Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yvonne

Użytkownik
  • Postów

    233
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Yvonne

  1. PYTANIE do osób, które były na 7F - czy tam jak przyjmują to trzeba się rozebrać albo coś? Pytam awaryjnie...
  2. Podpisuje się pod tym. Ze swojego punktu widzenia napiszę, że bardzo mi terapia psychodynamiczna pomogła w wychwytywaniu swoich zmian nastroju. Udało mi się bardzo wiele zdziałać w bardzo ważnych dla mnie relacjach chociaż to była droga przez mękę. W ogóle tak naprawdę zauważyłam sporo zmian w sobie dopiero, gdy terapia się skończyła. Wielokrotnie doświadczam w sobie "głosu" mojej terapeutki i jakiegoś takie pstryczka, aby się przebudzić z różnych rzeczy, które robię. Tak jakbym dopiero teraz była w stanie zauważyć jak wiele mi terapia dała. W ogóle terapeutka mi towarzyszyła w najgorszym okresie mojego życia... Tęsknię za nią... Dopiero teraz widzę swoje zachowanie na terapii, które nie było w porządku, swoje lęki, prowokacje, odreagowywanie, niepokój, lęk przed bliskością. Dotarło do mnie to dopiero teraz i jestem jej cholernie wdzięczna za mnóstwo rewelacyjnych interwencji, jak i błędów. Uświadamiam sobie za to teraz też ile jeszcze jest do zrobienia. Mam to samo. Do tego stopnia, że jestem o krok od zaliczenia semestru, a ja się zastanawiam, czy nie rzucić studiów... Rozlatuje się emocjonalnie. A ja twórczo przesiedziałam w autobusie i pierwszy raz nawet nie poczułam, że tyłek mnie boli hehe Również dziękuje. Było bardzo fajnie. Wyjechałam ze sporą ilością przemyśleń.
  3. Ostatnio rozregulowałam go całkiem. Kłade się 3-4-6am Powinnam wejść z powrotem na leki...
  4. Pozdrawiam wszystkich cholernie mocno i życze udanego, pięknego, kolorowego dnia!!!!!!!!!!!!!!!! hehe... a ja idę spać bo poleciały mi dziś całkiem hamulce i zwykłe i ręczny. Cóż bywa. Ech... Dawno nie czułam się tak do D...
  5. Zabolało Cię to tak, mimo że się spodziewałaś diagnozy? Ja jutro mam wizytę u psychiatry na którą czekałam prawie 2 miesiące. Trochę się boję. Trafiło to we mnie, sama się sobie dziwie, spodziewałam się diagnozy ale ostatnimi czasy wypierałam wszelkie fakty z tym związane, nie wiem z resztą po jaką cholere.. Nie bój się, psychiatra też człowiek. będę trzymać kciuki. Hmm... nie jesteś odosobniona :'> Ja ostatnio też dochodzę do wniosku, że zbyt pochopnie stwierdzili, że mam BPD. Myślę sobie, że ChADu też nie mam. Owszem coś mam... tylko jeszcze nie do końca wiem co. Może... może... albo może... HAHAHA. A może to po prostu były tylko jakieś tam kryzysy? I to wszystko? W końcu wiele się w moim życiu działo na różnych jego etapach, więc to na pewno wina tego. Daleko mi do tych diagnoz. Ogólnie sobie myślę, że przecież ja funkcjonuje dobrze tylko po prostu czasem mi odwala przez to, że lubię jazdę po krawędzi i pewnie od tego jestem uzależniona. Od tej adrenaliny, znęcania się na sobą i w ogóle. Niedługo dowiem się prawdy. A jak mi się nie spodoba to będę szukać odpowiedzi dalej.
