
karolink
Użytkownik-
Postów
208 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez karolink
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7
-
Dogadujesz się z ludźmi po ssri, dlatego, że jesteś na speedzie. Inną kwestią jest czy oni się dobrze wówczas dogadują, bo zdarza się, że po podobnych lekach ma się klapki na oczach i nie widzi się wszystkich aspektów sytuacji. Wszystko po prostu nam zwisa, czujemy się dobrze ze sobą i ludźmi, myślimy, że w takim razie oni także się z nami dobrze czują, ale to złudzenie. Kiedy schodzisz ze speeda okazuje się, że wcale wokół nie jest tak kolorowo i jakoś to "dogadywanie" się wydawało się o wiele bardziej zaawansowane niż ma to miejsce naprawdę. Jeżeli chodzi o rodziców to też uważam, że nie ma sensu na zbytnie grzebanie w przeszłości. Oczywiście, że sens ma wytłumaczenie sobie co miało wpływ na to kim jesteśmy teraz i co nas ukształtowało, ale zupełna negacja rodziców i zwalanie na nich całej odpowiedzialności, podczas gdy mogą być jedynymi osobami, które nas tolerują może być najgorszym wyjściem z możliwych . Niestety wiele osób zrywa zupełnie kontakt z rodzicami pod wpływem psychoterapii. Polecam poczytanie książki Witkowskiego Psychoterapia bez makijażu. Tam jest o tym jak to się czasem odbywa np. dorosła pacjentka zrywa zupełnie kontakt z rodzicami, a zastępstwo w nich znajduje w psychoterapeutce u której siaduje na kolanach. Nie sądzę, aby zdarzało się jej to w rzeczywistej relacji z matką, a moim zdaniem jej relacja z psychoterapeutką sprowadza się do jakiś dewiacji. Dobrze, że masz krytyczny stosunek do psychoterapeutki. Ona najwidoczniej nie chce z Tobą współpracować, więc jeżeli nadal masz chęci by spróbować rozwiązać swoją sytuację właśnie poprzez psychoterapię próbuj znaleźć kogoś innego. Radzę też trochę poczytać o psychoterapii. Jeżeli chodzi o lekturę wskazującą na możliwe pozytywy jakie ponosi za sobą psychoterapia wystarczy internet, jeżeli chodzi o zagrożenia jakie za sobą ponosi psychoterapia to już gorzej, tutaj trzeba raczej sięgnąć po książki np. właśnie Witkowskiego. Moim zdaniem trzeba zapoznać się z obiema stronami, dojść do własnych wniosków i zaczynając psychoterapię być świadomym, tego co może się zdarzyć. Przy czym oczywiście nie zalecam kurczowego czepiania się psychoterapii i dopatrywania się wszędzie uchybień, bo ludzie generalnie popełniają błędy, ale aby ustrzec się ze strony terapeuty kardynalnych błędów. Podejmując psychoterapię zalecałabym też świadomość tego, że odpowiedzialność za wpływ jaki niesie za sobą spoczywa tylko na pacjencie. Psychoterapeuta aczkolwiek może przypisywać sam sobie postęp w psychoterapii, ale nigdy nie zgodzi się z twierdzeniem, że psychoterapia źle wpłynęła na jakiś aspekt naszego życia. Podejmując psychoterapię powinniśmy być tego świadomi, gdyż o wiele lepiej przyjdzie nam mierzyć się z konsekwencjami tego procesu. Gdybym od początku miała taką świadomość zupełnie inaczej podeszłabym do tego procesu i zupełnie inaczej kierowałabym jego przebiegiem. Wchodząc w ten proces najlepiej założyć : Wszystko co dobrego nam się przytrafia podczas korzystania z psychoterapii jest zasługą psychoterapeuty, wszystko co złego dzieje się podczas psychoterapii jest wyłącznie naszą winą. Oryginalny cytat : Jeżeli w procesie psychoterapii w życiu pacjenta coś dzieje się źle to jest winą pacjenta, jeżeli dzieje się dobrze, to jest zasługą terapeuty. Jeżeli to wszystko weźmiesz pod wzgląd myślę, że psychoterapia będzie ci faktycznie w stanie pomóc. Zdecydowanie zrezygnuj z tej psychoterapeutki, ponieważ ona ewidentnie nie chce z jakiś względów prowadzić twojej psychoterapii, a to źle wróży nawet gdyby coś miało się w przyszłości rozwinąć będzie miała na Ciebie haka tzn. jak coś nie daj Boże pójdzie nie tak, czy będzie jakiś kryzys powoła się na to, że przecież mówiła, że nie jesteś na to gotowy i sam się w to siłą wpakowałeś. Poszukaj kogoś kto będzie otwarty na Ciebie. Przyczyny tego, że nie chce mogą być różne i mogą zupełnie nie mieć związku z Tobą np. po prostu szuka kogoś łatwiejszego, bo ma zbyt wielu pacjentów, szuka pacjentów z określonymi problemami, nie chce się rozwijać akurat w aspekcie problemów z jakimi Ty do niej przyszedłeś. To są tylko domysły, ale skoro już padła deklaracja, że nie jesteś gotowy i ona nie chce to zawsze już będzie mogła się tego uczepić w przyszłości, a to niekorzystne, w dodatku niekorzystna okoliczność tylko i wyłącznie dla Ciebie w waszej relacji.
