
mothyl
Użytkownik-
Postów
31 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez mothyl
-
ewelka91, ja jadę na tym samym wózku pod względem pracy... A dziś właśnie miałam rozmowę kwalifikacyjną. Bardzo się z tego cieszę, bo niezależnie od jej wyników mam poczucie, że coś się wreszcie ruszyło i mam motywację do intensywniejszych działań w tym kierunku!
-
Tak!! Spróbowałam i umówili mi pierwszą wizytę już na przyszły wtorek!
-
Problemy w związku a ich powodem - teściowa
mothyl odpowiedział(a) na makumbamol temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Hehe, ja na swoją teściową też trochę ponarzekałam w innym temacie... Chociaż z narzekaniem niewiele ma to wspólnego, gdyż ja się jej po prostu panicznie boję :/ I nie umiem przestać! -
Parę dni temu to było coś nowego: jedna noga i jedna ręka!!! Z obiema rękami (wtedy bez dziwnego uczucia w nogach) też miałam epizod. Z tym, że w przypadku rąk łatwiej sobie poradzić - wystarczy, że leżę na ręce, albo podłożę ją pod głowę (czyżby skutkowało ograniczenie przepływu krwi?!) i wtedy mogę zasnąć bez problemu. -- 08 lut 2014, 15:31 -- Ostatnio znowu się to dzieje - to już chyba na prawdę jakaś zależność, zawsze przed końcem cyklu. Teraz na szczęście coś się "przesunęło" i to dziwne uczucie towarzyszy mi zanim jeszcze pójdę spać - jak siedzę na kanapie i oglądam film wieczorem, np.
-
Ja mam skierowanie od psychiatry. Zapisałam się i czekam już prawie 4 miesiące Czy lepiej jest podzwonić po różnych placówkach? Czy myślicie, że w obrębie jednego miasta czas oczekiwania może być różny? Ja zadzwoniłam do dwóch placówek, w pierwszej powiedzieli mi, że nie prowadzą już zapisów w tym roku, w drugim, wciągnęli mnie na listę i uprzedzili o około półrocznym okresie oczekiwania.
-
Problemy w związku a ich powodem - teściowa
mothyl odpowiedział(a) na makumbamol temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Cześć, makumbamol, kiedy czytam Twoją historię od razu widzę przed oczami matkę mojego chłopaka z czasów licealno-studenckich. Dokładnie takie same zachowania. Ale cóż, taka już była, niedojrzała i dziecinna, a ja wtedy miałam podobny problem z zaakceptowaniem tego, dopóki nie dotarło do mnie właśnie to, że to jest mój problem, a nie tej pani. Ona już po prostu taka jest. Nie podobało mi się, jak traktuje swojego syna, jak go szantażuje i wydzwania mówiąc, że źle się czuje (a była po dwóch zawałach) a kiedy on biegł do niej (dosłownie, bo nie mieszkaliśmy aż tak daleko od siebie), to okazywało się, że zadzwoniła do niego, bo trzeba iść do sklepu (dosłownie za rogiem) Nie podobało mi się również to, jak kosmiczny syf mieli w mieszkaniu (mieli, bo oprócz "teściowej" mieszkał tam też mój chłopak, jego brat i ojciec), dlaczego więc miałabym tylko tę biedną kobietę (po dwóch zawałach) posądzać o syfiarstwo i od niej wymagać sprzątania? Ja postawiłam sprawę jasno przed moim facetem: "ty też tu mieszkasz, więc to jak wygląda mieszkanie świadczy też o tobie. Jeśli nie posprzątasz przynajmniej w swoim pokoju i w łazience (bo to były miejsca, w których ja przebywałam), to przestanę przychodzić". No i przestałam Przez jakiś czas widywaliśmy się u mnie, nieco rzadziej, ale przynajmniej posprzątał (a serio, ich toaleta wyglądała gorzej niż niejedna publiczna i zaczęłam się bać, że złapię jakiegoś syfa ) Jeśli chodzi o Ciebie, makumbamol, to wyluzuj. Strasznie się spinasz, zamiast zaakceptować