
traqx
Użytkownik-
Postów
106 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez traqx
-
To takie beznadziejne, że niektórzy się zabijają, podczas gdy inni umierają z przyczyn losowych. Jakbym miała możliwość, to z chęcią bym "poświęciła" moją nędzną osobę, aby np. jakieś śmiertelnie chore dziecko wyzdrowiało.
-
Nie chcę umierać i chyba nie odważyłabym się na to. Ale i tak ciągle coś w głowie mi mówi, że to najrozsądniejsze wyjście i ciężko mi się z tym nie zgodzić.
-
Jak miałam prostą grzywkę, to też dostawałam kurwicy, jak odrastała. Teraz ścięłam na skos - ładnie się układa na bok i nie przeszkadza długość :)
-
Rozwiązała się sprawa, która mnie wyniszczała psychicznie od miesięcy. Nagle z dnia na dzień zaczęłam normalnie sypiać i ustały kompulsy
-
Podziwiam osoby, które lubią dzieci (a zarazem kompletnie ich nie rozumiem), w szczególności takie wymagające szczególnej opieki. Ale ja to jestem z gatunku tych "bezdusznych", których nie wzrusza widok małego płaczącego wniebogłosy dziecka, a co najwyżej irytuje. Drażni mnie to, jak cieszą się byle czym i oczekują, że będę podzielać ten entuzjazm. Albo jak wybuchają płaczem z byle powodu - jak ja bym tak robiła za każdym razem, kiedy mam jakiś problem, to zaraz pewnie dostałabym od kogoś po twarzy - i to nie raz. Chyba tylko ludzie z powołaniem nadają się do takiej roboty .
-
Znalazłam szkołę, do której zgodziliby się mnie przyjąć, żebym podeszła do matury jeszcze w tym roku. W poniedziałek jadę na rozmowę z dyrektorką, trzymajcie kciuki
-
Ma ktoś może jakieś doświadczenia z liceami zaocznymi/prywatnymi? Jestem w 3 klasie liceum, ale nie chcą mnie dopuścić do matury i myślę, czy by nie spróbować się przenieść... Jak mi faktycznie postawią z czegoś laskę na koniec (tak jak grożą na każdym kroku), to mam rok w plecy i klasę do powtarzania
-
Tylko paradoksalnie wina nie jest po mojej stronie. Kiedyś nie zgodziłam się w czymś z nauczycielką (choć ewidentnie miałam rację) i teraz muszę znosić różne zagrywki rodem z przedszkola, które mogą skończyć się tym, że nie zdam...
-
Ja pierdolę, chcą mi postawić dwie jedynki na koniec w szkole.
-
jak niektórzy chwalą się nagrodami z olimpiad, a ja nie wiem, czy zdam
-
Przytyłam 3 kg.
-
Wzdycham już któryś z rzędu rok do chłopaka, który jest żywym wcieleniem wszystkich moich kompleksów. Wygadany, lubiany przez wszystkich, bogaty, z porządnej rodziny. Gdzie ja do niego... A jednak.
-
W najbliższym czasie czeka mnie dużo stresu (końcówka liceum, matury i te sprawy...). Da radę dostać bez recepty coś uspokajającego, co mnie nie przymuli i przy okazji nie upośledzi jakoś znacząco zdolności do uczenia się? Kiedyś miałam w domu jakieś ziołowe tabletki, po których mi było lepiej, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć nazwy.
-
Nawyzywanie jej to kiepski pomysł, jeśli chcę być dopuszczona do matury i ukończyć szkołę. Muszę chodzić do niej na lekcje i wysłuchiwać w towarzystwie kilkunastu innych osób, jaka to jestem beznadziejna i jaką to ona robi łaskę, że przebywa w tej samej sali, co ja i wolałaby, żeby mnie nie było. Do dyrektorki nie pójdę, bo jest jeszcze gorsza. Pozostaje mi się tak jeszcze pomęczyć miesiąc do zakończenia roku
-
Ta szkoła mnie kiedyś wykończy, a w szczególności jedna nauczycielka. Już któryś raz z rzędu nie śpię cała noc ze stresu przed lekcją z nią.
-
Czy zdarza się, że ZA jest diagnozowane dopiero w dorosłym życiu? Od zawsze byłam dość wycofana, ale wkręciłam się w takie towarzystwo, że mi to nie przeszkadzało. Potem poszłam do liceum nie znając nikogo i zaczęły mi przeszkadzać pewne rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałam. Czytając niektóre strony z opisami objawów mam wrażenie, że ktoś pisze o mnie. Wiem, że takie auto diagnozowanie nie jest miarodajne, ale zrobiłam z ciekawości kilka internetowych testów na ZA i w każdym z nich wynik przekraczał 90%. Zaniepokoiło mnie to Gdzie byłoby najlepiej się udać z takim podejrzeniem? Psycholog/psychiatra? Problem jest na tyle poważny, że utrudnia mi to czasami funkcjonowanie na co dzień.
