Skocz do zawartości
Nerwica.com

karolink

Użytkownik
  • Postów

    208
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez karolink

  1. Najgorsze, że to czasem też idzie w drugą stronę, tzn. terapeuta może wszystko. Jeżeli ma kaprys może uznać, że nie chce pracować z tym pacjentem, a z drugiej strony jeżeli nawet ma wątpliwości czy ma siłę, nie mówiąc już o kompetencjach podejmuje się pracy z pacjentem np. jako wyzwaniem dla siebie, a dodatkowe pieniądze są tu tylko atutem. Moim zdaniem jeżeli zakłada się "gotowość" do psychoterapii, to taka forma kontaktu za pieniądze czy jak to nazwać w ogóle nie powinna być nazywana leczeniem, ewentualnie przedstawiana jako "rozwój osobowości" itp. W przeważającej mierze na psychoterapię kieruje się ludzi, którzy bądź co bądź mają zez sobą duże problemy np. depresję, zaburzenia odżywiania, zaburzenia osobowości i nie koniecznie muszą wykazywać pełną gotowość do tego przedsięwzięcia, mogą chcieć tego spróbować jako jedynej metody właśnie leczenia, którą im się obecnie podsuwa, po prostu nie ma alternatywy, które środowiska medyczne i społeczeństwo by im proponowały. Psychoterapeuci sami zmieniają ten kierunek np. wycofując się z nazywania przybyłych po pomoc pacjentami i zastępując ich klientami. Samo wyartykułowanie tego co powoduje problemy pacjenta może być nie lada wyczynem i faktycznie tutaj czasem zbawienna jest czyjaś pomoc, a co dopiero zdanie sobie sprawy czego tak naprawdę chcę i czy jestem "gotowy" do psychoterapii. Wielu ludzi nie wie i ma do tego prawo. Czytam książkę zresztą bardzo polecam "Mózg. Granica życia i śmierci" i pytanie o gotowość do psychoterapii bynajmniej w przypadku osób chorych, którym się ją proponuje jako formę leczenia kojarzy mi się z pewną kwestią tam poruszoną. Mianowicie okazało się, że wielu pacjentów w tzw. stanie wegetatywnym tak naprawdę jest bardzo świadomych, ale nie będących w stanie poruszyć nawet powieką i grupa badaczy znalazła sposób na skontaktowanie się z nimi poprzez namawianie do pobudzania pewnych części mózgu w odpowiedzi na pytania. Oczywiście bardzo skrupulatnie całą procedurę przygotowano i przeprowadzono. W pewnym momencie postanowiono zadać pytanie "czy chcesz umrzeć" i tutaj w przeciwieństwie do innych pytań nie uzyskano jednoznacznej odpowiedzi, a raczej coś co było jej splątaniem. Biorąc pod uwagę sytuację tych ludzi, że właściwie nie ma sposobu, żeby ich z tego stanu wyprowadzić można by przepuszczać, ze odpowiedzą tak, ale nie jest to takie proste. Nawet samobójca wielokrotnie nie chce siebie zabijać i robi to jakby z przymusu, z powodu wydających mu się nie do pokonania okoliczności, udowodniono np. że dlatego samobójcy noszący okulary zdejmują je przed np. skoczeniem z wysokości i robią wiele różnych rzeczy, które wydawałyby się świadczyć bardziej o chęci ochrony siebie niż dokopaniu sobie, ale ostatecznie jednak podejmują próbę samobójczą. Czy chcę umrzeć? Trudno sobie wyartykułować wszystkie konsekwencje podjęcia tej decyzji i czy się z nimi godzę, a co dopiero inni, jeżeli to tylko w ich gestii jest wykonanie tej decyzji. Np. w kwestii powyższego stanu wegetatywnego można zadać pytanie, a jak odpowiem tak, to czy oni mi pomogą? jak to zrobią, przestaną mnie żywić i będę umierać dwa tygodnie? Czy jestem gotowa to psychoterapii? A co to znaczy? A na forum pisze to i to, ale czy na pewno? Czy np. anorektyczka ważąca 26 kg, albo osoba w głębokiej depresji ma siłę w ogóle zadawać sobie te wszystkie pytania? A i tak kieruje się je na psychoterapię. Nie uważam więc, aby psychoterapia bynajmniej w domniemanej formie leczenia jak się ją przedstawia wymagała gotowości do jej podjęcia. Można być zupełnie, ale to zupełnie niezdecydowanym i nie wiedzieć czego się chce, niezdolnym do wyartykułowania sobie tego samemu, a tym bardziej innym. Dlatego tak bardzo potrzebne jest uregulowanie tego zawodu i wprowadzenie jakiś ogólnych zasad skoro poleca się ją jako jedyną metodę na pewne zaburzenia, albo odwrót w promowaniu tej metody jako "leczącej" poważne zaburzenia i choroby.
  2. Trochę siebie temperuję, bo dałam się tak wyprowadzić z równowagi, że już prawie nie kontrolowałam tego co robię i mówię, a rzadko się to zdarza. Po odejściu z psychoterapii jeszcze rzadziej. Radzę sobie. Dzięki
  3. Jest takie szeroko znane badanie na szczurach, które nie pozostawia żadnej wątpliwości, że niewielkie zmienne w środowisku wpływają na zachowanie. Badanie to prowadzono w kilku laboratoriach na świecie. Nazywa się " uniesiony labirynt krzyżowy". Ja nie mam wątpliwości, że zarówno czynniki środowiskowe jak i genetyczne się krzyżują i nie można patrzeć na jedno w oderwaniu od drugiego. Tylko nauka.pl to moim zdaniem nie jest najszczęśliwsze źródło poparcia teorii, może być pewną pomocą, ale nie jedynym źródłem.
  4. karolink