fakt, że ta kobiecina jest jaka jest i nie stanowi realnego zagrożenia poza tym, które Ty kreujesz w swojej głowie. Postaraj się traktować ją pobłażliwie, z przymrużeniem oka. Co ważne, pamiętaj że jej, jak każdemu należy się szacunek. Tobie może się wydawać, że ona nie ma szacunku do Ciebie a Ty idziesz w zaparte w myśl "jak Kuba Bogu..." problem w tym, że po pierwsze: nie jesteś Bogiem, a po drugie uważam iż sam fakt, że mama Twojego chłopaka przyjmuje Cię w swoim domu, akceptuje i nie jest dla Ciebie chamska i niemiła z premedytacją, świadczy o tym, że jak najbardziej ten szacunek ma. P.S. też nie chciałam, żeby moje dzieci miały babcię, która nie dość że żyje w bałaganie to jeszcze pali jak lokomotywa. No i popatrzcie, nie jestem z jej synem związana już od... ponad siedmiu lat. Więc radzę dystans pod wieloma względami, nie tylko do przyszłej teściowej ale i do własnej przyszłości. -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
mothyl odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
veganko, sama byłam w takiej sytuacji, że to mnie zwrócono uwagę. Kiedy mój związek dopiero rozkwitał dwoje z moich (a właściwie wspólnych z moim chłopakiem) przyjaciół doprowadzało do szału to, jaka rozszczebiotana jestem. Na początku rzucali delikatne sugestie, że im to przeszkadza, aż w końcu sam na sam ze mną będąc powiedzieli mi, że to już staje się nudne, że ja zrobiłam się cholernie monotematyczna i kiedyś można było na więcej, niż mój facet, tematów podyskutować. Cóż, na początku poczułam się jakby mi ktoś w mordę dał - otumaniona, że ktokolwiek może tak sądzić. Następnie nadeszło wzburzenie, że jak to tak?! A na końcu najzwyczajniejsza w świecie akceptacja. Nafochana przez jakiś czas ograniczyłam kontakt z tą dwójką, ale w sumie na dobre to wszystkim wyszło. Przez ten czas mój związek nieco dojrzał a to pierwotne miłosne uniesienie nieco opadło Myślę, że Ty masz prawo mówić o swoich uczuciach tak samo, jak Twoja koleżanka o swoich. Ważne jest, jak sformułujesz przekaz, bo od tego głównie zależy to jak koleżanka go odbierze. A jak zareaguje? Jeśli jest naprawdę zakochana, to sądzę że jej to nie zaboli. Może nawet puści Twoje słowa koło ucha, ale nawet jeśli, to Tobie wyznanie swoich odczuć powinno przynieść ulgę. -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
mothyl odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Czasem czuję, że ja to nawet nie ja! -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
mothyl odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
No tak, ale inni ludzie nie mają tego "komfortu", żeby sobie zostać w domu cały dzień. Zaciskają zęby i idą do pracy czy innych swoich zajęć i obowiązków. A ja wciąż toczę z sobą nieustanną walkę, ciągle mam do siebie żal i pretensje, że nie potrafię się zmotywować. Jestem wściekła na siebie a z drugiej strony czuję taką cholerną obojętność. Czuję się tak bezpiecznie i dobrze w domu, chociaż biczuję się przekonaniem, że powinnam teraz marznęć biegając po mieście i roznosząc cv gdzie się da. -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
