Skocz do zawartości
Nerwica.com

Arvena

Użytkownik
  • Postów

    66
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Arvena

  1. 4-5 motylków objadających kwiatki na szczypiorku
  2. Arvena

    Przywitam się - w końcu!

    Dobre pytanie. Faktycznie to tak brzmi ale nie miałam na myśli zrzucania na kogokolwiek winy czy uniknięcia odpowiedzialności za własne życie. Nie oczekuję, że lekarz da mi cudowną tabletkę a psychoterapeuta powie mi jak żyć. To co teraz się ze mną dzieje to skutki moich mniejszych i większych decyzji z przeszłości. Niczego nie oczekuję. Przyszłam na forum by pogadać, podzielić się doświadczeniami i czerpać z doświadczeń innych. A czego bym chciała? Chciałabym wiedzieć czy ta walka ma jakikolwiek sens, czy powinnam nadal izolować się od ludzi czy może właśnie czasami sobie z kimś pogadać. Mam gorsze dni, nawrót, przepraszam jeśli nie piszę logicznie i sensownie. Jeśli uważasz, że nie powinnam tu być bo mam złe podejście to spokojnie, popracuję nad tym. Oswojenie z tym, że nie zawsze wychodzi, że nie zawsze jest przyjemnie, że nie muszę być usłużna i miła, że wcale ludzie nie muszą mnie lubić, że nie mam wpływu na innych i że to co sama myślę ma duży wpływ na mnie. Po prostu często zapominam, jakby mój mózg się cofał po każdym ciężkim okresie. Myślę, że zmiany są konieczne, tzn. jeśli coś nie działa to czemu się tego kurczowo trzymać i udawać, że działa, jak te wszystkie schematy myślowe. "Zmienianie siebie" jest kiepskim pomysłem gdy np. próbujemy z człowieka lubiącego w samotności grzebać w ogródku zrobić dynamicznego imprezowicza bo "zobaczysz, rozerwiesz się, nie będziesz tyle myśleć, poznasz ludzi, będzie super, u mnie działa".
  3. Tak ogólnikowo napisane, to może być kwestia osobowości, reakcja na jakieś wydarzenie, stres, choroba psychiczna, fizyczna. Myślę, że jak już opiszesz co i jak, kiedy to się zaczęło, czy byłeś już z tym chociażby u lekarza poz? Mam znajomego który jest typowym "aleksytymikiem", poczytaj o tym być może wyda Ci się znajome. A rada będzie jak więcej napiszesz, tylko jak będziesz pisał-opowiadał to zwróć uwagę co w tym czasie dzieje się w Twojej głowie i ciele, może jednak jakieś "uczucie" się pojawi
  4. Lepiej niż suplementy działa na mnie dieta, dużo zdrowego tłuszczu, dobrego mięcha, rezygnacja z przetworzonego żarcia i wszelkiej maści pszenic. Łatwo nie jest ale różnica ogromna, zwłaszcza znika mi otępienie umysłowe. Ale to też metodą prób i błędów, każdy musi indywidualnie przyjrzeć się co mu służy a co nie. Kiedyś łykałam suplementy na potęgę. Teraz witamina D3 i co jakiś czas robię sobie "odbudowę" Urydynoxem (Monofosforan Urydyny 50 mg, Witamina B12 (cyjanokobalamina) 3 mcg (120% ZDS), Witamina B1 - Tiamina (monoazotan tiaminy) 2 mg (186% ZDS), Witamina B6 (chlorowodorek pirydoksyny) 3 mg (214% ZDS), Kwas foliowy 300 mcg (150% ZDS)). I polecam wątróbkę, wiem że wiele osób nie lubi ale to jest bomba bogata w składniki mineralne i witaminy, no i kosztuje grosze
  5. Arvena

    Przywitam się - w końcu!

