Skocz do zawartości
Nerwica.com

autodestrukcja2

Użytkownik
  • Postów

    649
  • Dołączył

Treść opublikowana przez autodestrukcja2

  1. o matko jakie to długie.... konia z rzedem kto to bedzie wstanie przeczytac...
  2. Hej. Zastanawiałam się czy zakłądać wątek. Zastanawiałam się w której rubryczce i doszłam do wniosku że dda/a bedzie ok. Historia w skrócie: Poznalam kogoś. Związek na odległość się szykował. Zaczęło się niesamowicie intensywnie. Niespotykane ( dla mnie i jak mówił dla niego) połączenie na poziomie emocjonalnym i mentalnym. Intensywne dochodzenie do siebie i zaufania, przebijania kolejnych warstw. Przyjeżdżał do mnie do więcej, potem pojechałam na tydzień. Niesamowicie. Potem się nawzajem widywaliśmy, byliśmy w kontakcie skajpowym. Czułam przy nim wciąż pewnego rodzaju napiecie, obydwoje łatwo chowamy się w siebie i izolację, ciągle jednak sprawdzaliśmy się pod kontem wzajemnych reakcji pomimpo tego. Świetnie. Ja jednak miałam problemy z otwieraniem się emocjonalnym. On mimo to bardzo się starał. Wspieraliśmy się obydwoje, obydwoje mamy lekko narcystyczne konstrukcje. Obydwoje lubimy uciekać. Ale na wzajem się łapaliśmy w kryzysach. Potem raz nie przyjechał do mnie glownie dlatego, że nie dogadaliśmy się w sprawie planu. Trzasnęłam laptopem, napisałam że zwiazek nie wypala i ignorowałam jego histeryczne [próby kontaktu przez cały dzien. Potem rozmowa, pojechałam do niego aż na cały miesiac. nie było najlatwiej, czułam dużo napiecia ( ale napiecie przy ludziach cuje zawsze zwlaszcza gdy jestem na granicy depresji a wtedy byłam ). Po dłużej spedzonym czasie czulam sie przy nim lepiej. Mimo to ostatniego dnia powiedziałam mu ze jestem zdezorientowana i nie wiem czy to wypali. Wpadl w panike i powiedzial ze sie poddaje. Potem było ciezej. Zamknął się przede mną a ja się bałam ze oslabiony entuzjazm jego strony to brak zainteresowania i utrata uczuc. Wczesniej nazywał mnie miloscia zycia i takie tam śmakie i owakie. Nie widzielismy sie 3 miesiace. Nie rozmawialismy tez o tym co sie dzialo.. Ja zaczelam wpadac w depresje. Tak na prawde teraz wiem ze dlatego ze chcialam chyba wymoc na nim zainteresowanie. Nie potrafilam porozmawiac, podswiadomie wpadlam w manipulacje. Przez te 3 miesiace to byla wiec katorga. Staranie utrzymywania kontaktu ktory przz net wiadomo ze robi sie monotonny... wiec i stopniowa utrata bliskosci. Chcial przyjechac do mnie ale nie przyjechal... kiedy u mnie byl panowal extremalny stres. mieszkam z matka... potraktowała nas jak psy wczesniej, wygonila z lozka... on mnie w tym wspierał ale cała akcja, szukanie hostelow ( obydwoje jestesmy biedni) i uzaleznienie sie od znajomych oferujacych lub nie nocleg... mega stres... Wiec teraz sie bal przyjezdzac. Ja sie wkurwilam... myslalam sobie, jakby kochal to zrobilby wszystko... sugerowalam mu ze on nie chce przyjezdzac... nie mogl tego zniesc, obrazil sie... wiem ze moja reakcja byla bledem... zero empatii z mojej strony... zaczelam wypisywac ze go kocham sraty taty ale nie musimy byc ze soba bo on nie che blablalba. interpretowalam jego zachowanie tak, ze mnie ignoruje bo nie ma odwagi zerwac bo czeka ze ja to zrobie. potem uslyszalam ze to nie prawda, ze nie ma takiej potrzeby