Skocz do zawartości
Nerwica.com

guernone

Użytkownik
  • Postów

    516
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez guernone

  1. Takze Depakiniarz nie musisz mi uświadamiać co to jest prawdziwe zycie. Bo ja byłem juz zarówno w piekle jak i w niebie. Teraz chyba jestem w czysccu, nie wiadomo co ze mną dalej. Długów mam juz tyle, ze niedlugo nie będzie od kogo pożyczać. A pracy brak. Ot, pier... studia na Polibudzie. 6 lat wysilku dla zastania rynku pracy w takiej postaci. Gdzie chca Cię jak gowno wyzyskac za 1500 netto.
  2. Już istnieje takie badanie, nazywa się SPECT. A u mnie choroba ostatnio nieźle ewoluuje. Sam nie wiem w którym kierunku. Trudno mi siebie samego ocenić. Nie mam opieki rodziny, psychoterapeuty ani psychiatry (tfu NFZ). Przyjaciół nie chcę w to mieszać. Kolejki na oddział bardzo długie (min. miesiąc). Jestem ja i ona, raz walczymy, raz współpracujemy. Co z tego wyniknie? Tobie ma przynajmniej kto pomóc, ja praktycznie jestem sam. No to jest nas dwoje. Muszę utrzymać się sam, sam się nakarmić i zapewnić dach nad głową. Mimo, że leżę na kartonach przykryty swetrami, to jakos sobie radze. Lykam garsc tabsow codziennie, bo zrobie wszystko, zeby dążyć do remisji Sęk w tym, że sam oceniam swoje działania i nie jest to oczywiście obiektywna ocena.
  3. Już istnieje takie badanie, nazywa się SPECT. A u mnie choroba ostatnio nieźle ewoluuje. Sam nie wiem w którym kierunku. Trudno mi siebie samego ocenić. Nie mam opieki rodziny, psychoterapeuty ani psychiatry (tfu NFZ). Przyjaciół nie chcę w to mieszać. Kolejki na oddział bardzo długie (min. miesiąc). Jestem ja i ona, raz walczymy, raz współpracujemy. Co z tego wyniknie?
  4. Brałem kwetaplex na sen (25 mg i śpię jak dziecko, a przynajmniej pół nocy - potem łykam drugą). Natomiast w dzień bardzo mnie mulił i nie dało rady egzystować, mimo niewielkiej dawki 25 mg. Chyba jestem dość wrażliwy na leki, a może po prostu wynika to z mojej szczupłej budowy ciała. W każdym bądź razie brakuje mi leku, który zahamowałby mnie od zaraz, ale nie powodował uczucia senności. Ale wymagam chyba gruszek na wierzbie. Jeśli się mylę, to proszę o poradę jak wy sobie radzicie.
  5. Od 27 stycznia jestem na kombo: - Convulex 300 mg 1-1-1, - Kwetaplex 25 mg 1-1-2. Wreszcie w miarę normalnie śpię i zaczynam funkcjonować. Oczywiście burza w mózgu niezła przez te ostatnie dni. Ja p#%@. Muszę iść na oddział, żeby przyspieszyć z terapią. W klinice na Szpitalnej w Poznaniu miejsce najwcześniej pod koniec lutego, podobnie w Gdańsku. Teraz w weekend mam czas, ale trudno się gdzieś dodzwonić.
