Skocz do zawartości
Nerwica.com

Disappear

Użytkownik
  • Postów

    673
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Disappear

  1. @Bigmen strasznie generalizujesz i przykro mi, że tak źle trafiłeś. Zaburzeń i chorób psychicznych jest bardzo dużo. Dla jednych kluczowa będzie farmakoterapia dla innych psychoterapia. Moja terapeutka nigdy nawet nie próbowała mnie diagnozować. Nigdy nie sugerowała niczego w temacie leków. No jedynie to, że alko przy lekach nie jest wskazane Ale tylko zapisuje jak pojawi się u mnie jakaś zmiana w farmakoterapii i nie komentuje, niczego nie sugeruje, nie wtrąca się w to. Po prostu przyjmuje do wiadomości. W moim przypadku (PTSD i epizody depresji) psychoterapia jest podstawą do poprawiania jakości życia. I na tym etapie nie napiszę Ci, że w 100% jestem "wyleczona". Nie. Ale wiele rzeczy zauważalnie zmieniłam i gdyby nie psychoterapia to nie rozmawiałabym z Tobą teraz. Terapeutka nie wciska mi żadnych kitów i nie manipuluje. Wprost usłyszałam, że to czego bym chciała (w kwestii PTSD) jest niemożliwe. Ale też usłyszałam co jest realne i nad tym pracujemy. No i nurty to nie tylko analiza i p-b. Ja np. pracuję w terapii schematów.
  2. Zaproponowała a ja się zgodziłam. Tak naprawdę terapia grupowa to był dla mnie jakiś początek. Punkt wyjścia do terapii indywidualnej którą podjęłam zaraz po grupowej.
  3. Ja te zadania wykonywałam sama. To była taka praca osobista pomiędzy sesjami, ale też wszystko musiałam zapisywać i potem to na terapii analizowałyśmy. To jest trudne, bo musisz wytrzymać w sytuacji, która powoduje dyskomfort. Ale on po jakimś czasie maleje i przy kolejnych próbach z tą samą sytuacją już na wyjściu jest mniejszy, No i tak, to wymaga czasu i systematyczności. Ale serio działa.
  4. Trudno polecić kogoś skoro nie piszesz o co dokładnie chodzi. Zaburzeń jest masa i nie ma specjalisty "od wszystkiego". Mogę Ci polecić dobrą psychiatre ale nie mam pojęcia czy ona bawi się w testy. Ze mną zrobiła po prostu dość dobry wywiad po którym wysłała mnie na terapię na oddziale dziennym. Teraz kontynuuje terapię indywidualnie ale w tym temacie tez trudno kogoś polecić bo najpierw trzeba pomyśleć o odpowiednim nurcie terapii - nie każdy jest dobry dla wszystkich, no i jeżeli chodzi o konkretną osobę to to że mi pasuje i nie wyobrażam sobie pracować z kimś innym nie znaczy że Ty będziesz mieć tak samo Niezależnie od tego czy zrobisz testy czy nie to ukrywanie czegoś w terapii nie ma większego sensu. Możesz to oczywiście robić tylko ze to jest działanie na swoją szkodę. I nie musisz wywalac wszystkiego od razu. Mi zajęło pół roku poruszenie mojego największego problemu.
  5. Poprostu przypisujesz ludziom intencje jakich nie mają. Tak jak robisz to teraz ze mną. Porównywanie kogoś kto z premedytacja Cię skrzywdził z lekarzem, który badał Cię żeby Ci pomóc... no jak chcesz. Nic mi do tego. W sumie to nie chce mi się nawet pisać nic więcej bo znowu zinterpretujesz sobie po swojemu. I zarzucając mi rzekome tłumaczenie gwałtu tym ze ktoś miał kiepski dzień dowalasz również mi. Nawet nie wiesz jak bardzo. Dlatego z mojej strony zakończę temat. Ja akurat nie mam potrzeby dowalania sobie jeszcze czegoś do tego co stale w sobie noszę. Miłego dnia
  6. No nie powinno, ale też ludzie są tylko ludźmi. Nie chcę żeby to brzmiało jakbym chciała tego gościa tłumaczyć. Po prostu nie odnoś tak tego do siebie. Nie dokładaj sobie.