-
Czemu. Ja widzę mnóstwo dziewczyn, którym można by przypisać podobne usposobienie i uczucia na ulicy codziennie. Może jedna z nich odważyła się napisać.
-
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II
karolink odpowiedział(a) na Naemo temat w Zaburzenia osobowości
New -Tenuis niezmiennie tak mam. Im trudniejsza sytuacja życiowa tym gorzej oczywiście. -
Samotność kompletna pojawia się zawsze u mnie wtedy kiedy mam kłopoty. Np. z odłowieniem kota było łatwo, ale do dania mu domu lub poszukiwań dla niego domu już gorzej. Nie ma komu nawet psychicznie wesprzeć.
-
Smutne, że wielu z was nie usłyszało. Moja mama, nienawidziła mnie w dzieciństwie jak sama przyznała, ale już po rozpoczęciu terapii kiedy przypomniałam jej wiele rzeczy wiele razy mnie przeprosiła i powiedziała, że wynagradza mi to każdego dnia. Zgadza się tak jest. Starej babie płaciła 12 lat za terapię, teraz ja jej trochę mogłam pomóc, ale znów jest gorzej i znów mi pomaga. Mówi, że pomaga jak tylko może i to prawda. Wielu rzeczy nie wie, na wielu rzeczach się nie zna, ale stara się, wysłuchuje mnie, troszczy się na tyle na ile umie. Ojciec jest jak cyborg, już nie kontaktuje. Dbam o niego tzn. mówię mamie, że lepiej iść do lekarza kiedy coś się dzieje, a mama jest anty, dopytuję czy pilnuje terminów wizyt itp. Przeprosił mnie kiedyś jak wpadłam w jego obecności w furię, choć nie chcę, ale moje ciało tak na niego czasem reaguje jak już mniej kontaktował, ale chyba nawet nie wie za co. Żal mi go, jeszcze jak kontaktował zauważyłam, że jego oczy były puste, jest po prostu w jakimś sensie potworem, ale mi go żal. Wiem jakie ciężkie miał dzieciństwo, parę lat temu stracił brata bliźniaka, potem matkę. Pewnych rzeczy nigdy mu nie wybaczę, nawet gdybym chciała to moje ciało zachowało specyficzną pamięć, ale nie chcę przeżywać jego śmierci. Niech żyje choćby po to, abym nie musiała tego przeżywać.
-
No, ale metody obrazowania mózgu idą coraz dalej, może wkrótce da się zobrazować neuroprzekaźniki i zbadać konkretnie ich wpływ na zachowanie, bo teraz to są domysły i jeszcze nie wszystko ściśle wiadomo np. że brak serotoniny odpowiada za depresję, a jej podniesienie ją leczy, bardzo możliwe, że działa kilka czynników. Naukowcy podejrzewają, że leki utrzymujące serotoninę w synapsie SSRI mogą powodować kilka innych rzeczy, które składają się na poprawę samopoczucia pacjenta. Już wiadomo też, że czasem w okaleczonym, zniszczonym mózgu w tzw. stanie wegetatywnym tkwi myślący człowiek, to udowodniły ostatnie badania na fmri.
-
Psychiatria to kulawa siostra medycyny jak mawiają lekarze.
-
Abigail, jestem w temacie, studiowałam psychologię, tam też jest psychiatria, czytam nadal książki to nie jest naukowe ! To jest uznaniowe i wiele badań tzw. naukowych pokazuje, że leki wcale nie pomagają, pomaga placebo, a czasem ludzie, którzy zdrowieją, zdrowieją przez to, że czują skutki uboczne i to ugruntowuje ich w przekonaniu, że leki działają. Tutaj można wysnuwać dużo hipotez, choroba psychiczna to też hipoteza. Przyjmujemy i się zgadzamy z nią jako społeczeństwo, ale to tylko hipoteza.