    Kim jestem

    Właściwie tytuł tego wątku miał brzmieć kim jesteście, aby każdy mógł opisać siebie i potem ewentualnie po latach zajrzeć i sprawdzić. Ja kilka lat temu byłam zupełnie inną osobą. Obecnie mam działalność i nie będę opisywać co robię, aby mieć pieniądze. Nie do końca jest tak, że można być niezależnym finansowo. Człowiek chory, z lukami w osobowości zazwyczaj nie podejmuje najszczęśliwszych decyzji względem swojego wykształcenia, drogi zawodowej itp. Dziś wybrałabym zupełnie inny kierunek studiów. Jak zarobię na działalności być może pójdę jeszcze na jakieś dodatkowe studia, ale w tym wieku do tego potrzebuję pełnego luksusu. Koleżanki z pracy uważały, że powinnam zrezygnować z terapii, rodzina i znajomi także, więc w obronie psychoterapii spaliłam za sobą wiele mostów. Teraz z większością ludzi, których znam łączy nas tylko sfera biznesowa, a z kolei z tymi co byli w fundacji psychoterapeutki także zerwałam kontakt, ponieważ oni nie pochwalają tego, że zerwałam z psychoterapią.
  5. Ja uważam tylko, że ludzie rozpuścili psychiatrów i mają obecnie zbyt łatwo, dlatego sobie używają. Powinni pacjentom poświęcać dużo więcej czasu.
  6. Kleopatra, śliczna burka, ale ma wygodnie...
  7. Nie każdy ma tyle tupetu by nabijać ludzi w butelkę, poza tym mimo wszystko trzeba być dobrym aktorem, aby coś takiego pociągnąć. ( nie oskarżam tu wszystkich psychoterapeutów tylko takich co zbijają na swojej pracy kokosy czyimś kosztem). Zresztą rozmowa przy kawie dla kogoś kto miał dużo stresu w życiu pomaga tak czy owak. Druga kwestia to taka, że ciągle mówicie o gotowości do psychoterapii i to fakt tak powinno być. Ja mówię o ludziach, którzy są poważnie chorzy, mają zaburzenia i wmusza im się psychoterapię nie podając żadnej alternatywy. Co ma zrobić pacjent w ciężkim stanie, któremu się mówi, że nie ma innego wyjścia, a on nawet często nie wie na czym polega psychoterapia. Z drugiej strony są pacjenci, którzy chcieliby skorzystać z tej formy pomocy, ale z powodów finansowych jest dla nich niedostępna, gorzej właściwie się im jej odmawia. Uważam, że rynek psychoterapii powinien być bardziej zróżnicowany cenowo i powinno się uregulować to kto może, a kto nie może być psychoterapeutom, jednocześnie fajnie jakby w końcu musieli przestrzegać jakiś zasad. Nie wiem może wy mieszkacie w większych miastach. Świecie w swojej okolicy słynie ze szpitala psychiatrycznego i tam pacjenci skarżą się, że psychoterapia polega na zasypaniu garścią dobrych rad przez góra 10 minut, a potem do widzenia. Ps. jakby psychoterapeuta miał pracować 8 godzin, to 800 zł dniówka, a na miesiąc ile? można sięgać po luksusy przy takich pieniądzach. patrząc na kalendarze psychoterapeutów w znanym lekarzu raczej nie unikają wielogodzinnej pracy.
  8. Aha zapomniałam wspomnieć, że tam bynajmniej, Świecie n/W w praktyce psychoterapia na nfz trwa zazwyczaj od 5 do 10 min, 30 min to juz naprawdę na wagę złota , a nie godzinę jak w założeniu i na to skarży się wielu pacjentów, ale tak jest niestety.
