
karolink
Użytkownik-
Postów
208 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez karolink
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7
-
To bynajmniej dla mnie bardzo smutne.
-
Przeraża mnie jak strasznie potraktowalibyście te dzieci. Przecież to dzieci, część was, ale dzieci, trochę inne osoby niż wy teraz. Ja kiedyś też tak myślałam o sobie tzn. żałowałam, że ojciec mnie nie zabił kiedy miał okazję, tylko próbował, mógł, bo robił coś bardzo niebezpiecznego, ale w ostatnim momencie rezygnował i wyciągał mnie z wody. Wyzywałam na siebie: powinien był cię zabić kiedy mógł tzn. kiedy jeszcze byłam na tyle mała, że nie bał się, że ratując siebie mu oddam, bo mógł mnie w pełni ujarzmić. Jak miałam 8 lat walnęłam z całej siły głową w lód, chciałam się zranić tak, żeby ktoś się mną zajął i rozprysła się krew z nosa, którą jak wróciłam do domu ojciec zatamował szarym wówczas papierem toaletowym ( w sumie dziś śmieję się z tego), ale mogłam sobie zrobić poważną krzywdę. Generalnie dzieci czasem mnie wkurzają, ale wtedy temperuję siebie, że one w sumie niewiele wiedzą o świecie i w ogóle, są podatne na zranienie i w sumie bezbronne. Staram się im tego nie okazywać jak coś mnie bardzo wkurzy (tzn. typowej dla mnie frustracji), ale jak najbardziej opanowanym tonem zwrócić uwagę, choć nie zawsze mi się to udaje np. jak widzę grupę rzucającą błotem w kaczki... No, ale staram się, trenuję siebie. Kiedyś terapeutka słusznie zwróciła uwagę, że gdybym miała dzieci byłyby dokładnie w takiej sytuacji jak ja, tzn. wychowała bym je na borderliny, myślę, że przez wpływ psychoterapii, mimo, że była dużym nadużyciem (kary pieniężne), ale była najmilszym kontaktem jaki miałam, nie wobec mnie dorosłej, ale wobec rozumienia tego dziecka, które robiło różne rzeczy, nadal części z nich nienawidzę, udawanym czy nie, ale jednak była, bo nikt nigdy wcześniej nie starał się tego dziecka zrozumieć, spojrzeć na niego, spędzić z nim trochę czasu. Myślę, że gdybym w tej chwili miała dzieci byłoby już inaczej, najprawdopodobniej nie byłyby już borderlinami mimo predyspozycji genetycznych, które pozostałyby uśpione.
-
Genialna perspektywa sama o tym marzyłam, tylko moja siostra i bracia z USA byli wymyśleni.
-
Moim zdaniem nie ma na świecie żałosnych dzieci, są tylko żałośni dorośli.
-
Liczyłam na trochę dłuższe historie, ale ok, szanuję wasze wypowiedzi.
-
No niestety na litość i głaskanie po główce, choć terapeuci tego nie robią, bo byłoby to zwyczajnie głupie i przeważnie pacjent z mety by takie coś zanegował doszukując się "fałszywości" w nadskakiwaniu mu przez terapeutę. Natomiast na na to co piszesz czego byś oczekiwała od terapii moim zdaniem to nawet jakby terapeuta bardzo chciał zwyczajnie nie ma czasu, no chyba, że chodziłoby się codziennie. Poza tym : spojrzy moimi oczami i powie mi co JA spierdoliłam albo na co JA nie miałam wpływu. Wydaje się to niebezpieczne, bo sądzę, że niemożliwe jest tak do końca wczuć się całkowicie w kogoś na tyle, aby z całą pewnością mógł powiedzieć co ten ktoś zrobił dobrze, a co spierdolił, albo na co nie miał wpływu. Tak naprawdę możesz to z terapeutą oglądać, ale wyciągać wnioski możesz tylko Ty sama.
