haha 24 lata*
byłam u kilku psychiatrów.
Od jednego usłyszałam: osobowość schizoidalna, narcystyczna i depresyjna
Jeden przepisał mi leki, bardzo dużą dawkę na depresję. Po 2 latach inny psychiatra mi je odstawił.
Pogorszony nastrój, anhedonia...
Prawdę mówiąc codziennie mam wrażenie, że zaczynam moje życie od nowa.
To kim jestem jest bardzo zależne od ludzi wokół.
Często się dysocjuję, jak byłam w związku, 2 letnim, to moje życie się kręciło wokół tej osoby, jakoś zaczęłam inaczej patrzeć na swoich znajomych i zaczęłam praktycznie nowe życie. Ten związek był moją ucieczką od rodziny i matki. Moje wewnętrzne zasoby się totalnie zmieniły, zachowanie... Pojawiły się możliwości, świat nie był taki ciasny a ja taka nieporadna... Skończył sie związek to się posypałam, to mnie po prostu fizycznie boli w głowie, wszystkie te zmiany...
Nie wiem czy losowy człowiek z ulicy może to zrozumieć
Może mi się wydawać, że siebie znam, ale wystarczy, że moim codziennym otoczeniem nie są ludzie na studiach i się sypię.
Tak też kontakt z drugą osobą, czym jest terapia budzi we mnie obawę, że skończę terapię i wrócę do punktu wyjścia, jak zawsze...
Wystarczy że mam współlokatorów, z którymi nie gadam za bardzo, ale tworzę jakąś dziwną sieć zależności od nich. Czuję się jak w klatce, bardzo duża część mojej uwagi, która mogłaby mi pomóc w rozwiązywaniu moich spraw i po prostu zostać poświęcona mojemu życiu wędruje nawet nie wiem kiedy do ludzi wokół. Że jeden sąsiad kaszle od października. Co sobie pomyśli ta dziewczyna...
Mam wrażenie, że krytykują każdą moją czynność, którą usłyszą przez ściany.
Zapominam całe okresy swojego życia. Moja osoba nie ma żadnej spójności.
Ostatnio otworzyłam moją starą konwersację ze znajomym z którym już nie gadam i praktycznie mam wrażenie, że nie wiem, kto to pisał.
Mam wrażenie, że nic mi w życiu nie wolno. Że ktoś mi musi pozwolić.
Mam wrażenie, że mówię za dużo i trochę się tym "gwałcę"
Będąc na terapii bardzo szybko czuję się niezrozumiana, zdominowana, zdewaluowana.
Moje życie zaczyna się kręcić wokół tego jednego dnia w tygodniu. Wchodzę w rolę w którą będę się zagłębiać i zagłębiać, moja świadomość (i tak słaba) że jestem swoją panią znika.
Tragicznie się zafiksowałam na sobie i na terapii, nie umiem mówić o uczuciach.
Chciałabym rozumieć to kim jestem, czy ja umiem myśleć abstrakcyjnie czy nie. Jeszcze 2 lata temu umiałam a teraz? Całą swoją szafę mogłabym wywalić, kiedy oglądam ubrania to nie wiem co mi się podoba i ubieram się na szaro.
Skończyłam terapię grupową DDA, bardzo źle zniosłam koniec tej terapii
próbowałam kiedyś terapii gestalt i bardzo pozytywnie na nią reagowałam, niestety na nfz tylko chwilowo mam możliwość, to było na początku studiów
Zwykle trafiam na psychodynamiczną.
Odnajduję się w opisie osobowości masochistycznej i symbiotycznej.
Raczej oczekiwałam tego od terapii, że to czego chcę będzie ważne, zauważenie tego czego chcę, stawianie granic