    Gryzie mnie, w tym momencie, najbardziej chyba to, że coś, co wydawało mi się - powinno zbliżać do jakiegoś takiego oswojenia się z życiem, powoduje jeszcze większy chaos. Z jednej strony fascynuje z drugiej przytłacza mocno, odbiera naiwne nadzieje. "Wiem, że nic nie wiem". Na przykład jedne z pierwszych epizodów depresyjnych, wali konkretnie, beznadzieja, bezradność, strach, że ten stan nigdy się nie skończy i nigdy przenigdy nie doznam już pozytywnego uczucia choćby przyjemności ze zjedzenia dobrej jajecznicy. ALE jak teraz sobie porównuje to wtedy jeszcze była ta naiwność, ten nieznany ogrom uczuć i emocji których nie umiałam nazwać, czarne chmury. I ta wiara w każdą wyciągniętą pomocną dłoń albo, że można "zmienić siebie, być kimś innym" A dziś to ja już nie wiem czy to już deprecha czy jeszcze życie? Czy może to już stan przewlekły, a może kwestia charakteru. Na pewno wiem, że nie umiem funkcjonować w społeczeństwie choć umiem czasem sprawić wrażenie, że jestem kompetentna ale to i tak szybko się wali. Czym zmniejszyłeś bodźce emocjonalne? Taka natura czy leki? Amen
  6. Arvena

    Przywitam się - w końcu!