-
może jeszcze zostać lesbijką
-
Mam 18 lat i swego czasu też ciągle lamentowałam, że to akurat ja musiałam się urodzić w patologicznej rodzinie, ale w końcu doszłam do wniosku, że lepiej wynaleźć sobie jakieś bardziej produktywne zajęcie Kiepskie relacje z rodzicami zawsze będą tkwiły gdzieś tam w środku, ale myślę, że to jak sobie ułożymy (dorosłe) życie zależy od nas samych. Moja rodzinka też próbowała mi narzucić dalszą ścieżkę edukacji, ale wbrew wszystkim obstaję przy swoim wyborze studiów, bo to przecież ja będę na nie uczęszczać, a nie oni...
-
moyraa, Zdradź mi sekret na polubienie blizn, bo dla mnie to właśnie one są jedyną wadą cięcia się i mnie od tego powstrzymują w ostatnim czasie
-
Też się wychowałam w patologicznej rodzinie i też przechodziłam etap totalnej rezygnacji z życia i buntu "dlaczego akurat ja?". Ale po okresie takiego lamentowania doszłam do wniosku, że to mało produktywne, poza tym i tak już nie zmienię pewnych faktów. Jestem na takim etapie, że zupełnie odrzuciłam rodziców jako autorytety w jakichkolwiek dziedzinach i chyba nawet się już z tym pogodziłam. Teraz jedynym sensownym pomysłem jest dążenie do ułożenia sobie życia po mojemu (dla mnie aktualnie to pójście na wymarzone studia), co Tobie też polecam... Pamiętam, jak strasznie rozbiło mnie psychicznie przyjście do liceum, dość elitarnego. Nauczyciele wydawali się tacy inteligentni, wyrozumiali i faktycznie zainteresowani mną, czyli wykazywali wszystkie cechy, jakich brakuje moim rodzicom... Ale z perspektywy czasu cieszę się z tego, bo w pewnym sensie posłużyli mi za jakieś wzory i utwierdzili w przekonaniu, że zachowania z mojego domu nie są w porządku.
-
Black_amor, to mamy podobny problem.... Też jestem w klasie maturalnej i mogę nie zdać. Nie wiem jakie są przyczyny u Ciebie, ale ja sobie wybrałam do zdawania przedmioty niezwiązane z moim profilem klasy, do których się przygotowuję poza szkołą, ale dyrekcja założyła, że pewnie je zawalę (czyt. szkoła poleci w rankingu maturalnym) i grożą mi jedynkami na koniec, oraz sugerują zmianę szkoły. Nie wspominając od wyzywaniu na każdym kroku
-
Jeśli ktoś jest mało atrakcyjny, to społeczeństwo niestety od razu daje mu do zrozumienia, gdzie jest jego miejsce... Nie jestem brzydka - nieskromnie napiszę, że wręcz przeciwnie (biorąc pod uwagę rysy twarzy/sylwetkę). Ale przez zaburzenia odżywiania zdarzyło mi się kilkakrotnie mieć duże wahania wagi rzędu +/- 25 kg, a przy wzroście 170cm to niestety robi różnicę, czy ktoś waży 55kg, czy 80. Żałosne jest to, że moje obserwacje są za każdym razem takie same - im jesteś grubszy, tym bardziej wszyscy się od ciebie odsuwają i nie chcą mieć z tobą nic do czynienia... A potem jak schudniesz, to nagle jednak życzą sobie twojego towarzystwa. Szczyt hipokryzji... Największe "branie" mam zawsze ważąc poniżej 60. Z doświadczenia wynika, że jak przekraczam 65, to nikt już za bardzo nie ma ochoty ze mną gadać.
-
Aspergera "ma się od urodzenia", czy może się objawić dopiero w wieku nastoletnim/dorosłym?
-
Jak faktycznie chce się coś zrobić i nam na tym zależy, to po prostu się to robi i unika okoliczności mogących zniweczyć nasze plany (choćby informowanie innych). Ale to już inna sprawa, że większość samobójców raczej niekoniecznie chce umierać, ale po prostu nie widzi lepszej opcji...
-
Miałam podobnie. Od samego początku dawałam wszystkim w szkole do zrozumienia, że wolę nie nawiązywać z nikim bliższych relacji i po jakimś czasie do nich dotarło i pozostajemy do siebie w neutralnym stosunku. Ostatnio miałam zajęcia w innej klasie z ludźmi, których kompletnie nie znam i są dla mnie tacy do wyrzygania mili i uprzejmi. Spadła mi skuwka od długopisu i ktoś specjalnie wstał, żeby mi ją podać i z uśmiechem mi ją oddaje. Wszyscy są tacy bezinteresownie życzliwi we wszystkim. Strasznie mnie to rozbiło psychicznie, bo przez całą podstawówkę i gimnazjum przywykłam raczej do tego, że się mnie prześladuje za sam fakt, że żyję i oddycham