-
Okropne, czytałam ostatnio artykuł Polki żyjącej w Szwecji o tym jak zmienia się rzeczywistość w Szwecji pod wpływem imigrantów islamskich i tam wspomniano, że dzieci te wychowywane są za pomocą rózgi, dlatego biją inne dzieci, boją się nieznanego i nie są w stanie się uczyć (inną przyczyną jest endogamia), ale z tym mi się kojarzy Twoja wypowiedź jak będzie wyglądał dorosły oswajany w ten sposób ( zdychaj bachorze) z problemami dorosłych. Mnie wychowywano tak jak wspominasz, istniały tylko problemy rodziców i byłam najsłabszym i najbardziej fajtłopowatym bachorem i na razie nawet na tym forum ujawniły się objawy degeneracji, co przeczy temu, że radzę sobie w dorosłym życiu. Polecam się przejść do więzienia o zaostrzonym rygorze i popytać ludzi jak byli oswajani (katowani) z problemami dorosłego życia w dzieciństwie, 90% z nich to przeszło, a może i więcej.
-
Twoje odpowiedzi już nie brzmią dla mnie jak bełkot no, ale gdyby od początku ktoś sugerował, że tak ma wyglądać psychoterapia i ważąc 36 kg ktoś powiedział mi, że mam się wspinać na Mount Everest ( z tym mi się kojarzy psychoterapia proponowana przez Ciebie) na pewno na to bym się nie zgodziła. W przeważającej mierze jednak jest chyba inaczej niż mówisz, a byłam na wielu wykładach na psychologii i tam uczą, że psychoterapia to jednak właśnie podejście bardziej wspierające niż analizujące, a Freud, jego psychoanaliza i nieuświadomione mechanizmy, Elektra, i Edyp w ogóle w tym względzie odchodzi w niepamięć. Kolejna rzecz to zniechęcam do psychoterapii w takiej formie jakiej jest teraz (nieprzystępnie droga, nieuregulowana, skłonna do manipulacji) przy czym są ludzie, których wręcz zachęcę do spróbowania właśnie tej psychoterapii jaka by nie była, oczywiście nie opartej na czystej psychoanalizie (młoda lekarka, która optuje w stronę psychoterapii puknęła się w głowę jak o niej wspomniałam, że już właściwie nie ma czystych psychoanalityków), ale takiej jaka jest większość na rynku tzn. behawioralno-poznawczej, ewentualnie psychodynamicznej, wielu psychoterapeutów też nie funkcjonuje według głównego nurtu tylko czerpie z kilku.
-
Czy można zabić część siebie na życzenie?
karolink odpowiedział(a) na White Rabbit temat w Pozostałe zaburzenia
No tak, myślę, że wiele zależy od człowieka. Ja nie piszę, żeby analizować i rozdrabniać się nad tym tylko, że to wraca samo bynajmniej do mnie w najmniej spodziewanym momencie. Nie wiem jak jest u innych, ale przeraża mnie to, że kiedy wydaje się, że już prawie zapomniałam to wraca np. w snach, budzę się wtedy z krzykiem, albo zlana potem. Na pewno nie polecam myślenia o tym non stop i analizowania tego, bo wówczas przemija nam życie, w którym możemy szukać ukojenia. Nigdy mi się nie zdarzyło, abym nieustannie o tym myślała, wręcz przeciwnie zaprzeczałam temu, bagatelizowałam to, żyłam w zupełnie innym "nadpisanym" świecie i dopiero na psychoterapii praktycznie zmuszona wróciłam do wspomnień. "nadpisanie" tego inną, wymyśloną przeszłością w powieści spowodowało jednak, że wymiotowałam, a gdy sobie to uświadomiłam przestałam wymiotować. -
-
