-
Postów
394 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Tornado
-
takasobiejedna, Cóż, problem wielu z nas. Ale i są tu tacy, którzy z lękami wygrali - więc jest to możliwe... Wiedz proszę, że jest to stan przejściowy - nie będzie trwał wiecznie. Wystarczy praca nad swoimi stanami i czas... Bolą mnie znów dziś kolana... Może to dlatego, że lubię siedzieć na nogach... ale był już czas, że mnie nie bolały - nie wiem dlaczego tak. Nie chce mi się pracować i zaczynam wydziwiać, wiem
-
Panna_Modliszka, ale jedziesz do Niego, więc będzie Ci łatwiej
-
polakita, on często mówi, że chce terapii - ale mam wrażenie, że mówi to dla świętego spokoju, bym się odczepiła, bo na mówieniu się kończy. Chcę spróbować z terapią małżeńską - kocham go mimo, iż jest właśnie tak a nie inaczej. Im więcej mnie wkurza, tym bardziej nie widzę sensu tego wszystkiego, ale wystarczy choć jedna normalna rozmowa albo przez chwilę trochę czułości w słowach - rzadko ale się zdarza - mięknę i mam wyrzuty do siebie, że przesadzam, że nie jest tak źle, że go krzywdzę itp itd. Tym bardziej, że wyprowadzana non stop z równowagi (za łatwo mu się udaje mnie zdenerwować swoimi poglądami i wmawianiem - przepraszam - argumentowaniem i przekonywaniem - że są jedynie dojrzałe i słuszne) i podnoszę głos (zaczynam się zachowywać jak on). Chciałabym być pewna, że zrobiłam wszystko co można, by odbudować rodzinę. Ale coraz bardziej potrzebuję równocześnie ciągłej uwagi i koncentracji nad moimi reakcjami i zachowaniami, nad pracą nad sobą, bo jest coraz gorzej. Motam się w tym wszystkim. A nie powinnam. Dziecko też, tak jak ja - ojca bardzo kocha - stąd też dodatkowa moja rozterka. Oprócz tego, że czeka nas rozprawa w sądzie 10 lutego o ograniczenie praw nad dzieckiem (z tego co kurator mówiła, to tylko (aż) mężowi, ale i tak się boję, to ostatnio stwierdziliśmy w kłótni, że potrzebna będzie rozdzielność finansowa... Muszę się wywiedzieć, jak wyglądają procedury - ale na szczęście wiem, gdzie się zwrócić po poradę - tylko znaleźć czas... Wszystko jest takie ciężkie i zagmatwane, bolące i raniące... Mam coraz częściej dni słabości i nie radzenia sobie z samą sobą przez to wszystko. Wiem, że poddać się nie ma sensu - i nie zamierzam, ale nie wiem jak sobie radzić z tym wszystkim. A co tygodniowa godzinna terapia okazuje się być kroplą w morzu potrzeb...
-
Panna_Modliszka, wszystko dobre co się dobrze kończy. Nie potrzebnie aż tyle emocji było przed... - ale tak jest niemal zawsze, że za bardzo się przejmujemy... Mój dzisiejszy dzień jest zawalony pracą. ech...
-
Nie zmieniłabym nigdy. Bardzo lubię swoje imię. Co robisz, kiedy rozpiera Cię złość, a wiesz, że powinieneś/powinnaś się opanować i działać, rozmawiać spokojnie?
