Skocz do zawartości
Nerwica.com

Werty

Użytkownik
  • Postów

    749
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Werty

  1. Ego Ale to, że nie masz wyższego to nie znaczy, że nie masz żadnego wykształcenia. W tych czasach lepiej zainwestować w konkretny zawód, a studia (o ile się nie ma predyspozycji inżynierskich) zrobić dla hobby - sam znam ludzi, którzy taką drogą poszli i nie narzekają.
  2. oho i to mówi, obrażona użytkowniczka, która sama obraża innych użytkowników...
  3. Nie, bo rywalizacja w związku to najlepsza droga do jego rozpadu, a przy okazji niezłych syfów. Rywalizacja jest po to, aby wyłonić zwycięzcę, lepszego oraz o nagrodę jaka przysługuje za zwycięstwo. Bo co motywuje do udziału w rywalizacji? Nagroda w postaci złotych kalesonów lub przysłowiow pietruszka? Naprawdę tego nie czaisz? Rywalizacja w pracy, w sporcie, czy w polityce zmusza do rozwoju. Niestety często osiągniętego przy udziale nieuczciwości, skurwysyństwa. I niestety często na tym właśnie się kończy. I co może powiesz, że w związku to jest pożyteczne i budujące? Ja mam wrażenie, że ty sprowadzasz relacje międzyludzkie do jakiegoś starcia tytanów i jeszcze zaprzeczasz, że tak nie jest, po czym znowu karkołomnie to udowadniasz. Z czym co mnie nie dziwi nikt się nie zgadza. No, ale owszem ci, którzy się nie zgadzają i mówią inaczej to Czyli sugestia, że wszyscy sobie tutaj tak fajnie piszą, a tak naprawdę kłamią lub nie mówią całej prawdy (czyli kłamią). Uważam, że człowiek nie składa się tylko z narządów płciowych oraz umiejętności i predyspozycji jakie posiada/wypracował. Czy uważasz, że jedna osoba może mieć wszystko i być we wszystkim ideałem? Nie wiem myślę, że to byłby jakiś półbóg...
  4. Konkretnie, co? Obupłciowość? Ale związek to nie jest rąbanie drewna, chociaż na pewno jak się ma kominek czy piec to trzeba porąbać Chyba nie chcesz powiedzieć, że związek to jest robota na akord? Metaforycznie mówiąc. Jak się zepsuje telewizor wiadomo, że elektronik - przynajmniej tak na zdrowy rozsądek - ma większe szanse, aby go naprawić, niż ktoś kto się na tym nie zna lub jak to się mówi "ma blade pojęcie". Tak więc w takim przypadku nie potrzeba rywalizacji, by było wiadomo kto się zna lepiej. Ale ja nie mam takiego założenia i niczego takiego nie twierdzę. Zresztą już pisałem wcześniej o tym wcześniej. To że ktoś zna się na czymś lepiej, umie coś nie oznacza absolutnie nic poza tym, że się na tym zna i umie. Problem zaczyna się wtedy, gdy na podstawie tego wywyższa się i wpędza w poczucie niższości drugą stronę - oczywiście w związku, bo na stadionie czy tam w pracy to inna bajka.
  5. Ego a co ty się tak uparłaś na tę rywalizację w związku... Bo związek z natury rzeczy można sprowadzić do bardzo fundamentalnej kwestii - "ty masz to czego ja nie mam, ale razem to mamy". Nie mówię rzecz jasna tylko o seksie, bo na innych polach jest tak samo. Rywalizacja, konkurowanie... jeżeli ma to sens w sporcie, aby wyłonić najlepszych, w zakładzie pracy, którego przedsiębiorca stawia na rywalizację wśród pracowników, aby zwiększyć wydajność pracy. Ale jaki sens ma rywalizacja w domu, w związku? Do czego miałoby to prowadzić? Wyobrażasz sobie, iż przez kilka/kilkanaście godzin dziennie dwójka ludzi udowadnia sobie swoją wyższość? Przecież takie coś to już nie jest dom tylko poligon. Ja osobiście bym w takim piekle długo nie wytrzymał... Rywalizacja nie sprzyja pielęgnowaniu więzi. Po prostu.
