-
Postów
167 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Heather
-
Mi lekarz powiedział, że szczęśliwa i spokojna mama, to szczęśliwe i spokojne dziecko, a sertralina jest najbezpieczniejsza dla kobiet w ciąży i karmić też można. Mama z silnymi zaburzeniami lękowymi przez 9 mc nie wpływa na pewno dobrze, na dziecko w trakcie jego tworzenia, a później w jego wychowywaniu. Wiadomo, że najlepiej byłoby nie brać w ciąży nic oprócz witaminek, leżeć i pachnieć, ale depresja/nerwica przy monoterapii sertrą nie wyklucza macierzyństwa.
-
Sertra zwykle kastruje Ile ją już bierzesz? Działanie dopaminowe sertry zaczyna się od dawki 100 mg. @Inez3 Rozumiem. To w sumie dobrze, że leki na ciebie działają :) U mnie poprawa była równo po 2 tyg, ale po 3-4 dniach znowu dół no i dziś jest masakra... Po cloranxenie znacznie lepiej się poczułam, tyle dobrze :) Może lekarz zadecyduje o podniesieniu dawki, zobaczymy.
-
Infekcje ucha przeczekać? Grubo. Lekarze w UK widzę, skąpią na receptach U mnie dzis katastrofa. Nie mogę zwlec się z łóżka, mam wrażenie jakbym tonęła, coś mi siedzi na przeponie i dusi... myśli rozbiegane, paniczne... Powrót do pierwszych tyg a to 20 dzień :/ Wzięłam cloranxen bo nie idzie wytrzymać. Mam ochotę wyć
-
Super :) Takie lepsze dni dają nam (mi na pewno ) nadzieję w te gorsze, że kiedyś te lepsze jeszcze nadejdą. Twój z tego co opisujesz był bardzo produktywny. Ale ja sama jeszcze 3 dni temu byłam w tylu miejscach i czułam się dobrze, a dziś poległam przy kupowaniu sera haha A na wieczornym spacerze z psem, biegł na mnie po chodniku jogger, to prawie wyszłam na ulicę taki miałam lęk jak mnie mijał, że ma w ręku nóż no i schizy i odpały i wszystko polane lękowym sosikiem. W dobre dni jestem pewna siebie, czuje się piękna... W złe jestem brzydka, garbata, chuda z fajkiem w ręku i wstydzę się plamy na T-Shircie ale nie zmienię go w sumie, bo co mi to niby da? Chowam się w cieniu i nie patrzę ludziom w oczy... Ech... Do kosmetyczki bym nie dała rady iść, bo przez depersonalizację mam zaburzenia widzenia i przestrzeni i bałabym się, że powiem albo zrobię coś głupiego. A potem się będę męczyć tym, że ludzie mnie mają za wariatkę, tak jak dziś z tym serem... Kurna, zdaje sobie sprawę, że i zdrowi ludzie mogą zwyczajnie czegoś nie zauważyć, ale wiecie... Nerwicowiec będzie jedna glupią myśl rozbijał na atomy i się nią zadręczał przez kolejne lata. Ja po przeczytaniu całego wątku czuje się tutaj prawie jak w domu Piszę może za dużo, może zbyt nieskładnie, ale jak tak sobie popisze to mi trochę lżej, że to poszło gdzieś w przestrzeń...
-
@localhost Haha mąż rano z psem wychodzi, karmi, a potem idzie na cały dzień do roboty, a ja siedzę "i się obijam" więc głupio mi, że jak przychodzi do domu to nawet obiado-kolacji nie ma. Oczywiście on wie, że choruje i nie robi mi wyrzutów, ja sobie sama je robię. Ale to nic nowego To ja cię może zaskoczę, ale ja mam zamiar zajść w ciążę na sertrcie. Wiem jak do tego podchodzą lekarze w Polsce, ale z bardzo zaufanego źródła wiem, że bycie na sertrcie nie wyklucza, a nawet za specjalnie nie sprzyja wadom rozwojowym u dzieci, w takim stopniu w jakim się to opisuje. Zresztą nawet w tych opracowaniach jest napisane, że nie należy odstawiać leków gdy pacjent jest niestabilny i bez nich następuje pogorszenie stanu. Przewlekły lęk i stres jaki odczuwamy bez leków jest dla dziecka możliwe, że bardziej zabójczy od leków. W Polsce lekarze nie wypisują kobietom w ciąży z przeziębieniem niczego innego niż witamina C i moim zdaniem jest to chore. Jak ciąża to NIC nie wolno, nawet kremu do twarzy na trądzik Oczywiście nie mówię, że kobita w ciąży powinna pić i palić ale też nie dać się zwariować. Sertralina jest najbezpieczniejszym SSRI dla płodu, ma kat B, taką samą jak np. ibuprom. Oczywiście skonsultuję to jeszcze z moim lekarzem prowadzącym, ale jestem na to zdecydowana.
