Skocz do zawartości
Nerwica.com

carlos

Użytkownik
  • Postów

    568
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez carlos

  1. No mam teraz podobnie, ale jakoś to ciągnę... Głównie rzucam się w wir pracy, tylko to pomaga... tylko problem taki, że jak mam wolne czuję się 100 razy gorzej. Nie chcę Ci stawiać diagnozy repair ale nie jestem pewien co do diagnozy z pogotowia. Moim zdaniem jesteś nakręcony to sił maksymalnych, utopiony w strachu, ktory płata Ci takie figle. Zobaczymy jednak co Ci powiedzą lekarze, ja trzymam za Ciebie kciuki.
  2. Wcześniej już pisałem w tym temacie, wtedy jeszcze ten seks nie był problemem a głównie myśli non stop... A porno i masturbacja no jakoś to wszystko w trakcie naszego związku zaczęło wychodzić jako problem, no ale wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że to może być tak złe. Z tego co piszesz wynika, że ja nie kocham... I teraz siedzę z gębą skręconą, że może tak jest naprawdę... Płakać mi się chce! a Z tym porno tak właśnie jest jak napisałaś - bariera.
  3. Ojj kochani, kochani... Kiedy nas ten diabeł wreszcie opuści... Ostatnio moja wyjechała. Powiem wam, że standardowo widząc ją w pociągu zaczęły mi się tlić łzy, bałem się o nią, napisałem jej esa... Ale dzieje się to czego z góry się obawiałem. Mam wrażenie, że ja nie tęsknię... Ehh, na szczęście wraca niedługo :) Co do bliskości mam jak wy... Seks teraz z moją nie sprawia mi tyle radości, w sumie to sprawia mi lęk... Najbardziej nie lubię jak mnie całuje i zacznę o tym jakoś myśleć i wtedy rozdziera mnie wszystko, w duszy i brzuchu mam ochotę krzyknąć i się wydrzeć, żeby mnie zostawiła! Z drugiej zaś strony mam problem z pornografią i masturbacją, jestem najprawdopodobniej erotomanem i mój problem jest teraz okropny, gdyż nie mogę się powstrzymać na temat fantazji na widok prawie każdej kobiety, która jest ładna, tylko nie mojej... :/ Chyba tylko jej tym brudem nie chcę krzywdzić.
  4. Ja powiem Ci tak, że mam to samo co Ty od jakiegoś czasu. Trafił mnie lęk właśnie po alkoholu i mi się trzyma już długo. Kiedyś też to miałem i mi przeszło, brałem leki, zająłem się czymś i przeszło... Teraz jednak nie mogę się tego jakoś pozbyć, w sumie jeszcze nie biore leków. Ja powiem Ci po prostu tyle. Wkręciłeś się, to znaczy przestraszyłeś swojej głupiej myśli, która teraz obsesyjnie Ci krąży i nakręca Cię do takiego stanu w jakim się znajdujesz. Jak się czymś zajmiesz ( praca, znajomi itp ) to Ci zwyczajnie przejdzie. Później wróci jak znów zaczniesz myśleć. Jesteś bezpieczny, bo Twój umysł chroni Cię przed oszaleniem ale się męczysz, najlepiej staraj się czymś zajmować, odrywać od tego myślenia. Najważniejsze jest, by wychodzić do ludzi, pamiętaj. Nie można skupić się poważnie na 2 rzeczach na raz, a ludzie bardzo szybko doprowadzają Cię do tego, że skupiasz uwagę na nich.
  5. Chyba znam powód dla którego dd mnie zabija i skąd się wzięła. Dużo gram, dużo grałem i nienawidziłem ludzi. Teraz mam to samo gdy widzę te korupcję wszędzie. Po prostu gram bo nie myślę o tym, ale gdy tylko odejdę od kompa, kicha... Nawet teraz zasnąć nie mogę chociaż mnie łamie do spania. Ale raz mi przeszło... Brałem leki, ale głównie co pomaga to wychodzenie do ludzi i znalezienie jakiegoś dobrego zajęcia. Praca w grupie.
  6. U mnie teraz dodatkowo jest znow lek przed odejsciem od kompa. Po prostu no boje sie. Jak siedze i jestem zajety to nie mysle tak o tym wszystkim, ale jak odejde i zyje caly dzien bez niego, w rzeczywistosci , to pozera mnie lek. Pewnie dlatego tak sie od niego boje odejsc... bo sie boje rzeczywistosci i ten lek gniecie mnie calymi dniami. no chyba, ze jestem tez w pracy, ale w domu i w dni wolne nie potrafie wyrobic. nic mi nie pomaga. wybaczcie za chaotyke pisma, to nie w moim stylu ale nie mam polskich znakow bo cos klawiatura ma humory
  7. To może jakaś taka kelnerska / gastronomiczna choroba, bo ja też pracuje w tym zawodzie i ją mam
  8. Najgorzej... Nie mam ochoty żyć i myśleć, bo za każdym razem jak pomyślę, że egzystuję, to łapie mnie lęk. Wtedy mam ochotę uciec z domu, ale jak już pomyślę o wyjściu, to tego się też boję. Przykuwa mnie to do łóżka, jestem senny, najchętniej bym zasnął tak raz na zawsze. Chociaż w snach mam spokój, ale też nie zawsze. Ponad to jutro na dzień próbny do pracy, a pojutrze na dzień próbny do jeszcze innej. I muszę tam zostać na noc.. Nie wiem dosłownie co mam ze sobą zrobić, czuję pustkę, lęk i nie ogar w głowie.