bo raczej chce mnie jeszzce spotkac... i ze to absurdalne... to byly dramaty ktorych zaluje... nie moglam wtedy jasno myslec... nie moglam sie pozbierac ani byc obiektywna... robilam z niego zwojego wroga... jestem pojebana... mial juz powoli dosyc... W swieta kontakt sie troche ożywił. Pzrzeprosilam go za to ze potraktowałam go wczesniej tak jak potraktowałam. Odrzucając. Poczulismy ponownie silne emocje w zwiazku z tymi rozmowami, wskrzeszenie nadziei ze bedzie tak jak bylo. W miedzy czasie rozmawialismy oczywiscie ot ym czy warto to ciagnac. Mowil ze fakt ze jest ciezko ( spotkania mimo tak duzej odleglosci < 700 km... > nie jest powodem do zerwania. Jedyny problem to ta emocjonalna bliskosc i moje trudnosci w zaufaniu i wyzraniu emocji... Mial do mnie pretensje ze nie powiedzialam umu ze zaczelam brac leki na dwubiegunowke... Ale nie powiedzialam bo swirowalam ze z jego strony to koniec.. a on zapadl sie pod ciezarem swoich problemow tak jak ja... nchcialam z nim o tym rozmawiac ale bliskosc nie byla juz ta sama wiec po prostu zajelam sie ratowaniem swojego zycia... Mial z reszta ciagle pretensje ze czesto nie mowie mu o tym co sie dzieje w moim zyciu, wczesniej mega chcial byc jego aktywna czescia i mi o tym mowil. Terazi mial okropnie ciezki czas, zycie walilo sie na glowe... pobyt u rodzine - tragedia, problemy w pracy, finanse. Ja nie mialam latwiej. Napisal do mnie histerycznego maia ze nie daje rady, ze nie wie jaka mamy przyszlosc, ze swiruje bo mysli ze nie moglam juz czekac kiedy się zamknął emocjonalnie i ze mysli tylko o tym ze go zdradzam... powiedzial ze jesli nie jest za pozno to potrzebuje zebym mu jeszcze pomogłą. byl w czarnej dziorze. Pojechalam do niego tydzien pozniej. Na poczatku bylo poczucie ze wreszcie mamy to za czym tesknilismy. Ale potem po tym wszystkim pojawiło sie napiecie... 2 dni bylismy jak obcy sobie ludzie... Koszmar. Przestalismy sie nawet zblizac fizycznie i takie tam. Zaczelam z nim rozmawiac... zamiast o napieciu miedzy nami... o jego problemach i moich... wywalilam z grubej rury pyt czy powinnam odejsc. Przyznal ze jest dziwnie i nie jest tak samo jak bylo. Powiedzial ze to wszystko jest za drudne. Widywanie sie i fakt ze zeby odbudowac ta relacje trzeba by bylo wlozyc koszmarnie wielka ilosc pracy. Zerwanie. Wzielam dume na bok ze wzgledu na to ze to co mielismy wczesniej bylo piekne. sam to przyznawal - ze to sie nie zdaza w tym swiecie i staralam sie go przekonac zebysmy jeszcze probowali. Ze jak zaczniemy ogarniac swoje zycia w czym mozemy sie wspierac to bedzie lepiej i miedzy nami. Powoli i na spokojnie. Zgodzil sie. Nastepnego dnia znow go pytalam i zgodzil sie. Ale potem traktował mnie ozieble. Dlugo rozmawialismy, traktował mnie jak obcą. Rozmawialismy całą noc...Powiedzial ze super rozmowy i swietny seks to za mało... Ze emocjonalnie nie pasujemy, ze to nie wypala... Ze nie wierzy ze bedzie inaczej... ze nie wierzy ze otworze sie emocjonalnie i bede komunikowac z nim swoje przezycia i to co dzieje sie w moim zyciu, ze nagle zaczne odpowiedac na pytania ,,jak sie czuje" i ,,co u mnie" . Ze probowal probowal tyle miesiecy i nie wierzy ze to sie zmieni. Ze ma w dupie argument ze to dlatego ze mialam