Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yvonne

Użytkownik
  • Postów

    233
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Yvonne

  1. huśtawka jak tam w pracy? Poradziłaś sobie bo wczoraj się obawiałaś? Conessa A nie myślisz, że jakby Cię chciał zostawić to po prostu by to zrobił już dawno? Miał okazje jak się wściekałaś, jak sam był na Ciebie wściekły i nie miał sił. Moim zdaniem mógł to zrobić wiele razy, a nie zrobił, więc widocznie zrobić nie chce i mu zależy Trzymaj się tam! I nie dawaj się wkręcić w wir rozumowania....
  2. buszujacywtrawie ja mam diagnozę CHADu, która się pojawiła w trakcie terapii i nikt mnie z niej ani nie wyrzucił, ani nie odesłał w inne miejsce, ani nic... Zastanów się czego Ty sam potrzebujesz. Jesteś już dorosły, więc weź odpowiedzialność na siebie za siebie. Nie jesteś ubezwłasnowolniony ani nie masz [takie mam wrażenie] 15 lat. Ja tak "krążę". Jak wpakuje się w jakąś b. bliską relację to potrafię się uwiesić, nie zdając sobie nawet z tego sprawy... Ale jak się z tego "wyleczę" bo relacja się rozleci to - tak jak teraz - mam awersję do ludzi i staram się trzymać wszystkich na kilometr. Odcinam się od ludzi, odcinam się od zaangażowania, od jakiejkolwiek zależności.
  3. Pewnie tak, to chore myślenie znowu, że oczekuje od niego innego zachowania. Nie ustawię go przeciez aby był taki jak ja chcę... ale jestem twarda, 4 razy zaczynałam pisac mu smsa z żalem i nie napisałam. Muzyka mi pomogła. Słucham tej Sochackiej coście wklejały linki :) Super!! No to możesz być z siebie dumna jak nic! Oprzeć się takim emocjom to naprawdę sztuka! A ta Sochackaaaa hipnotyzuje jak nic... :'>
  4. tulę mocno.... na pewno masz nie wyrywać sobie włosów.... A zwykle pytał jak się czujesz? Może w tym smsie o to jak minął Ci dzień, oczekiwał na odp. o samopoczucie? -- 05 sty 2015, 01:12 -- to jest naprawdę cudowne uczucie... cudowne, że okazuje się, że nie jestem w tym wszystkim sama, że "inni" też tak mają... tak robią.. podobnie czują... myślą... odbierają rzeczywistość... co za ulgggaaaa..... [bez obrazy oczywiście]
  5. Jak będziecie robić imprezę w Kraku to dajcie znać bo to moje miasto i z milą chęcią się przyłączę milion_kawalkow ogarnąć pewnie nie ogarnie.... tak sobie myślę... kurde terapeuta nawet nie potrafi, a co tutaj się takich cudów od matki spodziewać Ale może chociaż mogłaby pomóc jakoś ukoić ? Czasem się zastanawiam, czy ten krzyk matki i to narzekanie nie jest wynikiem bezsilności/bezradności wobec takiego a nie innego zachowania... Ja próbuje się relaksować filmami, ale to raczej jest takie zabijanie myśli i emocji niż relaks. Żeby się zrelaksować to musiałabym wychlać jakieś piwwwwoooooo....
  6. milion_kawalkow to dobrze, że zadbałaś o siebie i wyszłaś z domu. :) Ech... Ja dawniej też tak robiłam... albo robiłam sobie krzywdę. Ech. Trzymam kciuki za tego 13-tego. Dasz radę i wytrzymasz!! Szybko zleci. Musi... Mamre kurde to ja też tak mam... Do tej pory boję się, że jestem faktycznie egoistką, która myśli tylko o sobie, że gdybym faktycznie miała rodzinę: męża i dzieci to nie miałabym żadnych dołków i w ogóle nie analizowałabym tak swojego życia i nie użalałabym się nad swoimi stanami emocjonalnymi bo nie miałabym czasu....
  7. milion_kawalkow nie zabrzmiało to lekko... Czytając co pisałaś widziałam siebie jeszcze jakiś czas temu... Ech... Mam nadzieję, że nie mieszkasz z mamą i te rozmowy są sporadyczne :/ Pomagasz sobie jakoś? Ktoś bliski? Terapeuta? Leki?