  6. Czytając to co piszesz myślę sobie o kilku sprawach... Nie znam dokładnie szczegółów, kontekstu, ale... Spróbuj sobie proszę wyobrazić taką o to sytuację. Jesteś małym chłopcem. Masz kochający dom i rodzinę. Nad życie kochasz swojego ojca, który spędza z Tobą bardzo dużo czasu, którego wielbisz, do którego jesteś niesamowicie przywiązany. Jest Twoim całym światem. Robicie razem wspaniałe rzeczy, jest przy Tobie, gdy tego potrzebujesz, wspiera Cię i obdarza miłością tak jak potrafi. Cały czas zapewnia Cię o tym, że Cię kocha. Obiecuje Ci ile razem rzeczy zrobicie jak będziesz trochę starszy, gdzie Cię zabierze i w ogóle. Czujesz się wspaniale. Nagle... któregoś dnia przychodzisz do domu szczęśliwy i wesoły bo wlaśnie dziś miałeś z ojcem zrobić coś fajnego i widzisz przed domem karetkę, która zabiera Twojego ojca do szpitala. Próbował popełnić samobójstwo. Cały Twój świat zawala się w jednym momencie, emocje obezwładniają Cię do granicy szaleństwa. Czujesz do swojego ojca nienawiść za to, że chociaż mówił jak bardzo Cię kocha to jednak chciał zniknąć z Twojego życia. Chciał zostawić Cię samego. Odrzucił Cię. Zostawił. Przestałeś się dla niego liczyć. Przestałeś być dla niego ważny. Przestał Ciebie kochać. Na pewno Cię nie kochał bo jakby Cię kochał to przecież by tego nie zrobił, prawda? Chodzi mi o to, że osoby, które cierpią na borderline często funkcjonują i przeżywają jak dzieci. Osobiście doskonale rozumiem reakcje Twojej żony. To, że nie potrafiła być przy Tobie. Myślę sobie, że mogła się poczuć bardzo zdradzona, oszukana, niekochana. Poczuła się odrzucona przez Ciebie w taki bezwzględny sposób. Próba samobójcza bliskiej osoby dla kazdego jest tragedią, ale dla osób, które przeżywają tak intensywnie jest to szczególnie trudne. Nie mogąc sobie poradzić ze swoimi emocjami zaczęła Cię atakować, zareagowała złością i pokazała, że Cię odrzuca bo Ty chciałeś odrzucić ją. To, ze nie była u Ciebie być może wynika również z faktu, że bardzo przeżywała Twój pobyt w szpitalu, to co się stało, być może chciała się od tego odciąć, być jak najdalej, żyć w swoim świecie swoich emocji, że to się nie wydarzyło. Wiele można przypuszczać i gdybać. Myślę też sobie o kolejnej sprawie.... Piszesz, że chcesz jej pomóc, ale póki co mam wrażenie, że ją obwiniasz o wszystko i widzisz w niej samo zło. Ani razu nie padło, że za coś ją cenisz, że zrobiła coś dobrego, że zachowała się pozytywnie, nie licząc faz, które wymieniłeś. Z takim podejściem zastanow się, czy na pewno chcesz próbować ratować Waszą relację bo jak się nie ma czego uczepić to jaki jest sens? Może jeśli chcesz jej pomóc to powinieneś sobie odpowiedzieć najpierw na pytania - co ważnego w tej relacji jest dla Ciebie? Co dobrego? Czego będzie Ci brakować gdy ją stracisz? Co ona wnosi dobrego w Wasz związek? Za czym będziesz tęsknił? To jest to o czym piszą dziewczyny, aby traktować ją jako człowieka, a nie BPD. Co do odpowiedzi na Twoje pytanie nt. zdrady. Myślę sobie, że ja zdradę z kobietą bym wybaczyła, ale zdradę mnie [tak odbieram próbę odebrania sobie życia] niekoniecznie. Nie wiem, czy potrafiłabym żyć bez lęku, że druga osoba nie zrobi tego ponownie. Ba! Nie lęku... przerażenia. Czytając Ciebie myślę sobie to co już tutaj padło - oboje jesteście bardzo skrzywdzeni i potrzebujecie pomocy. Związek osoby z depresją i BPD na pewno jest bardzo skomplikowany i ciężki i to z dwóch stron, nie z jednej. Oboje na siebie wpływacie swoimi zachowaniami, emocjami, funkcjonowaniem. To bardzo nakręca spiralę bo nie jesteś jej oparciem, ani ona Twoim - takim stabilnym, a to bardzo utrudnia proces leczenia i dochodzenia do zdrowia oraz pozbywania się negatywnych wzorców. W sumie najbardziej z tej całej historii żal mi dzieci, najbardziej syna co ma 13 lat bo na nim skupia się najwięcej. -- 18 sty 2015, 23:29 -- Nic tylko się cieszyć ile będzie mądrych ludzi
