Mnie to już chyba nic nie pomoże na moje schizy... Wczoraj podczas jazdy samochodem- wkurw plus objawy somatyczne. Myślałam, że całkowicie od siebie odpłynę. Zapadłam się i gapiłam w jeden punkt, więc ludzie stojący za mną zaczęli na mnie trąbić, a jak już ruszyłam nie miałam siły patrzeć się na drogę, bo mnie jakoś łeb cisnął. I oczy. I byłam rozdrażniona.
Dzisiaj rano podczas spaceru z psem- wkurw plus objawy i derealizacja.
Szybko uciekałam do domu, bo się bałam, że oderwę się od siebie.
Mam dość tego "odpływania" od ciała, tego uczucia, że jestem "jak z waty", tego napięcia w głowie i w oczach. Przez to ciągle chodzę albo wkurwiona, albo zmęczona i smutna (w najgorszym wypadku mam miks tych wszystkich uczuć).
Niech to szlag...
Żyje mi się z tym wszystkim znacznie lepiej niż rok temu, ale jednak te całe objawy irytują i nie sposób nad nimi zapanować.