-
@localhost wstawać muszę, bo mam psa i no z poczucia przyzwoitości wypadałoby coś w domu zrobić, choć serio nie wyrabiam i mój biedny mąż jest 3 ostatnie dni tylko na kanapkach, bo nie jestem w stanie zrobić obiadu. O wyjściu do większego sklepu w tym stanie mogę zapomnieć. Poszłam do osiedlowego to pytam się o ser, babka mi pokazuje w chłodziarce, a ja się patrzę jak debil i go nie widziałam Od kilku dni moja dieta to herbatniki, woda z cytyną i Marlboro mentolowe. Z papierosami jest o tyle zabawnie, że im większe lęki mam, tym bardziej chce mi się palić, a po zapaleniu mam jeszcze większe lęki Tak samo nie mogę pić kawy. I weź tu się człowieku tłumacz czemu po 30stce nie piszesz kawy rano w pracy A szkoda, bo kawę lubię. Bezkofeinowa też tak na mnie działa, tak więc nie wiem czy w bezkofeinowej też jest jakaś ilość kofeiny czy po prostu sobie wkręcam. Po wypiciu większej ilości herbaty jest to samo. Ale to logiczne, nikotyna, kofeina i teina to stymulanty, a mój organizm na wyrzut neuroprzekaźników reaguje lękami. Pod koniec tyg., mam lekarza i on zadecyduje co robimy dalej czy zwiększamy czy nie. Mam do swojego dohtora duże zaufanie. Mnie jest obojętne, nie uważam zwiększenia dawki za trucie się, w ogóle lubię farmakologię Od zawsze przyjmowałam dużą ilość leków i suplementów, w sensie, nigdy od nich nie stroniłam. Teraz do sertry suplementuje: Oeparol (kwasy omega), magnez+B6, wit D, kwas foliowy, diosminę, skrzypowitę i od czasu do czasu probiotyk (hm... teraz zauważyłam, że powinnam też wprowadzić żelazo i potas). W pracy jak rozkładałam swój "lekowy kramik" ludziom oczy z orbit wychodziły, a ja uważam, że suplementacja jest potrzebna. Deficyty magnezu chyba każdy nerwicowiec powinien uzupełniać, ja jak zapomniałam łykać, to powieka mi lubiła latać, a wtedy to wiadomo, że stężenie tego pierwiastka jest w organizmie krytycznie niskie. A powiedz mi, ty brałaś sertrę kilka lat i co się stało, że teraz powróciłaś? Nawrót? Po jakim czasie?
-
Jak porównuje swoje życie sprzed "wypadku" i po to mam ochotę płakać. I co z człowiekiem robi nawrót... Dziś cały dzień zbierałam się by odkurzyć mieszkanie, udało mi się to koło 20:00 Oprócz tego nie zrobiłam NIC poza minimalnym minimum Powinnam jechać na myjnię z samochodem, ale bałam się, że "coś się stanie" i nie dałam rady. Jestem zła, że przez lęki zaniedbałam obowiązek :\ Jakie to żałosne bać się pojechać na myjnie A wcześniej po 10 godz, pracy łapałam za odkurzacz nawet o tym nie myśląc, między gotowaniem obiadu, wyjściem z psem i malowaniem paznokci. Jak sobie pomyślę, że mam niedługo znowu wskoczyć na takie obroty,to wydaje mi się to tak samo realne jak bajki Disneya. No chyba, że stanie się cud i sertra zaskoczy, ale zdaję sobie sprawę, że to kurde nie jest kokaina Co do tego, że zaburzenia nerwicowe są jak np. cukrzyca mogę się zgodzić. Ja choruje całe życie, pierwsze co pamiętam z wczesnego dzieciństwa 3-4 lata to ataki histerii właśnie, a nie miałam wcale ciężkiego dzieciństwa. Potem nie było lepiej, jedne lęki usypiałam, aby pojawiały się kolejne i tak w kółko. Po drodze doczepiło się ED, anoreksja, w krytycznym