo wina jest w nich. To by było bez sensu. Próbuje zrozumieć co robię nie tak, ale nie mogę znaleźć nic takiego charakterystycznego co mogłoby odpychać odemnie ludzi.
-
Też będę starał zaczynać się tak myśleć. Kiedyś miałem podobne obesysjne myślenie na temat wzrostu. Zawsze wmawiałem sobie bzdury, że jestem niski, mimo, że nie byłem. Miałem 178cm wzrostu, co jest bardzo dobrym wzrostem. Lecz wtedy byłem tak zakompleksiony człowiekiem, że myślałem o sobie jak najbardziej krytycznie. Nie wiem czemu miało to służyć, ale taki okres w życiu był. Teraz tego żałuję, lecz nawet jakbym miał 170cm czy mniej nie ważne. Nie definiuje to mnie jako człowieka. Jestem wysoki, to jestem wysoki,niski to niski. Jest to taka cechą jak kolor włosów, oczu, skóry, czy to w jakim kraju się urodziliśmy. Jest to od nas niezależne. Przepraszam, że zszedłem z tematu, ale chciałem przedstawić jak to u mnie wygląda. Wyrosłem z tego, to pewnie i to mi minie i wkrótce będę się cieszył, że jestem sam, a nie z ludźmi którzy są dla mnie fałszywi i mają mnie gdzieś.
-
Od dawna mam ten problem, ale zastanawiałem się długo czy napisać go tu na forum. W końcu przełamałem się i napisałem. Naprawdę warto było wasze komentarze rozjaśniają mi troszeczkę obraz sytuacji. Musiałbym dokładniej sprecyzować czego dotyczą problemy kiedy jak. No, ale każdy widzę rozumie o co chodzi bo to wszystko składa się w jeden problem czyli Brak zainteresowania.
-
Oto właśnie chodzi słowo klucz "Ważnym" Ja rozumiem, że ktoś jest zajęty i nie ma czasu, ale odpisywanie po kilku dniach, lub całkiem zlewanie tematu to jest nie pojęte. Chciałbym być dla kogoś ważnym, bo przeważnie pełnię rolę opcji tzn. Fajnie, że jesteś, ale jakby nie było Cię w moim życiu to też by się nic nie działo. Miałem kilku znajomych jak oni mówili, że nie przyjdą to prosili ich o zmianę decyzji namawiali. A gdy ja odmówiłem to były komentarze Ok, Spoko, Nic się nie dzieje, Rób jak chcesz. I nie mówię tu o tym, że chcę być kimś wielce szanowanym, chcę otrzymać od osoby którą darzę szacunkiem odwzajemnienie. W skrócie chciałbym mieć kogoś dla kogo będę kimś więcej niż opcją. Dziękuję za filmik na pewno obejrzę. Lecz ważniejsze jest dla mnie twój wcześniejszy komentarz. To prawda nie umiem odpuścić. Próbuje czasami sprawić by osoba ta poczuła to co ja. Lecz to jest na marne bo jej to nie obchodzi. Ona ma to gdzieś czy napisze czy nie, wiem to bo widzę snapy relacje, że mnie to potrzeba jak dzieje się tylko jakiś problem. Z drugiej strony gdybym całkiem zerwał kontakt byłbym już całkiem samotny co, by pogorszyło tylko mój stan. Więc muszę wszystko znosić i cały czas udawać miłego by utrzymać te kilka osób, które mnie w ogóle nie szanują. Chyba jeszcze nie jestem na tyle dojrzały emocjonalnie by wytrzymać samemu.