Wyobraźcie sobie, że możecie się cofnąć w jakiś moment swojego życia kiedy byliście dziećmi i możecie ze sobą spędzić kilka chwil, może nawet godzinę. Co byście sobie powiedzieli? Mam takie zdjęcie kiedy siedzę smutna w kraciastej spódnicy z odcieniami czarnego i siwego, i białym golfie na kolanach Mikołaja ze sporym pakunkiem różnych podarunków w worku foliowym z kokardą. Rzecz miała miejsce w zerówce. Byłam bardzo smutna, bo kilka chwil wcześniej na dziedzińcu, odprowadzała mnie chyba mama, a ona nie lubiła wchodzić do środka stałam pod drzewem i wyłam. Podchodziły do mnie jakieś matki i pytały dlaczego, a potem odchodziły. Powód był prozaiczny zapomniałam powiedzieć mamie, że mieliśmy przyjść na galowo, śmieszne, bo w istocie można powiedzieć, że zbiegiem okoliczności byłam ubrana na galowo, ale bardzo się mamy bałam, była nerwowa i biła mnie. Nie pamiętam jak znalazłam się w środku, chyba któraś z mam przyprowadzających swoje dzieci w końcu mnie zaprowadziła, ale czasem myślę o tym. Chciałabym porozmawiać ze sobą właśnie pod tym drzewem. Powiedziałabym : wiesz jesteś śliczną małą dziewczynką, bardzo fajną i nie daj sobie wmówić inaczej. Jesteś piękna, uśmiechaj się częściej na przekór wszystkim. Naucz się czytać i czytaj wszystko co wpadnie ci w ręce, to bardzo ważne, abyś o tym pamiętała. Spędzaj jak najwięcej czasu z Asiami ( sąsiadka z bloku piętro wyżej i głuchoniema sąsiadka obok), powiedz panu Markowi ( ojciec jednej z Aś, który pytał mojego wujka o to co działo się w moim domu wiele lat później), że twój tata i mama są bardzo nerwowi i bardzo się ich boisz. Powiedz mamie, że jak nie zacznie ćwiczyć jogi to umrze ( ktoś jej w autobusie tak powiedział wiele lat później i to ją odmieniło w tym sensie, że jak zaczęła się tym interesować nie była już potem taka nerwowa). Powiedz, że tata cię bardzo krzywdzi, nie musisz mówić jak bardzo i co ci robi, powiedz jej tylko, że bardzo cię krzywdzi i nie możesz z nim zostawać sama. To bardzo ważne wiesz, bardzo cię kocham, chciałabym, abyś cieszyła się wszystkim dookoła i abyś była bezpieczna. Twoja mama cię kocha w jakiś sposób tylko przez tatę nie umie ci tego okazać. Wiem, że trochę ci przykro, ale nie możesz z nim zostawać, ani nie możecie spać w jednym mieszkaniu. Powiedz mamie, że musi coś z tym zrobić, nie możecie być razem. Pamiętasz jak byłaś z Michałem i Asią na spacerze, nie rozumiałaś, że rodzice mogą się tak bawić z dziećmi, je całować i przytulać, że mogą razem chodzić na spacer i tak świetnie się bawić we czwórkę, wiem, że czułaś się dziwnie. Mama Asi całowała jej biegające stópki, bałaś się też Elzy (duży owczarek), ale spędzaj z nią jak najwięcej czasu, staraj się być grzeczna i nie podpadać mamie Asi. Nie nazywaj jej Asia głucha, tylko Asia ( wiele lat później jej brat powiedział mi, że jego mama prosiła, abym przychodząc po Asię nie mówiła Asia głucha, choć ja jako jedyna się z nią bawiłam na podwórku i jak byłyśmy nastolatkami często to wspominała i w sumie była mi wdzięczna), wiem, że jest głucha i to ją wyróżnia od innych dzieci, ale ty na przykład masz niebieskie oczy, a nikt nie mówi na ciebie Karolina niebieska, bo to głupie. Wiem, że nie znasz innych głuchych dzieci, a wiele dzieci ma niebieskie oczy, ale na prawdę jest ich wiele na świecie. Asia pojedzie do szkoły, ale masz jeszcze drugą Asię, z nią też spędzaj jak najwięcej czasu, spróbuj ją też przekonać do wspólnych zabaw, baw się z dziećmi z podwórka i nie bój się jak cię straszą, oni się tak samo boją różnych rzeczy jak ty. Mamie powiedz, że sama się zajmiesz swoją nauką i proszę cię przyłóż się sama, aby mama nie wtrącała się do twojej nauki, to bardzo ważne i jak już sama zaczniesz tego pilnować, okaże się, że to nawet fajne, zaufaj mi. Ucz się dużo nowych słów i dużo mów. Może to bez sensu, już wtedy byłam zdegenerowana i za dużo już się do tego czasu zadziało, ale ta sytuacja wtedy uzmysławia mi jak bardzo bym chciała sobie wtedy pomóc. Ciekawa jestem waszych historii.
