Hej
Ciekawa jestem czy też tak macie, a jeszcze bardziej czy może ktoś z Was miał tak ale już tak nie ma , że automatycznie powstrzymujecie szeroko pojęte życie?
Chodzi o taką reakcję ( wynikającą z lęku? ) przez ktorą rzeczy przestają toczyć się własnym torem, emocje kisną i gasną, świat zamraża się i staje w miejscu. Negacja, sabotaż mysli, uczuć własnych.
Moze to rys osobowości unikającej? Nie wiem.
Generalnie dostrzegam od jakiegos czasu ze stale ,,powstrzymuje gre", ze do takiej tresci sprowadzilo sie moje zycie. Anty zycie.
Niestety to powstrzymywanie i siebie przed uczuciami np w relacjach jest dla mnie aktualnie nie do przekroczenia. Nawet jesli dzieją sie zeczy przyjemne, dobre...kiedy ktos okazuje mi cieplo - gaszę.
Jestem ciekawa czy ktos moze mogly rozwinac temat, moze na podstawie wlasnych przezyc wie w ktorą strone bic by pozwolic rzeczom toczyc sie wlasnym torem, by wejsc do gry zamiast siedziec na widowni albo pod sceną, nie paralizowac sie doswiadczajac zmiennosci, wymian energii i emocji miedzy lidzmi.
Temat chyba zlozony (jak zwykle u homo sapiensow :)
hawk!