    Witam, Przyłażę tu od jakiś 10 lat bo macie jeden z obszerniejszych działów o lekach. A zarejestrowałam się ponad rok temu żeby się trochę zagłębić w inny chory umysł. A teraz przyszłam bo mogę. Dobra, tak naprawdę to szukam odpowiedzi w internecie i w końcu trafiłam tu bo w sumie co za różnica gdzie napiszę, wszędzie będzie to samo. Może potrzebuję się tylko wygadać nawet bez odpowiedzi, bo jakoś mnie skręca na samą myśl o słodko-pierdzących forumowych społecznościach gdzie na każdą smutną emotikonkę przypada pińcet postów w stylu "dasz radę!", "jesteś dzielna!", "idź do psychologa/psychiatry", "ojej to smutne!". Także jakby chciał mnie ktoś poklepać po moich garbatych pleckach to zapraszam alt + F4 Wiecie co robię od tych cholernych 14 lat odkąd odkryłam, że coś ze mną jest bardzo nie tak? Szukam. Czytam, oglądam, wertuję, pytam, dyskutuję. I przechodzę kolejne etapy naiwności, ależ ja na początku wierzyłam w każdą prawdę objawioną, a potem przychodziła następna i następna. Leki, terapie, literatura naukowa, psychologie, filozofie, religie, wszelkiej maści recepty i porady. Większość nawet nie była jakaś głupia, miało to sens i pewnie ogólnie ma ale mam wrażenie, że jestem skrajnym debilem i nic mnie nie „uleczy”. Jak krew w piach. Mam wrażenie, że jest sporo ludzi takich jak ja. Z tymże, że nikt się tym nie dzieli bo i kurna czym? Że no wiecie, na logikę to ja wiem co powinno się zrobić przy depresji, nerwicy, zaburzeniach. Jestem całkowicie za tymi ruchami „Stop depresji! Nie wstydź się!”, edukowanie, wspieranie, „odczarowywanie”. Tylko mam wrażenie, że ten plakat to mówi do tego pana obok w tramwaju a nie do mnie, bo ja to wiem ale też znam już drugą stronę. Stronę w której się szarpiesz z tym życiem, jakieś tam leki na początku pomagały, lekarze czasem bywają mili i konkretni, w szpitalach też spoko, można się czegoś nauczyć, metody radzenia sobie z emocjami, stresem itd. Niby wszystko pięknie, obywatel zaopiekowany, NFZ takie dobre. A potem kop w dupę i strzał z gumki z majtek na rozpęd. A potem znowu otwieram rano oczy w łóżku, pierwsze co czuję to ścisk w gardle i strach która jest godzina, zawsze za późno albo za wcześnie. Przeżywam to życie bo nie jestem takim kozakiem żeby się zabić, poza tym martwa w środku jestem od jakiegoś czasu, może to właśnie wynik tych lat, tego ciągłego szukania, analizowania życia, emocji, to gadanie o poczuciu własnej wartości, warsztaty asertywności, głaskanie wewnętrznego dziecka itp. Jakby cały ten świat to było jakieś wielkie oszustwo, nic praktycznie nie jest prawdziwe. A ja zamiast szukać „prawdy” siedzę i pierdolę jakieś egzystencjalne truizmy na forum. Czy ktoś w tym całym porąbanym wpisie rozumie mniej więcej o co mi chodzi? Pozdrawiam ciepło i szczerze tulę każdego kto to przeczytał do końca PS. Szukam kogoś do wymiany myśli i pogadania o pierdołach. Ale przyjaźnić to się chyba nie umiem więc na luzie :F
  7. I tak marnujesz każdy dzień więc co za różnica. Na pewno nie poddawałabym się po jednym dniu, no chyba, że ten skutek uboczny jest dla Ciebie bardzo uciążliwy.
  8. Z mianseryną zwykle tak na początku jest, po jakimś czasie nie ma już tej senności za dnia. Dlaczego zawsze wydajesz osądy po 1 dniu zażycia jakiegoś leku?
  9. Na początku brania SSRI było słabo, zero libido, zero możliwości dojścia. Po jakimś czasie jakby organizm trochę się już przyzwyczaił mimo, że zwiększyłam dawkę, sama jakoś dochodzę, czas teraz wypróbować z facetem. Generalnie nie mam nadal libido ALE jestem w stanie się podniecić, jeśli tylko zrobię ten pierwszy krok i się zmuszę do jakiś pieszczot to jest już naprawdę ok i zaczynam mieć ochotę i się nakręcać. Także z przeciętnym facetem nie byłoby problemów, gorzej gdy oboje jesteśmy "wykastrowani" i musimy walczyć o każde małe podniecenie :|
  10. Gdzie znaleźć? Chyba w internecie. Ja należę do tych mniej atrakcyjnych więc muszę nadrabiać charakterem. Ale faktycznie kobietom jest trochę łatwiej, tylko co z tego. Możesz facetowi godzinami mówić na czym dokładnie polega twój problem, czego może się spodziewać, czym są te zaburzenia i jak to wygląda i co można zrobić w razie pogorszenia. Przytaknie, powie, że rozumie i że mu nie przeszkadza i akceptuje, bo widzi cię w dobrym stanie. A potem chwila słabości i "czemu ryczysz, źle ci ze mną?".
  11. No cóż, każdemu pomagają inne rzeczy, może jej pomaga akurat mówienie, pokazywanie się, choć i tak wątpię by pokazywała całą prawdę, wygląda i mówi w taki sposób w jaki chciałaby by ludzie ją postrzegali. Fajnie, że ma siły w ogóle coś robić. Jednak do mnie to nie przemawia, siedzi sobie w ładnym mieszkanku ładna dziewczyna i opowiada z uśmiechem a z tyłu bawi się słodki kotek. Wsparcie rodziny, przyjaciół. A co z ludźmi którzy nie mają żadnego wsparcia? Nawet skrawka poczucia bezpieczeństwa czy stabilności? Którzy nie mają siły, czasu, pieniędzy żeby zająć się sobą. Znam ludzi tak bezradnych i zjedzonych chorobą i zaburzeniami, że są wykluczeni totalnie z życia, nie sądzę by sami dali radę zrobić jakiś krok dla swojego dobra. Kiedyś anonimowo pisałam o swoich problemach. Wyżalałam się obcym ludziom w internecie. Mówiłam znajomym, rodzinie, ale zrozumienia nigdy nie było. Teraz widzę, że zawsze omijałam największe traumy i to czego się wstydziłam, takie skupianie się na mniej ważnych rzeczach żeby nikt nie uciekł przytłoczony jakimiś trudnymi informacjami. Każda moja rozmowa jest podszyta wołaniem o pomoc ale i tak zawsze ze strachu powiem, że to "wcale nie jest tak źle, że sobie radzę i nie przejmuj się".
  12. Muszę ponarzekać. Chce mi się spać! Wybudzam się ciągle w nocy, nie mogę się od jakiegoś czasu po prostu wyspać, nawet jak mam wolny dzień. Męczy mnie to niesamowicie. Poza tym mam dość pracy, tego siedzenia i myślenia tylko o tym kiedy wrócę do domu i położę się spać. Mój umysł pracuje cały czas na jakieś 5% swoich możliwości, przynudzam ludziom. Jednocześnie chciałabym poznać jakiś ludzi ale się boję cholernie. Nie mam też żadnej przyszłości i nie wiem co robić. No, czyli standard
  13. A taki stary wyjadacz, cham i prostak Dziś sprawiła mi radość dobra muzyka.
  14. Arvena

