Skocz do zawartości
Nerwica.com

karolink

Użytkownik
  • Postów

    208
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez karolink

  1. Co ważne, FDA oficjalnie uznało, że leki przeciwdepresyjne przyczyniają się do samobójstw, ale w ogóle nie informuje o tym, że mogą one wywoływać agresję wobec otoczenia. Można jedynie podejrzewać, że niechęć administracji do oficjalnego potwierdzenia innych działań niepożądanych wynika z obaw przed konsekwencjami prawnymi, finansowymi i społecznymi. Na przykład zabójstwo, nie mówiąc już o masakrze, popełnione na skutek terapii legalnymi farmaceutykami, krzywdzi znacznie więcej osób aniżeli samobójstwo, które dotyka „tylko” ofiarę i jego bliskich, oraz obciąża odpowiedzialnością urząd, który dopuścił dany specyfik do obrotu. Innymi słowy uznanie agresji wobec innych za skutek działania antydepresantów wiąże się z wyższymi kosztami i większą odpowiedzialnością niż w przypadku agresji skierowanej przeciw sobie. Dodatkowo niektórzy obserwatorzy wskazują na związki FDA z przemysłem farmaceutycznym jako powód, dla którego urzędnicy tej instytucji niektórych skutków ubocznych nie chcą formalnie uznać. W 1999 roku Julian Whitaker przeanalizował kilka głośnych tragedii, w których sprawca „bez powodu”otworzył ogień do przypadkowych ofiar w miejscu publicznym. Okazało się, że wszystkie te zdarzenia łączy jeden wspólny element: środki antydepresyjne typu SSRI stosowane przez napastnika. W każdym z tych przypadków strzelec przyjmował albo Prozac albo Zoloft albo Luvox albo Paxil lub inny środek o podobnym działaniu
  2. W 2006 roku fachowy magazyn „PloS Medicine” opublikował artykuł omawiający różne sprawy karne, w których przemoc związana była z lekami przeciwdepresyjnymi. Autorzy tekstu zauważają, że w wielu systemach prawnych nawet nie rozpatruje się tych związków, mimo że zostały one już naukowo udowodnione.
  3. " Kiedy w 1954 roku do użycia w USA wszedł pierwszy neuroleptyk „Torazyna” (Chlorpromazyna) w środowisku medycznym oraz w amerykańskim społeczeństwie zapanował entuzjazm i nadzieja na lepszą przyszłość dla osób zmagających się z zaburzeniami umysłowymi. Psychiatrzy i media bardzo szybko okrzyknęły nowy lek „cudowną pigułką, która przynosi pacjentom ‘spokój ducha’ i uwalnia od dezorientacji”. Zapanował konsensus co do tego, że Torazyna wprowadziła psychiatrię w „nową erę” pozwalając chorym na schizofrenię „opuścić szpitale i wrócić do domów”. Jednak, jak zauważa Whitaker, w atmosferze euforii uwadze opinii publicznej uszły rozmaite skutki uboczne torazyny oraz innych neuroleptyków pierwszej generacji. A była to długa lista. Na przykład szybko okazało się, że lecząc symptomy psychotyczne farmaceutyki te wywołują objawy choroby Parkinsona oraz powodują bolesne skurcze mięśni. Pacjenci skarżyli się nagminnie, że lekarstwa zamieniają ich w „emocjonalne zombie”. Nieco później, bo w 1972 roku, wykazano, że neuroleptyki upośledzają zdolności pacjentów do uczenia się. Pojawiły się doniesienia o tym, że pacjenci zażywający neuroleptyki i przebywający poza szpitalem przejawiali całkowity brak motywacji do życia oraz izolowali się od swojego otoczenia. Wielu z nich, mimo że przebywało w domach opieki, żyło „w samotności” , przez większość czasu „gapiąc się pustym wzrokiem w telewizję”. Liczne badania i doniesienia pokazywały wyraźnie, że wbrew oczekiwaniom leki nie tylko nie poprawiają jakości życia chorych, lecz wręcz zwiększają ryzyko nawrotu choroby. Tym samym psychiatria stanęła przed poważnym dylematem związanym z sensownością stosowania leków przeciwpsychotycznych. Cała sprawa stała się jeszcze bardziej paląca, kiedy okazało się, że u chorych zażywających neuroleptyki pojawia schorzenie o nazwie „dyskineza późna” (ang. tardive dyskinesia, TD) , która wywołuje nieuleczalne zakłócenia kontroli motorycznej, zwłaszcza mięśni twarzy. Co ważne, okazało się, że objawy TD nie ustępują nawet po odstawieniu farmaceutyków , co było dowodem na to, że wywołują one nieodwracalne uszkodzenie mózgu, pisze Whitaker."