momencie 40 kg przy 170cm... Uratowałam się, ale raz ED, zawsze ED. I od niedawna pogłębia się OCD, mąż zwrócił mi na to uwagę, w domu a w pracy czasem się patrzą na mnie jak na wariatkę, tym bardziej, że pracuje w biurze, a miewam fiksacje głównie na przybory biurowe (brawo ja), nie zdawałam sobie nawet z tego sprawy czasem, że to co robię jest "powalone", teraz im więcej o tym myślę (bo mam też w końcu na to czas), tym bardziej staje się to realne :\ W każdym razie powoli sobie uświadamiam, że jestem chora "od zawsze" i jeżeli jestem skazana na leki do końca życia to będę je brała, żeby na starość nie zdziwaczeć do reszty jak pewna część mojej rodziny. Wiem jaki to ciężar i chce tego oszczędzić najbliższym. Dobrze, że te leki nie są jakoś wybitnie hardcorowe dla organizmu. W każdym razie dzisiejszy dzień oceniam jako najsłabszy "z tych dobrych" ostatnio... Nie wiem czy to przez myśli o powrocie do pracy, czy dlatego bo sertra się reguluje... Mam nadzieję, że oby to drugie
-
Talam, tak poszłam do psychiatry po traumie poszpitalnej, jaka jest służba zdrowia w UK słyszałam, ale w PL w 2017 potraktowali mnie w szpitalu gorzej niż psa... Więc oprócz straty, doszedł ból, wstręt, wściekłość, żal i całe to cierpienie po tym co mi tam zrobili.... A na zaburzenia lękowe, fobie społeczną i ED cierpię całe życie, ale to PTSD skłoniło mnie w końcu do podjęcia leczenia, bo miałam po szpitalu taki zjazd, że bałam się, że skończy się depresją. No i jak poszłam do psychiatry i zaczęłam nawijać, to się tego trochę uzbierało. Powiedział, że terapia behawioralno-poznawcza to dla mnie trochę za mało, że on by celował w psychodynamiczną, bo u mnie trzeba pracy od podstaw, ciężkiej i solidnej... Na razie się zastanawiam jak to w ogóle ugryźć. Nie ukrywam, że koszty też są przeszkodą. Jak się nie zapłaci to się gówno będzie miało w tym kraju (a, nie przepraszam, można dostać traumę za darmo ^^), jestem tego najlepszym przykładem :\ Muszę niedługo wrócić do tego szpitala odebrać dokumentację do dalszego leczenia, bez bezno sobie tego nie wyobrażam, na samą myśl o widoku tego budynku mnie skręca. Strasznie mi przykro, że tak chorujesz. Ja doszłam do siebie fizycznie całe szczęście dość szybko, żeby tak psychika się równie szybko chciała goić to było by extra :\ Ale też się czuje wyjęta z życia kompletnie. Z jednej strony cieszę się, że mam pracę, bo jednak wiadomo, pieniążki ale z drugiej strony koszmarnie się boję powrotu do niej. Mi się życie załamało, bo w ogóle miało być inaczej i jednego dnia, cos się skończyło i zaczął się koszmar Ty się przejmujesz, że jesteś "kijową mamą" (specjalnie w cudzysłowach :) , nie jesteś, byłbyś, gdybyś się poddała, a ty walczysz :) ), ja się przejmuje pracą... To wszystko nakręca lęki... Sertra niby powinna włączyć opcję "olewka", teraz szczerze wiele bym za to dała. Balladyna, ja też pamiętam twoje posty :) W ogóle zaczęłam się zastanawiać czy jest ktoś kto rzucił te leki raz na zawsze.... Mój mąż brał pół roku, potem pół roku przerwa i teraz znowu kilka mcy bierze i to już raczej na dłużej. Niby, zeby juz nie wracać, ale...? Czy w ogóle jest ktoś taki?