  8. Zgadzam się z Tobą. Jedynym usprawiedliwieniem dla tego typu tekstów może być to, że jest to forma prowokacji, a i to czasem stosuje się w terapiach.
  9. no... partnerska, biseksualna... Conessa mocno przytulam bo cóż innego mogę abstrakcyjna, Conessa Hmm... nie będę Was namawiać na siłę na leki, ale obserwując swoje życie wiem, że bez nich to nie wiem w jakim miejscu bym teraz była, o ile bym w ogóle gdzies była... Długo mi zajęło, aby do leków się przekonać. Odstawiałam je jak było mi lepiej, a potem szybko lądowałam w rynsztoku. Nawet był taki okres, gdzie z terapii nie byłam w stanie korzystać bo tak mną telepało na wszystkie strony. Myślę sobie, że do brania leków każdy musi dojrzeć. Mnie to zajęło zbyt długo i konsekwencje ich nie brania będę jeszcze długo ponosić. Bałam się, pamiętam, że leki zmieniają, że zrobią ze mnie zombie, że nie będę sobą, ale okazało się zupełnie coś innego. One po prostu zmniejszają natężenie tego burdelu emocjonalnego co dla mnie okazało się zbawienne bo pozostawiło miejsce na element kontroli nad sobą. Gdy teraz jest niby dobrze to też się zastanawiam, czy nie olać leków znowu, ale za bardzo pamiętam to co się ze mną działo bez nich, a to było za bardzo destrukcyjne. Nie wiem jak długo będe je brała, ale to i tak będzie moja decyzja - 10 lat, 20 lat, więcej, a może mniej. Zadecyduje o tym moment, w którym poczuje, że będę mogła się na sobie oprzeć. I jeszcze coś...nie każde leki uzależniają, nie każde leki dają skutki uboczne. A leki stabilizujące bo raczej o takich tylko mówimy, już na pewno nie dają otępienia. Po prostu nie wiem, czy jest sens walczyć z wiatrakami w momencie, w którym można sobie pomóc. Tym bardziej, że można leki wprowadzić tylko na określony czas. A cóż takiego się dzieje? Zdradzisz coś więcej? Przytulam! -- 04 sty 2015, 14:18 -- Dlaczego po dwóch latach od zakończenia terapii zastanawiasz się dalej o tym, czy terapeutce powiedzieć o swoich próbach samobójczych? Nie rozumiem za bardzo... Nie myślałeś o podjęciu innej terapii? U kogoś innego? Może leki należy zmienić na inne? Myślę sobie, że jeśli miałeś marzenie, aby robić doktorat to nie wypuszczaj go z rąk. Niech to chociaż będzie jakimś celem dla Ciebie może póki co, żeby Cię wzmocnić?
  10. W sensie, że osaczasz ludzi czy jak? Bo jeśli tak to ja chyba też to robię w stosunku do mojego faceta i bardzo mi z tym źle. A miałyście kiedyś taką, prawdziwą przyjaciółkę od serca? To jest chyba dobre słowo... osaczam... W sensie, że chciałabym więcej i więcej, pożera mnie zazdrość, domagam się kontaktu, uwagi.... chciałabym być ważna, bardzo ważna. No, a do tego w gratisie dołączając "przybliżam się-oddalam" i koktajl wybuchowy gotowy. Ja chyba miałam taką przyjaciółkę przez chwilę... Chociaż tak naprawdę to nie wiem co to była za relacja bo bardzo szybko przemieniła się w relacje kobieco-kobiecą. Ale tak sobie chyba wyobrażam taką przyjaźń od serca jak wtedy przez ten krótki czas... Chociaż może i więcej było tych relacji w moim życiu tylko wszystkie się rozpadły? A może mi się wydawało, że takie są? Hmm... chyba to drugie raczej. Tak. Na pewno. Były momenty, że mi się wydawało, że takie właśnie są, że takie będą. Rozczarowałam się jednak szybko.
  11. To będę trzymać kciuki za owocną naukę - żeby emocje i myśli za bardzo nie przeszkadzały w tym Ja się czuje dziwnie. Do dupy. Jakaś taka pusta w środku. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie umiem się wiązać w relacjach i w normalny sposób ich jakoś utrzymywać. Tylko zalewam chyba sobą za bardzo I mi teraz źle z tym i czuje się do dupy. W ramach zredukowania autodestrukcyjnych myśli zatapiam się w serial Bones To ja się dołączam do tego paktu... Bosshhhe jak ja bym chciała mieć kogoś takiego tak jak czasem na filmach, czy serialach pokazują... ech....
