Mam podobny problem. Może nie tyle z odcinaniem się od emocji, ile z tłamszeniem wszystkiego w środku.
Ukrywam wszystkie myśli, przeżycia, emocje, bo za każdym razem, kiedy postanawiam coś z siebie wyrzucić ranię ludzi, na których mi zależy. Oczywiście nie chcę tego robić, więc karcę się w myślach i postanawiam zamknąć. Efektem jest trucizna, która niszczy mnie od środka. To jest takie błędne koło, kiedy chcę sobie ulżyć i zawalczyć o siebie to sprawiam wszystkim dookoła tyle przykrości i zawodu, że nie mogę znieść tej myśli, więc tłumione emocje zagęszczają się wewnątrz i trują mocniej. Niszczę sama sobie, żeby chronić ludzi, których kocham. A oni przecież i tak cierpią, bo widzą jak jest mi źle. I wracamy do punktu wyjścia. Nie umiem sobie pomóc i nie potrafię pozwolić sobie pomóc.
Moja mama walczy z nerwicą odkąd pamiętam. Są okresy lepsze i gorsze, wiadomo. Od dziecka się nią zajmowałam, robiłam wszystko, żeby tylko się nie denerwowała, starałam się zadowalać w każdej kwestii, wspierałam. Przyszedł czas kiedy ja wysiadłam. Ataki nerwicy na tyle silne, że uniemożliwiały normalne funkcjonowanie zaczęły się w liceum. Niedawno zdiagnozowano u mnie głęboką depresję. Nie mam teraz siły, żeby się zaopiekować mamą, a nie chcę, żeby ona się o mnie martwiła, bo wtedy...przyjdzie dla niej ten gorszy okres. Nie wierzę, że jest w stanie podołać opiece nade mną i pomóc mi bez uszczerbku na swoim zdrowiu.