  4. a bez stabilizatora lepiej się czuję i nie zamierzam go brać. Badania empiryczne wykazały, że ileś tysięcy ludzi jest agresywnych po odstawieniu, to że ty jeden nie jesteś akurat do niczego mi się nie przydaje w tej metaanalizie.Nie widzę też w tym spisku tylko obserwację jakieś zależności, zresztą odkryłam ją na sobie samej, właśnie poprzez obserwowanie jak manipulacja brania leku przekłada się na moje funkcjonowanie. Wiem co to ekspresja genów i neuroplastyczność ( polecam poczytanie kalata w tej kwestii np. Biologiczne podstawy psychologii), ale nie znalazłam dotąd badań, które by potwierdzały, że psychotropy faktycznie na nie oddziałują, można tylko tak domniemać. Działanie leków psychotropowych bardzo często odkryto przypadkiem i nie da się dokładnie określić ich działania, niestety badania obrazowe aż tak daleko posunięte nie są. Teorię biochemiczną również podważono jak na razie.
  5. No to ciekawe, że manipulowanie lekiem realnie wpływa na mój stan, mimo, że wcześniej chętnie kupowałam BAJKI, że wszystko zależy ode mnie.
  6. Nigdy nie dojdzie, bo czas też robi swoje.
  7. Kimikimi ja mogę ci powiedzieć subiektywnie z własnego punktu widzenia i doświadczeń, a także tego co wyczytałam szczególnie na forach internetowych (opinie pacjentów), a także w artykułach, oraz polecam dwa filmy dokumentalne "śmierć na receptę" i Społeczeństwo Na Psychotropach-Chemiczny Spokój Polecam też artykuły : http://nowadebata.pl/2011/09/08/narod-na-prochach-cz-1/ http://www.ssristories.net/ i stronę. Z mojego punktu widzenia, oczywiście, że czasem branie leków psychotropowych wydaje się nieuniknione, choć pewnie stosuje się je częściej niż byłoby to konieczne, ale pacjent biorący takie leki powinien być pod ścisłą opieką lekarską. Najczęściej kończy się to jednak jak zwykle, przerzucanie odpowiedzialności, brak czasu i chęci. Liczy się tylko czas i pieniądze, a dobro pacjenta schodzi na dalszy plan, często ostatni. Sądzę, że w moim przypadku SSRI powinnam zacząć odstawiać po około dwóch latach od zapisania mi go, ale co się zadziało? Psychotropy wpływają na nasze funkcjonowanie, na nasz mózg, często zmieniają myślenie i tak stało się w moim przypadku, byłam zadowolona, na speedzie z klapkami na oczach. Czy chciałam odstawiać lek? Nie przecież było mi dobrze, a zamiast obiadu, ja większość życia anorektyczka codziennie miałam tort na stole i nie obchodziło mnie, że tyję, zupełnie mi zwisało. Jak terapeutka mówiła wcinaj sałatki, bo jesteś jak rozpuszczony bachor to przyjmowałam to do siebie i pokazowo biłam się w pierś, tak to moja wina, moja wina, moja wielka wina, ale potem wychodziłam z gabinetu i w sumie czy to moja wina czy nie, też mi to zwisało. Wszystko mi zwisało. Przeplatało się to z okrutnymi wobec siebie i co gorsza co nigdy wcześniej nie miało miejsce atakami agresji wobec innych słownej, wobec siebie fizycznej. Pomysły na okaleczanie się miałam wówczas bardzo wyrafinowane, nie będę przytaczać. W końcu jeden taki incydent zakończył się w