  9. Psychoterapia ponosi za sobą wiele zagrożeń. Nie piszę, że jest złem, można jej tylko dużo zarzucić i się zastanawiać czemu aż takie pieniądze wchodzą w grę, 130 zł /godz przy dzisiejszej średniej 20 zł, podczas gdy wiele osób zarabia poniżej to naprawdę niebagatelne sumy. Druga kwestia to taka, że może wiele osób cierpi i nawet gdyby chciała uczestniczyć w jakieś formie psychoterapii to ich zwyczajnie nie stać. Czy to sprawiedliwe? Na nfz czeka się czasem latami, zresztą nfz nie wszystkich chętnie kieruje na psychoterapię nawet jak to wydawałoby się wskazane. Tak sobie tylko pomyślałam. Moja kuzynka ma 43 lata i ma depresję, zachorowała w wieku 15 lat, jej rodzice nie szukali prywatnej pomocy (wówczas w sumie mało tego było) więc motała się po publicznych placówkach w okolicznych miastach. Dziś jest bez zębów, z rentą 600 zł, nałogową palaczką nigdy nie podjęła żadnej pracy, nadal mieszka z rodzicami, a w tej chwili ma potworną depresję i mówi, że czuje, że umiera, do tego przyczepiła się anoreksja. Żaden psychoterapeuta nie zniży się do jej poziomu, aby jej pomóc na nfz. Kto wie, czy w takim stanie gdyby nawet dać jej pieniądze na leczenie, co w sumie rozważałam ktokolwiek by ją przyjął. Psychoterapeuci zjeżdżają się do miejsc gdzie możliwy jest zarobek. W pobliskim mieście, ona mieszka na wsi są co prawda psychoterapeuci, coś tam było prowadzone wiele razy na nfz, ale szybko się kończyło, rezygnowali z niej. Tam gdzie w grę wchodzą większe pieniądze niż to co daje nfz terapeuci wkładają nieco więcej wysiłku, aby podtrzymać psychoterapię i taką osobę, w innych wypadkach nie zawsze. Ona całymi dniami przebywa w domu, jeździ tylko do psychiatryka po leki, które w sumie niewiele zmieniają, z tego co wiem nie miałaby nic przeciw, żeby godzinę w tygodniu posiedzieć na psychoterapii, ale nikt jej po prostu na dłuższą metę nie chce.
  10. Wiesz w sumie to miałam coś takiego. Psychoterapeutka namówiła mnie do zmiany psychiatry ( z kilkoma tytułami), do serotoniny, która sprawiła, że miałam klapki na oczach i wszystko zlewałam dostałam promazynę. W sumie przez cały rok w większości spałam, straciłam zdolność zapamiętywania ( do dziś mam luki z tego tytułu), uczenia się, zaczęłam się nawet ślinić, miałam parkinsonizm i dyskinezy. Na psychoterapię przyjeżdżałam na wpół przytomna 2 x w tygodniu, do psychiatry 1 x 2 tygodnie ( 100 x 9 + 2 x 170 zł), potem uparłam się, aby wizyty u psychiatry były rzadsze, bo już brakowało mi na jedzenie, a przecież przy tym zapiepszałam w robocie na to, aby starczyło na wszystko. Mama mi powtarzała, że to za dużo leków, ale ja ufałam tym dwojgu, bardziej w sumie psychoterapeutce. W końcu dostałam konwulsji, które zrzuciłam na karb orzechów, po których dostawałam lekkiej alergii, ale potem dostałam jeszcze silniejszych konwulsji, a wówczas nie jadłam żadnych orzechów. No i wtedy zaczęłam powoli odstawiać promazynę, funkcje poznawcze wróciły, ślinotok, dyskinezy i parkinsonizm ustąpiły. Psychiatra zaproponowała powrót do większych dawek promazyny przy jednoczesnym zwiększeniu dawki fluoksetyny. Gdzieś chyba właśnie w artykule Naród na prochach pisze o takiej praktyce, że przepisuje się lek antydepresyjny typu ssri, potem jak zacznie występować mania, nadaktywność itp. przepisuje się stabilizator, a potem się po prostu zwiększa dawki, a to jednego, a to drugiego, a skutki uboczne typu parkinsonizm tłumi się kolejnymi lekami. W konsekwencji pacjent zostaje do końca życia z koktajlem 6 leków. W trakcie