-
Czy można zabić część siebie na życzenie?
karolink odpowiedział(a) na White Rabbit temat w Pozostałe zaburzenia
Pewnie niektóre rzeczy można zupełnie ignorować, ale nie wszystkie. Osobiście sądzę, że jedyne co można robić to tylko odwracać od niej uwagę tak długo jak się da, ale zabić się nie uda. Pewnych rzeczy nie da się zaakceptować np. wielokrotnego gwałtu. Po prostu nie da się zaakceptować gwałtu. Druga kwestia, że jest jeszcze podświadomość, która różnie reaguje. Nie zawsze jest dobrze ją ignorować, bo można wówczas zejść na manowce np. do kibla i wymiotować kilkadziesiąt razy dziennie. Wokół wszystko w porządku, odwracasz uwagę, ignorujesz, żyjesz czymś innym, ale nagle łapiesz się na tym, że wymiotujesz. Można jednak odwracać uwagę, w tym sensie, że dopuszczasz wiele innych rzeczy do życia, przyjemnych rzeczy typu nauka, pływanie, malowanie itd. i wypełniasz nimi przestrzeń, a tamto w jakiś sposób odchodzi gdzieś w bliżej nieokreśloną dal, ale nie wiem czy słabnie, czasem tak, a czasem rośnie z podwójną siłą i to zupełnie niezależnie od woli, miejsca i czasu. -
Chyba żartujesz? Dla mnie to napisane powyżej brzmi nie obrażając Ciebie jak trochę bełkot, sorry. Co Ty tak z tym podejściem, że na terapii musi być niemiło, właściwe to w przeważającej części tak jest, bo nasze problemy są niemiłe i męczymy się z nimi, ale terapia powinna wnosić moim zdaniem jak najwięcej tzw. "ukojenia" mimo tego, że jeżeli zgłasza się osoba chora to na pewno jakiś czas nie będzie miło. To tak jak w medycynie, tutaj akurat porównanie wydaje się adekwatne i racjonalnie, nikt nie robi operacji na żywca, w wielu chorobach także dba się o to, aby łagodzić ból. Psychoterapia moim zdaniem powinna od samego początku "łagodzić psychiczny ból" i wszystkie książki, niemal wszystkie nurty, bynajmniej brane na poważnie oprócz czystej psychoanalizy się na tym opierają, ponieważ tak jak wspomniała El relacja jest podstawą psychoterapii i to właśnie relacja miałaby tutaj spełniać rolę czynnika kojącego, w uproszczeniu nadpisania doświadczeń złego rodzica, dobrym rodzicem. Twoje podejście kogoś rozsądnego bardziej przestraszy niż zagrożenia, które wyciąga np. Witkowski i inni na forum, bo reklama psychoterapii z opisem powyżej brzmi " dostałeś kiedyś od ojca i matki, miałeś nieszczęśliwe dzieciństwo, jesteś dda idź się lecz, tam to dopiero ci się dostanie" . Jeżeli tak miałoby być jak Ty piszesz to faktycznie w ogóle szkoda zgłębiać się w temat i szkoda starań na ulepszanie tego co w tej chwili jest możliwe do poprawienia, i trzeba wówczas ludzi chorych, potrzebujących straszyć przed psychoterapią i kosztami, a psychoterapię proponować ludziom zdrowym, którzy mają pełną motywację do tego, aby w czymś takim uczestniczyć i są gotowi na "niemiłe" doświadczenia.