-
Chciałabym, aby ktoś zrozumiał, że leki z jednej strony mnie uratowały, a z drugiej mnie zabijają w konsekwencji. Moja psychoterapeutka kiedy jej o tym powiedziałam już przy końcu była pewna, że mówię przeciw lekom, tzn. że mam za złe w ogóle, że zaczęłam je brać, była zdziwiona kiedy powiedziałam, że potrzebowałam na początku tych leków, że przyznaję, że mnie uratowały w jakiś sposób. Czasem trzeba się komuś rozwinąć trochę bardziej w dyskusji, aby doszedł do własnych wniosków. Chciałabym szczerze poznać kogoś kto by zrozumiał to, że z jednej strony mnie wyleczyły, a z drugiej to, że nikt nie zadbał o i nie zainteresował się jak długo je brałam i czas było to skończyć. Wszyscy kupowali to, że ja byłam na luzie i mówiłam wszystko jest piękne i jest ok, a tylko raz na kilka miesięcy latałam z nożem, albo kaleczyłam się tak, że pozostały mi trwałe ślady np. na twarzy, bo chciałam siebie w jakiś sposób unicestwić.
-
Drogi w ustosunkowaniu się do tematu jak to jest z psychotropami. Ja też jestem czasem orędownikiem jakiegoś tematu, sposobu itp. a potem w dyskusji upewniam się, ustosunkowuję, doczytuję i wyrabiam sobie zdanie. Np. można odnieść wrażenie, że jestem przeciw psychoterapii, ale nie jestem skrajnie przeciw tylko umiarkowanie przeciw, cały czas ustosunkowuję się do rozwiązań jakie daje. Pewne rzeczy mi się podobają, inne nie, a inne moim zdaniem są nie do zaakceptowania, ale wciąż szukam i dociekam.
-
7 minut temu, Lunaa napisał: W moim odczuciu granica jest tam...gdzie nie potrafisz już normalnie funkcjonować, kiedy leżysz w łóżku miesiącami i nie jesteś w stanie pracować. Nie jesteś w stanie nic robić bo zwyczajnie nie masz siły...lęk Cię obezwładnia, że nie możesz wyjść z domu, boisz się innych ludzi i przez to ograniczasz kontakty społeczne,...jesteś warzywem. Natrętne myśli robią ci sieczkę z mózgu...Myśli samobójcze mówią ci kiedy jak i gdzie...podkreślę to są moje odczucia. No właśnie, zadawanie pytań wzbudza w ogóle impuls do zmian. Nie mówię żeby takiej osobie leżącej w łóżku nie dać antydepresantów, mówię dajcie jej, ale pilnujcie, aby kiedy już będzie chodzić umiała się obejść bez nich, bo prędzej czy później pojawią się skutki uboczne. Bez pytań lekarze zadowoleni będą wypisywać kolejne recepty, a człowiek, który raz weźmie antydepresant, bardzo możliwe, że ugrzęźnie w świecie leków psychotropowych na zawsze.
-
No być może jest trochę bardzo anty, ale może też szuka swojej drogi. Moim zdaniem osoby, które biorą leki, są zbyt bardzo pro. Ja jestem po środku, ale w sumie to też bardziej anty i chętnie uczestniczę w dyskusji, gdzie ktoś w końcu otwiera temat postawiający się psychotropowym lekom, bo wszędzie tylko widzę to pro, a sama na sobie wiem i również za granicą wiele osób przekonało się, że to nie takie piękne być uwięzionym w dożywotnim przymusie brania psychotropów. Nie podobają mi się skrajności ani w jedną ani w drugą stronę.
-
No nie to nie takie proste, sraczka jest z jelit, a objawy z głowy jak smutek, emocje, depresja skorelowana z moją osobowością. Przy sraczce mogą zbadać krew i dojść, czy jest psychosomatyczna czy somatyczna wywołana przez bakterie, przy głowie, te dotyczące psychiki, wszelkie diagnozy są uznaniowe i subiektywne. Nic tutaj nie jest oparte na rzetelnych, dowodowych badaniach, których nie dałoby się jakoś podważyć.