jak brałam te leki następowały mniej więcej raz na miesiąc dramatyczne ataki na siebie, tak, że kilka razy wylądowałam w szpitalu z powodu zbyt silnego krwotoku, zdarzały się też furie i wybuchy na ludzi z zewnątrz co przed psychoterapią nigdy mi się nie zdarzyło. Po zupełnym odstawieniu promazyny i postawieniu psychiatry przed faktem dokonanym zasugerowałam, że chyba czas zacząć odstawiać seronil, psychiatra trzęsącymi się rękoma dała mi rozpiskę na miesiąc, a jak stwierdziłam, że to raczej za krótko po tak długim czasie i może powinniśmy dłużej nad tym popracować podniosła mi stawkę za wizyty, więc wzięłam się za to sama. Najżałośniejsze jest to, że ja szczególnie na początku psychoterapii się rozwijałam i czytałam o za i przeciw, przerobiłam wiele książek z UW, miałam wątpliwości i odrzucałam w sobie wszelkie racjonalne argumenty, a podejrzewam, że to powodowało te silne ataki na siebie. Teraz nie ma ani ataków, acting out są coraz rzadsze i jakoś funkcjonuję. Potrafię chociaż zapamiętać, żeby z bankomatu zabrać wypłacone pieniądze, a nie jak to się zdarzało wbrew samej mnie po kilkunastu sekundach od wypłaty obudzić się z letargu z ujemnym debetem na koncie.
  11. Schizofrenikom to by akurat przydało się w tym kraju każde wsparcie, ale ich się kieruje tylko na leki, mam w rodzinie. Z resztą się zgadzam. To jedno z najfajniejszych zajęć na zarabianie, ale trzeba mieć też tupet i uwaga, uważam, że gdzieś wśród tych osób jest kilka z tzw. misją, predyspozycją do pomagania, powołaniem do tego, ale można ich policzyć na palcach jednej dłoni i trafić do takiej osoby to bardzo duże wyzwanie i trzeba założyć ogromne straty w portfelu.
  12. Zgadzam się, dodatkowo w 100% nie udowodniono, że to, że jest więcej serotoniny w mózgu leczy depresję, to tylko domysł. Zrobiono badania z grupą placebo i wyniki były podobne. Druga kwestia to kolejne badania udowodniły, że jak ludzie z depresją doświadczają skutków ubocznych leków to czują, że lek na nich oddziałuje i przez tą wiarę następuje poprawa sama przez się. Czytałeś Naród na prochach, świetny artykuł, gdzie wypowiada się też wąska grupa psychiatrów z doktoratami, którzy postanowili wystąpić z grupy tych uprzywilejowanych przez firmy farmaceutyczne. Każdy neuroprzekaźnik ma ileś tam funkcji i może przyjdzie czas, że da radę je dokładnie zbadać, póki co są to tylko domysły, a skutki uboczne danych leków mogą zniszczyć komuś życie, żeby chociaż była jakaś poradnia dla osób, którym się to przydarzyło, albo więcej psychiatrów ośmieliło się wystąpić ze swoich szeregów i pomagać w takich przypadkach, a założę się, że zarobiliby dużo. Jednak dla nich to herezja i się zwyczajnie boją, mimo, że wielu z nich zdaje sobie sprawę co tak naprawdę wyprawiają, ale usprawiedliwiają się brakiem czasu itp.