  6. To raczej pewne, że twój facet jest nieźle zaburzony. Jeżeli ci na nim zależy to postaw mu ultimatum, niech w końcu się ogarnie, niech nawet pójdzie do psychologa, a jak tego nie zrobi to... Niestety zostaje tylko pożegnać się.
  7. Arasha no bez przesady, aż taki fajny to ja nie jestem, ale po raz wtóry dziękuję za takie słowa rzadko można coś tam miłego usłyszeć a więc tym bardziej mi miło
  8. Ego a co ty tak z tą rywalizacją w związku?
  9. Dzięki za tak miłe słowa :smile:
  10. no wiesz, kobiety jak się zbiorą w grupkę to... ale nic, nic bo powiecie, że stereotypy sieję
  11. Sądzę, ze gdybyś zapytała konkretnie, wprost danego faceta czy jest coś w czym jego kobieta jest lepsza od niego. Raczej nikt nie będzie chodził z transparentem, albo ogłaszał bez powodu całemu światu Są różni faceci, nie można generalizować. czaję ocb
  12. Ale co to znaczy beznadziejny? Według jakiej miary? Swoją drogą przypomniało mi się, że moja znajoma z terapii grupowej (sprzed kilku lat) nie mówiła o "beznadziejnych" facetach tylko o "nędznych" nie wiem czemu mi się to teraz przypomniało
  13. Prawdę mówiąc nie widziałem , ale nie widziałem też kobiety, która chwaliłaby się, że jej facet robi coś lepiej niż ona. Natomiast całkiem często spotykałem się z tym, gdy ktoś mówił "moja żona jest cudowna potrafi..." lub "mój mąż jest niesamowity bo..." - z czymś takim miałem do czynienia częściej. Są różni ludzie, różne sytuacje, często bardzo zadziwiające konfiguracje... Niektóre przerażające po prostu, a inne bardzo fajne i ciekawe. Nie bardzo też wiem jak mam odnieść się do twoich punktów ... Po prostu nie nie mam pojęcia. Może problem niektórych zdolnych i bardziej operatywnych kobiet leży w ich sposobie bycia. Jeżeli są zadufane w sobie i wiecznie wypominające "jaki ty jesteś beznadziejny" to trudno się dziwić, że są same, a czy ty Ego chciałabyś jako kobieta, aby twój facet tak się do ciebie odzywał i tak traktował przez to, że jest/czuje się w czymś lepszy?
  14. Ego Ale to się raczej rozbija o dumę, i w nieadekwatnie do warunków zawyżoną samoocenę. Jeżeli założymy, że w związku obie strony powinny się wzajemnie uzupełniać, to kobieta uzdolniona i inteligenta jest zawsze błogosławieństwem Dziwię się pyszałkom ponieważ często dzięki uznaniu, że czegoś się nie potrafi, nie umie, ktoś potrafi i wie lepiej można skorzystać. Ba, nawet nauczyć się czegoś. Tkwienie we własnej dumie jest często wpychaniem się w zastój, samoograniczaniem się. Zależy też o czym piszesz. Są przecież kobiety i mężczyźni absolutnie przekonani o swojej wszech-zajebistości bez żadnych podstaw do takiej samooceny. Takie typy bywają bardzo roszczeniowe. Sami nie mając niczego poza wysokim mniemaniem o sobie, wymagają od innych rzeczy wprost niemożliwych.
  15. Wzajemnie. Ciebie również dobrze jest widzieć (czytać) na forumie Refren