  9. No cóż teraz i na mnie przyszła kolej. Jakoś pod koniec tamtego roku czułem już, że lęki znów się zbliżają. Wtedy jeszcze potrafiłem opanować je na tyle, by o nich zapomnieć. Teraz jednak ewolucja tego stanu doprowadziła mnie do takiego jak tolkien. Jestem cały czas pod wpływem DD i lęku nie do ogarnięcia. Czuję się jak więzień świata, umysłu i percepcji. Już sam fakt, ze piszę tego posta doprowadza mnie do parcia na stolec. Myśl o tym, że są inni ludzie, że gdzieś zadzwonię / wyjdę jak się źle poczuje mi wcale nie pomaga. Tak naprawdę to teraz rzuciłem pracę przez złe stosunki z pracodawcą i od kilku dni siedzę w domu, nakręcam się i gram cały czas na komputerze. Jak gram nie myślę, ale na koniec dnia jak od niego odejdę znów do mnie wszystko wraca jak bumerang. Nie mogę spokojnie odciągnąć uwagi przy filmach czy książkach. Po prostu nie mogę, bo wiem, że jak nadchodzi ta chwila oderwania, a po niej chwila nawrotu, to ten moment mnie przeraża najbardziej. Własnie to zdanie sobie sprawy z własnego JA. Nie biorę leków na razie i boję się dosłownie wszystkiego, a myśl, że nic mi się nie stanie i że jest pomoc wcale mi nie pomagają. Od jakiegoś czasu mówię tylko, że mam iść do lekarza ale na myśl o nim oblatuje mnie strach. Niestety ale nie pociesza mnie fakt,ze dzień spędzony i wytrzymany w pracy, tolerowałem dobrze, bo kolejny następny był tolerowany 2x gorzej. Wiecie co? Siedzę teraz i siedzę, i nie wiem co dalej pocznę. Tak naprawdę chętnie poszedłbym do szpitala, ale się boję i nie chcę tam isć też ze względu na kobietę, której obiecałem, ze będzie dobrze. Obawiam się też, że lekarstwa w tym stanie nie pomogą wiele, ponieważ zbyt bardzo skupiłem się na JA ( na wnętrzu ), i teraz jest problem by o tym wnętrzu zapomnieć i do niego nie wrócić. Nawet strach jest je opuścić... Juz 3 lata się męczę i teraz jest tak jak na samym początku. Powiedzcie mi co o tym myślicie, pospolity nawrót niewyleczonej nerwicy? Czy kolejna wkrętka swojego chorego umysłu? Tym razem moje wcześniejsze kontry na DD i wszystko nie przynoszą skutku... Pozdrawiam
  10. Ja miałem tak jak matilda z tym czytaniem o miłości, uczuciu i płaczu. W dalszym ciągu wyczerpuje mnie jednak jedna rzecz. Lubię się przytulać itp, ale nie znoszę jak powiedzmy mnie zaczyna obcałowywać... ściska mnie wtedy w brzuchu i denerwuje się i mam ochotę krzyknąć "ODWAL SIĘ!!" SZczególnie jak robi to rano kiedy ja jestem na wpół senny. Zaś ja kiedy mam ochotę całować ( ale jedynie po polikach ) to jest ok...