szpitalu i tam zadecydowano, aby przepisać mi neuroleptyk uspokajający, tzw stabilizator. Potem wyczytałam, że przy długotrwałym ssri często się tak robi, że jak pacjent wpada w manię lub agresję to przepisuje mu się jakiś stabilizator i dawkuje między jednym, a drugim lekiem, a na dokładkę jak wystąpią objawy typu parkinsonizm u mnie wystąpiły to przepisuje się trzeci lek, a potem kolejny i kolejny. To co jest skutkiem ubocznym leku w przypadku zachowania często próbuje się tłumaczyć kolejną chorobą, kolejnym objawem zaburzeń pacjenta i tak się popada w wir farmakoterapii, która nigdy się nie kończy. Doszło do tego, że znacznie pogorszyła mi się pamięć robocza ( nadal nad nią pracuję), spałam po 16 godzin na dobę nie wyrabiając się w pracy, zaczęłam się ślinić, a w końcu popadłam w konwulsje, które też próbowano wytłumaczyć innymi czynnikami, np. tym, że zjadłam orzecha, ale zapobiegawczo zamiast schodzić z leku najlepsza psychiatra w wawie postanowiła zwiększyć dawkę ssri przy pozostaniu przy dotychczasowej dawce neuroleptyku. Czyli poszła w rozwiązanie o którym piszą w tych artykułach. Nigdy później orzech mi tak nie zaszkodził, ale kiedy zaczęłam pojmować siebie jako bezmyślne warzywo i bezmózgowca zaczęłam czytać i interesować się tematem. Zeszłam powoli z neuroleptyku zupełnie, a ssri nadal obniżam. Rezultat ? Polepszyła mi się pamięć, znów jestem w stanie myśleć, nie ślinię się, śpię dużo, ale nie nad wyraz. Czasem po zupełnym odstawieniu ssri jestem na najniższej dawce popadam w nieokiełznaną agresję, dlatego nie zrywam z tym lekiem zupełnie, ładnie to opisali np. na stronie ssri stories. natomiast nie mam epizodów samookaleczania się nawet w bardzo trudnych, wręcz skrajnie trudnych sytuacjach. Co najważniejsze dla mnie kontroluję jedzenie, tzn. bardzo żałuję, że przebudziłam się w ciele 100 kg bałwana i ciąży mi to, nie objadam się, ani nie mam intencji objadania się, już mi nie zwisa. Czasami podejmuję wysiłek fizyczny, aby schudnąć np. regularne wizyty na basenie, ale chudnięcie z trudem mi idzie. Terapeutka stwierdziła, że wraca anoreksja, wyśmiałam ją. Anoreksji nie mam na 100%, bo żadna siła, ani zaburzenie, ani choroba, ani cokolwiek nie byłoby w stanie sprawić żebym nie chudła gdybym nie jadła, albo skrajnie się ograniczała. Więc nadal po prostu bilans kaloryczny jest zbyt dodatni, ale bynajmniej myślę o tym, staram się kontrolować, umiem sobie odmówić tego i tamtego, planuję, czego kompletnie nie robiłam na dużej dawce ssri. Potrafiłam w tydzień zjeść 5 kopców kreta, 1 na dzień nie zapomnę przerażonej miny mamy kiedy zobaczyła 8 opakowań przyrządzonych i spałaszowanych jeden po drugim. Racjonalny wniosek : leki tak, ale pod ścisłą kontrolą i na jakiś "konieczny!" czas, ale raczej i prędzej od nich odchodzić niż pogłębiać ich branie. Tzn. próbować schodzić z terapii niż ją pogłębiać i dokładać leków. Próbować manipulować dietą, która w wielu przypadkach może dać podobne skutki do leków praktycznie bez skutków ubocznych takich jak wymienione powyżej. Polecam też większą samoświadomość i lekturę, bo psychiatria w naszym kraju niestety jest na bardzo niskim poziomie i mało kto ma czas zajmować się pacjentem. Prosty przykład ? Czemu 1 wizyta w prywatnej przychodni trwa 1 godz, a każda następna już pół, a kosztuje tyle samo??? Lekarz schodzi z opieki nad pacjentem, a wizyta odbywa się tylko po to, aby przepisać kolejną receptę nie wnikając co i jak. U mnie trwało to zarówno w sektorze prywatnym jak i państwowym 11 lat.
  8. karolink