mothyl odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Od kilku dni jest mi znowu bardzo źle. Nie mam motywacji by wyjść z domu, a pogoda wcale nie pomaga. Taki stan zawsze przypomina mi o tym, że leki które zażywam nie sprawią, że będę zawsze zadowolona i pełna optymizmu. Mam ochotę cały dzień spędzić w ciszy, czytając książkę, a męczy mnie straszne poczucie obowiązku - żeby ruszyć tyłek i dalej, zawzięcie szukać pracy. Chwilowo opadłam z sił i czuję się tak, jakbym potrzebowała wymówki, albo usprawiedliwienia. Żeby ktoś powiedział mi, że to nic złego, że nawet od intensywnego szukania pracy potrzebny jest czasem odpoczynek. Cały dzień nakręcam się tylko tym, jak bardzo gardzę sobą, bo nie potrafię się zawziąć i ruszyć tyłka. Cały dzień widzę oczami wyobraźni to rozczarowanie w oczach mojego faceta, które zobaczę kiedy on wróci z pracy. I zastanawiam się co mu odpowiem na pytanie co udało mi się dziś załatwić -
Sny zawsze odzwierciedlają nasze życie wewnętrzne. Wszystkie troski, obawy, ale również oczekiwania i nadzieje. Ja od dawna interesuję się interpretacją snów jako elementem psychoanalizy, a swojego czasu byłam naprawdę dobra w interpretowaniu symboli sennych. Jeśli chcielibyście poznać przybliżone znaczenie swoich sennych wizji, piszcie do mnie śmiało. aishiteru, sen odzwierciedla dokładnie to, jak się czujesz. Porwanie (oraz w dalszej części przywiązanie do łóżka) symbolizuje tutaj Twoje poczucie zniewolenia; nie czujesz się do końca sobą, odczuwasz brak kontroli nad tym co się z Tobą dzieje. Dodatkowo chyba trochę obawiasz się ingerencji z zewnątrz. Szpital jest tutaj symbolem pomocy doraźnej, do której jesteś jednak chyba trochę uprzedzona. Czyżbyś postrzegała np. terapię, jako, dosłownie "grzebanie w Twoim mózgu/umyśle"? Pamiętacie, że nikt nie jest nieomylny. W moich interpretacjach staram się być jak najbardziej obiektywna, jednak sugeruję duży dystans. Najważniejsze to wyłapać symbole, które wydają się być kluczowe i odpowiedzieć sobie na pytanie, z czym Wam, drodzy śniący, dany symbol się kojarzy. Pozdrawiam.
-
Wczoraj pozwoliłam się wyciągnąć na basen. Jestem z siebie dumna. Udało mi się fajnie spędzić czas bez natłoku natrętnych myśli o tym, że wszyscy dookoła obcy ludzie oceniają mnie na podstawie tego jak pływam.
-
Messiah, to nie jest tak, że nie mam nad nimi kontroli. Po prostu bardzo dziwne uczucie w nogach mi towarzyszy... tak jakby mrowienie połączone z przyspieszonym przepływem krwi w samych nogach (najsilniej odczuwalne od kolan w dół). Po prostu to takie poczucie dyskomfortu, które nasila się kiedy leżę nieruchomo (nawet nie tyle, że kiedy wierzgam nogami to słabnie, po prostu kiedy nie robię nic, nasila się). Ciekawe zjawisko. Twoje nogi mnie zaintrygowały. Może zbyt trwale świadomie o tym myślisz i potem w podświadomość buduje się takie poczucie niekontrolni nad tym. Nakręcasz swoją nieświadomość. Mechanizm jest taki ze ingerujesz w prawą półkole podczas świadomości lewej półkoli. A potem podczas ustania lewa półkola ingeruje takie mechanizmy, które się utrwaliły. Bardzo ciekawe wytłumaczenie! Cóż, ja jednak wcale o tych moich nogach nie myślę. Na podstawie tego co tu poczytałam dochodzę do wniosku, że może to jednak kwestia związku z depresją i/lub niedoborem żelaza? Shannon, ja odczuwam to bardzo podobnie.
-
Messiah, to nie jest tak, że nie mam nad nimi kontroli. Po prostu bardzo dziwne uczucie w nogach mi towarzyszy... tak jakby mrowienie połączone z przyspieszonym przepływem krwi w samych nogach (najsilniej odczuwalne od kolan w dół). Po prostu to takie poczucie dyskomfortu, które nasila się kiedy leżę nieruchomo (nawet nie tyle, że kiedy wierzgam nogami to słabnie, po prostu kiedy nie robię nic, nasila się).
