a raczej jego brak.
Tak, tak - wątek ten się przewija na wielu forach innego typu, ale tutaj na takowy nie natrafiłam (chyba, że źle szukałam).
Dla facetów jestem niewidzialna. Nie czuję się w pełni kobietą. Z jednej strony cierpię z tego powodu, a z drugiej ta wizja jest dla mnie tak odległa, że do końca nie jestem pewna czy kimś takim być chcę.
Czasami, dosyć rzadko, zdarza się, że jednak ktoś we mnie ją dostrzega - zwykle są to jakieś podstarzałe dziady, robotnicy, albo moi rówieśnicy urąbani w 3 d***. Sam fakt, że jakikolwiek przejaw zainteresowania przychodzi z ich strony jest dla mnie urągający.
Niezależnie czy podryw jest chamski czy na poziomie mam ochotę w takich momentach po prostu uciec. Czuję się bezradna, po prostu nie wiem nawet co mam odpowiedzieć , jak się zachować. Czuję się tak jakby ktoś kto do mnie mówi pomylił adresata.
Jedynie o czym jestem w stanie pogadać z facetami to o pogodzie albo o sprawach uczelniano - zawodowych. Nawet ciężko jest mi z nimi żartować.
Nie oznacza to wcale, że nie chciałabym być w związku z mężczyzną. Mam dosyć przebywania ciągle w babskim towarzystwie. Nie powiem, czuję się trochę upośledzonym człowiekiem i chyba inni też mnie tak spostrzegają. Trudno się im dziwić.
Żadną pięknością nie jestem, ale zauważyłam, że dziewczyny zdecydowanie brzydsze ode mnie nie narzekają na powodzenie i są szczęśliwe w związkach.
Ta bariera jest nie do przebrnięcia, boję się, że jeśli nic się nie zmieni to umrę jako samotna zdziwaczała wiedźma -kolejny niepotrzebny element zaśmieconego świata. Życie przemija obok mnie.
Czasami mam ochotę wyjąć mój mózg i postawić obok siebie...
Wtenczas nie miałabym powodu aby cierpieć ani potrzeby by umieszczać tu takie posty. Pierwszy raz tak się wywewnętrzniam na forum.