-
Na to ci nie odp. bo nie chorowałam nigdy na depresję. Natomiast po sertralinie, jeżeli masz lęki, musisz się przygotować na to, że tak też będzie i to będzie też wszystko nasilone. U nastroje zmieniały się po kilka razy w ciągu dnia i bywało tak, że miałam ochotę walić głową w ścianę, nie mogłam już znieść tego cierpienia. Trzeba zagryźć zęby i to przeżyć. U mnie za to po ponad 2 tyg. przyjmowania leku, nastrój się powiedzmy unormował... Jest jak to brzydko mówią "ch.ujowo ale stabilnie" Zmniejszyła się senność za co dziękuję niebiosom, bo myślałam, że ta zamuła się nigdy nie skończy, ale lęki nadal mam sporawe. Ale bez odpałów paniki czy natrętnych myśli w stylu usłyszałam piosenkę i cały dzień nie mogę się jej pozbyć z głowy, ale nie tak normalnie jak każdy sobie czasem podśpiewuje, tylko serio, non stop dudni w głowie. Inna sprawa wiem przynajmniej czego się lękam... Zbliża się termin końca mojego L4, w pracy nie byłam ponad 2 miesiące i to mnie dobija... Zaczyna mi się śnić stanowisko pracy i ludzie i wszystko, oczywiście są to koszmary. Lekarz na ostatniej wizycie kazał mi się pracą nie przejmować, ale hehe kazać się nie przejmować pracą nerwicowcowi z fobią społeczną, pracującemu w korpo to trochę mission impossible. Tak więc czekam na dalsze pozytywne efekty przyjmowania sertraliny trochę jak dziecko przed Bożym Narodzeniem, bo serio, kop motywacyjny by mi się przydał, bo inaczej dostanę ataku paniki jadąc do tej pracy po 10 min, a tego nie chcę Natomiast na razie motywacja jest zerowa. Ba, obowiązki domowe wykonuje w planie minimum i nawet do nich muszę się bardzo zmuszać. Wkurza mnie to rozleniwienie, bo wiem, że moje życie niedługo nie będzie mogło tak wyglądać i ten stan zawieszenia nie będzie trwał wiecznie. Trzeba będzie wstać i się zmierzyć ze światem, nie w planie minimum ale maximum... Sertralino ratuj.
-
Trzymamy :) I niestety z tymi lekami jest tak, że aby było lepiej, najpierw musi (może?) być gorzej przez około 2-3 tyg. Najważniejsze to nie przerywać leczenia, mimo, że serio, bardzo często ma się ochotę wywalić te proszki za okno W razie gorszego samopoczucia, nie bój się i bierz benzo doraźnie, po to jest. Jak poczujesz się lepiej już nie będzie ci potrzebne :)
-
Podaj mu generyk i powiedz, że to Zoloft. Gwarantuje, że jeśli się nie dowie o tym, to gardło nie będzie go bolało po generyku. Typowy efekt sugestii (nocebo). Weź poprawkę na to, że znaczna część forumowiczów to hipochondrycy, najpierw czytają ulotki, a później objawy wszystkie objawy dopasowują do leku. Ja zawsze używam najtańszych generyków i nigdy nie odczułem różnicy. Tylko weź poprawkę, że mój mąż to nie hipochondryk, on bierze ten lek z innych powodów, ulotek nie czyta Moje przeciwieństwo haha No cóż, spierać się nie ma sensu na zasadzie moja racja jest mojśniejsza jak zmienię na Zoloft to dam znać czy mi coś pomogło czy nie.
-
Kurdę, ja to wszystko czaję, ale skąd w takim razie takie różnice w indywidualnym odczuciu podczas brania poszczególnych generyków? Mój mąż jest żywym przykładem, skończył mu się Zoloft, miał jeszcze Setaloft, pobrał z tydzień i mówi, że znowu go gardło boli. Wrócił do Zoloftu i jak ręką odjął. A i pamiętam jak się wcześniej męczył na innych genetykach z tym gardłem, już sobie wkręcał jakieś choroby krtani, a wystarczyło zmienić genertyk. I dla uściślenia, mąż nie ma odpałów hipochondrycznych itp. Tutaj na wątku (a, że przeczytałam cały hehe), też wiele osób pisało, że czują różnicę w stosowaniu leku od różnych firm. Skoro wina nie leży w samej sertrcie to musi leżeć w wypełniaczach, innej opcji nie ma.
-
Mój mąż jest na sertrcie już kilka dobrych mc i bardzo sobie chwali, ale on nie ma stanów lękowych, bierze na coś innego i był bardzo zaskoczony moim wchodzeniem (tja), bo on z uboków to miał lekkie problemy ze snem jedynie i to gardło, a tak to rewelacja. Bierze 150 mg Zoloftu. Niby mogłabym brać jego połówkę, ale boję się, że źle odłamie i będą problemy Tydzień mnie nie zbawi do wizyty. Teraz chciałabym jedynie doprowadzić się do stanu używalności i wrócić do pracy, ale pracę mam wymagającą zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym + ciężki dojazd, więc serio muszę stanąć na nogi stabilnie. Pracować na benzo w moim przypadku się nie da. Co do brania to całkowicie zdaje na lekarza, jak stwierdzi, że mam brać to będę brała, jak stwierdzi, że mam odstawić, to odstawię. Mogę być na lekach całe życie, mogę nie być. Odstawienia też się nie boję, wezmę urlop najwyżej. Jest mi szczerze wszystko jedno. Tego co straciłam i tak już nie odzyskam.
