Jak dopada mnie kryzys, zatracam się w świecie wirtualnym (można by rzec, że cały czas w nim żyję, ale podczas załamania całkowicie się wyłączam z życia realnego). Wieczorem/ późną nocą, gdy wszystkie myśli się kumulują po prostu płaczę nakręcając się jeszcze bardziej. Po takim "zabiegu" mogę żyć w jako takiej kondycji psychicznej nawet 2/3 tygodnie (chociaż co raz rzadziej to się zdarza).