  12. Dziękuje, że sprawdziłaś w Wiki bo mi się nie chciało hahaha Czyli osoba, która oporuje spotyka się z hasłami, że nie chce dorosnąć, jest jej wygodnie w takim stanie, że lubi się pławić w swoim błotku... No uroczo.... Ale przecież oni w terapii historię poznają, nie? Przecież na to jest wywiad, życiorys, kartoteka z poprzedniego leczenia, sam proces trwa pół roku to siłą rzeczy muszą Cię poznać, nie? :'>
  13. A może jakiś film dla relaksu i odcięcia się od myśli? Przytulam!
  14. Przyznam się szczerze, że nie do końca rozumiem pytanie... W jakim sensie sobie daję radę? Co to znaczy, że sobie nie dajesz rady z samą sobą w pracy w relacjach? W sumie pracuje już lata w jednej firmie. Moje początki były tragiczne bo byłam jak chodząca bomba zegarowa - przeklinałam, giga impulsywność, rzucałam przedmiotami, kopałam w nie. :/ Gdyby nie fakt, że kierownictwo zmieniało się jak rękawiczki to pewnie już by mnie dawno wylali... Bardzo pozytywnie mnie wyciszyły leki. Z ludźmi się dogaduje na zadzie "cześć"-"cześć". Nie mam żadnej bliskiej relacji, a te które były to się rozsypały w drobny mak w większości z hukiem. Część jakoś "dogorywa", ale już nie pracujemy razem. Ogólnie w pracy raczej mam tendencje do robienia z siebie idiotki, nie jestem traktowana zbytnio poważnie, jak ktoś kogo można zaprosić na imprezę albo poważnie pogadać. Nie potrafię się zbliżyć... Czasem też szaleje i mi odwala, ale ponieważ pracuje już z tymi ludźmi lata, więc od razu mnie "stopują", pytając czy wzięłam dzisiaj leki, a to działa na mnie jak kubeł zimnej wody i mi uzmysławia, że przeginam.
  15. huśtawka kochać i szanować siebie... jak ja bym się tego chciała kiedyś nauczyć. Chociaż szanować abstrakcyjna również przytulam.... i może tylko napiszę, że chyba rozumiem trochę Conessa hmm... kurde... chyba nazwałaś to na co ja nie mogłam znaleźć słowa. Ja też się nie odnajduję tu gdzie jestem. Dokładnie o to chodzi ! O to odnalezienie! Ech.. Super.
  16. Ech... no to chyba pozostaje przybić sobie smutną piąteczkę Chociaż nie będę ukrywać, że jest we mnie jakaś część, która się cieszy z tego, że ktoś rozumie to co napisałam... -- 01 sty 2015, 23:15 -- Czyli znów by wychodziło na to, że pragniemy być super-woman, które "ratują" cały świat... i nie rozczarowują...
  17. Hmmm... I to jest chyba fascynujące. Czasem mam wrażenie, że funkcjonuje w dwóch różnych światach - jeden to moje wewnętrzne piekło, w którym się nienawidzę, w którym zatapiam się w fantazjach związanych z autoagresją, z którą sobie nie mogę poradzić i każdego dnia od jakiegoś czasu calą swoją energię poświęcam na to, aby nic głupiego nie zrobić i w nic się nie wpakować.... W tym świecie nie wiem czego chcę od życia, czego chcę od siebie, kim jestem i do czego zmierzam i czy naprawdę chcę to osiągnąć co zawsze chciałam bo nie widzę jednak swojej przyszłości nigdzie... W tym świecie jest chaos, ambiwalencja, rozpacz, ból i nieustanna walka z bliskością i zaufaniem. I jest też drugi świat, gdzie mam wrażenie, że się zmieniam, że jestem inna. Gdy przychodzi taka potrzeba, aby komuś dać np. wsparcie [jak to bywa w moim życiu], wysłuchać, coś powiedzieć to nagle mam kontakt ze swoimi pokładami spokoju, zrównoważenia, intuicji, doświadczenia, wiedzy... Tak jakbym musiała się pokazać z "dobrej strony", całe moje ja idzie w odstawkę... Nie bardzo rozumiem o co z tym chodzi. Łapię się tez na tym, że po prostu nie chce ciągle narzekać, jojczyć, wylewać z siebie jak mi jest źle, jak mnie rozrywa od środka, tak jakbym się bała, że ktoś po prostu ucieknie, gdy to usłyszy, ja poczuje się przez to zraniona bo się otworzyłam = powiedziałam, a ktoś "uciekł". A moje ukochane poczucie własnej wartości waha się i waha. Może też tak na smyczy trzymają mnie leki? Normotymik i neuroleptyk. Czuję, ale nie ma we mnie tej iskry impulsywności co dawniej. A może to wiek? Już sama nie wiem... -- 01 sty 2015, 23:00 -- Ech tęsknie za Niebem... Za spoglądaniem na świat z góry z rozłożonymi skrzydłami, poczuciem mocy, doskonałości, za tą energią, pewnością siebie.... ech...