    Psychosceptycyzm

    No nie do końca jest tak. Jeżeli chodzi o problemy egzystencjalne to klient/pacjent sam jest w stanie poszukać, dowiedzieć się, wymiksować się z psychoterapii kiedy coś mu nie odpowiada. Wierzę, że wiele takich osób i tak może dać się uwieść psychoterapii i sięganiu w przeszłość, ale bynajmniej takie osoby mają narzędzia, aby w ogóle przyjrzeć się tematowi. Kiedy natomiast ktoś choruje i to bardzo np. na anoreksję, bulimię, schizofrenię, trudno mu oceniać rzeczywistość, bo choćby jego stan fizyczny nie pozwala, a lekarz w przychodni kieruje na leczenie u psychoterapeuty to człowiek taki podchodzi do tego właśnie jak do "operacji wyrostka", a trafia do jakieś pseudo przychodni z 1 osobą często w jakieś podrzędnej kamienicy. Nawet jak w końcu zacznie mu coś świtać to wciąż podpiera się autorytetem, że to środowisko medyczne go tam skierowało, ale jak się okazuje to środowisko samo niewiele wie na temat psychoterapii, bo godziny psychologii na medycynie są ograniczone. W tym sensie taki lekarz podpiera się bardziej pop kulturą niż nauką. Do psychoterapii środowisko medyczne powinno mieć więcej dystansu, ale łatwo jest po prostu zepchnąć problem. Niestety jest to porównywalne może nie w 100%, ale na pewno w połowie do tego jakby lekarz kierował do bioenergoterapeuty. Gdyż psychoterapia jest swoistym eksperymentem, sama różnorodność w nurtach nasuwa już na myśl, że nie jest to spójne podejście do problemu, choroby, zaburzenia. Nie chodzi o zdemonizowanie i wykluczenie psychoterapii ze świata, ale o informowanie pacjentów, że są różne podejścia, różne nurty, psychoterapia nie jest spójna jak np. chirurgia i jej odłamy, ale czasem poszczególne nurty bardzo się różnią od siebie, a przede wszystkim należy informować o możliwych komplikacjach, oraz że jest to też swoisty eksperyment i trzeba brać pod uwagę, że tyle jest różnych możliwych rozwiązań ile ludzi i ich osobowości na świecie, bo nikt nie jest taki sam, w przeciwieństwie do wyrostków robaczkowych których niemal wszyscy mamy w sobie niemal identyczne lustrzane odbicia w sobie. Pacjenci przychodzący na psychoterapię mają prawo nie wiedzieć o tych wszystkich właściwościach, ale powinni dostać na wstępie garść informacji o nich, choćby w ulotce.
  9. karolink

    Psychosceptycyzm

    A ten by chodził, że zanim terapeuta podzielił się taką opinią wydawał się całkiem przyzwoity i nie można mu było nic zarzucić.
  10. karolink

    Psychosceptycyzm

    Jednostronność książki ? Wy też jesteście jednostronni i na UW nie znalazłam żadnej książki, która choćby w 1% widziała jakieś zagrożenia ze strony psychoterapii. Tak jak inni piszą książki tylko ją zachwalające, tak Witkowski napisał coś co obnaża tylko jej mankamenty. Błagam nie porównuj wiedzy ginekologa to wiedzy psychoterapeuty. Wiedza ginekologa oparta jest na anatomii, prześwietleniach, badaniach, tylko w niewielkim procencie lekarz wysuwa subiektywną opinię na podstawie tego co mówi pacjent, resztę odzwierciedla w badaniach. Psychoterapia zbyt często wykorzystuje słowo "naukowy" i stąd moje oburzenie. Z drugiej strony ginekolog prędzej jest w stanie mnie powiadomić o możliwych komplikacjach wynikających zabiegu ( do tego muszę bardzo często podpisać zgodę) niż psychoterapeuta psychoterapii. Byłam u wielu psychoterapeutów więc moja opinia poparta jest wieloma doświadczeniami. I jest to tylko i aż opinia nie dowód naukowy, ale psychoterapia też takowego nie posiada.
  11. karolink

    Psychosceptycyzm

    Ja piszę tylko, że psychoterapia to nie nauka, jeżeli tego nie widzicie to już nie mój problem. Nie oceniam tylko przez swój pryzmat, ale pryzmat tego czym w ogóle jest psychoterapia. Witkowski nie został moim zdaniem ośmieszony w artykule, ale pan go piszący sam się ośmieszył. Ty masz swoje zdanie, ja swoje. Nikt mi jednak nie wmówi, że psychoterapia to specjalistyczna wiedza i nauka. To stek jakiś mniej lub bardziej potwierdzonych tez zaciągniętych z psychologii i dodano do tego WYOBRAŻENIA różnych ludzi. Są psychoterapeuci, którzy sądzą np. że anoreksja to pragnienie spermy ojca, ale ponieważ to kulturowo zakazane, anorektyczki przejawiają to w głodzeniu się. Głodzenie się jest tutaj tożsame z odmawianiem sobie tej spermy. Takie coś właśnie wyrasta na kanwie psychoterapii i ja osobiście się na to nie godzę i nie zmienię opinii, żeby kogoś ułaskawić.
  12. karolink