depresje.. Zerwał. Ostatni seks( jak zwykle gleboko emocjonalny i generalnie w pytke) i ostatni papieros przy The End the doors ( musi byc romantycznie jak na filmach, prawda?) Rano wyjechalam. Przytulilismy sie ,, zegnaj Xkjk Xlhjkjjh Kowalska" ,, żegnaj Imkn Ljdslkhjf Kowalkski". Wyszłam mowiac tak nie musialo byc, wciaz moglismy odzyskac dobra komunikacje i kontakt ( po poprzednim wieczorze dlugich rozmow i super seksu oczywisce znow poczulam sie niezwykle blisko).. powiedzial ze moze tak moze nie. Wyszlam trzaskajac drzwiami. Wrocilam do naszego pieknego kraju usłanego Pisem, kryzysem i śniegiem. Rycze cały dzien. Kolejny. Mimo ze gdzies takm akceptuje sytuacje... bo wiem ze w tym momencie swego zycia, pod ciezarem problemow dookola, mojej depresji ( w pewnym momencie tak ciezkziej ze az zaczelam brac leki o ktorych balam sie mu powiedziec gdy sie oddalilismy ) i problemow z zaufaniem to byl moment kiedy zwiazek w ogole byl dla mnie extremalnie ciezki i choc na poczatku genialnie sie emocjonalnie wspieralismy, teraz zrobilo sie mega trudno ( jest to chyba normalny etap zwiazku jesli w pewnym momencie wychodza mechanizmy z przeszlosci i glosy emocjonalne... tesknota za abdolutna miloscia rodzica ktorej sie nie dostalo i zdezenie z rzeczywistoscia ze w doroslym swiecie absolutnej bezwarunkowej milosci nie ma... mysle ze obydwoje wpadlismy w depresje o tym podlozu). Uwazalam ze mozna dalej to naprawic. No ale zerwł. Wkurwialam sie... wyrzucam sobie ze zamiast wymiesc trudne emocje, zasugerowałam odejscie i rozmowa tak sie potoczyła, nie moglam uwierzyc ze dwa dni go utwierdzily w przekonaniu ze to nie ma sensu. Bylam potwornie smutna i wkurwiona. Placze i mimo ze mam akceptacje na ta decyzje i mysle ze jest dupkiem ktory wolal sie uwolnic zamiast kotynuowac proces , chce znow tego co bylo, bo jest to czlowiek dla mnie ( tez mowil ze nigdy nie poznał wlasciwszej dla siebie dziewczyny) , to chce zeby do mnie wrocil... Pisze tu nie wiem... moze mam myslenie zyczeniowe i chcialabym uslyszec ze to sie da zrobic! moze chce opiniii, moze chce sie wyzalic i na forum mozge to zrobic anonimowo wiec jest super... Chcialam zwiexle ale sie w sumie nie dalo. Sory za chaos. jest to chaos rozpaczy Czy jest tu ktos kto wie co mozna zrobic !? Czy jest tu prorok co mi wyjasni jak oszykac los!?
  3. nieboszczyk. jakie jest krolestwo na raka? winamina c?
  4. czy ktoś ma monoterapię lamotryginową a zazywa docelowo mniej niz 200 ?
  5. ok, chyba nie czytam ze zrozumieniem. bierzesz jeszcze sertre.
  6. a czy 200 to nie jest minimalna dawka? usłyszałam od pani psychiatrki ze zeby to sobie radziło z depresją minimalnie trza żreć 200. albo wcale, bo przyjmowanie mniejszej dawki nie ma sensu- faszerowaniem się czymś co w takich ilościach nie zdiała ( a uboki ma ) i mowimy tu o mono oczywiscie
  7. no i niektorzy pewnie tak so bie załatwiaja skoczki hormonów, ale ci co tego nie robią raczej sie frustrują przez to że obecność żony czy męża ich stopuje w życiu ;P chociaż ludzie som różni i niektorym pewnie te skoczki nie są wcale tak bardzo poczebne
  8. to trochę jak pytanie: czy zawsze struktura mózgu jest pierwsza w stosunku do konstrukcji psychicznej, natury myślenia i wykształconej emocjonalności.