  6. U mnie ostatnio coraz gorzej, Convulex 150x2 to za mało. Czułem jak się wkręcał, a potem słabł. Trudno to wytrzymać codziennie, szczególnie, że mam dużo obowiązków. A convulex to mój lek na obudzenie się z tamtego świata. Na szczęście dziś spotkałem się z nową panią dr celem poproszenia o skierowanie na oddział, super przeprowadziła wywiad i udzieliła wszelkich informacji. Podniosła mi Convulex na 3x300mg oraz dodała Kwetaplex (na sen?) - trochę boję się "poważniejszych" leków na ChAD, szczególnie, że mogą mi wszystko zmienić na oddziale. Natomiast pani dr wydawała się osobą bardzo kompetentną i chyba jednak nie pozostaje mi nic innego jak stosowanie się jej zaleceń. Bez snu długo jeszcze nie pociągnę. Pzdr
  7. Ja dzisiaj kolejny dzień na Convulexie. Jest to dla mnie wręcz niepojęte jak 5 tabletek może człowiekowi zmienić życie. Już czuję jak zjeżdżam z tej (#$Q(%(*$)% mani. Jest luzik, spokojnie, bez pośpiechu, wszystko pod kontrolą. Uff, przypomniały mi się stare czasy. Czyli jednak prawdziwe "ja" gdzieś tam wciąż głęboko siedzi i dobija się od dołu. Podsumowując: jest pozytywnie, na tyle, że nie chcę kłaść się spać... bo może jutro wstanę i będzie kolejna jazda. Pozdrawiam
  8. Po kilku tabletkach Convulex 150 czuję różnicę. Nastrój bardziej stabilny, mijają dziwne stany ostatnio mnie dopadające, przypominające lekkie odurzenie. Jakby po narkotykach albo wypiciu dwóch piw. Deralka to albo inny grzyb, nic ciekawego do przeżycia. Stan zadżumionego umysłu, "imprisoned inside my mind". Mam wtedy wyraźnie zaburzoną świadomość, co jest dla mnie niezmiernie przykrym doświadczeniem i wyraźnie zaburza moje funkcjonowanie. Oby to nie była schizo Dzwoniłem dziś Kliniki Psychiatrii Dorosłych Szpitala Klinicznego im. K. Jonschera UM w Poznaniu, przedstawiłem sprawę. Z moim rozpoznaniem zapewniono mnie nieoficjalnie, że czas oczekiwania na przyjęcie mnie na izbę byłby raczej dość krótki. Mam nadzieję, że tak się stanie. Trzymam się dzielnie, ale z drugiej strony mam tego wszystkiego już serdecznie dość i w pewnym sensie chciałbym, żeby ktoś wreszcie się mną kompleksowo zajął. Przeprowadził prawidłową diagnozę oraz oczywiście rozpoczął leczenie w odpowiednim kierunku. Obym się nie zawiódł na tym oddziale...
  9. guernone

    Samotność

    Ja też czasami czuję się sam na tym świecie jak pies. Na szczęście jest tu na forum dobry temat: konkurs na najpiękniejsze nogi forum I wtedy jak mnie najdzie to sobie tam wchodzę i oglądam nasze piękności. Ot, tylko bez podtekstów Po prostu daje mi to niejakoko kopa w dupę, bo piękni i bogaci też mają swoje problemy.
  10. Mam jeszcze jedno pytanie do Was, jutro idę do mojego lekarza rodzinnego po skierowania na badania krwi. O jakie dokładnie badania krwi powinienem poprosić? Jakie jeszcze badania będą przydatne? Chciałbym wyniki mieć jeszcze przed pójściem na oddział. Jest to mój nowy lekarz i widzę, że trzeba będzie go trochę pomęczyć o szerszy zakres wyników krwi, no ale moje zdrowie jest dla mnie najważniejsze i nie wyjdę z gabinetu, dopóki nie dostanę odpowiednich skierowań. Pozdrawiam, idę spać... pierwszy raz od dawna padam na twarz ze zmęczenia przed laptopem. Bardzo miłe uczucie.