    Psychosceptycyzm

    Szczerze to nawet nie lubię Witkowskiego, ale to jedyny człowiek, który ośmielił się zabrać krytyczny głos w sprawie psychoterapii w Polsce, ponieważ istnieje silne lobby i poparł to kilkoma rzetelnymi przypisami badań statystycznych choćby w książce Zakazana Psychologia. Psychologia bez makijażu to tylko stek opinii pacjentów niezadowolonych z terapii, ale tak samo traktuję opinie tych, którzy wychwalają psychoterapię, aczkolwiek widzę wiele podobieństw pacjentów, którzy zostali skrzywdzeni i wiele prawidłowości występujących w mojej terapii. Nadal to jednak tylko subiektywna ocena. Wszystko tutaj, pozytywny skutek czy negatywny skutek jest subiektywną oceną, niestety długi np. z powodu zaciągniętych kredytów na fundację terapeutki są realne, a wynikają one z tego, że nikt nie powiedział mi, że psychoterapia to nie leczenie tożsame z podaniem leku na grypę, czy szczepionki na odrę tylko prawie wyłącznie eksperyment. Jeżeli chodzi o kwestie podejrzeń, pewnych prawidłowości wskazanych przez poszkodowanych pacjentów, zagrożeń, których może być 1 na 1000, ale jednak to widzę dużo podobieństw jeżeli chodzi o mój przypadek. Bynajmniej ze ścisłą nauką nie mają jednak nic wspólnego i bez rzetelnych badań nie da się ich dowieść, a takowych nie ma, bo rzetelne badania mogą przeprowadzić tylko neutralne osoby, a i tak nigdy nie będą one porównywalne z działaniem tlenu na ogień i niepodważalnością tego, że tlen wzmaga siłę ognia, a gdy go zabierzemy płomień gaśnie, będą tylko bardziej prawdopodobne.
  13. karolink

    Psychosceptycyzm

    Jeżeli wprowadza zamieszanie do twojej głowy to nie czytaj Witkowskiego tylko karm się psychoterapią nikt ci nie zabrania, masz multum artykułów i książek karmiących ludzi tylko i wyłącznie użytecznością psychoterapii, a takich stawiających pytania czy wyrazy krytyki jest niewiele. To jest wątek, który ma stawiać niewygodne pytania dla psychoterapii, krytykować, nie demonizować, ale krytykować. Wątków oddających cześć psychoterapii też jest multum, mogłabyś więc sobie podarować. Lepiej porzuć ten wątek jeżeli ma wprowadzać w twojej głowie chaos.
  14. karolink

    Psychosceptycyzm

    Nie rozśmieszaj mnie. Nauczyć ? To tylko stek opinii i poglądów, nie ma w tym nic naukowego, zwłaszcza, że psychologia to nauka społeczna oparta na rachunku prawdopodobieństwa, a psychoterapia wywodzi się od niej i korzysta z niej mniej lub bardziej, jest niejako jej kulawą kuzynką. Oczywiście możesz wkuwać te opinie, a potem się nimi posługiwać, ale z nauką jako taką nie ma to nic wspólnego. Najnowsze badania w których brali udział także psychoterapeuci wysnuto wniosek, że psychoterapia w dużej mierze opiera się na efekcie placebo. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15827992 https://www.apa.org/pubs/journals/features/cns-cns0000094.pdf
  15. karolink

    Psychosceptycyzm

    Polecam też poczytanie zdania takiego zwykłego, przeciętnego psychologa. Z wieloma argumentami tam przytoczonymi się zgadzam. http://3dno.pl/psycholog/
  16. karolink

    Psychosceptycyzm

    Polecam też książkę Rzeźnicy i lekarze. Świetnie pokazuje ile daje krytyka i jak początkowo osoby, które odważą się cokolwiek skrytykować są wyśmiewane, a także ile może wnieść dobrego sceptyczne i krytyczne myślenie. Nie mówię, żeby wynosić je na ołtarze nauki, ale aby brać pod rozwagę i przyglądać się im. Bez krytycznego patrzenia nie ma możliwości postępu.
  17. karolink