    Chciałbym umrzeć

    Generalnie to nie zapomnisz już o tym, nie da się, co jest poniekąd czasami frustrujące bo nie da się już uwierzyć w pewne rzeczy tak jak kiedyś, nie ma takich zrywów "słodkiej naiwności i nieświadomości". Mi pomaga czasem coś co robiłam ucząc się świadomego śnienia, wybierasz sobie jakąś czynność (np. spojrzenie na wewnętrzną stronę swoich dłoni) i "zakotwiczasz" sobie do tego myśl "to tylko sen, ja właśnie śnię", po pewnym czasie udawało mi się mieć świadome sny dzięki właśnie takiemu "testowi rzeczywistości". Zaczęłam tego używać w codziennym życiu, gdy w coś się bardzo wkręcam myślami to gdy już mózg mi się zawiesza patrzę na dłonie i od razu przychodzi to takie "aha, co za wkręt znowu! Znowu dałam się wciągnąć" Ludzie wyjeżdżają na jakieś odosobnienia, medytacje, szkolenia, ale cóż to za sztuka utrzymywać takie stany na pięknej cichej polanie. Jedyne co można osiągnąć to bycie jedną nogą w świecie i nie bycie drugą. Mózg to cudowne i wspaniałe narzędzie ale niepotrzebnie mu tak bardzo ufamy.
  15. Arvena

    Chciałbym umrzeć

    Czyli dom wariatów To by się zgadzało.
  16. Arvena

    Chciałbym umrzeć

    Ani w piekle ani w niebie. Bardziej na placu zabaw, pozostaje tylko uważać żeby zbyt dużo razy nie spaść z huśtawki
  17. Arvena