-
Haha no to niestety jedna z moich obsesji, jeśli się na coś sfiksuje to przeczytam cały internet na ten temat Odstawiać na razie nie mam zamiaru, zresztą zdam się na lekarza, mam do niego zaufanie, zobaczymy jak prowadzi mnie dalej. Hola, hola Panie Grabarz, tylko wyróżnijmy dwie sprawy. Ja nie podważam zupełnie zasług leczenia farmakologicznego w ciężkich stanach. Uważam, że to super, że są leki, które potrafią wyciągnąć ludzi z bagna. Jednakowoż ja nie wzięłam sertry na nerwicę nie dającą mi funkcjonować, wręcz przeciwnie, miałam ją pod kontrolą. Wzięłam lek na PTSD, a lek przy okazji wyzwolił stłumione lęki w taki sposób, że wskoczyłam z jednego beznadziejnego stanu w drugi, jeszcze gorszy. I dlatego się wkurzyłam. Teraz po prostu wróciłam do stanu sprzed leczenia, lek nic mi na razie nie dał, oprócz 2 tyg, cierpienia. Dlatego czekam na więcej. Jestem w na tyle dobrym położeniu, że nie jestem w ciężkim stanie i mogę przestać brać lek i wrócić do życia, a nie do bagna. Taką mam przynajmniej nadzieję. Wzięłam sertrę na zasadzie, na leku przeciwdepresyjnym nie zachoruję na depresję i muszę mu tu oddać honory, bo faktycznie, nie zachorowałam A jak mi pomoże przy okazji na lęki i fobie to w ogóle super, ale zdaję sobie sprawę, że lek to nie pigułka szczęścia, przede wszystkim trzeba sobie rzeczy we łbie poukładać i z tym jest zazwyczaj największy problem. Przy okazji mam pytanie. Czy odnotowaliście jakąś różnicę w generykach, a w suchości błon śluzowych? Mój mąż twierdzi, że Setaloft wysusza mu gardło nieznośnie, a na Zolofcie czy Asertinie jest okej. Ja biorę Asentrę i o ile gardło czy oczy przecierpię, to tam na dole już jest mniej różowo i zastanawiam się czy nie poprosić lekarza o Zoloft następnym razem.
-
Witam wszystkich, wierzcie lub nie, ale przeczytałam całe 1222 stron wątku (czego to człowiek nie robi w desperacji? ), więc postanowiłam skrobnąć coś na koniec od siebie. Z zaburzeniami lękowymi, fobią społeczną i ED zmagam się praktycznie całe ponad 30 letnie życie. Nigdy nie byłam u lekarza i nie brałam żadnych leków, w myśl zasady "wezmę to na klatę, a poza tym kocham cierpieć, bo mi się należy, jestem taka beznadziejna". I tak sobie żyłam, raz było lepiej, raz gorzej. Ale zawsze jakoś zaciskałam zęby i szłam do przodu. Bo tak, trzeba, a inni mają gorzej. Szło mi naprawdę dobrze, prawie pozbyłam się lęków, a może nauczyłam się z nimi żyć i je olewać... Na początku miesiąca jednak doznałam bardzo traumatycznego zdarzenia, po którym zawalił mi się świat. Nigdy się tak nie czułam, ale po wyjściu ze szpitala dopadł mnie totalny dół. Chciałam zapaść się w sobie. W nocy nie mogłam spać, obrazy wracały, ryczałam, przeżywałam na nowo. W dzień zamuła, brak uczuć, obwinianie siebie i otoczenia za to co się stało, bez sensu. PTSD. No to myślę sobie, niedobrze, trzeba coś z tym zrobić, bo jeszcze przydarzy się depresja, a tego mi do "szczęścia" nie trzeba. Lekarz. Diagnoza. Zapisane 3 kartki papieru, bo się tego przez życie trochę nazbierało. Wyrok: terapia, ale wcześniej Asentra 25 przez 4 dni, a potem 50, do następnej wizyty. Poinformowana o możliwości skutków ubocznych i informację w razie czego, Cloranxen na sen i doraźnie. No i heja, było mi tak wszystko jedno i tak się bałam depresji, że postanowiłam łykać proszki skrupulatnie. Pierwsze 4 dni, na