  7. @antylopa ludzie są różni, lekarze też. I też zapewne różne mają dni. Czasem wykazują się empatią, a czasem podchodzą rutynowo. Nie chcę jednak żebyś myślała i dowalała sobie tym, że ten lekarz potraktował Cię jak świnię czy worek kartofli. Nie sądzę, żeby taka była jego intencja. Do swojej terapeutki chodzę dwa lata i też bywa, że "coś" w jej życiu się wydarzy i ma do mnie mniej cierpliwości Staram się to rozumieć i nie odbierać tego personalnie. Zwłaszcza, że z reguły ma jej za dużo
  8. Raczej niekoniecznie to miałam na myśli. Po prostu jeden lekarz jest taki inny siaki i czasami po prostu znajdujemy się w sytuacji kiedy nie ma komfortu wyboru. Będąc wtedy w szpitalu, założenie jednak miałam takie że ci ludzie chcą mi pomóc. Cztery lata temu byłam na SORze i wtedy dyżurny chirurg też mnie przeczołgał tak, że wyłam. Tylko raczej nie mógł sprawdzić co mi jest głaszcząc mnie po głowie. Wtedy miałam ochotę go zabić, ale potem mi przeszło. Myślę, że lekarz który Cię badał nie chciał sprawić żebyś cierpiała. Po prostu chciał zrobić co do niego należy, a może rutyna, brak delikatności w ogóle, sprawiły że to się odbyło w ten sposób. Dla mnie takie badania zawsze były i będą koszmarkiem. Zawsze się spinam i chociażby to spięcie sprawia, że zawsze czuję jakiś ból.
  9. @antylopa dawno temu przeszłam podobne badanie w szpitalu. Tez miałam wrażenie ze bada mnie weterynarz. Tez nie zaprotestowałam. Na sali oprócz badającego mnie lekarza było jeszcze kilka osób. Nie wiem co bardziej pamiętam z tego. Czy ból, czy wstyd. Szpital, badał mnie jakiś ordynator... myslalam ze tak to po prostu jest i trzeba wytrzymać.
  10. Już pisałam. To tak jakbym się na to godziła. Tak jakbym ostatecznie przegrała. To jest kwestia u mnie nie dotycząca jedynie tej sprawy. Ja całe życie walczę o coś. Głównie dla innych, ale myślę, że to jest ten sam mechanizm "nieodpuszczania" . Po prostu nie potrafię. Problem jest taki, że tu nic samo nie znika, a rok to masa czasu. Mam nadzieję, że się jednak nie wykończysz Wracam dzisiaj na terapię po trzytygodniowej przerwie. Z jednej strony się cieszę, bo trochę się działo, ale jest też lekki nerwik zawsze tak mam po jakiejś przerwie
  11. @Illi ja wiem że to jest glupie, że w ten sposób myślę. Nie wiem jak bym zareagowała. Wtedy mnie wycielo. Do dzisiaj mam pewne luki jeżeli chodzi o pamięć. Ale też wiem, że to co mnie dewastuje to utrata poczucia kontroli. Teraz też jej nie mam bo flashbacki grasuja sobie jak chcą. Radzę sobie walac w zachowania ryzykowne, chcąc udowodnić sobie że coś kontroluje. I to myślenie że gdyby to miało zdarzyć się jeszcze raz, że obronilabym się... no jest uporczywe dość. Szkoda trochę że nie jesteś w żadnej terapii bo może mogłabys popracować chociaż nad tym lękiem związanym ze ślubem. Sama o nim piszesz że jest irracjonalny. No ale jest i zakładam że im bliżej ślubu tym większy on będzie. Nie mam ani siły ani ochoty walczyć. Nie mogę też zupełnie odpuścić. Trochę patowa sytuacja.