    Chciałbym umrzeć

    nvm, magic wolf, pozwolicie, że dołączę się do dyskusji na temat "oświecenia" :) Opowiem Wam moją historię z tym związaną: U mnie zaczęło się w jakimś 2012. Po pewnym wydarzeniu w życiu które totalnie mnie załamało nie wiedziałam już kompletnie co robić, bardzo, bardzo chciałam umrzeć. Negatywne emocje, myśli tak mnie zalały, że odczuwałam wręcz fizyczny ból, gdy się budziłam rano to zanim jeszcze otworzyłam oczy ściskał mnie potężny strach. Nie wiedziałam kim jestem, nie wiedziałam czy w ogóle żyję czy to jakiś chory sen. Zaczęłam sobie zadawać pytania "kim jestem, po co to wszystko, dlaczego, jakie to ma znaczenie, czemu w ogóle myślę, czy istnieję?". Autentycznie czułam jak mi się przepalają zwoje mózgowe I nagle przestałam myśleć. Pierwszy raz w życiu mieć pustkę w głowie, taką prawdziwą to było coś dziwnego. Patrzyłam na mój pokój, na "swoje" dłonie i nie umiałam powiedzieć co to jest. Nie było mnie, nie było niczego a jednocześnie wszystko, no ciężko to określić. Zaczęłam się śmiać i głaskać miękki koc i chyba nigdy nie było mi tak "lekko", patrzyłam w sufit i totalnie się temu poddałam. Potem myślałam, że to początek jakiejś psychozy, od dawna się leczyłam na depresję ale nigdy nie miałam jakiś psychotycznych objawów, przestraszyłam się, znowu zaczęłam myśleć. Zaczęłam szukać odpowiedzi w internecie czy jestem chora i trafiłam na człowieka który mi opowiedział podobną historię do mojej i podrzucił książkę Tolle'a. Zaczęłam chłonąć wszystko, książki, filmy, prowadzić dyskusje, spotykać się z ludźmi, kilka lat "rozkminiania", próby "pozbycia się" ego, ciągłe szukanie, próbowanie coś robić albo "nie robić". Teraz myślę, że nic nie da się zrobić. Nawet nie da się z tym pogodzić, że nic nie można zrobić. Zyskałam umiejętność samoobserwacji, więcej spokoju i zrozumienia, ale i tak to wszystko nie ma znaczenia bo nie da się żyć poza tą iluzją.
  18. Mnie męczą wszelkie "ograniczenia". Zawsze miałam problemy z chodzeniem do szkoły, pracy. Teraz jakoś ciągnę, samą pracę jako pracę lubię ale czuję czasami takie wypalenie, że już mam dosyć, że muszę odpocząć, nabrać sił, gdybym mogła pracować tak, że np. 3 miesiące pracy i 1 miesiąc urlopu byłoby lepiej a tak to żeby mieć "odetchnięcie" to muszę zmieniać pracę i robić przerwę, ale zwykle walczę do końca i doprowadzam się prawie do szaleństwa jak zbyt długo to trwa, uruchamia mi się jakiś mechanizm "ucieczki" przed całym światem.
  19. Hmm, w sumie można by to jakoś porównać. Może tu działają podobne mechanizmy. Zakochanie porównałabym do np. sportów ekstremalnych, z jednej strony wiesz, że to "niebezpieczne" ale to wszystko co się wyzwala w mózgu w czasie uprawiania takiego sportu powoduje, że chcesz do niego wracać bo "czujesz, że żyjesz" wtedy. Z tymże w sporcie to możesz uszkodzić co najwyżej siebie i masz to na uwadze (a czasem ta świadomość też jest atrakcyjna), a w związku możesz też "uszkodzić" drugą istotę. A miłość to jak spokojne hobby, więcej w niej artyzmu, myślenia, wrażliwości, cieszenia się drobiazgami i niekiedy żmudnej dokładnej pracy która daje satysfakcje. Wielu ludzi po prostu to nudzi :) Ale nie porównywałabym miłości do człowieka do miłości do jakiejś pasji życiowej. choć niektórzy uważają, że "miłość" to ich pasja i zmieniają partnerów jak rękawiczki żeby ciągle mieć napływ konkretnych emocji
  20. Miłość jest trudna. Zwłaszcza dla kogoś kto nie miał zdrowych wzorców w rodzinie. Wchodzimy w dorosłość mając za wzorzec wielkie uniesienia i romantyczne historie z filmów, książek, bajek i seriali. Zawyżone oczekiwania względem rzeczywistości. Jeśli człowiek jest jeszcze na etapie zaufania w swoją burzę hormonów i jedyne czego szuka to skoki emocji, endorfin, zaspokajania swoich obsesji drugą osobą to prędzej czy później dozna szoku gdy to się skończy i albo będzie tego szukał dalej, u kogoś innego albo przynajmniej zacznie się zastanawiać czego właściwie chce. Sama doznałam pewnego rodzaju obsesyjnego zakochania, tej całej burzy w ciele, umyśle, na szczęście "spełnionego" - bo gdybym nie doświadczyła bycia z kimś kto tak na mnie zadziałał pewnie do dziś myślałabym, że to jest właśnie miłość. Zbliżam się do 30 i teraz już cieszy mnie, że tego nie doświadczam. Gdy dwoje ludzi chce jest w stanie zbudować fajną relację, tylko trzeba umieć rozmawiać, mieć dozę empatii i zrozumienia, nie udawać kogoś kim się nie jest i chcieć się wzajemnie jakoś wspierać i rozwijać. Szkoda tylko, że ludzie tak szybko się poddają.
  21. Arvena

    Jakie masz plany na jutro?

    Wyciągnąć jedną martwą duszę na piwo i starać się nie zwariować :)
  22. Staram się przyłapywać na tym gdy uciekam od "siebie". Gdy już totalnie nie mam na nic chęci i nie mam nic do roboty to kładę się na łóżku i w ciszy albo lekkiej muzyce prowadzę ze sobą dialog, chociaż łatwiej jest po cichu do siebie mówić. Oczywiście wtedy odzywa się ten głos który mówi, że jestem beznadziejna, nic nie warta i w ogóle powinnam się poddać i zabić bo nic dobrego mnie nie czeka. Wtedy pytam siebie "nawet jeśli to prawda, jeśli jestem najgorszą osobą na świecie... to co z tego?". Codziennie mówię do lustra "kocham cię" choć nie lubię patrzeć w lustro. Ale kto ma mnie kochać jak nie ja? Może da się tego nauczyć? Wydaje mi się, że pustki nie da się niczym zapełnić. Jesteśmy dziurawi. Może i do niej da się przyzwyczaić i w końcu nie będzie miała już tak dołującej siły. Uczę się nie zapełniać na siłę tej pustki tak jak kiedyś. Fatalna robota ale nie widzę na razie innego wyjścia bo zapełnianie czymkolwiek działa chwilowo a dziura się powiększa...
  23. Za fajnie odnowioną starą znajomość z fajnym człekiem. I za śnieg!
×