-
Też to mam i doprowadza mnie to do szału Leżąc w łóżku wieczorem ja chcę spać, a moje nogi "chcą tańczyć". Z tego powodu mam problemy z zasypianiem, ciągle wierzgam nogami. Co ciekawe, w moim przypadku najsilniej ta dolegliwość dawała mi się we znaki zanim zaczęłam przyjmować leki (mozarin 10mg). Teraz jest znacznie lepiej, ale i tak średnio raz w miesiącu (zauważyłam że zwykle pod koniec cyklu) niespokojne nogi nie dają mi spać.
-
Cześć, mam 27 lat i bardzo podobny problem. Zdiagnozowano u mnie zaburzenia osobowości, bo z jednej strony jestem ambitna, zadowolona z siebie, pełna chęci do działania i otwarta na ludzi, a z drugiej wręcz przeciwnie - smutna, o bardzo niskim poczuciu własnej wartości, unikająca wszelkich kontaktów z otoczeniem. Wiem, że wszystko jest fajne i proste, kiedy dominuje ta pierwsza część osobowości, wtedy nawet do większych problemów podchodzę z optymizmem i pomysłowością. Kiedy zaś do głosu dochodzi ta druga, to już mogiła. Nawet najmniejsza błahostka urasta do rangi muru nie do przeskoczenia. Kiedyś, te dwie strony dominowały we mnie na przemian. Jakoś tak normalne to się wydawało, każdy przecież czasem miewa gorsze okresy. Wtedy uważałam, że ta optymistyczna, otwarta ja to jestem prawdziwa ja. Jakiś rok temu, na smutna ja zaczęła dochodzić do głosu i stłamsiła mnie doszczętnie. Obecnie, od kilku miesięcy zażywam antydepresant, ale czuję się tak, jakby obie ja siedziały we mnie jednocześnie. Zawsze któraś ma delikatną przewagę na drugą, ale towarzyszą mi jednocześnie pozytywne i negatywne myśli. Czuję się strasznie skołowana. Jedyne co ja mogę Ci poradzić aishiteru (btw. piękny nick ), to nie rezygnuj z terapii!! Nie poddawaj się choćby nie wiem jak Ci się nie chciało. Pomyśl sobie, ze Ty masz to szczęście, że możesz już teraz na nią uczęszczać. Ja na przykład muszę czekać, żeby dostać się do terapeuty z NFZ, bo na prywatną psychoterapię mnie zwyczajnie nie stać. Zrób to dla siebie i doceń szansę, którą dostajesz zwłaszcza, jeśli mówisz, że za pierwszym razem było fajnie. Pozdrawiam ciepło!
-
Hej, mam problem z moim chłopakiem. Co jakiś czas (z obserwacji wnioskuję, że są to okresy wzmożonego stresu w jego życiu) mój facet miewa tzw. "nocne akcje". Mianowicie polegają one na tym, że podczas snu gwałtownie siada na łóżku, nierzadko też krzyczy bo zawsze wydaje mu się, że widzi coś, a to na suficie, a to na ścianie naszej sypialni. Dodatkowo, on zwykle rano w ogóle nie pamięta tego co robił w nocy wręcz przeciwnie, budzi się zadowolony i często mówi, że doskonale się wyspał (na co ja, z podkrążonymi oczami, rozbita po gwałtownej nocnej pobudce patrzę na niego z lekką ironią ). Bardzo ciekawe jest to, CO on "widzi" w takich chwilach. Często opisuje to jako: "jakieś dziwne światełka, czerwone gwiazdki", "coś co przypomina koła zębate", "dziwny kolisty twór, z którego wystają jakby rurki zakończone talerzami" (?!). Zawsze rano śmieję się z jego panicznej reakcji na tak "niewinne" wizje, on natomiast mówi że boi się, bo wie, że obecność tych rzeczy w naszej sypialni jest totalnie nielogiczna. Z tego co on mi opowiada (bądź