-
No i moim zdaniem to jest ta najbardziej wrażliwa strona w psychoterapii, ponieważ relacja jest czynnikiem leczącym i to w przeważającej mierze relacja decyduje o powodzeniu psychoterapii (o tym też mówi wiele książek z psychoterapii), ale z drugiej strony jest najbardziej narażona na manipulacje i zagrożenia. Kojarzy mi się to trochę z dryfowaniem po środku oceanu szukając gdzieś lądu, którym jest powrót do zdrowia, czasem go widać, a czasem nie, szalupa ratunkowa zmierzająca w stronę lądu ma dwóch sterników. Każdy z nich ma jakieś swoje atuty, jeden ma dużo teorii i praktyki jak płynąć, a od drugiego zależy czy w ogóle będą w stanie dopłynąć do kresu drogi, to on w przeważającej mierze decyduje w którą stronę płynie szalupa, choć terapeuta też tak zupełnie nie jest zupełnie bezbronny, ba może nawet niechcący kierować na manowce. W tym zakresie właśnie uważam psychoterapię jako eksperyment.
-
Dzięki pracuję nad sobą. Nie jestem dumna z tego co zrobiłam na forum i generalnie wraca to do mnie, ale nie mam wyboru muszę nad sobą pracować, co nie znaczy, że muszę przecież zmienić poglądy, a właściwie osobisty ogląd na sprawy związane z psychoterapią
-
No mi po prostu to słowo wpasowało się bynajmniej nie jako słowo zastępcze dla przynajmniej, ale tak intuicyjnie. No i znowu. Jakoś mi to pasuje po prostu : ale nie leczeniem bynajmniej w środowiskach stricte medycznych, choć teraz mi brakuje słowa nie w tym zdaniu tzn. ale nie leczeniem bynajmniej nie w środowiskach stricte medycznych, tak jak np. zdanie Kupiłabym chleb tylko w piekarni, ale nie w zagranicznych markach sklepów, bynajmniej nie w carrefourze. A wszelka nauka zawsze mnie interesuje, choć w tym względzie najgorzej niestety z matematyką
-
Bynajmniej - wcale nie, ani trochę, w ogóle, O to mi chodziło wcale nie powinno być wówczas używane w środowiskach stricte medycznych SIC ! Przynajmniej (1.1) nie mniej niż (1.2) najmniejszy akceptowalny zakres - to tu dla mnie słowo za mało znaczące, jeżeli chodzi o środowiska stricte medyczne
-
Czytam, jestem na forum i zastanawiam się co dziś w tv. Lubię robić kilka rzeczy jednocześnie, ale zazwyczaj jest tak, że jak coś czytam to potem nic nie wiem z tego co było w tv ostatecznie.
-
Najfajniej jakby takie osoby jak Egrzel miały wsparcie w rodzinie, mężu, przyjaciołach, chociaż żeby miała jedną osobę z którą mogłaby szukać rozwiązania, a nawet iść i spróbować czy odpowiadają jej spotkania psychoterapeutyczne. Jak fajnie by było gdyby ktoś za mną czekał pod drzwiami te pierwsze razy, jak fajnie gdybym mogła powiedzieć o swoich wątpliwościach i dostać wsparcie, że być może za bardzo stresuję się relacją terapeutyczną. Ile bym dała, aby ta relacja nigdy nie stała się całym moim życiem. Starzy znajomi nie tolerowali, nowi znajomi uważali, że to wszystko jest do rozwiązania