  7. Świadomość takiej a nie innej diagnozy jest zawsze bolesna. Mnie bardzo długo zajęło pogodzenie się z nią. Poza tym leki nie są wcale takie złe bo dają dostęp do tego "środka". Poza tym myślę sobie, że sama terapia w sobie też na pewno Ci dużo daje :) Jeżeli to jest lekarz, którego Ci poleciła Twoja terapeutka to pewnie mu ufa. Psychiatrzy nie mają na celu dopasowywania do "F-etk". Diagnoza ChAD nie jest prosta ani "lekka" i wiąże się z określonymi konsekwencjami. Myślę, że mądry lekarz nie będzie niczego robił na korzyść choroby, a po prostu porządnie przeanalizuje Twoje życie i zachowanie, aby diagnoza była przede wszystkim celna. Moim zdaniem 50min to zbyt krótko, ale to wszystko zależy od Twojego przypadku. Poza tym diagnoza zawsze jest pewna tylko maksymalnie na 99% tarczyca na pewno być powinna; poza tym jeśli będzie przymierzał się do wystawienia Ci recepty na leki to przydałoby się zrobić kreatyninę i próby wątrobowe. Jeśli chodzi o same badani to może dać Ci jakieś testy; zależy od tego z czym przyjdziesz Moim zdaniem to zależy od tego jak się poczujesz potraktowana i jak się poczujesz z jego diagnozą. Jeżeli poczujesz się przekonana to może nie ma potrzeby, ale jeśli będziesz chciała się upewnić? Jak dla mnie super sprawa. Powinnaś się poczuć w jego gabinecie dobrze i swobodnie. Może przygotuj sobie informacje, tą "analizę" tego co robiłaś na przestrzeni lat - jak się zachowywałaś? co czułaś? jak zwalałaś lub jak fruwałaś? jakie były tego późniejsze konsekwencje? Etc. Ważne jest też, czy w Twojej rodzinie ktoś choruje lub chorował na różnego rodzaju zaburzenia - ChAD, ChAJ etc. Na pewno diagnozując Cię podejdzie do Ciebie jako do "całości". Jeśli będzie wychwycał jakieś nieprawidłowości w Twoim funkcjonowaniu to będzie to na pewno z Tobą konfrontował. Będzie zwracał - a przynajmniej powinien - uwagę na wszystko. Życzę powodzenia i odwagi!
  8. Hmm... A ja mam pytanie. Uważam, że każdy kij ma dwa końca. Twoja żona ma borderline, ALE zastanawia mnie to kiedy przeżyłeś to o czym napisałeś powyżej? W trakcie małżeństwa? Jeśli tak to zastanawiam się nad tym jaka ona wtedy dla Ciebie była, jak się zachowywała - wspierała Cię? Pomagała Ci? Pragnęła tego, abyś stanął na nogi? Zależało jej na Twoim dobru? Obdarzała Cię miłością? Jak reagowała? Współczuła Ci? Zapewniała o swoim przywiązaniu? Myślę sobie też o tym, że jeśli to wszystko co Cię spotkało, to o czym piszesz, miało miejsce w trakcie Waszego ślubu to zapewne również na to odpowiednio reagowałeś, wyzwalało to w Tobie takie a nie inne zachowania i przypuszczam również, że nie były one "proste, miłe i przyjemne". Myślę sobie o tym, że tak jak piszesz - jej zachowanie ma wpływ na Ciebie, na Twoje stany emocjonalne, być może Twoją depresję, tak i Twoje zachowanie ma wpływ na nią, jej zachowanie, jej emocje, jej sposób przeżywania, a przy tego rodzaju zaburzeniu to jest tak jakbyś odpalił bombę zegarową. Coś winny? Ciekawa jestem co masz na myśli... Myślę sobie, że od Ciebie zależy to ile masz siły i jakie są Twoje granice jeśli chodzi o Wasz związek, o jej zachowania, o pragnienie tego, czy chcesz, aby Wasza relacja dalej trwała. Zastanawiam się też, czy od ZAWSZE była taka destrukcyjna? Co do bliskich poza rodziną zapewne masz jakiś przyjaciół, macie wspólnych znajomych - o ich pomoc również można poprosić. Pozdrawiam. -- 18 sty 2015, 04:08 -- :'>