  9. nie chę przerywac rozmowy ; D ale tak sobie myślę, że nie jest tak wcale dużo osób z czadem I. czyli tym najbardziej czadowym gdzie zmiany biegunów są mocne i bardziej kontrastowe. z tego co sobie wydedukowałam, w psychiatrii następuje powoli pewne przedefiniowywanie zaburzeń. myśli się bardziej w kategoriach spektrum. poszukuje połączeń między chad, schozo, autyzmem nerwicą czy depresją. chad jest więc spektrum. jeśli chad I nie jest zaobserwowany a obserwuje się pewne z nim podobieństwa, pakuje się to do worka chad. przez to bardzo łatwo jest stracić poczucie odpowiedzialności za siebie i starać się zrozumieć swoją naturę. na przykład ciągłe trwanie w dysonansie poznawczym, wchodzenie w role rodziców etc etc, problemy emocjonalne i tożsamościowe wynikające z tego , mogą w moim poczuciu się składać na obrazek np chadu. to znaczy na skłonność wpadania w skrajne stany. i jasne że ma to związek pewnie ze strukturą mózgu, ale moze rownolegle ma związek z konstrukcją psychiczną. w tym sensie skłaniam się ku przekonaniu że leki nie zawsze są potrzebne, ale wtedy przy spostrzeżeniu objawow hustawek chadowych przynajmniej fajnie by było miec jakiegos ogarnietego prychoterapiste. jasne że po ktorej depresji lepiej czasem pewnie użyć większego działa i skorzystać z ofetry przemysłu farmaceutycznego, ale generalnie mysle ze z chadem da sie zyc. przynajmniej bez lekow. ale wtedy trzeba zyc na prawde swiadomie.
  10. uff... nie udało mi się przeczytać 80 stron.;p przeczytalam prawie połowę. ;p nie zdradziłam i jak sądzę nie byłam zdradzona. LECZ mam takie poczucie, że ludzie zwykle w jakimś sensie w drugiej osobie mają takie lustro. jak odbicie im się przestaje podobać, z nową osobą mają szansę znów poczuć się ,,świezo". nie każdemu jest fajnie i przyjemnie z osobą z którą zna się jak łyse konie. a trudno chyba budować związek i latami nie odkrywać się żeby utrzymać poziom ekscytacji równy wzajemnego docierania , poznawania. ze,,starą osobą" układ i relacja, pewne oddziaływanie jest już znane i a niektóre utwierdzone przekonania partnera o tej drugiej osobie mogą ją po prostu disić, nie tylko nudzić.. no i ludzie się zmieniają i przez przestażałe pojęcia o sobie wzajem tak samo duszą. szuka się kogoś kto złapie jakaś inną cząstkę osobowości, albo ktoś kto patrzy świezo, bez założeń, nie wytykającego błędy, z miejscem na przyjęcie drugiej osoby . z kims takim ozna się po prostu czuć lepiej ,,w sobie". mozliwe że szukam tutaj jakiejś skomplikowanej teorii. ale wydaje mi się to dosyć istotne kim się człowiek czuje w relacji- akcji -reakcji z drugą osobą. i myślę że w niektórych związkach, w których jest miejsce i otwartość na dojrzenie drugiej osoby przy całej dynamice relacji i życia w ogóle, w których poza przestrzenią czułości miłości i takich tam pierdół, które raczej zabijają pożądanie, jest przestrzeń na i pewną odrębność, zdolność patrzenia i pokazywania się nie na zasadzie poruszania sie po wyjeżdżonych schematach , moze nie byc potrzeby zdrady. i jak już ktoś wspomniał - o ile miłość nadal trwa. szacunek i zaufanie i takie takie. więc już bez zbędnego gadania : jeśli ktoś nie czuje się dobrze z tym kim się staje przy drugiej osobie, do jakiej roli go związek doprowadza - moze byc mega otwarty na nowe osoby i nowe emocje wspolnych eksploracji, bo zawsze może się pojawić ktoś z kim akurat można przeżyć i siebię i kogoś na nowo to że jest czasem nudno etc, że się ma jakieś tam fantazje o trójkącie z japonką i murzynem ( sory jesli to dla kogoś brzmi rasistowsko ) nie musi od razu pędzić do zdrady przecie. a jak ktoś potrzebuje nowego zastrzyku hormonów to se może znaleźć partnerkę albo partnera o podobnych potrzebach i pewnie można się wtedy dogadać. joł! `` `
  11. No tak.Tutaj za pewne nikt nie ma ,aż tyle silnej woli by kompletnie rzucić,kawę,alkohol i fajki tylko woli się zajadać silnymi psychotropami z gamą działań niepożądanych. to ironia czy serio ?