  11. Matura, mega stresująca praca + wytrwanie w niej, znalezienie cudownej kobiety, wzięcie się za siebie ( siłownia ).
  12. Masz to samo co ja tolken. Piszesz dosłownie o tym samym. Ja również sobie nie radzę, a jednak 3 lata tak żyję. Uwierz mi, byłem już na tej krytycznej linii płaczu, depresji, myśli samobójczych itp. Nie jestem w stanie odpowiedzieć Ci jednoznacznie co mi pomogło. Brałem leki, chodziłem do szkoły, zajmowałem się czymś. To zazwyczaj pomagało. Teraz nie biorę leków i pracuje, ale coraz mniej mi to pomaga. Boję się dni wolnych ,dni samotnie spędzonych. Zresztą co tu dużo mówić, boję się wszystkiego. Każdej myśli na jakiej się skupie. To już jest niedobrze, zresztą dobrze o tym wiesz. Mocno się oboje nakręciliśmy, samemu może być ciężko, a wiesz że dobry terapeuta nie jest łatwy do znalezienia. Kolego żyjemy normalnie, tylko gdybyśmy się nad tym nie zastanawiali i kiedyś nie wystraszyła nas ta myśl, to nawet nie wiesz jak byśmy teraz szczęśliwie żyli :)
  13. Ten objaw akurat przeszedł mi już dawno. Jeszcze jakiś czas temu raz miałem go, całkiem niedawno ale zazwyczaj się już nie boję. Boję się jeść tak, ale nie wymiotów po jedzeniu czy w trakcie. Miałem dokładnie tak jak Bezimienna. Bałem się, że ktoś może zobaczy jak wymiotuję, będzie kompromitacja itp. Faktycznie myślałem, że zaraz pawia puszczę. Pamiętam szczególnie jedną scenę, gdy nad morzem w sezonie byłem ze znajomymi, tam zamówiliśmy po kebabie w jednej z budek. Moment, w którym myślałem, że zwrócę nabrał na sile, gdy spojrzałem, że nie mam dokąd uciec i na pewno ktoś to zobaczy. Tyle ludzi dookoła a ja się tak bałem. Bałem się także siadać i zamawiać w restauracjach, że zwymiotuję przy stole lub po prostu będę musiał odejść od stołu, zostawić prawie cały talerz jedzenia i zwrócę w ten sposób na siebie uwagę znajomych. Straszne przeżycie naprawdę. Powiem wam tyle -> Przeszło. Teraz powrót na DD i lęki przed istnieniem/ myśleniem. O wiele gorsze :
  14. 12 tygodni od poniedziałku do piątku. Różne zajęcia. Nurt? Myślę, że poznawcza. Ale czy ja coś z stamtąd wyniosłem dla siebie? Jak widać chyba nie.
  15. Byłem na terapii grupowej, ale to nie rozwiązało moich problemów.
  16. Praca pracą, ale też ważne jest jak pracujesz i gdzie, z kim. Jeżeli byłbym sam na jakiejś portierni czy coś to nie wiem czy bym dał radę. Pozostawiony sam na sam ze swoimi myślami na mnóstwo godzin, z lękami czy zaraz nie ucieknę do domu, nie było dobrym rozwiązaniem. Pracując jako kelner/barman mam dużo pracy, dużo biegania, dużo pisania, liczenia i wszystkiego po kolei. Pracuję także z innymi ludźmi, więc kiedy mamy ruch, to nawet jakbym chciał nie mógłbym skupić się i na nerwicy, i na pracy jednocześnie. Jak wciągnę się w wir pracy, to nerwicy nie ma, nie istnieje. Pojawia się wtedy, gdy o niej sobie przypomnę ( lęk ).
  17. A tu u mnie właśnie jest z tym problem. Gdzieś wyjdę, cały dzień normalnie spędzę egzystując czy też pracując, ale po powrocie do domu, myśli i lęk... niestety nie czuję się dzięki temu lepiej.
  18. Witam Z nerwicą borykam się już trzeci rok prawie. Na początku było strasznie, ale z czasem gdy poszedłem do szkoły, później zacząłem więcej przebywać ze znajomymi, było lepiej. Były owszem momenty słabości, ale był i moment, w którym potrafiłem czuć się dobrze i bez lęku. Niestety, czułem że silny lęk się zbliża, uciekałem przed nim jak się da, odwracałem od niego myśli i w końcu mnie dopadł. Dopadł mnie znów silny, jak nie silniejszy niż na początku. Znów silna derealizacja, zastanawianie się po co żyję, po co istnieję. Teraz nawet zauważyłem, że nie mam ochoty zupełnie na nic. Być może to depresja? Najchętniej bym leżał i spał. Straciłem chęć do utrzymywania kontaktów ze znajomymi. Nawet na GG wchodzę raz na ruski rok, kiedy wcześniej bywałem codziennie. Być może jest to też przyczyna tego, że pracuję czasami po wiele godzin i jestem zmęczony, i nie mam czasu czy też faktycznie chęci na wychodzenie. Nie spotykam ze znajomymi, nawet nie mam ochoty. W ogóle jak mam wyjść z domu to jest problem, unikam tego. Wiem, że pewnie też od lęku bo się boję wychodzić. Boję się, że zwariuje na ulicy albo mi się coś stanie. Nie umiem przezwyciężyć tego lęku. Sam ostatnio wybrałem się na ulicę, ale w tramwaju zacząłem się tak nakręcać, że myślałem iż odpadnę, będę wołał o pomoc albo skule się i nie wiem co pocznę. W domu też czasem tak mam, często po przebudzeniu. Kiedy jestem sam w domu, a nawet z kimś ( chociaż dodam, że z kimś zawsze czuję się jakoś raźniej ). Znów wpadłem w ten wir i uciekam. Do snu i do komputera, bo wtedy nie myślę. Często też staram się do pracy, bo tam też nie myślę chociaż zaatakuje mnie niekiedy myślenie i jest źle. Boję się egzystencji, siebie