  9. Jeszcze nie I to jest ciężkie pytanie, wiem że jak opowiadałam jej przez ten miesiąc kiedy pracowałam jak jest mi tam źle to czułam jej wsparcie, pomagało mi to przetrwać ten czas, a kiedy już opowiedziałam jak się z nim pożegnałam, to naprawdę poczułam się jak taki glupi, bezwartościowy człowiek. Chciałabym widzieć że jej na mnie zależy, a ta sytuacja jakoś utwierdziła mnie w tym że ma mnie gdzieś, jeszcze jej słowa że ja tylko samobójstwem cały czas straszę. Przecież ona już wie co oznacza to moje mówienie o tym, a takie jej zachowanie nie pomaga mi o tym nie mysleć. Jak bym chciała żeby wyglądała idealna relacja?, po prostu chciałabym się tam czuć bezpiecznie i zrozumiana, a niestety nigdy nie słysze tego co bym chciała usłyszeć, ale wiem że tak nigdy nie będzie, bo moje myślenie jest chore i ona chce mi to pokazać. No ale z tą pracą to niestety nikt mnie nie przekona, bo ja nie będę pracowała w miejscu w którym mi się nie podoba A nie jest tak, że straszysz samobójstwem? Nawet jeśli wie co oznacza Twoje mówienie o tym to i tak musi pozostać w czujności, czy aby to tylko takie "gadanie", a być może jest w tym ziarnko prawdy. To jest temat, którego pod ŻADNYM pozorem nie można bagatelizować!! Ja gdybym miała taką osobę w swoim otoczeniu to poza tym żebym się martwiła o nią to po prostu bylaby zmęczona ciągłym staniem czuwania. Spróbuj sobie wyobrazić jak ona może się też czuć. Nie dość, że jest człowiekiem to jeszcze terapeutą, a jako terapeutą ponosi odpowiedzialność za proces leczenia. Terapia nie ma polegać na tym, że słyszymy to co chcemy usłyszeć. Jest dokładnie tak jak napisałaś. Dobry terapeuta jest lustrem. Co do pracy to już nic nie będę pisać bo to bez sensu
  10. bordelka_82, nie uciekam A co by Ci pomogło? Czego byś oczekiwała od terapeutki? Jakie zdania miałaby wypowiadać? Co miałaby mówić/robić? Jak sobie to wyobrażasz w idealnej relacji? Tylko czasem jest tak, że mówimy o sobie źle, oczekujemy współczucia i zaprzeczenia, a tak naprawdę mamy wyrzuty sumienia bo sprowokowaliśmy jakąś sytuację, coś faktycznie zrobiliśmy źle, więc automatycznie źle o sobie mówimy... To wtedy takie teksty zaprzeczające to takie przyzwolenie na nasze dalsze działanie. Zawsze jest jakaś przyczyna czegoś i jakiś skutek... I trzeba wiedzieć jaka przyczyna była, a nie opierać się tylko na skutku Druga po 10 dniach, trzecia po tygodniu, czwarta tyż, ale ja termin troszkę opóźniłam bo mi nie pasowało.
  11. wel2, przykro mi ze tak sie poczulas. Nie bylo to moim celem absolutnie! I nie pisz tak o sobie ze masz tępa glowe bo to nieprawda! Juz sie nic nie odzywam dlaczego ten temat to dla Ciebie sala torur?
  12. Mnie takie coś pomagało na chwilę jak dostawałam ataku furii, a nie mogłam rozładować nigdzie tego napięcia. Tzn. nie tak jakbym chciała... Wtedy tego typu fantazje pomagały... :/
  13. Piszesz o sobie? -- 16 sty 2015, 12:42 -- P.S. Nikt nikomu nie każe, aby pozwalał sobie na gnębienie,czy ubliżanie [inna sprawa, że niektórzy są nadwrażliwi i źle interpretują pewne zachowania]. Jakoś doświadczenie trzeba zdobyć. Rzadko się zdarza, aby ktoś dostał wymarzoną pierwszą prace zaraz po studiach. Jeszcze idealną. O... czasem tak informatycy mają, że są "łapani" jeszcze w trakcie studiów, ewentualnie inne "techniczne" spece. Życie od czegoś trzeba zacząć...
  14. wel2, oj oj oj... to wcale nie tak!! Absolutnie nie stawałam przeciwko Tobie, po przeciwnej stronie Strona jest ta sama bo obie chcemy pomóc bordelka_82 Dokładnie tak. Masz wpływ tylko na niektóre aspekty świata. Na swój świat masz największy wpływ. Nie sprawisz, że nie będzie wojen, głodu, ludzi, którzy wykorzystują, przemocy, chamstwa i tak można wymieniać. Co najwyżej możesz zostać żołnierzem i walczyć w imię pokoju, zaciągnąć się do jakiejś akcji humanitarnej, czy zostać policjantem i łapać bandytów. Człowiek dorosły musi zdać sobie sprawę z tego, że część rzeczy może zmienić i ma na nie wpływ, a z inną częścią nic nie może zrobić, musi się z nią pogodzić. A to co może zmienić to sam siebie, swoje życie. Możesz sie nauczyć, ale to zależy od Ciebie - ile z siebie dasz, ile będziesz chciała dać. Nie pustymi słowami, ale czynami. Nie wiecznym buntem, ale pochyleniem się.