  11. Dokładnie tak było u mnie. Depra pojawiła się tak niespodziewanie. Nic na to nie wskazywało. Na szczęśćie te najgorsze chwilę mam już za sobą. Teraz czekam na jeszcze lepszy czas niż ten obecny. Ja również mogę to potwierdzić. Z perspektywy czasu wygląda na to, że jechałem długi czas na hipo, a potem zjechałem głęboko w dół. Znam kilka osób leczących się na stwierdzoną depresję i ich choroba nie dorównuje do pięt mojemu stanowi psychicznemu z okresu czerwiec-listopad 2012, w czasie którym przeżyłem istne piekło. Nie wiem jak to przetrwałem bez pomocy rodziny i przyjaciół (standardowe "weź się w garść", "nie doszukuj w sobie na siłę chorób psychicznych", "psychoterapeuta jest dla osób nie mających przyjaciół, którym mogą się zwierzyć", "co Ty robisz?~!") - mam do nich ogromny żal za ich awersję, bo z zewnątrz pewnie bardzo łatwo było dostrzec jaki ze mnie stał się wrak człowieka. I NIKT nie pomógł, wręcz przeciwnie, starali się mnie odwieść od wizyt u psychiatry (a szczególnie łykania jakichś tabletek na głowę) oraz u psychoterapeuty (bo tam chodzą ludzie, z którymi jest coś nie tak i sami nie potrafią sobie radzić ze swoimi problemami). Dlatego sam się cenię, a jednocześnie dziwię, że żyję, że sam szukałem pomocy specjalistów i dziś jako tako funkcjonuję. Ja sobie poradzę, wyjdę na prostą, a oni się nie zmienią. Pomóc im nie mogę, próbowałem. Także jeśli macie choć jedną osobę, która jest zawsze przy Was, to pamiętajcie jej gorąco podziękować. Ja takiego przywileju niestety nie mam i uwierzcie, że często brakuje spojrzenia na siebie z zewnątrz. Jest to bardzo smutne i przygnębiające, z drugiej strony może właśnie to jest moja siła - zawsze sam dla siebie byłem opiekunem i z niejednej opresji się wywinąłem. Dzięki temu znam swoją wartość i to daje mi satysfakcję oraz szczęście. Po prostu. Dziś byłem u lekarza rodzinnego, poprosiłem o skierowanie na izbę (bo termin wizyt w poradni daaaaleki i tak mi poleciła pani w rejestracji). Stan mój dziś dość dobry, ocena 6-7/10, więc mogłem dość realnie i konkretnie powiedzieć, co się działo ostatnio. Rozpoznanie wstępne F30.0, dostałem Convulex 150 2 x dziennie i za tydzień po unormowaniu spraw prywatnych zaproszono mnie na oddział całodobowy (min. 2 tygodnie hospitalizacji). Jutro spiszę wszystkie renomowane oddziały w płn-zach Polsce i będę wiercił temat przyjęcia mnie na oddział. Pozdrawiam
  12. Na Szpitalnej zawitałem swego czasu, byłem w katastrofalnym stanie psychicznym. Wszedłem z ulicy, poprosiłem o pomoc... dostałem receptę na SSRI. Także rzeczywiście, chyba raczej trudno się tam dostać na oddział
  13. U mnie jest lepiej, szczególnie w porównaniu do okresu z połowy 2012. Natomiast zdarzają się jeszcze dni, sytuacje, stany nad którymi nie panuję i nie do końca rozumiem. Dlatego zdecydowałem się przyspieszyć to wszystko, pozamykać swoje sprawy i poprosić o przyjęcie na oddział. Niech mnie prześwietlą i pomogą tak, abym w końcu solidnie stanął na nogi. Nie chcę tak żyć w kratkę. W związku z tym pytania: - może ktoś podzielić się swoimi doświadczeniami z przebiegu takiej formy leczenia, - czy jest znacząca różnica między poszczególnymi oddziałami? czy możecie polecić oddział w Szczecinie lub Poznaniu z krótkim okresem oczekiwania na przyjęcie? Pozdrawiam
  14. Podpisuje się rękoma pod Twoją wypowiedzią. Na szczęście mam teraz możliwość wglądu w swój stan. Dużo mi to daje. PS Po odstawieniu paro mam wilczy apetyt. Jestem szczupły i moje BMI balansuje na granicy niedowagi, a potrafię dziennie zjeść niezłe ilości pożywienia Chyba muszę zacząć się okresowo ważyć oraz zrobić ponowne badania krwi (+TSH).
  15. Tak jak pisałem wizytę mam dopiero w lutym, takie realia leczenia na NFZ. Niestety nie mam funduszy na leczenie prywatne. Standardowo pewnie dostanę na klatę jakiś stabilizator nastroju + neuroleptyk. Tego drugiego się boję, będę starał się negocjować niskie dawki. Po doświadczeniach z paro muszę być bardziej uważny co łykam i jak to na mnie działa.
  16. Masz dużo racji, natomiast nie w pełni zrozumiałeś moje ostatnie wypowiedzi. Ja nigdzie nie napisałem, że mam w tej chwili remisję, wręcz przeciwnie. Niedawno wyszedłem z niezłej mani i trudno byłoby mówić, że jestem zdrowy. Po prostu mam przejaśnienia lepszych momentów, gdzie wszystko jest ok, mam też nawroty. I zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego często sam siebie uspokajam, bo robi się gorąco. Stale uczę się z tym radzić, o tym pisałem w powyższych postach. U mnie objawami hipo są nadaktywność, robienie wszystkiego w pośpiechu, gonitwa myśli. Owszem, są doby, w których mało śpię. Ale co mam na to poradzić? Przynajmniej jestem w stanie nadrobić zaległości, popracować nad projektami, gdy nie mogę zasnąć.