i swoich myśli i mam wrażenie, że jest przy tym derealizacja. To mnie wykańcza, bo mam wrażenie, że sobie wkręciłem ten stan. Wcześniej tak miałem ale jakoś przechodziło, ale teraz niestety nie. Muszę przyznać, że strasznie mnie to ogranicza. Mam narzeczoną, ale czuję się jak obciążenie dla niej i nieodpowiedni partner, bo jak stara się mnie gdzieś wyciągnąć to jest problem i już chcę do domu. Na naszych spacerach czy też wycieczkach po sklepach mam lęki i staram się wrócić jak najprędzej do domu. Przy silnych lękach strasznie pocą mi się dłonie,a przy najgorszych mocno bije serce. Kiedyś jakoś to przeżyłem, ale teraz nie wyobrażam sobie życia tak dalej. Podsuwa mi to pomysły o samobójstwie, ale staram się to odpychać od siebie, chociaż czuję jakby mi mój los był już zupełnie obojętny. Mogę powiedzieć, że czuję się jak w koszmarze. Dosłownie, bo cokolwiek bym nie robił, jak o tym pomyślę to czuję strach. Nie umiem sobie poradzić z myślą, że jestem tu i teraz w danej chwili, czy też byłem lub będę gdzie indziej. Boję się patrzeć przez okno na realny świat, czuję jego obcość i strach przed nim, przed tym co widzę. Myślę o tym jak to wygląda i się nakręcam. Przy każdym odejściu od kompa po chwili czuję ten strach. Czuję, że jestem w potrzasku, ale teraz nie mam nikogo komu mógłbym się zwierzyć, kto mógłby mnie zrozumieć czy wysłuchać, więc piszę tutaj. Również straciłem apetyt, boję się jeść. Nie wiem czemu, ale jak mam coś zjeść to staram się to zrobić bardzo szybko, bo czuję lęk. Trafiło mnie to ostatnio, jak wyjechaliśmy do rodziny mojej narzeczonej, tam popiłem ( wtedy już uciekałem przed tym lękiem ). Teraz czuję się jakbym był w istnym potrzasku. Nie wyobrażam sobie już normalnego życia, naprawdę. Przez to też wątpię w wizytę u psychiatry czy też specjalisty. Wcześniej umiałem kontrować, wmawiać sobie, że mi dobrze. Teraz straciłem tę umiejętność. Powiedzcie mi jak odzyskać siebie, zająć się życiem ,zapomnieć o lękach, non sensie życia, strachu i rozmyśleniach, a jak wziąć się za życie? Wydaje mi się czasem, że amnezja byłaby jedynym sposobem... Pozdrawiam i tak jak często ludzie na moje posty nie odpisują, i to olewam, tak teraz wyjątkowo proszę o odpowiedzi... Z góry dziękuję.
  19. A no bo dlatego, że wydaje mi się, iż ja po prostu już ubzdurałem sobie pewien strach, wyuczyłem go na tyle, że nie będę potrafił o tym zapomnieć... Boję się, że to nie ma wcale jakichś tam pokryć w dzieciństwie. Nie wiem dlaczego tak jest, ale po prostu się boję, że to przez to teraz przechodzę, to po prostu no jakaś moja wkrętka, która mnie wykończy. Przyznam się wam, że w dzieciństwie łatwo nie było. Pamiętam jak tato mnie bił po pijaku, pamiętam... Nie pamiętam tylko już tego strachu. Był to paniczny strach,ale ja go nie pamiętam... Myślę, że wybaczyłem to ojcu. Może moja podświadomość nie? Nie rozumiem tylko jak kierowałoby to moje myśli na te lęki, jakie aktualnie mam, czyli strach przed szaleństwem, bytem, istnieniem, myśleniem... Derealizacja itp... Zupełnie nie jestem w stanie pojąć powiązania. Tu też akurat muszę nadmienić, że jak byłem mały, to byłem w stanie zacząć myśleć o egzystencji, typu skąd się wziąłem, jak to jest że jestem? Budziło to we mnie taki dziwny stan... Takie właśnie uczucie się jak w filmie, śnie. Taki dziwaczny stan nie do opisania. Zawsze aktywowałem go przechodząc niedaleko domu, w takim pewnym miejscu, idąc z mamą za rękę. Budziło to jakieś dziwne odczucia, ale nie panikę, nie bałem się tego stanu, chociaż jak usiłuję to sobie przypomnieć, to kto wie? Może w końcu do paniki by przy tym doszło.. Ze 2 czy 3 razy tak miałem, ale był to dla mnie "odlot" ( co nie znaczy, że pozytywny ). Nie wiem co to było, może jakieś przebłyski derealizacji w dzieciństwie... Trochę zboczyłem z tematu pogody, ale teraz jak myślę o słonecznej pogodzie i tak jak ktoś zapytał o spokojne leżenie na plaży bez schiz, to normalnie ciężko mi odpowiedzieć. Już na nerwicy spędziłem kilka dni wakacji nad morzem, dnie i wieczory. Również samemu na działce opalając się i przeżyłem. Teraz jednak nie umiem sobie tego wyobrazić. Chociaż by nawet faktu, że jak ja mogłem wytrzymywać na tym słońcu? Leżałem godzinami w parzącym słońcu, na kocu, cały mokry jakbym z wody wyskoczył. Męczyłem się na siłę, żeby się opalić. No wtedy pracowałem nad swoją urodą i zdrowo oraz ślicznie się opaliłem, skromny będę a co Tylko tyle godzin łącznie co ja przeleżałem na tym słońcu, paranoja. Gdybym te godziny przełożył na solarium, to powstałby odcień ciemniejszy niż czerń Teraz jak czuję na sobie słońce to mi zwyczajnie jest nie dobrze, uciekam do cienia bez żadnych ale. Dlatego nie wyobrażam sobie jeżdżenia z narzeczoną na działkę i chodzenia na spacery w tę "parówę".