bezpośrednio po zdarzeniu, będąc w półśnie, bądź rano, jeśli coś pamięta), mogę skojarzyć te stany z jedną sytuacją z mojego życia: to było tak, że leżałam na plecach i spałam, ale wydawało mi się że nie śpię - wiedziałam, że leżę w łóżku i patrzę na sufit, i nagle widzę spadającego z sufitu prosto na mnie wielkiego pająka. Z przestrachem usiadłam na łóżku, zapaliłam światło i zaczęłam go szukać w łóżku, ale dotarło do mnie, że to nie działo się naprawdę. W czasie swoich "akcji" mój chłopak ma otarte oczy. Często spanikowany pyta mnie, czy też to widzę, a uspokaja się dopiero, kiedy te mary zaczynają się rozpływać na jego oczach. Moje pytanie brzmi, jak radzić sobie z czymś takim? Czy to już zakrawa na jakąś parasomnię, czy to po prostu reakcja organizmu na stres? Mój facet jest sobie zadowolony, bo on zwykle niczego nie pamięta, ale ja chyba kiedyś zejdę przy nim na zawał :/
-
Dzięki za ciepłe powitanie. Jeśli o mnie chodzi, to nie zależy mi na tym, żeby od razu wykonywać "pracę marzeń". Zdaję sobie sprawę, że do tego dochodzi się stopniowo. Ja aktualnie marzę o pracy takiej, gdzie nie będę miała styczności z toksycznymi ludźmi. To było głównym powodem mojej rezygnacji z poprzedniego miejsca zatrudnienia. Relacja szefostwa z pracownikami ocierała się mocno o mobbing, a ja, jako osoba dość empatyczna i uległa, miałam lekko mówiąc przekichane. Teraz bezrobocie napędza depresję, a depresja obiera chęć do robienia czegokolwiek. Wpadłam w błędne koło, z którego bardzo chcę się wyrwać.
-
Jestem Gośka, mam 27 lat i generalnie to fajna ze mnie osoba. Jak chyba każdy, mam w życiu kilka problemów, z którymi od trzech miesięcy staram się walczyć dzielnie. Jak każdy, miewam też w tej walce swoje wzloty i upadki. Z wykształcenia jestem pedagogiem, jednak 1,5 roku pracy z dziećmi zweryfikowało moje powołanie. Obecnie cierpię na brak celu zawodowego. Nie wiem co chce w życiu robić, ale mimo wszystko dzielnie szukam pracy. Zawsze uważałam się za osobę dość poukładaną i samoświadomą no, przynajmniej do momentu, kiedy wylądowałam u psychiatry i okazało się, że tak na prawdę niewiele wiem o sobie. Od kilku miesięcy przyjmuję antydepresanty z bardzo pozytywnym skutkiem. Oczekuję też w kolejce na psychoterapię pod kątem zaburzeń osobowości z tendencją do dekompensacji depresyjnych. Postanowiłam więc, że okres oczekiwania mogę spędzić w Waszym towarzystwie. Zanim dopadły mnie problemy miałam wiele zainteresowań, do których teraz staram się wracać. Są to między innymi: malowanie na szkle, gry komputerowe, gra w szachy, mahjong, muzyka i książki... kocham czytać. Poza tym, że mam o sobie całkiem dobre mniemanie, jest też druga strona mnie. Nie wierzę w siebie za gorsz, czuję, że nie jestem nic warta, nic nie potrafię a swoją beznadziejnością mogłabym obdarować niemałą wioskę. Wszystko co robię, robię ze względu na swoich najbliższych, bo sama nie widzę sensu w tym, żeby się starać. Czuję, że z góry jestem skazana na porażkę. Nawet podczas szukania pracy towarzyszy mi poczucie, że jestem tak beznadziejna, że sama bym siebie nigdzie nie zatrudniła. Tyle o mnie. Pozdrawiam.