-
PO drugie po co wchodzicie w ten temat i się wypowiadacie. Nie wiem czego wy już chcecie, każecie zakładać osobne wątki dla tych co się z wami nie zgadzają, a jak się przejdzie w końcu gdzie mogą sobie podyskutować ludzie, którzy chcą dyskutować, a nie obrzucać błotem, wkradacie się i dokładnie to robicie. Są ludzie, którym psychofarmakoterapia długoterminowo nie pomogła, a wciągnęła w duże problemy. Tacy ludzie też mają prawo się wypowiedzieć. To jest wątek stworzony przez właśnie takiego człowieka i dyskutujemy sobie nie na waszych wątkach, gdzie wypędzacie kogoś mającego odmienne zdanie, ale na własnych. Czego wy w końcu chcecie?
-
Dokładnie o tym samym pomyślałam z tym podpisem leków. Przeraziło mnie to i skonsternowało, że ktoś tak bardzo identyfikuje się poprzez leki jakie bierze. I to tak jakby uważał, że tylko one o nim świadczą. To takie moje skojarzenia.
-
kiedyś jak po ataku po ssri byłam na oddziale tak odjechałam po relanium, że poprosiłam lekarkę, aby dodatkowo mi to przepisała. Oczywiście to zrobiła, ale zgubiłam na swoje szczęście chyba receptę w taksówce. Sądzę, że dziś mogłabym być uzależniona od kolejnego leku.
-
Nie wiem jak u innych, ale u mnie leki spowodowały kompletny high, nie brałam ich bynajmniej po to, aby go wywołać, bałam się ich, ale psychoterapeutka mnie namówiła, aby z tego skorzystać. Tak zwani specjaliści, moim zdaniem praktycznie nie ma takich, którzy nie korzystają z gratisów jakie daje dzisiejsze porozumienie z którąś z firm farmaceutycznych ( znam byłego handlowca jeżeli chodzi o leki nie psychotropowe i mówił mi jak to działa, pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze). Nie wpadłabym na pomysł, aby w ogóle zastanawiać się nad momentem zakończenia psychofarmakoterapii bo byłam na ciągłym speedzie, a specjaliści, których odwiedzałam najwyraźniej nie mieli nic przeciw, aby trwało to latami. Mówiłam przecież, że wszystko jest ok. Zawsze wszystko było ok, raz na kilka miesięcy zdarzały się odwroty, coraz skrajniejsze wybuchy gniewu, frustracji, samookaleczeń itp. Dopiero kiedy zaczęłam grozić w firmie nożem w sumie jak się okazuje z perspektywy czasu bez powodu ktoś wpadł na pomysł na przepisanie stabilizatora. Przy kolejnej takiej okazji innego stabilizatora, ale nikt nie wpadł na pomysł, aby spróbować odstawić lub chociaż zmniejszyć SSRI. Dopiero jak wpadłam w konwulsje zaczęłam się interesować tematem i okazało się, że w Stanach bynajmniej leki te powodują nieposkromioną agresję, jest nawet strona z przypadkami. Radzę więc czytać wszystkim o lekach, które przyjmujemy i kontrolować postęp w swoim leczeniu, jeżeli nie my to oprzyjmy się na kimś bliskim, bo bardzo możliwe, że my sami nie będziemy umieli podjąć racjonalnej, zdrowej dla nas decyzji, ponieważ będziemy zaślepieni. Ja przyznaję, że byłam zaślepiona. Ufałam wszystkim tylko nie mamie, która mówiła, że za dużo tych leków. Dziś po odstawieniu stabilizatora i zredukowaniu dawki antydepresanta bywam nerwowa, ale nie grożę nikomu nożem.