  17. Rzeczywiście też się boję hipomanii, ale mam po prostu staram się kontrolować i patrzeć chłodno na siebie i na rzeczywistość. Nauczyłem się, żeby nie mieć gorącej głowy, tylko jako tako wszystko analizować (ot, tylko niezbyt długo), rozważać różne warianty i działać po prostu na chłodno. Będąc sobą jestem bardzo spokojny i z natury mało impulsywny. Dlatego czytając ebooki/słuchając audiobooków na temat rozwoju osobistego traktuje to wszystko jako swego rodzaju wskazówki. Nie dam się oszukać mojemu mózgowi, próbującemu mi wcisnąć, że niedługo będę panem wszechświata (dążenie do mani). Czytam, słucham, analizuję, przefiltrowuję, przyjmuję do wiadomości. Powoli wcielam w życie. Sukces tego typu zabiegów polega także na doborze literatury. Ja staram się nie czytać samych pozytywnych treści, jak to wszystkim w biznesie/życiu się udaje. Dobrze działają na mnie pozycje uwzględniające szereg możliwości i przykłady szablonowych porażek. Daje to wtedy realistyczny osąd na swe plany długoterminowe. Ot, im więcej wiesz o niepowodzeniach innych ludzi, tym łatwiej Tobie jest je uwzględnić, przewidzieć i ominąć. Chyba się nie mylę jeśli powiem, że hipo jest dość podstępna. Tak jak mówisz daje coś, czego brakowało do tej pory. A jest to dość niebezpieczne. Dlatego pisałem, że staram się być mądrzejszy od choroby. Jeśli "ona" wie, że ja wiem, to odpuszcza Jeśli widzę siebie zbyt energicznego i zbyt szybko działającego to po prostu staram się uspokoić. Idę pobiegać, żeby się zmęczyć albo kładę się na łóżko i słucham spokojnej, wręcz smutnej i depresyjnej muzyki. Najczęściej wtedy załącza mi się niesampwota wrażliwość i empatia, hipo odpuszcza, a ja wracam do siebie. Szybki płacz (wyrzucający mękę mojego losu) i po kilku minutach żyję dalej już na normalnych zasadach. Jeszcze nie zgłębiłem się zbyt mocno w tajniki psychologii. Ale gdyby można było kontrolować łagodną hipomanię (a w zasadzie jej pozytywne skutki: kreatywność, zwiększone uczucie pewności siebie, multum energii do życia) pamiętając o możliwości szybkiej zmiany fazy, to moje życie byłoby o wiele lepsze. Ale oczywiście jest to balansowanie na krawędzi ryzyka. PS Właśnie wstałem z łożka, 3 godziny nie mogłem zasnąć. Albo hipo, albo mi się już całkowicie rytm dobowy przestawił z racji ostatnich wydarzeń w moim życiu. No cóż, pośpię po pracy (oby nie w pracy, bo szef zabije ) Pozdrawiam i pogody ducha życzę, R.