  12. Masz rację, też wolałbym mieć zdrową głowę i wszystko odczuwać tak jak normalni ludzie. Gadanie o naszej wyjątkowości jest dużym błędem. Większość chorych na czad nic nie osiągnie. Będzie się męczyć przez całe życie. I gdzie tu ta wyjątkowość? Część popełni samobójstwo lub będzie krzywdzić inne osoby. heh heh tak mi się przypomniało : widziałam ostatnio takiego pana na jutubie, który przeprowadził cały ,,wykład " którego treść sprowadza się do stwierdzenia iż mózgi chorych na chad to mózgi genialne, mózgi których praca wymaga o wiele wiekrzej dawki zwiazkow odzywczych niz ,,przecietny" mózg. oczywiście w tym, juz niepamiętam, czy innym filmiku pan ów trzymał takie małe pudełeczko z jakimś ponoć nietypowym litem( a pewnie że bez recepty)... bo litu trzeba więcej jeszcze bardziej bawią mnie artykuły w gazetach typu POLITYKA o wyjątkowości osób chorych na chad. chwała ty którzy tworzyli POMIMO choroby, ale nie każdy nosi w sobie tyle talentu więc powiązywanie choroby z misją wymagającą heroicznej walki to dość chory pomysł. ale ludzie chyba kochają boharerów z dysfunkcjami i to jest problem ; )
  13. a są osoby co zyją z chad bez psychotropów. ale np rzuciły alkohol kawę i fajki - kompletnie : ) plus oczywiście zdrowy tryb życia i tego typu pierdoły.
  14. hejka. zaqraz będe brać 200 mg lamo. no i wciąż panicznie się boje psychotropów. mam takie życzenie usłyszeć ze z depresji, można wyjść samemu, bez leków. nie wierzę że to wcale nie uzależnia. nie wierzę że to w pełni bezpieczne dla mózgu. nie wierzę że psychiatra ma 100 procent racji bo ypowy psychiatra nie uwzględnia treści przeżyć, myślli, wiar i ideologii, moralnych niemoralnych konflitów etc etc. zdaje sobie sprawę że ludzie cierpią faktycznie na chad, mając np hardkorowe manie i hardkorowe depresje... ale cholera, taka nawet lamo, zachwalana tu wszędzie przez osoby które mogę ją porównać z bardziej otumaniającymi lekami etc, nie jest przecież tak dogłębnie zbadana. żyjemy w stresującym świecie pełnym toksyn, niezdrowego żarcia i braku przestrzeni na refleksje nad swoimi wewnętrznymi stanami. i powiecie mi zapewne że nie rozumiem co czuje osoba chora albo jestem naiwna wierząc gdzieś tam, ze są inne wyjścia, ale kutwa - cholernie boje się możliwych konsekwencji przyjmowania - tak, nieszkodliwej, swietnej super ah ah - lamotryginy. -- 26 gru 2016, 23:51 -- istotnym pytaniem jest jak regenerowac hipokamp. naturalnie. i jak adaptować się do pojebanego srodowiska. bo wciąż nie wiem. albo po prostu serio nie rozumiem sprawy bo np nie mam chad jeno zaburzenia osobowości. pozdro!
  15. tak jakos mi sie teraz rzucilo w oczy a myslalam ze ta teoria o neuroprzekaznikach zostala juz jakis czas temu obalona nie chce sie wdawac w dyskusje ale cos z tym jest nie tak implulsy w depresji są moze za wolno przekazywane w innych chorobach nie wiem
  16. jakbym sama odstawiala to bewnie bym brala przez 2-3 tyg 150 a potem 100. i zrobulabym to wiedząc ze takie odstawianie na własna łąpę moze nie byc najlepszym pomysłem na świecie ; P więc nic nie mówię
  17. to znowu ja przybywam z rozwichrzeniem swoim wokoło lamowym czy ktoś z Was m a doświadczenie z lamo ( początki ) i koniecznością duzego wysiłku umysłowego ? muszę właśnie robić mgr. i nie wiem czy teraz przechadzac przez te przyswajanie dawek, będe to mogła ogarnąć...
  18. alektrowstrząsy, lobotomia, klonowanie, GMO -- 07 gru 2016, 19:27 -- zapomniałam o najważniejszym... egzorcyzmy!