  20. tolken24 Przeczytaj co mam do napisania uważnie. Gdy czytam to co Ty opisujesz i jak to opisujesz, to wydaje mi się, że nie piszesz o sobie ale po prostu o mnie. Zwyczajnie nic dodać, nic ująć. Mógłbym podpisać się pod Twoimi objawami i jak Ty to opisujesz "Stanem umysłu". Jest pewnego rodzaju osobne forum derealizacja, na którym pewien użytkownik też przez coś takiego przechodził. Wiedz tylko ,że z czymś takim nie jesteś sam, bo ja aktualnie teraz również bardzo mocno na to cierpię i odczuwam to PRAWIE CAŁY CZAS, więc cały dzień jestem przepełniony lękiem i tym stanem. Takie życie to męka. Kiedy myślę, że do przeżycia mam jeszcze kilka lat to nie wyobrażam sobie tego, bo jak pomyślę jak będzie wyglądać najbliższy tydzień, to zupełnie nie wiem co dalej. Nie wiem, ale jak się skupię, włączę ten stan, to automatycznie przeszywa mnie lęk i ta percepcja, to uczucie. Rodzaj zamknięcia, szczególnie doskwiera mi jak idę po ulicy. To tak jakbym miał gdzieś spaść, wywrócić się, nie mogę uciec, nie mam przed czym ani dokąd. W domu czasem tak samo. To jest dno i nie może być już gorzej. Fakt faktem nie ma sensu tego opisywać, bo zarówno i ja i Ty znamy ten stan bardzo dobrze. Co ja Tobie chciałem powiedzieć, co ma Cię podnieść na duchu to fakt, że ja już Cierpię na nerwicę prawie 3 lata. Mam teraz 22, a zachorowałem jakoś mając 19, jeszcze będąc w szkole. Mógłbyś sobie poprzewijać ten temat daleko, zanim jeszcze pisałeś w nim Ty. Tworzyłem również inne tematy, nie tylko na tym forum zresztą. Byłem totalnie zagubiony i w takim stanie jak teraz, jak nie gorszym, nie pamiętam już dokładnie. Na domiar złego to wszystko spowodowane było po marihuanie. Bałem się więc schizofrenii czy też jakiegoś uszkodzenia mózgu.. W sumie to wtedy jeszcze z samego początku, pierwsze dni to była istna paranoja, bo nie wiedziałem z czym walczę. Do tej pory się jeszcze zastanawiam czy na pewno wiem i jak każda myśl, przeraża mnie to, że ja po prostu myślę. I wcześniej było tak samo. Było bardzo ciężko, ale łatwiej mi tylko było się od tego oderwać. Było ciężko , ale przeszło. Na jakiś czas na pewno. Mimo wszystko udało mi się zredukować lęk, oswoić z myślami, ze sobą. Był czas, w którym nie bałem się pospolitego myślenia typu " muszę iść zjeść lub umyć ". Nie przykuwało mnie to do łóżka czy do myśli samobójczych. Byłem sobą, zacząłem ćwiczyć, obcować z ludźmi i jakoś tak po prostu, po jakimś czasie przeszło. Zwyczajnie jakby mi wypadło z głowy. Owszem były momenty, w którym wracało, ale łatwo szło to zepchnąć na zupełnie inny tor. Mimo swojej "choroby", lęków i cierpienia byłem w stanie się podnieść i osiągnąć więcej rzeczy, niż będąc zdrowym do tej pory. Jak wspomniałem zacząłem ćwiczyć, poprawiając swój wygląd i poczucie pewności. Udało mi się zdobyć cudowną kobietę, która jest moją narzeczoną. Znalazłem pracę, w której mimo początkowych trudności odnalazłem się, nauczyłem pracować i teraz jestem nawet nieźle w tej pracy ustabilizowany. Stałem się innym człowiekiem, i wcale nie gorszym. Powiem Ci, że czytając Twoje posty, idzie bardzo łatwo wywnioskować, że jesteś inteligentnym facetem, który tak samo jak ja wpadł w pewnego rodzaju pułapkę własnego umysłu. Ja nazwałbym to nawet pewnego rodzaju "urojeniem", ale nie ma to nic związanego z żadną schizofrenią czy tego typu chorobą, tylko po prostu z naprawdę silnym lękiem, który dezorganizuje totalnie i popycha to wszelkich środków, mających na celu pozbycie się tego stanu. Stanu, który jest stanem normalnym , ale my nauczyliśmy się go bać. W tym wypadku "patrzenia", bo widziałeś całe życie, ale nigdy nie myślałeś nad tym czy to obce czy nie, tylko tak samo jak mnie, dopadło cię to z zaskoczenia, tak po prostu w jednej chwili. Z tej pułapki da się wyjść i jest to możliwe. Niestety, potrzeba na to czasu, masy silnej woli i czegoś, czego nam obu brakuje przy takim cierpieniu, czyli CIERPLIWOŚCI.. Dla mnie aktualnie jak to piszę, to ciężko mi to sobie wyobrazić, bo nawet teraz ze strachu ściska mnie w czole ( taki mam objaw, kiedyś też takie miałem ), oraz pocą mi się ręce ( a to jest akurat nowość ). Apeluję do Ciebie po prostu, byś naprawdę spróbował się czymś zająć. Odwracaj uwagę od tych myśli, po prostu rób coś. W tym momencie pomaga bardzo dużo kontakt z ludźmi. Nawet jeśli teraz o tym pomyślisz i wyda Ci się to obce, to kiedy zaczniesz z nimi rozmawiać, nie będziesz o tym myślał, zgubisz swój stan. Kiedy będziesz sam w bezczynności, to się po prostu będziesz dalej plątał w sidłach tej pułapki, a tak z niej nie wyjdziemy. Grunt, to aby się nie dać, nie poddawać i żyć z dnia na dzień. Pogodzić się z tym stanem, pozwolić mu być i zacząć go po prostu olewać i wtedy nawet nie zauważysz jak on tak naprawdę znika. Na pewno nie pozwól sobie na kolejny krok zmarnowania tak inteligentnego życia. Pozdrawiam Cię i wiedz, że chociaż zrobiłbyś w majtki ze strachu przed tym stanem, to tak naprawdę nic to nie da, bo nic Ci się nie stanie. Jesteś bezpieczny.
  21. Mam to co wy, masakra. A jednak ktoś może cierpieć tak samo. Kiedyś już wcześniej pisałem w tym temacie bo na to cierpiałem. Sami się tak nakręcamy, więc tak mamy... Ja nie umiem teraz się czymś zająć by nie myśleć. Ewentualnie praca, gra komputerowa albo sen / jakiś film. Nic innego, bo życie i myślenie o życiu doprowadza mnie do obłędu. Paranoja, ale co zrobić. Miałem już raz podobnie jak wspomniałem, ale przeszło, więc muszę przetrwać to i teraz. Tym razem bez leków, bo nie biorę żadnych już od 1,5 roku.
  22. No niestety znam to. TEraz no kurde mam podobnie jak Ty. Nie pociesza mnie ta myśl, że tylko w pracy czy przy kompie funkcjonuje w miare normlanie. Przed chwilą właśnie w swojej pracy, ale czy coś to zmienia? Nic, bo dalej jestem skupiony i mnie ciśnie do toalety ze strachu. Co zrobić, trudno. Czegoś się boję, boję się życia i nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego oraz jak to pokonać. Nie zwariowałem przez prawie 3 lata, ale do mnie ta mysl nie dociera. Na początek właśnie pamiętam ten syf przeżywałem tak jak teraz, tylko miałem wiarę i siłę by to odpychać i skutecznie z tym walczć. Powiem Ci, że byłem w stanie to przegnać -> przechodziło. Były momenty nawrotów, ale później już różne. Raz większe, raz mniejsze. Ja wiem, że to się da pokonać w moim jak i zarówno w Twoim przypadku. Problem tylko polega na strachu i braku cierpliwości, oraz chorym mechaniźmie analizowania tego swojego patrzenia. To wcale nie pomaga, tylko toczy koło dalej. Lekarstwa... Wiesz ja nawet ich nie zażywam, bo wiem, że jak się będę nakręcał to co mi po lekach? W momentach silnej paniki faktycznie mogą pomóc. Czasem mnie takowa dopada, ale póki co staram się bez nich. Teraz idą Święta, przyjeżdżają rodzice narzeczonej. Mam nadzieję, że będzie znośnie. :) Wierzę, że u Ciebie też, ale musisz sobie znaleźć naprawdę absorbujące zajęcie. Nie masz szans na taką podzielność uwagi, by ciągle myśleć o patrzeniu i skupiać się na czymś innym. W moim przypadku tak jest, że przestaje zwracać uwagę na to patrzenie jakieś 15-20 minut po rozpoczęciu zajęcia, które pochłania i wymaga skupienia.