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
Tornado odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Miniaa, potrafię zrozumieć Twoje stany - choć aż tak nie miałam i udawało mi się zawsze opanować (raz albo dwa razy w życiu specjalnie pokaleczyłam sobie dłonie, ale przed pocięciem się uchroniłam się na szczęście). Przyczyn może być kilka - m.in. ciągły i narastający stres i nakładające się na siebie niepowodzenia. Nie wiem, co bezpośrednio Twój stan wywołało, ale jest to do opanowania, wymaga jednak niestety długotrwałej pracy nad sobą. Na Twoim miejscu porozmawiałabym na ten temat z jakimś psychologiem - razem szybciej można znaleźć przyczyny i metody, które mogły by pomóc w konkretnych sytuacjach... Może też na forum jakieś wskazówki znajdziesz... Tak czy inaczej - nie jesteś z tym odosobniona - trzymaj się dzielnie :) ...Znowu nic nie zrobiłam na sesję. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować przy tak wielkich dawkach emocji dostarczanych co dziennie... Oderwałam się nieco od wszystkiego - obejrzałam dwa lekkie filmy, ale wystarczy choć jedna z nim rozmowa telefoniczna - znów wszystko wróci - jak dzisiaj - żal, ból, tęsknota i ta nieokiełznana wściekłość. Muszę znaleźć na nią sposób, bo tylko utrudnia. Dziś po dyskusji z mężem na temat co się podoba a co nie wręcz gardło mnie bolało od zdarcia - przerażają mnie w tym momencie moje reakcje, bo rzeczywiście można uznać, że staję się agresywna. On wie, co powiedzieć (nawet w jednym zdaniu) by wyprowadzić mnie z równowagi. Chce zrobić ze mnie wariatkę i udowodnić, że to ja potrzebuję większego leczenia - on jest przecież spokojny i opanowany. Z zimną krwią i spokojem wygaduje takie rzeczy, że mi się aż krew gotuje. Chce ze mnie zrobić wariatkę! Dopóki nie opanuję tej wściekłości, na to co się dzieje, na bezradność, na starania bez skutków, na pogarszającą się sytuację - będę zgubiona. Terapia dopiero w niedzielę - i to tylko godzinna. Na następną znowu będę czekać przynajmniej tydzień - a tak bardzo mi ona potrzebna... iem, panikuję, i sama się nakręcam, bo ta panika mnie przeraża, to panikę potęguje i tak w kółko. Pozostaje mi relaks - ale nie mogę na niego codziennie tyle czasu spędzać. Mam naukę, mam pracę, mam dom na utrzymaniu, niedługo też mąż z dzieckiem do domu wróci (z powrotu dziecka akurat się cieszę - bardzo za nim tęsknię, ale znęcanie się psychiczne będzie wtedy nie tylko na kilkadziesiąt minut przez telefon, ale 24 h/dobę). Może będzie lepiej, jak właśnie tak wyrzucam tu swoje obawy... Wiem, niewiele tu można doradzić, pomóc - pomóc może jedynie czas i próby podjęcia działań naprawczych (psycholog rodzinny) - a jak nie wyjdzie - to rozstanie. trochę też na całą sytuację ma wpływ wezwanie do sądu na sprawę o ograniczenie praw rodzicielskich... Wszystko się gmatwa, mimo, że miało być prościej... Wiele Was ostatnio zarzucam swoimi żalami, ale chyba pozwala mi to uporządkować nieco wszystko i ułatwia wzięcie się w garść. Muszę być silna - dla dziecka, które mnie potrzebuje. Nie mogę się tak dawać prowokować i poddawać presji. Brakuje mi sił - ale to nie ważne - ważniejsze jest teraz dziecko i walka o jego dobro, o normalność... Tylko jak pohamować złość? -
Wyszłam za mąż za młodszego - o około 3 lata (w sumie 2,5). Dopóki nie pokazał swojego prawdziwego oblicza, wydawał się być bardzo dojrzały. Teraz wiem, że moi bracia o 5 i 7 lat młodsi ode mnie wydają się być bardziej dojrzali od niego. A co zawsze widziałam w starszych od siebie facetach? (bo za nim się zakochałam tylko na takich się oglądałam) - mieli więcej spokoju i równowagi w sobie, co dawało mi poczucie, że mogłabym się u nich poczuć bezpieczna, że zaopiekowaliby się mną... W sumie takiej osoby mi brakuje - która by wspierała i dawała poczucie bezpieczeństwa...
-
coma, jakoś tak przeczuwałam, że wrócić, miło, że jesteś z powrotem. Mój dzisiejszy dzień był bardzo ciężki. Aż nie chce mi się go opisywać - był tak durny.