-
Matka mojego chłopaka mnie nie akceptuje
mothyl odpowiedział(a) na OrientalGirl temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Witaj monk.2000, dzięki za odpowiedź. W zasadzie, ponoć najprostsze rozwiązania są najlepsze, i jak teraz o trym pomyślę to sądzę, że kiedy dojdzie do spotkania, to niezależnie od tego jak nieprzewidywalnie zachowa się ona, ja chcę pozostać naturalna. Ja po prostu nie wiem nawet, czy w zaistniałej sytuacji (kiedy unikałam kontaktu) należą się mojej "teściowej" jakieś wyjaśnienia? Nie chcę jej wtajemniczać w sferę mojego zdrowia, jest to dla mnie zbyt intymne. Z drugiej strony myślę, że gdyby poznała fakty, mogłaby coś zrozumieć. Nie mogę znieść tego, jak ona mnie postrzega, ale też nie chcę wpuszczać jej do tego zakątka mojego życia. Niestety trafiłam na osobę, która swoje opinie opiera na przesłankach, a czego nie wie, to sama sobie dopowie. Dodatkowo sama tkwi już wiele lat w małżeństwie, w którym jest nieszczęśliwa, i nawet jej własny syn twierdzi że kobieta przenosi wizję własnych problemów na nas - kiedy nie układa jej się z mężem, dzwoni do syna i narzeka na męża. Kiedy natomiast między nimi jest spokój, dzwoni do syna i narzeka na mnie. To jest chyba kobieta nawykła już do takich sensacji w swoim życiu, że nie potrafi się bez nich obejść. Zawsze musi sobie na kogoś ponarzekać. Jak postępować z taką osobą, żeby nie pogorszyć sytuacji, i czy to w ogóle normalne, że mnie bardziej zależy na niepogorszeniu sytuacji, niż na własnym komforcie? Nie potrafię sama zlokalizować błędu w swoim rozumowaniu. -- 27 sty 2014, 13:10 -- Heh, no i w końcu do spotkania po raz kolejny nie doszło... Tak czy siak, ja jestem już o wiele spokojniejsza i dopiero teraz widzę z nieco innej perspektywy jaką straszną paranoję sobie wkręciłam z tą teściową. Porozmawiałam z moją mamą o tym i zwróciła mi uwagę na bardzo ważną rzecz - że skoro teściowa ciągle w bezpośrednim kontakcie jest dla mnie miła, to może świadczyć o tym, że się stara i że szacunek do mnie ma, bo gdyby nie miała to prawdopodobnie z jej osobowością, nie krępowałaby się mi wygarnąć, co o mnie myśli. Cóż, na razie odsuwam od siebie ten temat i jestem znacznie spokojniejsza. Nie ma co przeżywać. -
Matka mojego chłopaka mnie nie akceptuje
mothyl odpowiedział(a) na OrientalGirl temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Cześć, Jako, że mam podobny problem, chciałabym podzielić się z osobami zainteresowanymi swoją historią. Jestem Małgośka, mam 27 lat. z moim chłopakiem mieszkam już przeszło 2 lata. Mieszkamy z dala od naszych miejscowości rodzinnych, więc każde z nas swoją rodzinę odwiedza raz na jakiś czas... nasze rodziny na wzajem - jeszcze rzadziej. Od początku naszej znajomości matka mojego chłopaka była bardzo ciepła, otwarta i miła. Widywałyśmy się kilka razy w roku, ona czasami nawet dzwoniła do mnie żeby "poplotkować", lub po prostu spytać, co słychać. Wszystko zaczęło się zmieniać wraz z moją depresją...w maju tego roku wyczerpana psychicznie pracą w korporacji (co de facto było dla mnie nowym doświadczeniem) spontanicznie zrezygnowałam z pracy. Postanowiłam dać sobie trochę czasu, zebrać siły i zacząć wszystko od nowa. Cóż, nie do końca wyszło tak, jak planowałam. Przedłużający się okres bezrobocia (bez prawa do zasiłku) oraz totalny brak pomysłu na siebie sprawiły, że depresja pochłaniała mnie coraz bardziej i bardziej. Zapewne wiecie jak to jest - przestały mnie cieszyć rzeczy, które wcześniej sprawiały mi przyjemność, z kontaktami z innymi ludźmi