  16. A mówi się, że pierworodny zazwyczaj ma najgorzej... Że młodsze rodzeństwo ma więcej uwagi, bardziej jest rozpieszczane... Niestety chyba tak nie zawsze jest. Trochę solidaryzuję się z tobą Beatrize, ale od tytułu wątku odcinam. Moje doświadczenie tylko trochę pokrywa się z twoim, ponieważ mój brat mimo jego wad jest jedną z najważniejszych dla mnie osób. Ale czaję, miałem trochę podobnie. Agresywna matka, bratu udało się w miarę szybko uciec z domu dzięki czemu zyskał pewności siebie, przestrzeni życiowej. Ja musiałem z moją świętej pamięci matką, tym zaburzonym prawdopodobnie borderowym (lub w inny sposób głęboko emocjonalnie zaburzonym) bydlęciem, zostać dłużej. Niestety. W moim przypadku twoja lista mogłaby brzmieć w ten sposób: -wyjechał ale niedaleko urodziło mu się dziecko i przez to moje życie (i życie całej rodziny) stanęło na głowie. -całe życie cała uwaga rodziców była poświęcona jemu, bo on się buntował a ja musiałem być tym rozsądnym i radzić sobie samemu, a kiedy sobie nie radziłem (czyli zazwyczaj) byłem tym złym, gorszym. -on całe życie udawał średniozaradnego (mimo dobrej pracy załatwionej przez matkę), moi rodzice musieli płacić, załatwiać wszystko i się zachwycać -jak byłem mały biła mnie i poniżała, aż do czasu, gdy dorosłem potem się bała uderzyć, ale raniła słowami ile wlazło. A kiedy kiedy zachorowała, a później umierała na złośliwy nowotwór musiałem przy niej robić i znosić jej skurwysyństwo razy 4, ale przetrwałem. Też nie polecam. Oczywiście ukochanego starszego synka nie było przy niej wtedy, gdy chorowała, ani wtedy, gdy umierała. Ale w sumie miał szczęście. -- Śr lis 26, 2014 2:38 am -- Do teraz dzisiaj, gdy wspominam jak wyła z bólu i próbowała spać na siedząco, aby mniej ją bolało (nie chciała łykać tramalu, bo nie dawał jej ulgi a czuła się gorzej i miała koszmary a niczego innego jej nie zapisywali) i próbowała tak zasnąć na fotelu, okrywała się kocem i z łokciami na stole... Pocieszałem ją, ale to dziwne, bo mogłem jej dopierdalać psychicznie tak jak ona dowalała mi. Nie przyszło mi na to na myśl, ale z drugiej strony... Ona nigdy nie krępowała mi się dojebać kiedy byłem w najgorszej formie psychicznej, właśnie wtedy dowalała bardziej (borderowe ścierwo). Gdy nie byłem w pracy musiałem słuchać cały dzień jej odruchów wymiotnych, jęczenia, słuchać o tym, że jej się śnią koszmary. Wiedziałem, że to się odbije na mnie i niestety odbiło, przyswoiłem wszystkie jej objawy w swojej nerwicy. Jeszcze jakby było warto.
  17. Ale po co i ślubować komu? Panu Bogu? Śluby czystości mają tylko sens w odniesieniu do osób, które chcą poświęcić się służbie Bogu. Inaczej nie mają całkowicie sensu. Co innego wstrzemięźliwość, o tym można dyskutować szerzej... ale to już inna sprawa.
  18. Werty

    ot

    albo nic
  19. Werty

    ot

    jakby to był Carlos to potwierdziłoby się to co pisała kotek em , że "cienki bolek"
  20. Werty

    ot

    to ciekawe... jaką misję można mieć na tym forum
  21. Nie no chyba nie jest aż tak żebym musiał oglądać się za siebie... Chyba
  22. Aż tak to nie, nie nachodzi pod dom, nie jest to stalker, ale jak już myślę, że po kolejnej próbie jej kontakty ze mną mam ją z głowy... To i tak wróci. Męczące się to robi powoli.
  23. O psycholkę, borderzycę i to wyjątkowo podłą. Podziękowałem jej za znajomość już jakiś czas temu, ale cały czas wraca. święta prawda, ale zabijesz deskami drzwi to wskoczy oknem...
×