  13. Jeszcze a propos tych słów nigdy nie zarzucałam ludziom, którzy się leczą, że robią źle, wskazywałam tylko na zagrożenia jakie może ponieść za sobą psychoterapia, a jest ich ogrom. Choćby kwestia nieuregulowanego zawodu psychoterapeuty w Polsce, drugim sama relacja, która może prowadzić do nadużyć. Być może zbyt mało kreatywnie i dla niektórych autorytarnie, choć zdania są jak się okazuje podzielone, ale tylko tyle. Druga kwestia to taka, że w założonym wątku autorka była już w psychoterapii, a po każdym zawodzie trudno zaczynać coś od nowa i analogia, że jak się spadnie z konia trzeba wsiąść na niego z powrotem nie jest tutaj adekwatna, bo terapia ponosi za sobą po pierwsze dużo czasu, po drugie zazwyczaj ogromne koszty. Czułam się zgnieciona i przybita tym, że osoby tak na mnie wsiadły. W sumie wystarczyło powiedzieć myśl co chcesz ja mam dobrego terapeuty i psychoterapia jako taka mi odpowiada i swoje doświadczenia kierować w stronę autora wątku, a nie wsiadać na mnie.
  14. Ale ja się nie boję skatowania czasami. Pomidor i ogórek. ( pomidor jak zaczynam się denerwować, ogórek jak prawie grożę samobójstwem) teraz będę używać tych odniesień zanim popadnę w furię. Drugie nie będę tłumić swoich przekonań, ewentualnie podejdę do wyrażania ich bardziej kreatywnie. Ps. nie ja to wsadziłam do śmieci
  15. O moje czarnuszki też tak brązowieją na słońcu.
  16. Zgadzam się. Nie mam tak radykalnego podejścia żeby np. leki zlikwidować. Bałabym się też eksperymentować na schizofrenikach, choć i tu są jakieś doniesienia, że można z tego wyjść bez leków. Nie zgłębiałam tematu widziałam tylko jakieś badania na ten temat, aczkolwiek uważam, że powinno być więcej informacji na ten temat, a społeczeństwo powinno wymóc na psychiatrach przyłożenie się do pracy. Tak to trochę jest, że obecnie płaci im się za luźną rozmowę przy herbatce i machnięcie recepty, podczas gdy powinni bardziej zgłębiać temat. Być może za te ceny, które obowiązują powinni nam oferować kompleksowy zespół kilku opinii. 200 zł za pół godziny to jakiś żart, ale społeczeństwo do tego niestety dopuściło, a jeszcze jest nacisk ze strony firm farmakologicznych, żeby ssri na przykład mogli przepisywać lekarze rodzinni nie mający absolutnie żadnej wiedzy na ten temat, co dzieje się zresztą za granicą i już są tego konsekwencje, tzn. społeczeństwo odczuwa na sobie tego skutki, dlatego zagranicą powstaje dużo więcej artykułów o skutkach ubocznych leków. Co więcej zazwyczaj w artykułach tych spisane są relacje psychiatrów, którzy zmienili fronty i przyznali się do tego, że czasem przepisywanie leku polega na tym, że dostają gratisy od firm farmaceutycznych chcących wypromować dany lek, a nie na podstawie przemyślenia, który będzie najodpowiedniejszy względem przewagi skuteczności w pomocy pacjentowi nad objawami w stosunku do skutków ubocznych. To samo zresztą dzieje się także u internistów, lekarzy rodzinnych itp. miałam znajomego, który był handlowcem i dobrze wiedział jak to działa, ale trzeba przyznać, że psychotropy to szczególne leki. Uważam też, że ludzie powinni mieć prawo wyboru, tzn. jeżeli ktoś chce się leczyć lekami to powinien mieć taką możliwość, ale wciąż powinno się rozwijać temat i lekarze powinni mieć aktualne informacje na temat leków nie tylko od firm farmaceutycznych, które jak przyznał handlowiec np. w kwestii szczepionek ukrywają badania. Popularna firma np. wypuściła na rynek szczepionkę gdzie badania wskazywały na 10% śmiertelności, a oni podali, że 1%, podczas gdy szczepionka była użytkowana prowadzili szerokie badania, aby faktycznie usprawnić ją tak i zrobić wszystko, żeby ta śmiertelność zeszła do 1%, ktoś ich jednak wydał i musieli ją wycofać tracąc miliony.
  17. karolink