  12. Jakiś czas myślałam, że nie robiąc nic, odpuszczając, to tak jakbym się na to godzila. A tak nie jest. Długo walczylam żeby być w stanie złożyć zeznania. Kosztowało mnie to strasznie dużo. Na dzień dzisiejszy nic to nie dało. Niestety nie jest tak ze winni zawsze ponoszą karę. Czasami to zależy od tego jakie kto ma plecy i powiązania. I w moim przypadku to jest walka z wiatrakami. Jeszcze do końca się nie poddałam ale bilans zysków i strat wskazuje na to że powinnam. Teraz chciałabym chyba żeby zniknął z mojego życia na zawsze. Żeby ta historia była w jakiś sposób zakończona. Wtedy łatwiej byłoby mi to przepracować. Niestety dopóki on żyje, nie mam pewności że go już nigdy nie spotkam. Zwłaszcza że co jakiś czas daje mi znać na różne sposoby ze on o mnie pamięta, że nie wyleczyl się ze swojej obsesji. Czasami sobie myślę że chciałabym żeby jeszcze raz spróbował mnie skrzywdzić. Że dostalabym wtedy szanse żeby się obronić i bym ją wykorzystała. W jakiś sposób bym się sama przed sobą zrehabilitowala. Trochę zazdroszczę Wam sytuacji w której to Wy decydujecie czy znajdziecie się gdzieś gdzie narażone jesteście na bodźce, kontakt. To zawsze jest wybór. Ja go nie mam.
  13. A próbowałeś? Ja miałam ekspozycje in vivo na sytuacje, których unikałam. Hipotetycznie z powodu lęku (mam problemy z identyfikacją tej emocji ) To nie dzieje się ot tak, od razu. Wymaga systematyczności i czasu, ale działa.
  14. To stało się jakoś tak samo. Nawet teraz nie potrafię tego wytłumaczyć. Ale z perspektywy czasu wiem, że to było mi potrzebne. Myślę też, że to nie jest tak trudne jak Ci się wydaje. Tylko trzeba się uwolnić od pewnych schematów.
  15. Całe życie wydawało mi się że coś muszę. Do tego stopnia, że byłam nawet pewna tego, że to jest mój wybór. Że ogarniam wszystkich w rodzinie bo chcę. Prawda jest taka, że dałam się wbić w jakąś rolę i w niej tkwiłam. Kiedyś mogłam wyjechać na stałe za granicę. Bardzo daleko. Nie zrobiłam tego bo nie wyobrażałam sobie że moja mama to przeżyje, że da sobie radę beze mnie. Po tym co się stało nie potrafiłam się pozbierać, ani znaleźć wsparcia u osób u których nigdy go nie miałam. Bo zawsze ja byłam tym wsparciem i nie umiałam być w innej roli. Ale też, nie mogąc sobie z tym poradzić, odcięłam się od mamy. Sama nie wiem jak to się stało. Po prostu przestałam się z nią kontaktować. Wtedy chyba bardziej z troski o nią. Że sobie z tym nie poradzi jak się dowie, a nie wiedziałam czy będę potrafiła to ukryć. I wiesz co? Moja mama przeżyła, poradziła sobie bez mnie, a mi ten brak kontaktu pomógł ruszyć też inne rzeczy w terapii. Dzisiaj ten kontakt mamy, ale on jest dlatego że chcę, a nie że muszę i na zupełnie innych zasadach. Myślę, że dobra terapia pomogłaby Ci spojrzeć inaczej na pewne kwestie. Czasem warto żeby ktoś spojrzał na to z boku, a czasem warto samemu powiedzieć coś na głos. Bywa, że zmienia się perspektywa dość konkretnie.