  15. podpisuje się pod tym... przerypane... ja mam potem jeszcze kaca moralnego i wyrzuty sumieia, że jestem taka słabaaa i beznadziejna To nie jest żałosne... tule mocno.... pod tym się też podpiszę...
  16. Ech... Ja powiem tak. Psychoterapia dla mnie jest jak tango dwojga ludzi. I szkoła, metoda etc. to są wartości jeśli doda się do tego odpowiednie cechy terapeuty. Wiadomo, że nie między każdym psychoterapeutą a pacjentem zaiskrzy, ale to jest normalne bo w końcu w każdych relacjach tak jest. Postawą każdej psychoterapii jest relacja, reszta to "dodatki". W tym pytaniu chodziło mi o to, że bardzo często interpretujemy zachowania terapeutów pod siebie, pod to co nam nie pasuje, przeciw czemu się buntujemy, co nam nie pasuje bo jest bolesne. Wtedy pojawiają się wątpliwości, złość etc. i kończy się to różnie. Kolejne. Żeby ocenić terapeutę czy jego zachowanie to trzeba by było być na miejscu i słyszeć, i widzieć tą całą dynamikę spotkania, a nie tylko opierać się na czyiś wypowiedziach bo one są dobrze "przeczesane" przez aparat poznawczy. I nie tylko.
  17. Podejście terapeutki zależy od tego jaką ma szkołę za plecami i z jakim pacjentem do czynienia. Terapię się dostosowuje do pacjenta - jego temperamentu, osobowości, wartości, zaburzenia, sposobu funkcjonowania i czasem właśnie bycie ostrym jest bardziej wskazane. Dlaczego najczęstszymi pacjentami, którzy zmieniają terapeutów jak rękawiczki są osoby z borderline ? Zastanów się nad tym.
  18. Słowa terapeutki. W takim podejściu chodzi o to, aby tą zmianę przyspieszyć i wymusić. Tak też często działają ludzie w relacjach np. żona mówi do męża - "kochanie oj tam.. zamówię hydraulika bo ty na pewno nie poradzisz sobie z naprawą tego kranu", a mąż na to wkurzony bo została dotknięta jego duma i poczucie sprawstwa mówi - "jak to? ja sobie nie dam rady? A właśnie, że zobaczysz, że sobie dam!" I siedzi i naprawia, stara się nawet jak mu to nie wychodzi aż w końcu z zadowoleniem idzie do żony i mówi - "kochanie zrobiłem", a ona jest z niego dumna. Znosisz to w moim odczuciu bo pisałaś wcześniej o tym, że też słyszysz o tym, że jesteś dziecinna [o ile dobrze pamiętam] etc., więc takich sytuacji jest więcej. Z tego co słyszałam i zaobserwowałam podobnie czynią na 7F - konfrontują Cię z sobą, z Twoimi ograniczeniami. Zobacz... Miałaś ochotę wyjść co zrozumiałe bo czułaś się urażona i wściekła, zapewne niezrozumiała, ale pomimo to zostałaś jeszcze tą chwilę. Nie spowodowało to tego, że rzuciłaś terapię z dnia na dzień etc. To bardzo ważne, czyli walczysz dalej. Starasz się. Jej podejrzewam, że nie chodzi o to, aby utwierdzać Cię w przekonaniu o tym, że jesteś beznadziejna, ale raczej pokazać Ci jakie są realia bycia dorosłym, brania odpowiedzialności za siebie, poczucia obowiązku. I słuszne jest Twoje spostrzeżenie, że jesteś nieprzystosowawcza [chociaż to brzmi dziwnie], ale masz tą świadomość tego co napisałaś, że inni pracują etc., a Ty odpuściłaś. Sama widzisz to, że miałaś to gdzieś, że o pracę ciężko, że nie miałaś ochoty się zmuszać etc. Nic zatem dziwnego, że terapeuta Ci to pokazała - pokazała Ci to co sama wiesz i widzisz tylko może bardziej dosadnie. Bo zapewne ne byłoby tej całej rozmowy z terapeutką gdybyś np. pracowala dalej i "się męczyła", a w międzyczasie szukała sobie innej pracy i dopiero mając ją, rzuciła poprzednią. Bo można byłoby sobie zadać pytanie - postąpiłabyś tak mając dzieci na utrzymaniu ? Zrezygnowałabyś z pracy gdybyś mieszkała sama i nie miała pieniędzy na czynsz? Poza tym nie ma czegoś takiego jak idealna praca i idealny szef i dostosować się trzeba. Rzadkością jest, że ktoś ma takie szczęście, że pracuje w miejscu, które kocha, ma wspaniałych wszystkich współpracowników, idealnego szefa i jest jak w bajce. Zawsze jest coś nie tak... Coś co można by było zmienić...