  18. Nikt mi ChAd nie zdiagnozował, sami wiecie jak wyglądają wizyty u psychiatry (5 min -> SSRI) szczególnie, że w stanie depresji trudno coś konstruktywnego o sobie powiedzieć. Wizyta u psychola czeka mnie w lutym i wtedy przedstawię mu wszystkie fakty z mojego życia i przycisnę go równo, żeby mi pomógł. A jak nie to zmienię lekarza, będę szukał dalej Ja skończyłem studia techniczne, tam obserwowałem otoczenie oraz własną osobowość. Dzięki temu rozwinąłem się i stale dokonywałem w sobie zmiany na plus. Aby codziennie być dalej, żył pełniej. Jestem DDA, więc musiałem podpatrywać inne osoby w jaki sposób sobie radzą w życiu. Uczyłem się nastawienia od ludzi sukcesu: wykładowców, pozytywnych studentów, osób trzecich odnoszących sukcesy Studia techniczne nauczyły mnie właściwego myślenia, zastanawiania się jak i dlaczego działają poszczególne mechanizmy. Na pewno w tym rozwoju pomogła mi zdolność zdolność myślenia dywergencyjnego, która często pojawia się u ofiar przemocy. I tu potrafiłem nieświadomie przekuć swoje bolesne przeżycia z przeszłości w potęgę mojego umysłu. Teraz już wiem, dlaczego coś, co dla mnie było oczywiste i widziałem to w ułamku sekundy, ktoś inny w ogóle nie potrafi pojąć Dzięki studiom znacznie zmądrzałem i dowiedziałem się o sobie bardzo dużo. Była to jednak wiedza "po omacku". Czasami zastanawiałem się dlaczego jestem inny od kolegów, mój sposób myślenia czy zachowania nieznacznie odbiegał. Dlaczego jestem raczej samotnikiem mimo tego, że nie mam żadnych problemów w kontaktach międzyludzkich. Ale głowy sobie tym zbytnio nie zawracałem. Dzięki temu co przeszedłem i analizowaniu swoich zachowań + dzięki obecności na tym forum + wiedzy z książkek, np. Poradnik dla cierpiących na chorobę afektywną dwubiegunowa mogę z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że mam ChAD. Że kilka osób z mojej rodziny również ma ChAD. Myślę, że jestem obciążony genetycznie ze strony obojga rodziców. Wszystko okaże się na kolejnych wizytach. Tak naprawdę nie jest dla mnie ważne czy mam ChAD, czy nie. Najważniejsze, że znam podstawy swojego zachowania, swoich decyzji. Czytałem dużo o funkcjonowaniu mózgu, o neuroprzekaźnikach. Mam bazową wiedzę na temat leków. 2012 minął mi na potężnej depresji, piekło na ziemi. Potem depersonalizacja, derealizacja. Lęki. Ja, który na studiach szedłem śmiało z podniesioną głową na najważniejsze egzaminy teraz miałem problem z rozmową z osobą obcą, wyjściem do sklepu. Przestałem wręcz normalnie funkcjonować. W moim przypadku sertralina mnie nieźle rozwaliła, ale paroksetyna uspokoiła i wyciągnęła z dołka. Niestety był on dość głęboki, dlatego wciągałem 40 mg. Dlatego radzę uważać przy SSRI, można zmienić fazę nie zdając sobie z tego sprawy szczególnie, że po okresie depresji bardzo chcemy, żeby życie było normalne, pełne energii i euforii. Myślę, że dobrym rozwiązaniem jest kontrola osoby, która nas zna na wylot i potrafi ocenić, że coś jest nie halo Spędziłem w Poznaniu trochę czasu, natomiast teraz przeniosłem się ze względu na moją pracę. Nie przebywam obecnie w stolicy wielkopolski. Jeszcze tam będąc zgłosiłem się sam do PZP na ul. Litewskiej. Najpierw I piętro - niezbyt owocna współpraca. Potem II p. - poradnia leczenia współuzależnienia (z racji mojego DDA i ówczesnych problemów z rodziną). Tam dostałem paro oraz opiekę psychoterapuety. Niestety z czasem paro zaowocowało niezłą manią, a moja pani psycholog zachorowała, miałem tylko 2 lub 3 terapie. Przez ten cały czas w sumie sam nad sobą pracowałem. Wiedziałem, że jestem chory psychicznie i mój stan jest bardzo ciężki. Bałem się, że pod wpływem impulsu popełnię samobójstwo. Dlatego zacząłem czytać poradniki na temat rozwoju osobistego: motywacji, celach, nastawieniu do życia, wizerunku własnym, życiu tu i teraz, samodyscyplinie itp. Po prostu potrzebowałem wskazówek, bo byłem bardzo zagubiony. Z czasem wszystko zaczęło mi się w głowie zazębiać i zdałem sobie sprawę, że to wszystko o czym czytam/słucham ja sam nieświadomie wypracowałem na studiach. Dlatego jeszcze bardziej