  16. Wiem, że to jest bardzo trudne, ale pomijając niektóre fakty będziesz działać niejako na jego korzyść, a z tego co czytam nie chcesz tego. Mogę się tylko domyślać tego co Ci robił, ale jeżeli domyślam się dobrze to tak, myślę że sprawa karna przeciwko Twojemu ojcu jest jak najbardziej realna. Zwłaszcza że to przestępstwo ścigane z urzędu. Ale też jeżeli chodzi o sprawę karną i przestępstwo tego typu, masz opcję jednokrotnego (tylko) składania zeznań w obecności psychologa i bez obecności ojca. Jeżeli zaszłaby konieczność ponownego przesłuchania może to się odbyć, na Twój wniosek, przy pomocy wideokonferencji.
  17. Ale wiesz, że niczego nie musisz? Jedyne co powinnaś to dbać o siebie, o to jak Ty się tam czujesz i jeżeli fatalnie to po co sobie dowalasz? Wiesz dlaczego masz momenty kiedy Cię to nie rusza? Bo się odcinasz wtedy od swoich emocji. Tak, to pomaga w danej chwili przetrwać, ale niczego nie zmienia i czasami wraca potem ze zdwojoną siłą. Myślę, że gdybym spróbowała, to nie rozmawiałybyśmy teraz. I nie rozważałabym tego w kategoriach odwagi czy jej braku. Zabić się to nie odwaga, ani nie tchórzostwo. To osiągnięcie stanu totalnej beznadziei, bezsensu, bezradności. W tej chwili żyję głównie dla kogoś. Ale skoro muszę, to staram się z tym całym gównem walczyć. Może mi się uda i może jeszcze uda mi się pożyć w miarę normalnie. Też się staram. Być silna, radzić sobie ze wszystkim sama. T. uważa, że to odwaga, że do niej przychodzę i o tym wszystkim mówię. Ja uważam, że znalazłam się u niej, bo sobie z czymś nie poradziłam. Bo zawiodłam siebie. Wtedy i później. Zmiana myślenia to długi proces. Może kiedyś się uda, może nie. Ale próbuję. Co do obciążania psychoterapeuty, to jest ich praca. Uczą się m.in tego, żeby nie obciążać się problemami swoich pacjentów. Z niejednym dramatem mają do czynienia więc nie bój się tego. Jeżeli pomyślisz któregoś dnia, ze jednak warto spróbować, to poszukaj kogoś kto ma doświadczenie w pracy z PTSD.
  18. Dlaczego się tego boisz? Twój ojciec powinien ponieść odpowiedzialność za to jak bardzo skrzywdził Ciebie i Twoją mamę.
  19. Wiem, że rzadko to jest o wiele za dużo. Może spróbuj zadbać w tej kwestii o siebie przez np. najbliższy rok i nie jeździj "tam" na święta. Wyjedź gdzieś, odpocznij. Ludzie co raz częściej tak robią. Ja wiem, że bardzo trudno jest z tym żyć. Ale żyjesz i masz szansę zrobić jeszcze wiele z tym życiem. Tylko daj sobie szansę. Tak, wiele razy żałowałam, że wtedy nie umarłam. To się nie stało ale teraz oprócz tego, że muszę być żeby się opiekować tymi którzy zależą ode mnie, to nadal mam szansę. I próbuję. Chociaż to cholernie trudne i bolesne. Ale tak sobie pomyślałam, że zabić się mogę zawsze, to jest najłatwiejsze, tylko przed tym wykorzystam wszystkie drogi, które mogą zmienić moje samopoczucie, myślenie o sobie, poczucie własnej wartości. Zmienić moje życie. Nie wiem czy korzystasz z jakiejś terapii. Mi terapeutka bardzo pomaga. Mam ten komfort, że mogę się do niej odezwać w każdej chwili. To jest dość cenne, bo miewam totalne zjazdy, kiedy zalewa mnie bezradność i poczucie bezsensu wszystkiego a że działanie impulsywne nie jest mi obce, to taki bezpiecznik w postaci tego, że ona jest i mogę się jej wygadać czy wypisać się przydaje.