  23. tolken24ja przechodzę coś podobnego w bardzo dużym stopniu do Ciebie. Przechodziłem to również wcześniej i miałem te same samobójcze pomysły co Ty. Dalej mam, ale u mnie nie gorąca woda i tabletki, ale okno, tylko, że się boję. Ty miałeś odwagę, ale niestety nie do tego by zrobić krok do przodu, ale w tył. Twoja odwaga to ucieczka, czyli strach i chęć odebrania sobie życia. Zapewne tak skupiłeś się na motywie "patrzenia", że nie potrafisz teraz się od tego opędzić, a denerwowało Cię to tak, żeś głupstwo próbował zrobić. Czy cały dosłownie czas tak masz? Czy jak jesteś bardzo mocno zajęty, skupiony na czymś ( książka, praca, gra film, rozmowa ), to też tak masz? U mnie nie jest to tak, że po prostu nie skupiam się na tym, nie widzę tego do momentu, w którym o tym pomyślę. Wtedy wraca, bo zaczynam się skupiać na tym. Chyba nawet wtedy tworzę to sam i czepiam się swojego urojenia. Lęki jak lęki, ale Ciebie doprowadziły do depresji, skoro już usiłowałeś się zabić. Pewnie w szpitalu proponowali Ci hospitalizację, bo po przy myślach samobójczych, a co dopiero nieudanej próbie, lekarz musi Ci to zaoferować. Dokładnie nie wiem jak i czym zajmujesz się na co dzień, ale wiedz jedno. Jesteś zdrowym człowiekiem, który jest w stanie to pokonać. Mi swojego czasu pomagały pewne postanowienia, ignorowanie lęku, zajmowanie się czymś. Polecam to samo. Wyjdź do ludzi, bądź z nimi cały czas, a kiedy będziesz sam myśl o nich i nie dopuszczaj do siebie złych myśli, kieruj je na inny tor. :) Pozdrawiam kolego i bez takich numerów więcej!!
  24. Witam Jak dobrze sobie zdajecie sprawę pogoda w naszym przypadku ma duże znaczenie. Podchodzi się jednak do sprawy w ten sposób, że okres zimowy jest okresem nasilenia objawów depresyjnych, zaś wiosna lato rodzi proces odwrotny. Powiem wam, że ja jednak u siebie tak tego nie widzę... dziś świeciło słońce, a ja bałem się podejść do okna. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale piękna pogoda budzi u mnie dziwny rodzaj podniecenia, którego się po prostu boję. Nie wspominając już o tym, że jakiś czas temu ( jakieś 2 miesiące ) dostałem podobnego napadu paniki, jak do tego z początku. W sumie to wybudziłem się ze snu z lękiem i nie mogłem przestać o tym myśleć, kolejne dni piekło i trwa to aż do teraz. W wakacje miną 3 lata jak się męczę z nerwicą. Były dni gorsze, lepsze. Udało mi się wejść nawet w okres 2 tygodni, w którym nie istniała nerwica, a jeśli już to może sekundkę? Po pewnym czasie zacząłem się znów jednak na tym skupiać. Starałem się uciekać przed tymi myślami, ale jednak niestety, doganiały mnie i w końcu właśnie wybuchły tamtym przerażającym atakiem. Teraz siedząc w domu dostaję bzika. Praktycznie każda rzecz o której pomyślę kończy się strachem, ciągle analizuję swoją percepcję, siebie samego, swoje myśli i boje się dosłownie wszystkiego. W przeciwieństwie do początków choroby, teraz nie mam sił aby się temu opierać. Zacząłem się bardzo zaniedbywać i nie potrafię wykrzesać z siebie sił do walki, bo jak pomyślę o życiu i walce to czuję strach... Myśli, nawet te zwyczajne krążą i krążą, a ja analizuje je robiąc sobie bałagan w głowie. Od niepokoju do silnej paniki jestem się w stanie doprowadzić chyba w każdym momencie Boje się budzić rano, bo czasami mam wrażenie, że nie odróżniam snów od rzeczywistości. W snach czasami dobrze się czuję, chociaż i teraz ta sfera została ogarnięta przez lęk. Siedzę w domu i wiem, że to błąd, ale niekiedy na myśl o wyjściu po prostu robi mi się słabo. Moje objawy w silnym lęku to standardowe pocenie się rąk, przeszywające uczucie gorąca, parcie na stolec i nieprzyjemne uczucie w jamie brzusznej, oraz najgorsze... Uczucie, że już zwariowałem i chęć ucieczki. Jak zwykle niestety bez odpowiedzi przed czym i dokąd. Męczy mnie to bardzo, nie ukrywam. Wpływa to na całe moje życie ( praca, związek ). Na mysl o terapeucie czuję bezsens. Nie potrafię wyrwać się z tego wiru bo czuję lęk nawet przed jego brakiem... czuję lęk przed wejściem w życie i odłożeniem tego problemu na bok. Jak gram w gry komputerowe, to czasami mi przechodzi... W pracy również i na całe szczęście. Pracuję z ludźmi i mam cały czas kontakt z klientami, więc nie mam czasu na myślenie o bzdurach, ale po powrocie do domu, koło zaczyna się toczyć. Teraz przeraża mnie myśl o lecie, o tych delikatnych podmuchach wiatru na zielone liście drzew. Patrzenie na te piękne chmury na niebieskim niebie. Ja po prostu się boję. Wyobrażam sobie siebie idącego na mieście i czuję taki "nie ogar", czuję się dziwnie i boję się, że tak będzie... co mam całe lato przespać ? Okropne, ale nie mam zielonego pojęcia jak się w to wkręciłem. Chciałbym się wykręcić ale nie wiem. Przestaję wierzyć, ze się da, chociaż się da.