  19. ha ha ;D szukanie w internetach jak żyć jak probowac napelnic brzuch patrząc jak ktoś inny je .. ( paulo sroelo.. ) nie wkręcaj się w to, że ,, nie możesz", ,, nie jesteś wstanie" ,, nie poradzisz sobie" możliwe że takie zasiedzenie na garnuszku i poleganie wiecznie na innych , nawet na poradach z internetow, wprowadza cie w taka depresyjna niemoc... co już masz? co możesz? czego potrzebujesz żeby coś zmienić? moze jakaś praca za granicą? wyjazd, moze nowe studia, kursy? krok po kroku, stopniowo a zaczniesz czuć swoją własną sprawczość. da się i nie zwalaj odpowiedzialności na rodziców. moze zawalili nie popychając cię do większej zaradnosci ale teraz chcesz czy nie to ty jesteś odpowiedzialny za siebie. yoł
  20. mi się mega podoba ta teoria. wszystkie nasze dusze bowiem i umysły spojone są ze sobę gdzieś tam małym supełkiem w odmętach wieczności wszechświata! i schizofrenia to taka kosmiczna energia ktora się roznosi jak dźwięk i ujawnia w niektórych bytach, jeśli dzięki nim może iść dalej do kolejnych, idzie dalej poprzez nią do kolejnych!! !!!
  21. marwil hmm, gdzies czytalam ze ponoć szczep sativa moze pomagac, chadowcom, ale CBD ma wiecej indica. wiesz co wcześniejżeś palił ? monster stary. pisz dziennik a potem to wydaj. i wcale się nie śmieję bo ktos moze uznac ze to bestseller i taka relacja z pierwszej ręki dobrze sie sprzeda ;d
  22. p.s i tak: obydwoje jestesmy neurotyczni... impulsywni... ja dostalam ostatnio diagnoze chad... podejzewam ze jego to tez moze dotyczyc... w takim przypadku wszelka stabilizacja idzie na plus a stresy i stabilizacja na minus... podobno dla neurotykow to regularny seks się poleca; ) r e g u l a r n y!
  23. ania.baranczuk jest mi bardzo trudno ocenić tą sytuację na podstawie tego co przeczytałam. bo z jednej strony oczywiście, że powinien się interesować Twoimi problemami i samopoczuciem, ale też czy można piętnować kogoś, kto nie chce przyjmować roli opiekune/osobistego psychoterapeuty? Miłość partnerska nie jest bezwarunkową miłością matki. To coś trochę innego. I nie powinno być tak, że ciągle do niego jeździsz... jeśli jest zaradny to wykombinuje coś żeby wpaść do polski. Poza tym... masz 25 lat..nie zaproponował Ci mieszkania tam? Pomocy? Żebys mogła nawet na jakiś czas tam pozyc, popracowac? Nie jeździj do niego tak, ne ułatwiaj mu : / Trzeba postawić tu granicę. Ja mam trochę podobną sytuację... 5 mies było super, od 3 jest nie super. wszystko się zaczęło walić bo ja zaczelam wpadac w depresję i nie wyrabiać. proponował mi zamieszkanie u niego, więc tam trochę nawet pomieszkiwałam, ale stale miałam jazdy, że nie jestem pewna tego związku blablabla, coraz bardziej się paraliżowałam i chowałam w siebie... jak od miał przyjechać do mnie, to był problem z dojazdem i chajsem... wiec sie nie widzielismy 2 miesiace... teraz nic nie wiadomo bo obydwoje jestesmy biedni( nawet transport nam sie wydaje wielkim wydatkiem , co dopiero spanie w hostelu - ja go do siebie nie moge przyjac bo mama go nie nawidzi a mnie po tym jak raz tu spal uwaza za głupia zepsuta dziwke : ) , koszmarnie zestresowani, w trudnejsytuacji zyciowej i prawdopodobnie z depresją... mimo to poki co nie zerwalismy... ale komunikacja jest o wiele gorsza... kiedys wydawalo sie ze jestesmy dla siebie wsparciem, jakis czas temu coś zaczęło się rypac w kontakcie, nie było jak tego na spokojnie rozwiązać...mam wrazenie ze mnie unika i ze stracil caly zapal jaki mial. a mial. : ( związki na odległość, przynajmniej przez jakiś czas, mogę się udać. ale czasami to jest potwornie trudne jesli wlasnie napięcia się nawarstwiają przez to ze nie mozna się regularnie sie spotkać i rozłądować jakiś małych spraw... trudno jest potem na skajpaju rozsupłać wielki supeł. zwlaszcza jak jeszcze sie ma depresje i nie widzialo sie drugiej osoby od tygodni i zaczyna sie miec te wszystki wkręty ze zdradza blablabla ; (
×