    Zabójcze umysły

    Ogląda ktoś ?
  18. Szkoda, że gdy Ty to pisałaś nie byłam na tym etapie na jakim jestem teraz. Mnie spotkało dokładnie to samo.
  19. Nie uważam tak. Może przeczytaj biopsychologiczne podstawy psychologii Kalata on tam ładnie opisuje jak to jest z genami i ich ekspresją tzn. mamy jakiś zestaw predysponujący nas do jakiś zachowań, ale wiele z tego się nie ujawni jeżeli nie będzie odpowiedniego bodźca ze środowiska. Ukryta predyspozycja do schizofrenii może się np. ujawnić po błahym wypadku samochodowym, tak było z moim znajomym, który dosyć późno zachorował, bo w wieku trzydziestu kilku lat. Określają to mianem nature vs nurture. Bardzo duży wpływ ma też środowisko płodowe, któremu dotychczas poświęcano niewiele uwagi . To dlatego bliźniaki monozygotyczne ( identyczne rozwijające się w jednej kosmówce) są też tak bardzo podobne do siebie względem charakteru, natomiast dizygotyczne znacznie się czasem różnią. Poza tym medycznie to wygląda tak, że kod genetyczny przekazywany nam przez rodziców się kilka razy krzyżuje tzw. crossing over, do tego dochodzą jeszcze mutacje, te które zazwyczaj się nie ujawniają, ale mają miejsce. Możliwych jest 8 milionów kombinacji w mejozie. To właśnie predysponuje nas do postępu ewolucyjnego, a w ewolucja akurat została potwierdzona naukowo. Naukowcy doszli do wniosku, że nie da się oddzielić środowiska od genów i trzeba zawsze brać te dwie zmienne za równie ważne i przeplatające się ze sobą, a nie patrzeć w oderwaniu od tego. Jest też efekt mnożnika i inne koncepcje, które dogłębnie tłumaczą to zagadnienie.
  20. Myślałam o tej odpowiedzi. Być może nie umiałam tego sformułować i wyrazić tak, aby za mocno nie dać się we znaki innym i dlatego tak wyszło, a wyszło strasznie, ale dalej żyję.
  21. Przepraszam ale nie mogę się powstrzymać. Psychoterapeuta może wykorzystać niską inteligencję i brak samoświadomości pacjenta do podtrzymywania psychoterapii i rozdrabniania pytania w rodzaju Jak mogę Panu pomóc, czego pan oczekuje itp itd. Przy takim pacjencie samo dojście do ustalenia kontraktu może potrwać miesiące, a to już jeżeli pacjent widzi jakiś punkt zaczepienia może dawać możliwość terapeucie dorobienia sobie.
  22. karolink

    nie mam już siły

    Inna kwestia to taka, że ludzie bądź co bądź boją się stygmatyzacji np. w pracy, bo niby w nowoczesnym podejściu taka osoba jest tolerowana i wspierana, ale jednak gdzieś tam krążą plotki i patrzy się na nią inaczej w pracy, społeczności, a nawet własnej rodzinie. Wybranie się do psychiatry samo przez się może nie być taką prostą sprawą choćby z tych powodów. Forum natomiast jest w tym aspekcie anonimowe.
  23. karolink

    nie mam już siły

    Być może wtrąciłam się ze swoimi trzema groszami bardzo neutralnie, ale chciałam wesprzeć autora wątku w myśli, że diagnoza medyczna jest potrzebna. Bardzo dobrze, że szaraczek i inni zwrócili uwagę na możliwość boreliozy, tym bardziej, że Ergzel wybiera się w piątek do neurologa. Właściwie byli niezastąpieni w tym co można podsunąć i o co spytać lekarza w takiej sytuacji. Jeżeli nie daje sobie rady i nie wytrzyma do piątku, oczywiście, że zostaje psychiatra, ale jeżeli psychiatra wdroży teraz psychiatryczne leczenie, a przyczyna okaże się być neurologiczna ( nagłość zajścia tych napadów może na to wskazywać) Ergzel może ściągnąć na siebie morze niepotrzebnych skutków ubocznych leków, a leki psychotropowe to nie byle aspiryna.
×