-
eligojot, Zaskoczyłeś mnie, że pamiętasz te zdjęcia - nawet nie pamiętałam, że je umieściłam... Miłość pozostała, ale zrodził się też ogromny ból, że jest właśnie tak... Już w okolicach ślubu było nie wszystko ok, kłóciliśmy się okropnie, ale wierzyłam, że dziecko, które przyszło później na świat, połączy nas bardziej, że wszystko się ułoży. Jednak było całkiem na odwrót i od urodzenia małego jest coraz gorzej...
-
tak, mam swój wątek otwarty - problemy-z-m-em-t25224.html ...
-
Owszem, i bardzo się z tego cieszę, że mogę wyrzucić tu z siebie to, co boli i przeszkadza. Jednak rozmowa się bardzo rzadko mimo wszystko zawiązuje w temacie, który poruszam... Wiem, marudzę. Przepraszam. Taki mam dzień, że sobie nie radzę i narzekam.
-
W instytucie pomocy osobom dotkniętym przemocą w rodzinie nie ma szans - mają zasadę max raz w tygodniu. A szkoda. Natomiast moja terapeutka na NFZ ma czasami problem by znaleźć dla mnie czas... Ciągle coś się u niej zmienia - teraz zmieniamy siedzibę, by móc się spotykać, grafik ma napięty... Bardzo bym chciała częstsze terapie - przynajmniej na okres walki z mężem (jak okropnie to brzmi ), ale wątpię, czy udałoby mi się cokolwiek zdziałać, skoro do tej pory mi się nic nie udało w tym zakresie...
-
Najlepiej - owszem (choć niekoniecznie), ale mąż nie wchodzi w grę - on jest najczęściej źródłem moich strapień, nigdy podporą (niestety ), a nie mam innej osoby bliskiej, która mogła by w tym czasie być ze mną i potrafiłaby wesprzeć... Jedynie brat jest w Poznaniu - młody grzdyl, jego przerasta to całe "zamieszanie". Jestem sama. Za dużo razy powtarzam to, że jestem sama. Tym akurat nie zamierzam się dołować, już nie ten etap. Potrzebuję rozmowy - i tyle.
-
Rozmowa, w cztery oczy, która uporządkowałaby mi choć odrobinę to, co się dzieje w moim życiu. Rozmowa nie tylko raz na tydzień, na terapii, ale na co dzień. Z osobą, która nie tylko wysłuchała mnie, poklepała po ramieniu i powiedziała "ale idziesz w dobrym kierunku, nie bój się i nie przejmuj, będzie dobrze, musisz się liczyć z tym, że on będzie reagował bardzo różnie", tylko z osobą, która rzeczywiście przedyskutuje ze mną moje troski, obawy, lęki, spostrzeżenia, przeżycia, doznania itp. Bardzo tego potrzebuję... choć wiem, że i tak jestem zdana tylko na siebie i sama muszę ze sobą to przedyskutować - nikt mi nie jest w stanie tyle czasu poświęcić i w dodatku być zdolnym do zrozumienia i dyskusji w każdym zakresie w którym mam potrzebę dyskusji...
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
Tornado odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Cholera jasna, ja pier**. Masakra, k***a po prostu masakra. Jak można dawać się tak niszczyć drugiemu człowiekowi? Przepraszam, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Jak nie mam w zwyczaju kląć, tak czasami po prostu potrzebuje wyrzucić z siebie - do siebie (chyba, że ktoś wyprowadzi mnie kompletnie z równowagi, a jest jedna osoba - mój mąż, który potrafi to perfekcyjnie i na zawołanie - wtedy zdarza mi się nie tylko do siebie coś powiedzieć) swoją złość, bo inaczej się duszę w niej. Jak radzicie sobie w takiej sytuacji? -
Nie mogę się pozbierać, skoncentrować... Mój dzisiejszy dzień jest i chyba pozostanie już do końca bardzo ciężki. Obawiam, się, że będzie na dodatek coraz gorzej. Chwilami mam ochotę przeklinać, mieć cały świat w... gdzieś i... Nie tak nie mogę. Dziecko potrzebuje matki, nie babci. W dodatku nie byłabym zgodna z samą sobą. Złamałabym obietnicę. Zadałabym jeszcze większy ból, i to nie tylko jednej osobie. Ale ja już mam na tyle dość, że po prostu zaczynam fiksować i nie wiek jak powrócić do równowagi. Wyrywa się dziś z moich myśli jedno wielkie POMOCY! A wiem, że pomóc mogę sobie tylko ja sama...
