Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rebelia

Użytkownik
  • Postów

    3 632
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Rebelia

  1. Ważne, że wyrwiesz się ze środowiska. Jasne, że lepiej wyzdrowieć niż narażać się na ciągłe napięcia. A z tym sprzątaniem kibli na pewno przesadzasz
  2. Powiedz, jakie masz plany po obronie? Planujesz zostać w rodzinnym domu?
  3. Jak zjeżdżałaś z akademika na święta czy inne okazje, to Twoja mama też się tak zachowywała?
  4. Czyli innymi słowy Twoja postawa może wynikać z trudnego dzieciństwa. Dorosłe Dziecko Alkoholika. Boisz się odrzucenia, podchodzi to trochę te pod chęć kontrolowania sytuacji, boisz się, że zaskoczą Cię sytuacje na które nie masz wpływu. Nie jest. Tyle, że w dzieciństwie nie miałeś podanego odpowiedniego modelu swoboty, zaufania w związku. Wydaje Ci się pewnie, że jeśli nie będziesz przy swojej kobiecie cały czas to wywinie Ci jakiś numer. Albo przestanie kochać, zostawi bez powodu. Kwestia znajomych też jest mi jako tako znana, całość Twojego czasu absorbuje dziewczyna, z którą się spotykasz. Dostajesz akceptację i zrozumienie, nie masz zatem potrzeby otaczania się kumplami. Schody zaczynają się, kiedy dziewczyna ucieka w popłochu, bo w sumie jakby nie patrzeć, ograniczasz ją swoim nawałem miłości, przytłaczasz. Poza tym podejrzewam, że nie grzeszysz nadmierną pewnością siebie. Cały czas dążysz do budowania idealnych relacji ze swoją partnerką, jednocześnie nie dostrzegając tego, co jest dobre - nadal chcesz więcej, więcej czułości, więcej miłości. Ale prawda jest taka, że obie strony potrzebują swobody. Kobiety nie wolno osaczać. Tak samo kobieta nie może osaczać faceta nadmiernymi wybuchami zazdrości czy tam chęcią kontrolowania każdego aspektu życia. Na to pomóc może znalezienie hobby, odskoczni, nie zrywaj absolutnie kontaktów ze znajomymi. Rób swoje, zacznij budować zdrowy związek. Będzie ciężko, zaufanie kuleje w związku już na starcie, ale jeśli nie spróbujesz odciąć trochę tego oplatania niczym bluszcz to każda baba będzie uciekać.
  5. Moim zdaniem problem tkwi w tym, że - tak jak ktoś wyżej wspomniał - nie mieszkacie totalnie sami, co jest odmianą w stosunku do tego, co było kiedyś. Są rodziny mniej lub bardziej ze sobą związane. Znam rodzinę, w której rodzeństwo i znajomi rodzeństwa wraz z mamą spędzają ze sobą bardzo dużo czasu, w tym ich partnerzy/partnerki i nie stanowi to problemu - ot, radosna rodzina, zawsze coś się dzieje, jest z kim pogadać, wieczorami tłum się rozchodzi i jest wtedy trochę czasu prywatności. Ale, jeśli mam być szczera, nie traktowałabym tego, jako coś totalnie złego. Szwagierka przecież nie ma zamiaru waszej rodziny rozbić, podzielić was. Może warto wykorzystać fakt szwagierki w domu? Do takiego stanu rzeczy też da się przyzwyczaić. Zadaj sobie pytanie, czy wasz związek faktycznie na tym cierpi. Bo szukanie dziury w całym to nie sztuka, a wykorzystanie sytuacji jest w waszym zasięgu i na dobrą sprawę negatywy możecie obrócić w pozytywy. Nie znam waszych ogólnych relacji ze szwagierką, ale jeśli są dobre to po co je psuć przez coś, co w sumie jest dość małym problemem. Pamiętaj, że kaszankę z relacji rodzinnych robi się szybko. Lepiej chyba dbać o to, żeby było między wami wszystkimi dobrze, co? Może zacznijcie coś robić razem. Ty, teściowa, mąż, szagierka. Idźcie na spacer, ugotujcie coś dla siebie, pielęgnujcie relacje. Przyjdzie czas, że będziecie w stanie zmienić sytuację, a póki nie można mieć tego, czego się pragnie, trzeba ratować się innymi sposobami. Może nie będzie tak źle.
  6. To, że siedzę sobie i piję kawkę, tak po prostu :)
  7. Mnie to nigdy nie spotkało. Zawsze brałam magnez wieczorami, na dwie godziny przed snem, na oko. Przed samym pójściem do wyra, zakładając, że mi się przypomniało - wapń i potas.
  8. Rebelia