  25. Hooligan123 witaj. W te wakacje miną 3 lata, od kiedy pierwszy raz dostałem ataku nerwicy, fobii oraz natręctw. Problem, który nam doskwiera, czy dd jest faktycznie wykańczającym objawem, szczególnie kiedy jeszcze się na nim non stop podświadomie skupiasz. Oderwanie się od tych myśli, zajęcie czymś powoduje usunięcie się dd lub inaczej, nie zwracanie na niej uwagi. Ja na przykład w domu, potrafię już sobie włosy rwać i srać prawie w majtki ze strachu. Powiedzmy po paru godzinach pracy, przechodzi mi, bo nie myślę o tym. I chociaż chcę nie myśleć w domu, ciężko mi się zająć czymś na tyle, by przestać. Telewizor odpada, jakoś nie umiem do końca się na nim skupić. Książka? Nie wiem, dawno nie próbowałem, ale boję się podobnych rezultatów. Wychodzenie gdzieś samemu też nie zdaje egzaminu. Uciekam tak jak Ty, na komputer. Również gram, podejrzewam, że nawet jestem od tego uzależniony. Zawsze grałem i gram dalej, w tym momencie nie myślę... Ale wystarczy tylko, że się od kompa oderwę czy przypomnę sobie o swoim problemie, zaczyna się lęk, analiza i myślenie. Po chwili znowu atakuje na mnie lękowa machina wojenna. W pracy też czasem... Nie wiem czy wy tak macie, ale ja czuję się w kropce, ponieważ jak uda mi się oderwać od lęku pracą, na dzień czy dwa, to po następnym przebudzeniu mam wrażenie, że totalnie już nie wiem kim i po co jestem, i mam większy lęk po dalszej ucieczce. Co do tych gier komputerowych muszę Ci powiedzieć swoją reakcję na nie na początku swojej choroby. Pamiętam jak całe dnie się trząsłem, analizowałem, myślałem i zlewałem potem, bo już byłem przeświadczony o tym, że jestem w piekle i zwariowałem. Byłem pewien, że będzie tak do końca życia. Granie mnie odciągało, byłem normalny i grałem całe dnie. Niestety, ale z każdym takim przegranym dniem mój stan się nie polepszał a pogarszał, bo nie mogłem się oderwać od kompa, skoro budziło to we mnie panikę. Teraz też jest podobnie. Wtedy pamiętam na nogi postawiła mnie szkoła. Ktoś bardzo mądrze napisał, że jak się ma nerwicę lub tego typu problemu, to powinno się wychodzić z domu do ludzi. Samemu człowiek się zwyczajnie umęczy. Chodząc do szkoły, po kilku dniach znów byłem na nogach, ale niestety tylko na czas, w którym byłem w szkole. Czasami były momenty, w których przypominałem sobie lęk, problem, ale po chwili, kilku rozmowach z kolegami i wciągnięciem się w życie nie było ich, nie było dd ani lęków. Po powrocie do domu tak samo... Wydaje mi się, że powinieneś spróbować się przełamać i zacząć wychodzić z domu, na siłę biegać ze znajomymi lub gdzieś. Wiem, że może się nie chcieć, szczególnie jeśli jeszcze do tego wszystkiego dopada depresja, ale to jest dobre lekarstwo. Trzeba wyjść do ludzi, nie myśleć o problemie, a gdy się pojawi z podpowiedzią " A może jesteś dziwny i zaczniesz się bać?, przegnać go! Przyzwyczaisz się do życia i do dd, wtedy zniknie. Siedząc na kompie uciekasz i może dlatego tak się czujesz. Ja przynajmniej tak mam. Aktualnie jestem na ciężkim etapie DD. Nawet nie wiem czy nie na gorszym jak wtedy, na początku. Każda myśl, normalna czy też nie, potrafi mnie przerazić. Pisałem nawet temat o pewnej fobii, która ma swoją nazwę, a polega ona na strachu przed myśleniem, bo tak się właśnie czuję... Ale tyle tej niedoli już przeciągnąłem, że dam sobie radę dalej. Chociaż jest to dla mnie niewyobrażalne, bo nie mam siły wychodzić z domu, a jak myślę o terapeucie to czuję lęk i bezsens, bo ja nawet nie wiem czy będę umiał mu opisać to co się teraz ze mną wyrabia. Ale na pocieszenie powiem, że były już okresy, w których nie było problemu, tylko sobie przypomniałem o tym i wróciło...
×