zacząłem doceniać siebie, swoją samodyscyplinę, siłę do życia. Kiedy nie wiedząc, że w ogóle cierpię na jakąś chorobę sam ją pokonałem (przez okres 2010 i 2011 miałem okres remisji). Dziś, po odstawieniu paro, znów czuję się jak kiedyś, w latach ~2010-2011. Był to okres mojego największego rozwoju. Dziś z sentymentem wracam do tamtych czasów (szczególnie gdy czuje się gorzej). Z drugiej strony mając świadomość swojej choroby jestem w stanie znów się odbudować. Zaczynam porządnie dbać o siebie, czyli o swoje zdrowie fizyczne i PSYCHICZNE. Jestem młody, mam całe życie przed sobą. Także moi drodzy, uważam, że ChADowcy mają nieziemski potencjał. Jest on bardzo trudny do wyciągnięcia na światło dzienne z czeluści zadżumionych umysłów. Natomiast nic nie jest niemożliwe Rada pewnie jest prosta, a jednocześnie tak trudna do realizacji: zaakceptować siebie wraz ze swoimi ograniczeniami, a potem starać się być mądrzejszy od choroby i nie dać się jej oszukać Mogę od siebie dodać, że u mnie baaaardzo pozytywne efekty przyniosła nauka gry na gitarze. Pewnego dnia po prostu postanowiłem zacząć uczyć się grać na gitarze (ot lubiłem słuchać rocka i innych cięższych brzmień ). Codzienna nauka gry na instrumencie nauczyła mnie wiele o sobie. Pozwoliła nieustannie się obserwować i kontrolować. Pozdrawiam i trzymajcie się ciepło, R.
  19. Jestem tydzień po odstawieniu paroksetyny, która wyciągnęła mnie z niezłego bagna, jakim była deprecha. Niestety potem dałem się oszukać i wpędziła mnie w niezłą manię, pierwszą tak ostrą w moim życiu Moim nieszczęściem (lub o zgroza szczęściem) jest to, że nie mogłem się hospitalizować. Przez pierwsze 2-3 dni nieźle mną wykręcało, ChAD bądź paro się buntowały okrutnie. Na szczęście znając podstawy swojej choroby potrafiłem to przetrwać z palcem w nosie Teraz, od 2-3 dni, czuję się po prostu zajebiście. Mam ochotę do życia, jestem tu i teraz (żegnaj DD i wszystkie lęki), potrafię normalnie funkcjonować, organizować się, śmiać się i płakać, mózg zaczął znów poprawnie pracować (albo mnie tylko oszukuje dziad ) Widzę dopiero teraz w jakim piekle żyłem przez ostatni rok. Zaczynam życie od nowa. Odebrało mi ono rok, ale dało możliwość realnej naprawy swojego ja. Spokojnie postaram się teraz wszystko zacząć układać Niestety wizytę u psychiatry mam dopiero za 3 tygodnie. Zawsze byłem dla siebie ojcem, matką, najlepszym przyjacielem, sprzątaczką, kucharką.... ...teraz pozostaje mi nic innego jak być dla siebie również psychologiem i psychiatrą. Staram się kontrolować własne zachowanie: być spokojnym i opanowanym, zbytnio się nie nakręcać, a jednocześnie być obrotnym dawać z siebie dużo. Spotkałem się wczoraj ze znajomymi. Może ja chory psychicznie mam niezły rollercoaster, ale przynajmniej tam na szczycie w okresie dobrze przepracowanej remisji potrafię zobaczyć pełnię życia i je w pełni docenić. Potrafię cieszyć się najdrobniejszymi miłymi dla mnie wydarzeniami, a to, co wydaje się problemem nie do pokonania traktuję jako kolejną barierę do przeskoczenia. Również, przekuwając wady w zalety, doceniłem swój pokręcony mózg: jego kreatywność i pomysłowość, zdolność inteligentnego i dywergencyjnego myślenia, otwartość na doświadczenia i nowe doznania, zdolność do empatii i wrażliwości; słowem - niski wskaźnik utajonego hamowania. Moje psychotyczne myślenie ma bardzo dużo zalet, mogę je umiejętnie wykorzystać Życie jest piękne, oby mi i Wam było dane na stałe poczuć stan, w którym jestem teraz. Być może jest to jeszcze lekka hipomania, trudno mi obiektywnie ocenić, natomiast przynajmniej jestem sobą. Peace
  20. W 4 dni odstawiłem paro 40 mg. Wczoraj czułem się super, dzisiaj też nie jest najgorzej. Nastrój ok, derealka zniknęła wraz z manią. Wracam do świata żywych. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. Pozdrawiam PS Jakie leki są typowo przepisywane w ChAD? Jakie stabilizatory nastroju oraz neuroleptyki się u Was sprawdzają (w manii mam objawy pozytywne, w depresji negatywne)? Czy te drugie też trzeba łykać całe życie? Trochę się boję neuroleptyków.