    Psychosceptycyzm

    Ja nie widzę w tym artykule nic odkrywczego, poza tym Witkowski pisał do ze swojej perspektywy, ten autor też opisywał to ze swojej perspektywy. Psychologia to nauka społeczna, inaczej się ją ocenia w kategoriach naukowych. Mało jest dostępnej rzetelnej statystyki. Szukam ludzi, którzy wypowiadają się racjonalnie i SCEPTYCZNIE, a nie za każdym razem padają na kolana. Dr Witkowski nie rozumie czym jest psychoterapia ? Taki argument się pojawia. Nawet sąd najwyższy nie rozumie i w żadnym razie nie kategoryzuje tego jako usługę w porównaniu do innych usług medycznych, a czy ktoś potrafi to precyzyjnie zrozumieć i z dokładną precyzyjnością określić granice psychoterapii i czym ona dokładnie jest? NIE, z racji tej, że nie da się tego określić, ponieważ wiele zależy w tym układzie od pacjenta jak i samego psychoterapeuty. Można tylko nakreślić jakieś rysy tego układu, ale nie da się precyzyjnie ocenić od a do z. Jest wiele czynników, które mogą wpływać na pozytywny efekt psychoterapii kształtujących się poza terapią i to z całą pewnością udowodniono np. czas. Tak samo jest w przypadku żałoby, w większości przypadków sam upływ czasu wpływa na zmniejszenie się bólu separacyjnego po śmierci kogoś bliskiego. Psychoterapia ponosi za sobą ogrom zagrożeń i o tym pisze Witkowski i tak zrozumie to człowiek racjonalny, sceptycznie nastawiony do świata i stawianych hipotez. Psychoterapia jak na razie jest tylko hipotezą i nie ma na razie możliwości, aby stała się niepodważalną nauką jak chirurgia ogólna na przykład. Jest trochę jak religia, opiera się w dużej mierze na wierze, statystyka w niej ma taką samą użyteczność naukową jak sprawdzalność wierzeń ludowych choćby dlatego, że to co zadziała na jednego człowieka niekoniecznie zadziała na drugiego, ale przeważnie jednak jest tak, że jak barbórki na lodzie to święta na wodzie. Ludzie zaobserwowali jakąś powtarzalność, ale wartość naukowa tego jest żadna, bynajmniej nie da się jej empirycznie potwierdzić. Nauka rodzi się na badaniach osób sceptycznie nastawionych do tematu, a nawet krytycznie. Szkoda, że to tacy ludzie właśnie więcej nie piszą o psychoterapii i nie zajmują się jej efektywnością. Może według nich temat nie jest warty zachodu? Z badaniem psychologii to tak jak z badaniem zachowania, nie da się określić czy jest ono uwarunkowane genetycznie czy środowiskowo, bo czynniki środowiskowe mają nieustanny wpływ na działanie i ekspresję genów. Mam ochotę podyskutować z ludźmi, którzy nie padają przed psychoterapią na kolana.
  18. Mix, a myślałeś o terapii grupowej, albo grupie samopomocowej ? pozytywniedoladowani.pl/jak-dolaczyc-do-grupy/ Ja po 12 latach terapii dochodzę do wniosku, że wiele czasu zmarnowałam na rozmawianie o dzieciństwie, ale i rozmowa o stanie aktualnym więcej zepsuła tak naprawdę niż pomogła, ale to drugie to kwestia niewybrakowanej terapeutki.Sądzę, że w dużej mierze to kwestia tego, że ciężko znaleźć naprawdę dobrego terapeutę, który mógłby nas przeprowadzić przez to o czym pisze ten gościu w temacie co leczy w psychoterapii http://www.wykop.pl/ramka/776717/trzecie-dno-dla-kogos-kto-lubi-psychologie/ Ludzie stąd właśnie o tym mówią w aspekcie dzieciństwa, ale znaleźć kogoś kto przez to przeprowadzi od początku do końca jest prawie niemożliwe. Życie płata nam wiele figli i nawet zakładając, że już trafimy na takiego terapeutę, który do tego by się nadawał to czasem sytuacje życiowe mogą sprawić, że się nie uda. Więc po co w ogóle zaczynać? Życie jest za krótkie. Powinniśmy więc faktycznie zajmować się tym co tu i teraz i jak najbardziej dbać o chwilę aktualną na ile to możliwe. Nie zawadzi rozmowa o dzieciństwie, ale moim zdaniem ona nie powinna być sednem wszystkiego no chyba, że ktoś liczy na sytuację bliską cudu i jest gotowy zaryzykować przejście całego efektu "dorastania" w psychoterapii mając na uwadze, że może być dużo gorzej niż jest obecnie, choć dla osoby zwracającej 15 razy dziennie niewiele rzeczy może być gorszych od takiej egzystencji, dlatego bądź co bądź ludzie decydują się na to. Polecam też obejrzenie tego filmu: https://www.netflix.com/title/80171659 U nas niestety nie ma takich przedsięwzięć, mam nadzieję, że jeszcze. Z perspektywy straconych środków i niepotrzebnego przedłużania czegoś co dawno powinno się skończyć polecam terapię terminową. Dialektyczno behawioralna psychoterapia skupia się bardzo na wsparciu pacjenta i na tym co dzieje się tu i teraz, aczkolwiek też sięga do naszej historii, aby nas poznać. Wybierając się na terapię radzę ci jednak bardzo ją oddzielić od swojego życia. To trochę taki alternatywny świat, jak gra. Trzeba się angażować, ale zarazem za bardzo nie wchodzić, bo jeżeli np. stracimy środki to i stracimy wsparcie w terapii. Miej to na uwadze.
  19. karolink