-
Coraz bardziej się go boję. Jego krzyku, jego prób kierowania wszystkimi moimi myślami, manipulacji, jego kombinowania... Nie wiem już jak mam się uspokajać, jak ogarniać wewnętrzną panikę... Sprawa ograniczenia praw rodzicielskich, wezwanie do sądu - zabrały mi przynajmniej już 6 dni z życia. Może byłoby mi łatwiej gdyby mały wrócił od babci - przy nim tyle bym o tym wszystkim nie myślała, byłabym skupiona na synku, a być może szarpałoby mną od wewnątrz jeszcze bardziej - wiedząc, że synkowi jestem potrzebna nie pozwalałabym sobie na wiele stanów i było by jeszcze gorzej... Mówią mi, że zbyt mocno męża bronię, że nie mam się bać walczyć o swoje - ale go ranię przy tym... Wiem, że jemu ranienie moich uczyć przychodzi lekką ręką i nic sobie z tego nie robi, ale ja jestem zbyt wrażliwa w tej miłości, nie potrafię być twarda i zimno podchodzić do tematu. (oczywiście mąż potrafi mi zarzucić oziębłość i brak empatii - ale czy on wie co mówi? obawiam się, że nie, że broni się w ten sposób od zburzenia swojego idealnego świata, który stworzył, w momencie gdy wskazuje mu w nim czarne plamy...) Za wszelką cenę chciałabym mu pomóc - może aż za bardzo? Nie wiem, nie potrafię sobie z problemem poradzić i coraz częściej nachodzi mnie myśl, by dać za przegraną i niech się dzieje co chce. Jemu z tym byłoby dobrze - ale dziecko i ja, stoczylibyśmy się w otchłanie najgorszych stanów psychicznych...
-
To się nazywa zadowolenie z życia Mnie się tam podoba. Kim jest dla Ciebie Matka Boska? (tzn. Jaki jest Twój do niej stosunek, co dla Ciebie znaczy?)
-
Ja o swojego również się boję, lakuda. Z tym że mój jest zaślepiony w sobie. Wymaga empatii choć sam nie wykazuje jej za grosz - czasami tylko udaje... Mam wrażenie, że wypowiedzieliśmy sobie dzisiaj wojnę. Strasznie mi z tym - bo nie lubię wojen, waśni, kłótni... Ciekawe, czy wróci szybciej, czy zostanie u matki tak, jak zamierzał... I czy - jak wróci - da mi choć trochę żyć... Rodzina... Najważniejsza jest dla mnie - ale czy my na pewno tworzymy rodzinę? Mam czasami ochotę stwierdzić, że jesteśmy ludźmi, którzy przypadkowo się spotkali, zauroczyli w sobie, zrobili dziecko i wzięli papierek, że są razem, mimo iż nic wspólnego ze sobą nie chcą mieć.... Męczy mnie to wszystko coraz bardziej.
-
Skoncentrować się na korzyściach, jakie przyniesie. ///sunset, każdy ma zalety, trzeba tylko głęboko w siebie zajrzeć i poszukać. U mnie jest to np. wrażliwość i chęć pomagania innym/// Co planujesz dziś dla siebie zrobić?
-
Chyba tak. Najpierw ciężko wstać tak wcześnie po weekendowym długim spaniu, a w pracy wszystko się nawarstwia... Jaka jest Twoja największa zaleta?