Skocz do zawartości
Nerwica.com

jatuzproblemem

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia jatuzproblemem

  1. Z góry przepraszam za chaotyczność i powtórzenia ale pisałam ciurkiem, z głowy i na szybko żeby poruszyć wszystkie problemy. Co do wrażliwości bardzo trafne spostrzeżenie. Zgodze sie również w stu procentch z tym że najgorzej gdy człowiek zacznie filozofować. Też doszłam do tego że nasze powodzenie w życiu zależy od tego jak my na to wszystko patrzymy jak motyw ze szklanka do połowy pełną. Mam też pewne wątpliwości że takie cieżkie chwile które przechodze w moim życiu nie są spowodowane tym na jakim jestem kierunku. Słyszłam że ten kierunek jeśli nie jest dobrany do odpowiedniej osoby powoduje taką zgorzkniałosć i wyczerpanie które to u mnie wystąpiły. Zwierzę sie Wam, że studiuję pielegniarstwo i jesem tak okropnie rozdarta ze nie mysle o niczym innym od 2 lat jak własnie o kierunku i przyszłosci. No po prostu w każdej minucie swojego zycia. Tyle wysnutych planów i nic. Nienawidze go a z drugiej strony coś mi każe zostac. Wszystkim na kierunku sie podoba nawet nie mam z kim porozmawiac o ewentualnej ucieczce z kierunku. Studia przysłaniają mi cały świat. W tym momencie mam apogeum. Dlatego poprosiłam o wsparcie tutaj. Chciałabym być szczęsliwa ale ciągle ograniczają mnie mysli o kierunku. I może nawet niekoniecznie takim złym ale to wszystko od dawna jest tak wyolbrzymione że nawet nie potrafie pomysleć już o nim pozytywnie. Od czaasu matury mam paranoje przyszłości, że nic innego mnie nie spotka w życiu jak to czego sie wyucze. Czuje sie więzniem własnego umysłu. A chciaałabym życ szczęsliwie i wiem że to zalezy tylko ode mnie ale ja nie potrafie z tym nic zrobić mimo usilnych starań. „mam wrażenie że od kilku dobrych lat tak funkcjonuję, przez co nie mogę spełnić swoich zawodowych marzeń. Nawet hobby leży odłogiem. To jest straszne.” – tak i dodatkowo bardzo frustrujące bo znam ten scenariusz doskonale. Mam jeszcze coś takiego, że jeśli jestem np. na pielęgniarstwie to wtedy nie mogę zajmować się już niczym innym bo tak naprawdę zajmuje się wszystkim i niczym. I wiem że to tak samo głupie że jak skończę studia to do końca życia będę pracować w tym czego się wyuczyłam i nawet nie ma innej opcji ale coś nie pozawala mi myśleć inaczej. I nawet nie tyle nie pozwala co nawet zabrania definitywnie na tyle że czuje jeszcze wyrzuty sumienia, przez to zła samoocena i problemy z ludzmi. Nie ma mowy o wyluzowaniu. Wracam o 20 z wydziału i po raz milion osiemdziesiąty szukam kierunków. Cały cały czas. Czuje się więźniem własnej głowy tym badziej że kiedyś byłam może troszkę zrzędliwym ale szczęśliwym człowiekiem. Jestem tak cholernie pogubiona… a przed innymi udaje że jest ok żeby chociaż zachować pozory normalności i żeby chociaż ze znajomymi się sprawa nie spieprzyła choć niektórzy tez już mają mnie dość. Czuje się beznadziejna bo wiem jak z boku to wygląda, nienawidzę się za to. I frustracja rośnie. Niby wiadomo dlaczego ale jednak nie w 100%. Określcie co by tu począć obiektywnym okiem. Proszę.
  2. Od paru dni przeglądam tę stronę. Wpadłam na nią też nie bez powodu. Jeśli źle umieściłam temat to przepraszam ale wydawało mi sie że tu będzie miejsce do tego najodpowiedniejsze. Każdy mysli że jestem przykładną osobą odnaszącą sukcesy i ogarnietą. Tylko najbliższa rodzina a w szczególnosci mama i siostra wiedza że nie jest tak jak być powinno. Mianowicie. Od pewnego czasu i to już chyba dość odległego (dopiero teraz sama zauważyłam u siebie że cos jest nie tak) notorycznie zrzędzę, snuję pesymistyczne plany, wolę mysleć o tym co gorsze mimo że jest ok na daną chwile, ciągle szukam jakiegos zrozumienia, aprobaty, zadręczam tym innych a moi najbliżsi mają mnie dosć. nie mogę przeżyc ze mija mój najlepszy czas w życiu a ja nie potrafie sie odnaleźć i pogrążam sie w tym. Powiem szcerze że bardzo też wpłyneły na mnie studia i kierunek, ale co do tego, nie potrafie też podjąć decyzji czy to zły kierunek czy to po prostu mi nic nie pasuje. Spadła mi samoocena i nawet nie mam ochoty nic z tym wszystkim zrobić. Stresuje mnie życie i nie potrafie wyluzowac, kazda decyzja jest ostateczna, nie mogę przyswoić ze nie mozna wszystkiego w życiu zaplanowac. Wstaje rano i ciągle mysle o kierunku i przyszłości i o tym jak bdzie źle i jak źle jest teraz (mimo że mam cudowną rodzinę i dom i wszyscy mi pomagają mimo zniechecenia które widze) i jeśli ktoś nie porusza ze mną tego samego tematu to nie mam o czym gadać. A mi bardzo zależy na opinii i kontaktach z ludzmi a jest w tym temacie coraz gorzej. Chciałabym cieszyć sie z tego co mam ale zewszad czuje ograniczenia, że jak zaczne sie cieszyc to spotka mnie kara w postaci jakiegos nieszcześcia i że lepiej zachować stoicyzm, (tak samo jest z chłopakami, jeśli już jest bliżej czegoś wiecej to sie ewakuuje i tak juz było naście razy). Z jednej strony zamknęłabym sie w domu w ciszy i spokoju, z drugiej chciałabym cos osiągnąc i przeżyc moje życie najlepiej jak sie da. Raz wierze w to że sie to uda, raz wole schować sie w łożku i leżec. Nie wiem co sie dzieje ale wiem że nie powinno tak być. To nie jest normalne zachowanie. Nie wiem czy zachowuje sie aż tak dziwnie żeby szukac pomocy u lekarzy czy to tylko zbieranina głupot które sama sobie wcisnęłam bo jednak ludzie nie żyją bezproblemowo. Gdzieś znalazłam jeszcze taki fragment który zgadza sie idealnie ze mna - "Osobowość psychoneurotyczną cechuje przede wszystkim nieadekwatność mechanizmów obronnych („słabe ego”), brak odporności i elastyczności, wrażliwość emocjonalna i skłonność do fantazjowania (jak u osób niedojrzałych), skłonność do przeżywania poczucia winy, słaba kontrola emocjonalna (często nie panują nad emocjami), ekscentryczność, naiwność, czynnościowe obniżenie sprawności intelektualnej (tzw. „ogłupienie nerwicowe”, czyli osoby te funkcjonują poniżej swoich możliwości intelektualnych, osłabienie pamięci, koncentracji uwagi) i inne". Doradźcie czy coś ze mna nie tak ?
×