w psychoterapii.Ile ja bym dała, żeby móc o tym z kimś rozmawiać szczerze, na dłużej się zastanowić, móc z kimś chociaż odrobinę dzielić swój proces, móc jeszcze z choć jedną osobą szukać, na początku to było potrzebne, bo potem to straciło sens, psychoterapia mnie ubezwłasnowolniła, być może osoba towarzysząca mi wtedy w jakiś sposób uchroniłaby mnie przed tym. To bardzo ważne, aby w życiu mieć jeszcze kogoś oprócz psychoterapeuty. Gdy nie ma tego kogoś na początku potem może być już za późno, potem jest się pogrążonym i oddanym psychoterapii i nikt nie ma do tego wstępu, najważniejszy jest psychoterapeuta. Oczywiście nie każdy tak ma, ale wiele osób, których historię przeczytałam jednak wspomina o tym, szczególnie tych, które były bardzo chore w momencie pójścia na psychoterapię. Na początku chodziłam w nocy pod gabinet i tam płakałam, wiele razy płakałam, czekałam nie wiem za czym, nie rozumiałam co się dzieje, czemu mnie tak to wciąga, czyżbym znalazła swojego wybawiciela? Nie, jednocześnie przecież wiedziałam, że nie. Psychoterapia z racji swoich ograniczeń nie pozwoliła mi tego sobie uświadomić, wyartykułować. Z kimś naprawdę bliskim, przyjacielem czy mężem chcącym mi pomagać mogłabym przecież rozmawiać godzinami. Innym razem to może jakiś jego problem rozwałkowalibyśmy godzinami i byłaby wzajemność. W psychoterapii niby tej wzajemności nie ma, ale nie da się wielu rzeczy poruszyć, rozwiązać. Można zrozumieć jakieś mechanizmy, czegoś się nauczyć, na coś się ukierunkować, ale pewne rzeczy pozostają nierozwiązywalne. Przygotowujesz się, bardzo chcesz porozmawiać o tym jak ci z czymś ciężko, masz to już przygotowane, wyrecytowane, zapisane, ale jak przyjdzie ta godzina i tak nie umiesz tego złożyć i przekazać tak jakbyś chciała, tak jak to powinno być, próbujesz kolejnym razem i kolejnym, ale znowu przepada i to może tak trwać, trwać, a nawet kiedy już dojdziesz do momentu żeby o tym wspomnieć terapeuta to ignoruje, nie odczytuje tego jako coś ważnego, jest już w innym momencie. Terapeuta też bierze w tym udział i czasem być może ma wrażenie, że to już nie ten etap, że jesteście dalej, albo po prostu nie zwraca na to uwagi, a ty nie masz siły upierać się, że to ważne, więc coś przepada. Chciałabym wtedy spotkać siebie, naprawdę, spotkać siebie taką jaką jestem teraz i sobie pomóc, mieć w sobie przyjaciela.
-
Po 12 letnim leczeniu też mam takie wrażenie, coś się zmieniło, ale jednak niekoniecznie na dobre, po prostu jest inaczej. Rozmawiałyśmy zresztą o tym jak to jest z tym leczeniem u nas w Polsce i psychoterapią, która coś zmienia, ale nie zawsze pomaga, jest w pewnym sensie eksperymentem zmierzającym do leczenia, jak gdzieś tu pisało sami psychoterapeuci potrafią podważyć fakt, że leczą, po prostu coś robią.
-
Co u Ciebie, masz tam kogoś jeszcze poza rodziną ?