    Samotność

    No tak robiłam latem, że nie dosyć, że chodziłam na spotkania to jeszcze basen, spacery itp. Teraz zrobiło się nerwowo ze względu na te kilka transakcji na których rozwiązanie czekam. Chciałabym praktycznie przespać ten czas, albo przesiedzieć w domu. Mam jakieś opory przed wychodzeniem. Kiedy kasa lała się strumieniem jakoś łatwiej było mi się relaksować. Bardzo się staram zająć umysł czymś innym, myślałam nawet o hipnozie, ale nie mam zaufania do tej metody, poza tym drogo w Wawie za sesję, a potrzeba niby takich trzech, żeby na coś zaprogramować mózg np. do polubienia odgłosu szlifierki, albo choćby zignorowania. Czasem potrafię przez jakiś czas się wyłączyć i to ignorować, wkładam w to dużo wysiłku, ale potem nagle wybucham tym co zdążyło się we mnie skumulować, choć w momentach kiedy wydaje się, że zapanowałam nad tym jestem już pewna, że takiej akcji nigdy nie powtórzę, ale jednak tak się dzieje.
  20. karolink

    Samotność

    Wiesz nie siedziałam dużo w domu w wakacje i wcześniej. Aczkolwiek od kilku lat pracuję w domu, ale to lato spędzałam na zewnątrz min. na spotkaniach biznesowych, poza tym korzystałam z pogody. Teraz siedzę w domu, bo oszczędzam, a czekam na rozwiązanie pilnej transakcji. Nie mogę się na niczym skupić np. na pracy, nauce itp. Czasem wychodzę na spacer, ale generalnie tak wolę być w domu, bo na zewnątrz za dużo wydaję kasy, a jak wspomniałam teraz musiałam przycisnąć na chwilę pasa. Poza tym remonty mają miejsce dzień w dzień, poza świętami, a i to nie zawsze. Uwielbiałam spędzać czas z kotami na balkonie, czytać książki, a teraz to praktycznie niemożliwe. Coś się we mnie zmieniło po tych 3 latach, tzn. ta cała budowa miała na mnie ogromny wpływ, także na moją pracę, nie byłam w stanie rozmawiać z klientami, wyspać się kiedy zaczynali o 6. Właściwie przez chwilę zaczęłam nawet wstawać o 4 w nocy, żeby korzystać trochę z ciszy. Przestawiłam się zupełnie nie z potrzeb personalnych, np. dostosowania się do pracy, ale tak jakby pod nich, żeby mieć odrobinę dnia bez tych odgłosów, a to chyba nienormalne.
  21. karolink

    Samotność

    Dziwne doświadczyłam dwóch poziomów bycia samotną. Kiedyś byłam samotna z tym co robili mi rodzice, aczkolwiek miałam przy sobie jakieś osoby, które także były bardzo krzywdzone, ale nigdy o tym nie rozmawialiśmy ze sobą. Na tym poziomie żyłam we własnym świecie, byłam nieszkodliwa, praktycznie niezauważalna. Skromna, wycofana. Teraz w swojej samotności rozpycham się rękami i nogami. Walczę o swoje, staję się nawet nieznośna, jak ktoś uprzykrza mi życie, ja uprzykrzam innym, mszczę się. Nie mam przy sobie żadnych osób, no prawie żadnych. To dziwne poznać te dwie strony. Mam wrażenie, że leki i psychoterapia wpłynęły na to, że tak się „przekształciłam”. Jakieś cechy tego kim jestem teraz oczywiście były we mnie, ale pozostawały z reguły uśpione. Sama nie wiem czy jestem bardziej sobą teraz czy byłam bardziej sobą kiedyś.
  22. karolink