  19. Ciężko to wyjasnić, po prostu wydaje mi się że wszystko o czym jej opowiadam, ona interpretuje że źle robię, że tak sie nie zachowuje osoba w moim wieku. Teraz mnie najbardziej zabolało jak mi powiedziała jak po miesiącu stracialam pracę że mi się nie chce pracować i że wcale nie chce zeby mi było dobrze. To kurcze czego chcę, chcę siedziec w domu przed kompem i rozmyslać jaka to jestem do niczego i jak bym chciała zasnąć i się nie obudzić. Chce przestac o tym myśleć, dlatego chce iść do pracy, a ona mi mówi że mi się nie chce pracowac Hehe... brzmi jak typowa prowokacja Jeśli już masz z tym do czynienia to na 7F poradziłabyś sobie bez problemu Czasem taka prowokacja jest dobra bo działa jak zimny prysznic tylko ważne jest, aby - WŁAŚNIE - nie poddać się, nie użalać się nad sobą - jaka to ja jestem beznadziejna, ale rozkminić dany temat, ogarnąć go, zastanowić się... A czemu w ogóle straciłaś pracę?
  20. Uważam że skoro chodzę na nia już ponad pół roku i czuje się coraz bardzie do d..y, to cos jest nie tak, i to nie jest wina terapeutki, tylko moja, bo ja sama nie wiem czego chce, chce żeby mnie ktoś zrozumiał, żeby przerwał moje cierpienie, a ona wszystko co mówię interpretuje na moją niekorzyść i nie mówi co mam z tym dalej robic , tylko zostawia z ta wiedzą. Uważam że mimo wszystko mam z nią dobra relację, nie ma w tej chwili dla mnie ważniejszej osoby, i tego też nie rozumiem Nie wiem jak dokładnie wygląda Twoja terapia, ale z ZAŁOŻENIA prawie ZAWSZE stan pacjenta podczas terapii ulega pogorszeniu bo to wynika z tego, że w czasie terapii "burzy się mury obronne", więc automatycznie jest się bliżej emocji i tego całego chaosu. To, że nie wiesz czego chcesz to też zrozumiałe. Daj sobie czas, nie popędzaj się. Pół roku to wcale nie jest znowu tak dużo. Poza tym nie oczekuj, że poda Ci na tacy rozwiązanie bo ona nie jest od tego Co to znaczy, że interpretuje na Twoją niekorzyść?
  21. bordelka_82, nie kieruj się dosłownie tym co mówi terapeutka, ale zastanów się czego Ty chcesz dla siebie. Poza tym nie wyrokuj... Tam są mądrzy ludzie. Co masz na myśli, mówiąc że terapia Ci szkodzi ? Odwołać wizytę można z różnych powodów i oni nie zakładają od razu słabej motywacji. Wahanie? Owszem. Ale z motywacją to ma niewiele wspólnego. Oni tam zdają sobie sprawę z tego, że takie leczenie to nie jest łatwa decyzja bo co innego "wpadać" raz na tydzień na godzinkę do psychoterapeuty, a co innego leczyć się 24h/dobę przez 6mc.
  22. no to tym bardziej... skoro tamta była beznadziejna to potrzeba Ci lepszej
  23. buszujacywtrawie, tulę bardzo mocno... bardzo... Mam nadzieję, że leki uda się odstawić z sukcesem... Ale kurna no... moim zdaniem jednak na psychoterapię iść powinieneś. Co tam same leki... w ogóle nie rozumiem jak może lekarz nie popierać psychoterapii huśtawka, trzymaj się tam dzielnie! Flora3, genialna teoria!! Co się stało, że na nią wpadłaś?
×