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=LmSt1oEIshE][/videoyoutube]
  9. Strach przed nowościami. W końcu idzie się do kogoś, komu zaraz tyle o ile opowie się o jakimś problemie. Mnie w sumie sama wieść o pójściu do psychiatry mało obeszła (taki stan, tu-mi-wisizm), ale kiedy już siedziałam na krześle w kolejce, myślałam, że tyłek przykleił mi się do krzesła i ze strachu nie wstanę. Koniec końców było ok, nie powiem, że przyjemnie. Stresująco tylko na początku, ale poszło jakoś i powiedzieć mogę, że nie ma się czego bać. Później zaczęłam wizyty traktować jak wizyty u każdego innego lekarza. Ja to ugryzłam od tej strony, że pomogą mi pracować nad sobą. O ile bez nich tak średnio mi się chciało (w sumie to wcale), tak przeforsowano u mnie przekonanie, że ten zły stan jest przepustką do czegoś lepszego i te "tabletki szczęścia" otworzą mi bramę do pracy nad własnym stanem. Leki odstawiłam na własne życzenie i zaczęłam pracę z terapeutą, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie ma co zwlekać i zastanawiać się nad tym "dzwonić czy nie". To jest Twój wybór i jeśli się na to zdecydujesz, to powinna rozpierać Cię duma. Poza tym, ja to widzę tak, że w każdej chwili możesz psychiatrę czy terapeutę zmienić, nie podpisujesz z nimi jakiegoś kontraktu, duszy nie sprzedajesz. A tak +10 do doświadczenia. Bo to nowe. Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie wszystko co nowe mniej lub bardziej przeraża. Najtrudniej wykonać pierwszy krok, później pójdzie z górki. Wpadniesz w wir. Powodzenia
  10. Rebelia

    Witajcie ponownie!

    Cześć i czołem
  11. Dobra, zabrzmi to słabo, ale okazało się, że wczoraj na czuja kupiłam płyn do płukania, który śmierdzi całkiem przyjemnie. Dzisiaj był test na różnych tkaninach. Poza tym nowa książka Kinga.
  12. Rebelia

    Rebelia - przywitanie

    Hej, na forum zaglądam już od jakiegoś czasu z mniejszymi lub większymi przerwami. W końcu podjęłam decyzję o rejestracji, szukam pomocy przy nakierowaniu swoich emocji na dobre tory. Kiedyś, w wieku nastu lat, zdiagnozowano u mnie depresję. Ze zmiennym szczęściem radzę sobie z tym "cieniem". Natomiast wiadomym jest, że co jakiś czas ten "cień" jest bardziej widoczny, bardziej namacalny. Aktualnie borykam się ze zmianami nastroju - coś jakby część mnie walczyła z deprechą, a druga część się jej poddawała na zasadzie "hej, to część ciebie, po co się opierać". No i tak właśnie szukam motywacji do dalszej poprawy nastroju, wyleczenia się z marazmu i podjęcia zdecydowanych działań w swoim życiu. Tyle o mnie, leków nie biorę żadnych. Brałam, nawet nie jestem w stanie przytoczyć co, tak dawno to było :) Ale leki szczerze mówiąc były totalnie nietrafione, także na własne życzenie z nich zrezygnowałam (ryzykowne, prawda?). Po lekach była terapia, bardzo pomocna i zdusiła deprechę, albo inaczej, nauczyła mnie z nią żyć i ignorować niektóre spadki nastrojów. Udało mi się znaleźć tyle siły wewnętrznej, żeby jakoś iść przed siebie i realizować swoje marzenia. Od jakiegoś czasu mam "zjazd", siedzę z tyłkiem w domu i obmyślam plany działania (nawrót w powietrzu wisi). Mam nadzieję, że na forum znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania i jakoś sobie z tym "poradzimy" W skrócie: spadki nastrojów (godzina super, następna ryk), łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, strach przed nowościami (nawet wysłaniem cv), znacznie obniżona samoocena, brak motywacji. Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie
×