  21. Skontaktowałem się telefonicznie z moją psychiatrą, poleciła odstawić leki. W sumie od kilku dni zszedłem z 40 mg do 30 mg, dzisiaj o kolejne 20 mg. W pracy niezła derealka. Trzymała mnie świadomość, że mam skierowanie do PZP czynnej do godz. 20, tam mnie w trybie pilnym powinni przyjąć. Po pracy nogi za pas i pół miasta przeszedłem do poradni. Miałem niezły napad lęku przed drzwiami do szpitala. "Na szczęście" przychodnia czynna do godz. 15 wbrew temu, co jest napisane na oficjalnej stronie internetowej. Powrót do domu, godzina na uspokojenie. Powrót do pracy biurowej w domu. #@$@#%@% jak długo tak jeszcze... Nie poznaje siebie. Chciałbym mieć taki komfort hospitalizacji na dobrym oddziale. Chciałbym powrócić do "normalnego" trybu życia.
  22. ehh, dać się zamknąć na miesiąc celem szprycowania lekami i traktowania jak podczłowiek? Pół roku temu z pocałowaniem ręki poszedłbym na oddział, dziś moje życie nieco ruszyło do przodu i nie wiem czy jestem w stanie podjąć taką decyzję. pozdrawiam
  23. No cóż, też byłem na oddziale na Szpitalnej, przyjęła mnie młoda dr M.P. Byłem wtedy w bardzo złym stanie, nie mogłem skleić normalnego zdania. Myśli mi się plątały, trudno było ode mnie sensowną odpowiedź otrzymać, mówiłem całkiem bez sensu. W związku z tym dostałem diagnozę: DDA/zaburzenia adaptacyjne/epizod depresyjny. Poczęstowano mnie receptą na Sertralinę i odesłano na psychoterapię (teraz bardzo żałuję, że podpisałem oświadczenie o braku myśli samobójczych - inaczej pewnie zostałbym przyjęty na oddział). Czułem, że nie zostałem zrozumiany, ale nie potrafiłem przekazać to, co we mnie siedzi. Moje życie ogólnie składało się zawsze z lekkich stanów depresyjnych albo stanów wzmożonej aktywności. Nauczyłem się panować nad nimi i przełączać między tymi dwoma trybami w zależności od wymagań (np. sesja - potrafiłem w miesiąc zrobić to, co inni w cały semestr, a wcześniej oczywiście się obijałem z nauką). Rok 2011 to czysta hipomania, a potem już tylko jazda w dół. Na samo dno. Ile trwa średnio taka hospitalizacja i jak wygląda życie na oddziale? Na pewno chcę znaleźć dla siebie dobrego psychiatrę i psychologa, ale na efekty ich pracy będę musiał jeszcze długo poczekać. Natomiast zastanawiam się po prostu nad środkami doraźnymi.