włącznie. Nie miałam ochoty odwiedzać "teściów", nie miałam siły udawać przed nimi, że wszystko jest ok. Wiele też utrudniał fakt, że jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że w ogóle mogę mieć do czynienia z depresją. Któregoś razu jednak postanowiłam ich odwiedzić, wraz z moim chłopakiem, który bardzo mnie wspiera... Nie wyszło to spotkanie najlepiej, bo jakaś myśl wywołała u mnie histeryczny atak płaczu. Wyszłam do kuchni, zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, ale tam "nakryła mnie" mama mojego chłopaka. Zaczęła mnie pocieszać, przytulać. Opowiedziałam jej o swoich największych obawach, o tym, jak martwi mnie to, że jestem na utrzymaniu ich syna i że wcale nie czuję się dobrze w tej sytuacji. Mam wyrzuty sumienia, a nie czuję się na siłach aby szukać nowej pracy. Pani M. wykazała wiele zrozumienia, kazała mi się nie przejmować, "wykorzystać ten czas jakby to był urlop - do naładowania baterii". Suma sumarum jednak, po powrocie do domu mój stan coraz bardziej pogarszał się. Z czasem zasięgnęłam porady psychiatry. Dostałam antydepresanty i skierowanie na psychoterapię ( na którą strasznie długo muszę czekać). Od tamtego incydentu praktycznie nie widziałam się z "teściową", ale wciąż narastała we mnie paranoja, że coś jest nie tak. W końcu wyciągnęłam z mojego chłopaka informacje... Powiedział mi o tym, jak strasznie jego mama zmieniła do mnie nastawienie. Teraz twierdzi, że "nie jestem dla niego dobrą partią" (chore!), nie mam ambicji, aspiracji i w ogóle jestem super zadowolona siedząc na tyłku z domu i ciągnąc z niego ciężko zarobione pieniądze. Ale wiecie co w tym wszystkim jest najtrudniejsze do zrozumienia dla mnie? To, że w kontaktach ze mną nadal zgrywa słodką i przyjazną!! Nie mogę pojąć takiej dwulicowości i czuję się strasznie zbita z tropu. Kiedy zadzwoniłam do niej z życzeniami noworocznymi, zaprosiła mnie na kawkę, w najbliższym terminie, kiedy będę odwiedzać rodzinne miasto (co przypada na okolice 20 stycznia). Zgodziłam się. W końcu kilka razy wcześniej unikałam jej zaproszeń, zawsze mówiłam, że "mam mnóstwo spraw do załatwienia i zobaczę jak uda mi się czasowo wszystko zmieścić"... i jakoś tak zawsze brakowało mi czasu (choć tak na prawdę nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie oglądał). Teraz cholernie boję się tego spotkania. Nie wiem jak się zachować wiedząc, że ona jest taka fałszywa wobec mnie. Ba, nie wiem jak ona się zachowa - czy będzie miła, czy zacznie otwarcie mnie atakować? Ja nigdy nie potrafiłam się bronić. Wręcz poniekąd rozumiem jej punkt widzenia, bo w jej okrojonej do minimum perspektywie tego, co dzieje się w moim życiu faktycznie niektóre sprawy mogą tak wyglądać, jak ona je widzi... Boję się, że ona mnie zdominuje, albo spotkanie skończy się wielką kłótnią. Tak czy siak, nie będzie dla mnie przyjemne. Nie chcę być źródłem problemów w relacji mojego chłopaka z jego matką. Choć on i tak twierdzi, że to matki zachowanie jest źródłem problemu, iże ona zawsze miała osobowość dość... psychopatyczną. Wiele mogłabym jeszcze napisać o niej, o sobie... jeśli macie jakieś pytania, walcie śmiało. Nie proszę o słowa otuchy, nie mówcie mi, że mam się nie przejmować, bo ja dobrze wiem, że nie powinnam. Jeszcze kilka dni temu nie mogłam spać z powodu myśli o tym, jak bardzo niesprawiedliwie czuję się postrzegana. Teraz mam trochę większy dystans do tej sprawy, ale nadal nie wiem co robić. Tworzę w głowie scenariusze na temat naszego przyszłego spotkania. Jak mam się zachowywać?