dawce 25 - lekkie pogorszenie lęków i dreszcze, ale brałam też Cloranxen więc do przeżycia. Jednak pierwsze zażycie dawki 50, wytargało moje fraki srogo. Po zażyciu o 6 rano, obudziłam się kilka godz później z pełnoobjawowym atakiem paniki i omamami wzrokowymi (moja nerwica, lubi sobie ze mną tak "pożartować"), wrzeszczę do męża - dzwoń po karetkę! Oszalałam, umrę, zawał, udar... no wiecie jak jest Dzięki Bogu za benzo, pierdzielnęłam je do gardła jak tic-taci i... wdech wydech, aaaa... jednak, ty suko nerwico, wystarczyło ci proszki dać i już luzik. Nie powiem, wściekłam się. Bo kurczę, lęki miałam za sobą, cieszyłam się w miarę miłym i stabilnym życiem, a tu nagle nerwica się na mnie brzydko napiszę, zrzygała w swoim najlepszym stylu. Swego oblicza nie pokazywała baaardzo długo (najwyżej w metrze jak tłoczno było), a tu nagle takie coś. Takich lęków z atakami paniki nie miałam już kilka dobrych lat, a jako, że nienawidzę tracić kontroli i potem się wstydzę tych napadów, to było było mi bardzo źle. No wściekła byłam bardzo. Ale przynajmniej zapomniałam o traumie, bo teraz miałam nową. Z deszczu po rynnę bijacz. Przez 2 tyg, dawki 50 było bardzo źle. Serio. Nigdy nie wiedziałam w jakim nastroju sie obudzę. Wspólnym mianownikiem był jedynie LĘK. Wolnopłynący, ogólny, mocny, wykręcający kiszki. A tak nastrój od: leżę na plecach w łóżku przez 4 godz i gapię się w sufit, po siedzę w kuchni i mam ochotę walić głową o stół bo już nie mogę ze sobą wytrzymać oraz od czasu do czasu, wstaję "rano" robię pranie, odkurzam, zmywam, latam z kąta w kąt bez sensu przekładając w kółko te same rzeczy, a lęk mam przy tym taki, że serce waląc tak mocno mogłoby zasilić żyrandol z 12 żarówkami. Ogólnie kicha, lipa i masakra. Do tego senność (to śmieszne, latać jak po amfie i do tego ziewać) i zamuła, taka, że oczy się same zamykają. Spanie po 15 godz dziennie. Brak łaknienia (tu akurat moje ED się cieszy i raduje, wiem, to złe, ale cóż poradzić?) , suchość błon śluzowych. Wieczorami następowała poprawa i było to zbawienne, bo gdyby nie to, chyba bym się powiesiła na sznurówkach. Ale od rana jazda bez trzymanki od nowa. I tak sobie wegetowałam, czytałam ten wątek, żeby nie oszaleć... Dużo mi pomógł, choć też oczywiście nakręcił, no cóż, taka psychika nerwicowca. I nagle po 2 tyg. BACH! Obudziłam się i czuje się... prawie dobrze. Tzn. prawie jak przed szpitalem. I tak już jest przez całe piękne 3 dni :) Nadal boję się zjazdu, bo wiem, że minęło mało czasu i sertra się dopiero wkręca, ale W KOŃCU dała mi znać, że potrafi robić cos innego niż tylko niszczyć mi i tak już zniszczone życie. Inna sprawa, że to nieco żałosne, cieszyć się ze stanu sprzed leczenia i mam wrażenie, że lek tylko zagłusza to wszystko co mam w sobie i nie wiem do końca czy to takie dobre dla psychiki. Mam następną wizytę u lekarza pod koniec mc-a, to się zapytam co robimy dalej, bo szczerze mówiąc sama nie wiem. Żyję w zawieszeniu, mój świat runął, muszę go poskładać na nowo, ale ciężko to ogarnąć... Uważam, że to co zrobiła mi sertra przez te 2 tyg, to masakra do kwadratu i kolejna trauma, ale jest już lepiej i z tego co tu czytałam może być JESZCZE, a nawet DUŻO lepiej, więc nastrajam się pozytywnie. Co mi zresztą innego zostało? Pozdrawiam innych walczących, szczególnie tych, którzy mają ciężkie początki.