  24. Witam kochani, ratujcie! Moje życie powoli stoczyło się na dno, trwało to od końca 2011 do końca 2012. Z ambitnego człowieka, mającego swoje pasje, w miarę szczęśliwą egzystencję (jak na DDA), bardzo dobrze radzącego sobie zarówno w życiu jak i na studiach stałem się warzywem. Nie jadłem, nie piłem, nie myłem zębów, nic mi się nie chciało. Było źle: anhedonia, brak motywacji do czegokolwiek. Frustracja, złość, niemożność przemożenia tego stanu. Brak celowości życia. Potrafiłem miesiąc nie wychodzić z domu. W końcu myśli samobójcze, na szczęście wiedziałem, że tego nigdy nie mogę sobie zrobić. W końcu postanowiłem to zmienić, w połowie 2012 skończyłem studia, wyjechałem szukać pracy. Nagle byłem pełen optymizmu, miałem swoje cele, marzenia. Wiedziałem, że odtąd będzie już tylko lepiej. Wierzyłem, że najgorsze już za mną. Niestety trwało to krótko (tydzień, dwa), a potem zmiotło mnie psychologiczne tsunami: lęki, derealizacja, depersonalizacja, zaburzenia świadomości, ogromny spadek pewności siebie, niska samoocena, nadciśnienie tętnicze, huśtawki nastrojów, kłótnie i agresja wobec rodziny, brak zainteresowania czymkolwiek, zagubienie, niepewność, obniżona sprawność intelektualna, brak koncentracji, efekt przymglenia, nadmierna potliwość, lęk przed ludźmi i wszelkimi działaniami. Wtedy poprosiłem rodzinę o pomoc (nigdy wcześniej nikt nie starał mi się pomóc, o co oczywiście mam głęboki żal), usłyszałem to, co wielu z nas - "weź się w garść", "wyjdź do ludzi", "nie truj dupy", "nie martw się tak", "nie szukaj w sobie choroby na siłę". No cóż, walczyłem o siebie dalej - poszedłem do psychiatry, psychologa. Oczywiście dostałem SSRI - najpierw Sertralinę (po której byłem baaaaaardzo pobudzony ruchowo i umysłowo), potem zmieniono mi leki na Paroksetynę 40 mg. Zacząłem czuć się lepiej, z dnia na dzień stan mi się poprawiał. Zacząłem też zmieniać siebie, patrzeć inaczej na świat, poczytałem kilka książek. Paroksetyna z dnia na dzień dawała mi coraz więcej siły, pewności, zabierała lęki. Szybko stałem się też arogancki, agresywny, zawsze wiedzący najlepiej, dosyć wybuchowy. Miałem pełno energii, wręcz niespożyte siły. Spałem max 3h dziennie, pracowałem jak z motorkiem w d**pie. Zrobiłem i powiedziałem dużo, za dużo. Skrzywdziłem siebie i swoich bliskich. Wtedy też zacząłem się o siebie obawiać. Przecież to nie ja - raczej byłem typem chłopaka spokojnego, słuchającego drugiej osoby, zawsze uprzejmy, skoncentrowany, pozytywnie nastawiony do świata. Co się ze mną dzieje? Od jakiegoś czasu śledzę to forum celem znalezienia mojego problemu, niedawno natrafiłem na temat ChAD. Poczytałem trochę postów. Ściągnąłem i poczytałem poradnik dra Macieja Żerdzińskiego - Poradnik dla osób cierpiących na chorobę afektywną dwubiegunową i ich rodzin i powoli wszystko zaczęło stawać się jasne. Wiem, że teraz nie jest obiektywne patrzeć w przeszłość, ale można powiedzieć, że teraz wszystko układa się w logiczną całość. Zawsze wiedziałem, że jestem inny, że coś ze mną jest nie tak. Nigdy nie wiedziałem co. Studiując na Politechnice moja osobowość i inteligencja psychiczna oraz emocjonalna bardzo się rozwinęły, jednak choroba i tak mnie dopadła i to we frontalnym uderzeniu. Najpierw potężna depresja, teraz ostra mania. Powiedzcie mi proszę, co powinienem zrobić. Jutro skontaktuje się z psychiatrą, jednak chciałbym teraz skorzystać z Waszego doświadczenia. Raczej powinienem odstawić paro (tylko jak szybko? łykam ją od 10 tyg. - 40 mg). Jak szybko schodzić? Co dalej począć? Szczerze mówiąc mam dość tego piekła i chętnie poszedłbym na oddział, ale to raczej niemożliwe. Dopiero co dostałem nową pracę i nie mogę ot tak sobie iść na L4 albo na hospitalizację. Myślę, że o ile do tej pory dałem sobie radę sam, to i teraz też dam radę. A może jednak lepiej ratować siebie? Ostatnie dni mam bardzo zmienne. Raz jest bardzo ok, jestem pełen wigoru, radosny, rozmowny, bez lęku itd. Za kilka dni jestem agresywny, arogancki i nie mam siły wstać z łóżka. Albo wraca DD. Mam już tego serdecznie dość, mam dość braku wiedzy co będzie jutro, czy dam radę, jak się będę zachowywał, co znowu nawywijam. Ja chcę żyć. A to co mam teraz to nie jest życie. Nie wiem czy to ChAD, sam siebie nie mogę diagnozować. Ale piszę tu, bo macie podobne problemy, a swoim doświadczeniem może będziecie w stanie mi dobrze doradzić.
×