    Samotność

    Pewnie na osiedlu mam już przyczepioną łatkę wariatki. Krzyczę jak hałasują. Po trzech latach budowy nie jestem w stanie tego już znieść. Teraz każdy się remontuje i na jakimś poziomie to rozumiem, ale na innym, tym emocjonalnym już nie. Mija 4 rok. Kiedyś towarzyszyły mi odgłosy ptaków, remonty pewnie się zdarzały, ale nie irytowały mnie na tyle, żeby wyzywać, że kogoś zabiję, albo że mam nadzieję, że kogoś prąd kopnie, albo, że może powinnam zabić z 20 osób i wtedy ktoś zwróci uwagę na problem, bo w sumie nikogo nie obchodzi jak zmieniła się moja rzeczywistość w tym mieszkaniu od czasu gdy rozpoczęła się budowa. Pierwsze trzy lata nie dawałam innym odczuć jak mnie to wkurza, ostatnio jestem bardziej acting out bynajmniej jeżeli chodzi o przemoc słowną. Boli mnie gardło od darcia się. Znalazłam piosenkę na youtube "wypier-lać" przez 7 min śpiewają, następnym razem puszczę na całą parę. Na balkonie mam wywieszoną kartkę " Wypier-laj szlifująca chołoto". Nie przeszkadzają mi żadne inne odgłosy tzn. płacz dziecka, psy, samochody, samooty tylko ta szlifierka i wiertarka. Nawet jak nie robią tego bardzo głośnio mnie to strasznie irytuje, tak jakbym była uczulona na ten dźwięk, czasem budzę się przerażona w nocy bo słyszę ten dźwięk przez sen. Wiem można włączyć telewizor, choć czasem mam ochotę zwyczajnie od niego odpocząć, od zatyczek do uszu, wypróbowałam wiele dostaję zapalenia uszu. Chciałabym po prostu kilka tygodni odpocząć od tej budowy, tych remontów razem z kotami, a one czują się najlepiej właśnie w tym mieszkaniu, poza tym nie mam gdzie iść.
  23. karolink

    Samotność

    Hej dzięki. Stała się rzecz cudowna. Szybko znalazłam im domki na tym samym osiedlu i mam informacje co u kotków.
  24. AA i nie wierz też, że możesz mieć jakieś wyparte wspomnienia. Udowodniono to naukowo między innymi na podstawie obrazowania mózgu i szczegółowego badania funkcji mózgu, że nie jest to możliwe. Możliwe jest zduszenie w sobie wspomnień i nie pozwolenie sobie na ich przywoływanie, ale nie jest możliwe odzyskanie wypartych wspomnień. Tzn. mogą istnieć jakieś wydarzenia w naszym życiu, które mają aktualnie przełożenie na nasze zachowanie, ale nigdy nie będziemy w stanie ich odzyskać. Nawet te wspomnienia, które jesteśmy w stanie przywołać nie są odzwierciedleniem niezaprzeczalnych faktów, ponieważ artykułując je korzystamy z naszych obecnych zasobów wiedzy i aktualnej sytuacji, a nawet doboru słownictwa jakie akurat znajdujemy, aby sobie coś wyartykułować. Gdzie indziej są one przechowywane, w hipokampie, a zupełnie inna struktura w korze mózgowej odpowiada za "wydobycie ich" przypominanie i rozpoznawanie. Moim zdaniem więc nie ma sensu rozdrabnianie się nad przeszłością i podchodzić do niej powinno się bardziej ogólnie. Tzn. na pewno nie warto tłumić czegoś co nam się przypomina i pewnie warto to sobie lub terapeucie wyartykułować, ale nie ma sensu robienie tego na siłę tylko po to, aby udowodnić coś sobie, albo co gorsza, aby terapeuta mógł potwierdzić jakiś swój domysł. Psychoterapia i psychiatria to dziedziny uznaniowe oparte na rachunku prawdopodobieństwa i statystyce. Nie są tak stabilne i pewne jak prawo grawitacji. Warto to mieć na uwadze podejmując się psychoterapii i słuchać własnej intuicji i przeczuć. W Stanach było wiele przypadków fałszywych wspomnień tzw. inflacji wyobraźni, gdzie psychoterapeuci często z psychiatrycznym wykształceniem wmówili pacjentom, oczywiście poprzez wysublimowany proces psychoterapeutyczny, że byli wykorzystywani seksualnie, byli kanibalami, wmówiono im orgie rodzinne i inne rzeczy. Po wielu latach pacjenci ci dostali wielomilionowe odszkodowania. Obrazowanie mózgu pozwala już w obecnych czasach na identyfikację tego co jest faktycznie naszym wspomnieniem, a co jest konfabulacją, nawet jeżeli nie jesteśmy świadomi tego, że wierzymy w fałszywe wspomnienie.
×