  18. Ja miałam podobny problem z mamą. Żadne argumenty nie docierały i też ją zgłosiłam. Pół roku czekania na wezwanie na komisję. Mama dostała prawie zawału, oczywiście próbowała udawać przed komisją świętą i niepijącą. Przestała nawet na jakiś czas pić bo się wystraszyła bo chciała abym to odwołała. W efekcie komisja dała jej skierowanie na leczenie, ale ponieważ się nie zgodziła to sprawa trafiła do sądu. W sumie nikogo nie przesłuchiwali bo ja odmówiłam zeznań, a żadnych świadków nie było, ale sąd postanowił, że ma iść się leczyć lepiej po dobroci niż na siłę. I poszła. Chodziła przez rok, od czasu do czasu podpijając, wypierając problem. Terapia się skończyła, a mama szybko wróciła na nowo do picia. I jak coś ostro zawali to jest chwila przerwy, a potem znów to samo... Ech... Zmierzam do tego, że niestety, ale choćbyśmy nie wiem jak chcieli ratować to i tak decyzja zależy od tych jakże dorosłych jednak ludzi Na siłę nikogo nie uratujemy. Można faktycznie pomóc tylko sobie.
  19. janek02 Z tym odkrywaniem prawdy za "pomocą" innych ludzi to ja bym uważała. Często może się okazać, że ile osób tyle naszych obrazów w ich oczach. Poza tym trzeba naprawdę umiejętnie dobrać sobie lustro. I tego Ci życzę. A na pytanie - kim jestem?, jestes w stanie odpowiedzieć sobie tylko Ty sam. Ech... w sumie do mnie to pytanie wraca jak bumerang i wciąż na nowo szukam na nie odpowiedzi. Cóż. Problemy z tożsamością to normalka getmeoutofhere a moim zdaniem odpowiedź jest w miare oczywista Inne zaburzenia osobowości mają bardzo ściśle określone kryteria DSM i ICD i ciężko je "wymieszać" ze sobą, pomylić, a do BPD można się dopasować i to w łatwy sposób. Bo w każdym można znaleźć "element", który będzie pasował do kryteriów. Jak się nałożą na to jeszcze lęki, depresja, etc. to już zaszufladkować się jest łatwo tym bardziej, że nie na darmo już dawno było mówione, że swego czasu psychiatrzy traktowali BPD jako worek, do którego wrzucali tych co nie potrafili ich zdiagnozować. Czemu skasowałaś?
  20. Prawdę w życiu ciężko zdefiniować. Nie jest to takie proste jak w rachunku matematycznym. A jakiej prawdy szukasz?
  21. janek02 zostan z nami, nie uciekaj... Fajnie mieć chociaż tu jednego rodzynka co nie boi się mieć własnego zdania ...chociaż ten tekst nt. kobiet miły nie był
  22. Ale ja się nie chce kłócić... Jako inżynier chcę przeprowadzić poważną rozmowę opartą na prawdziwych argumentach i logicznym wnioskowaniu
  23. Nie za bardzo rozumiem co ma nerwica i depresja wspólnego z borderline. No dobra... depresje jeszcze "przełknę", ale nerwica? To raczej nie ta struktura I co jak co, ale osoby z BPD na "dzień dobry" nad swoim życiem raczej nie panują i na tym właśnie polega sedno problemu. Poza tym - co najważniejsze - leki nie robią z człowieka maszyny, ale łagodząc właśnie objawy dają większą możliwość przyglądnięcia się swoim emocjom. Ech... -- 01 sty 2015, 21:23 -- no nie mogę
×