  20. O wiele trudniej poradzić sobie z tym jak masz jakieś bodźce, które to w kółko odpalaja. Nie wiem jaki masz kontakt. Pośredni, bezpośredni ale to trudne jeżeli jest jakikolwiek. Niestety wiem z doświadczenia. @moja_osoba ja podobnie. Wbija mi czasem taki flashback gdzie jedyne co czuję to to, że chcę umrzec. I często żałuję że to się wtedy nie stało. Teraz jest trudniej. Ze świadomością ze komuś będzie przykro, że są jakieś istoty zależne ode mnie i nie mogę ich zostawić. Ale wtedy... to było jedyne co czułam. Że nie chcę żyć.
  21. Ja mam podobnie. Przez jakiś czas wiedziała jedynie terapeutka. Niestety z uwagi na drogę prawną sprawa nieco się rozłazi i to też jest dla mnie problem. Osób, które wiedzą teraz jest jakiś promil i na szczęście dbają o mój komfort w sensie nie narzucania mi tego tematu. Co do tekstów i innych stresorów, to niestety nie da się uniknąć wszystkiego. Zresztą unikanie to żadna metoda. Mi mocno pomogły w wielu aspektach ekspozycje in vivo w ramach "przedłużonej ekspozycji". Nie udało się ogarnąć wszystkiego, jednak ilość rzeczy które mnie wycinały zdecydowanie się zmniejszyła.
  22. Ja tego nie wymagam. Nawet tego nie chcę. Wiem też, że muszę to porządnie przepracować na terapii żeby móc jakoś w miarę normalnie funkcjonowac. Dlatego zgłosiłam się z tym do kogoś kto według mojej opinii jest w stanie mi pomóc.
  23. @antylopa nie przepraszaj. Masz prawo do własnych odczuć i własnego zdania. Ja po prostu przedstawiam swój punkt widzenia. Z pozycji kogoś kto to przeżył i nadal przeżywa. Również na drodze prawnej. W mojej opinii nie ma równowagi w takiej dyskusji gdzie jedna strona opiera się na doświadczeniach własnych a druga na jakiejś książkowej teorii i gdybaniu. I to jedynie starałam się przekazać. Tak samo jak to, że to jest strasznie delikatna kwestia i naprawdę potrzeba tu dużo zrozumienia i wyczucia żeby kogoś po takich przeżyciach wesprzeć. Jedno słowo potrafi wywalić mi korki niezależnie od intencji w jakiej padło.
  24. Ja czytałam to bardzo "na spokojnie". I wiem co chciał przekazać. Tylko wiem też, że to tak nie działa. Bo to cały czas przerabiam. Doskonale wiem, że ktoś kto mi to zrobił jest kupą gówna i niczym więcej. Tylko to nic nie zmienia w kwestii tego jak ja się z tym czuję. Nie powoduje, że flashbacki znikają i przestaje mi się to śnić co noc. Nie znika nagle poczucie winy, dowalanie sobie że mogłam zrobić coś więcej, że mogłam się obronić. I w zasadzie nie widzę tu pola do dyskusji, bo ja z tym żyję, a on gdyba. W sumie to myślałam kiedyś podobnie. Nie rozumiałam tego, że można za coś takiego katować siebie. Dopóki mnie to nie spotkało. Jeżeli chodzi o drogę prawną i o to co pisał na temat fałszywych oskarżeń, to już zupełnie było strzelanie na oślep z jego strony. Bez jakiejkolwiek wiedzy na temat tego jaka jest w tej kwestii rzeczywistość. Pomijam już to, że opisywanie jakiś heheszek z kumplami na temat tego, że jak jakaś dziewczyna któregoś oskarży to ma pozamiatane, było dla mnie dość dotkliwe. Tak jak rozumiałam, ze pierwszy post był napisany w dobrej intencji, tak każdy kolejny był co raz bardziej irytujący.
  25. Nawrót? Objawy po paru miesiącach od zdarzenia to może być kwestia tego, że zespół stresu pourazowego się rozwinął, ujawnił. Tuż po zdarzeniu i w krótkim czasie po, nie ma mowy o PTSD, a o ASD (ostra reakcja na stres).
×