-
Absolutnie nie nazywam psychoterapii depresji rozwojem osobistym, jeżeli to odniesienie to tekstu napisanego przeze mnie powyżej. Uważam, że w takiej formie o której tu mowa tzn. wymagając od pacjenta nie wiadomo czego, nakazów, które musi spełnić, żeby nazwać go gotowym nie powinno się psychoterapii w ogóle nazywać leczeniem, a właśnie rozwojem osobistym lub przyjąć jakąkolwiek inną nazwę, ale nie leczeniem bynajmniej w środowiskach stricte medycznych i psychiatrycznych. Jeżeli chodzi o gotowość to może nie wszyscy to zrozumieją, ale chodziło bardziej nie o to czy pacjent powie tak czy nie, ale, że czasem mimo, że chcemy żyć i się leczyć, to sam proces dochodzenia do tego i odnajdywania się w tym jest dużo bardziej skomplikowany, szczególnie jeżeli chodzi o psychoterapię i raczej nie ma pomocy tutaj z zewnątrz. Pacjentowi choremu na raka może pomóc właśnie psycholog w podjęciu decyzji czy podtrzymywać uporczywą terapię, która daje 1% szans czy nie, ale pacjentowi, który bardzo cierpi psychicznie nikt nie pomoże, a do tego ma jeszcze oczywiste z tego tytułu problemy z racjonalnym myśleniem i przetwarzaniem informacji, od tego właśnie miałaby być psychoterapia, którą nam daje dzisiaj rynek i którą podsuwają lekarze medycyny, psychiatrzy i inni. Psychoterapia, która w tym momencie miałaby zakładać "gotowość" tak jak tu niektórzy opisali w sensie spełnienia listy założeń, której sam przebieg w spełnieniu tych kryteriów i ogromu pracy, którą trzeba by w to włożyć przypomina autopsychoterapię nie powinna być czynnikiem predysponującym do leczenia psychoterapeutycznego, a jeżeli tak to ja bynajmniej odmawiam nazywaniu psychoterapii "leczeniem", a optuję wówczas na nazwanie tego rozwojem ( domniemanie kontynuacją autopsychoterapii, przez którą nas zakwalifikowano).
-
Serotonina - jak 'naturalniej' podnieść?
karolink odpowiedział(a) na White Rabbit temat w Medycyna niekonwencjonalna
Jakie brałaś i jak odstawiasz. Ja biorę przez 12 lat seronil (fluoksetyna), odstawiam od roku, minął dokładnie rok i chciałam zejść do 10 mg, ale po tym jak kogoś zaatakowałam na tym forum znów wróciłam do 20 mg. Najgorszym skutkiem ubocznym niestety w moim przypadku w próbie odstawienia jest agresja. Zmniejszenie dawki z 40 mg do 20 mg oczywiście stopniowo w przebiegu roku natomiast spowodowało, że sama nawet nie wiem kiedy zaczęłam znów siebie kontrolować z wydawaniem pieniędzy, słodyczami itp. podczas gdy próbowano mi wmówić, że to absolutnie nie skutek brania tego leku, a moje obawy, że tak jednak było potwierdzają też zagraniczne badania i media na temat doświadczeń pacjentów z SSRI. U mnie seronil nie powodował żadnych fizycznych objawów typu bóle głowy prócz tych skutków, które można było "podważyć" np. że miałam klapki na oczach, mniej więcej raz na kilka miesięcy, czasem częściej wpadałam w poważny kryzys gdzie bardzo dotkliwie się kaleczyłam, w życiu społecznym wszystko zlewałam, ale jednocześnie w sytuacjach stresowych wręcz ziałam agresją na zewnątrz i przekształcałam się z osoby, która wszystko dusi i odgrywa się tylko i wyłącznie na sobie na osobę, która coraz więcej epatuje sobą i swoimi frustracjami na zewnątrz. Jak na ironię niestety w przypadku zupełnego odstawienia staję się wręcz nieobliczalna, dlatego na razie staram się to wypośrodkować. Na każdego dane leki działają inaczej, ale skutki typu agresja zdają się potwierdzać wstępne badania zagranicznych badaczy i doniesienia pacjentów. Natomiast brak objawów typu bóle głowy może być skutkiem tego, ze mam nadzwyczajnie silny organizm. -
Czy można zabić część siebie na życzenie?
karolink odpowiedział(a) na White Rabbit temat w Pozostałe zaburzenia
Można próbować odwrócić od niej uwagę, niestety wówczas ona powraca w snach, bynajmniej ja tak mam. Np. miesiącami jesteś gdzie indziej, nie widzisz tej małej, a ona nagle powraca nieproszona zupełnie niespodziewanie w irracjonalnym, niepasującym do obecnej sytuacji śnie i rozbudza wszystko na nowo, a potem dalej próbujesz od niej uciekać. Osobiście sądzę, że jedyne co można robić to tylko odwracać od niej uwagę tak długo jak się da, ale zabić się nie uda.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7