-
Bardzo popieram Twoją decyzję. Generalnie w przypadku krytycznego stanu, oczywiście, że zalecałabym wizytę u psychiatry i zażywanie antydepresantów, ale u mnie na przykład ( i tak jak czytam na forach zagranicznych, zresztą w polskich też), że jak już zaczęłam je brać wszystko zaczęło mi zwisać i sama nigdy nie wpadłabym na pomysł, aby je odstawiać. Psychiatrom których odwiedzałam odpowiadało moje nastawienie, psychoterapeutka, której lałam strumień pieniędzy z pożyczek na siebie na fundację też to odpowiadało. Kiedy dochodziło do skrajnego odwrócenia raz na parę miesięcy tzn. ataki furii w stosunku do siebie, ale i do innych, a za każdym razem było to drastyczniejsze sugestią było dołączenie drugiego leku, stabilizatora. Okazuje się, że to częsta praktyka dla osób przyjmujących SSRI, że w momencie gdy po długotrwałym braniu antydepresantu dopisuje się stabilizator, a gdy stabilizator powoduje dyskinezy i parkinsonizm ( u mnie to miało miejsce) jeszcze kolejny lek. Złotym środkiem w tym wszystkim jest umiar i zakończenie w odpowiednim momencie leczenia. Po roku, dwóch przyjmowania powinno się odstawić antydepresant. Z tego co widzę na rynku np. wśród innych pacjentów moment zakończenia farmakoterapii często nie nadchodzi nigdy. Ja ugrzęzłam w tym na 12 lat, a po takim czasie nie jest łatwo to odstawić. Pretensje mam o to, że nikt nie wpadł na to, aby to leczenie zakończyć, choćby próbować zakończyć. Czemu mieliby sugerować zakończenie jak firmy farmaceutyczne mają ze mnie pożywkę, a każda recepta jest w cenie np. sympozjum i wyjazdów jakimi konkretne firmy nagradzają lekarzy za przepisywanie ich leków. Wspomnę tylko, że przed zażywaniem leków frustracja i agresja bywała od czasu do czasu, ale nigdy tak silna i skierowana wyłącznie do mnie samej, ewentualnie do rodziców kiedy byłam nastolatką, ale nieporównywalnie mniejsza. Leki te wyzwoliły we mnie to, że przestałam wymiotować, ale zaczęłam też dużo bardziej epatować agresją na zewnątrz.
-
Nie namawiam do rezygnowania z seksu, sama jestem pokrzywdzona i seksu nie uprawiam (też z tego względu, że fizjologicznie się zmieniłam i już za mną nikt się nie ogląda, przybyło mi też lat), ale osobiście uważam, że powinnaś zerwać z chłopakiem i znaleźć sobie innego, kogoś kto będzie cię szanował. Sama nie wiem, ale założę się, że seks jest o wiele przyjemniejszy z osobami, które nas szanują.
-
No, to jest argument. Zresztą przerobiłam już lekturę i w sumie lew czy tygrys nie ma powodu, aby np. bawić się dorosłym bawołem i generalnie szybko idzie mu zabicie go, bo bywa tak, że ofiara może stać się oprawcą w trakcie ratowania siebie. Jeżeli chodzi o cielaki to one jeszcze nie umieją reagować, uciekać, tak naprawdę nie wiedzą co się dzieje. Niektórzy podejrzewają też, że w lwicach np. budzi się instynkt macierzyński i w sumie łagodnie się obchodzą z cielęciem, to zresztą widać na filmach, póki nie zwycięży instynkt i w końcu lwica nie powali małego, co nie jest trudne, od czasu do czasu zdarza się że znudzona wypuszcza małego, ale wówczas praktycznie nie ma on szans na przeżycie. Są oczywiście makabryczne przypadki, ale generalnie są one odosobnione, poza tym jak udowodniono np. na myszach wpływ tutaj ma sama obserwacja przez człowieka na ich zachowanie, zapach itp.
-
No tak mucha, ale to fajtłapy są i nie potrafią upolować. Chodzi mi o takie naprawdę duże zwierzęta jak płaczące ciele bawołu zjadane przez lwa. Zdecydowanie wolę takie obrazki. Chcę zrozumieć.
-
Dziś natknęłam się na filmiki jak lwy, tygrysy i inne dzikie koty bawią się swoimi ofiarami np. młodymi bawoła, gazelii, a nawet słoniątka. Bardzo mną tą wstrząsnęło. Ani w języku angielskim, a tym bardziej po Polsku nie znajduję nic dotyczącego co takie zwierzęta czują. Tylko wypowiedzi na jakiś forach, że mogą nie czuć bólu przez szok i upływ krwi itp. Nie ma żadnych poważnych badań w temacie ? A może powiecie coś na pocieszenie, bo jestem załamana. Myślałam i pamiętam, że kiedyś uczyłam się nawet, że większe zwierzęta szybko zabijają swoje ofiary, a teraz widzę pełno filmów z tym jak dzikie koty najpierw się bawią, a potem żywcem zjadają ofiarę.
-
Dokładnie mój samiec złotooki biegnie za mną do łazienki jakby coś go opętało, miauczy, a potem wskakuje na kolana. Natomiast w nocy uwielbia mi się kłaść na szyi. Mama mówi, że mam sobie zbadać tarczycę
-
Ojej mam obcych w domu :D
-
ok
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7