Skocz do zawartości
Nerwica.com

likerto

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez likerto

  1. Cześć! Czy jest tu ktoś, kto ma doświadczenie z intensywną terapią na oddziale dziennym w Warszawie? Szpital Wolski, Nowowiejska, Jagiellońska, Sobieskiego? Jak długo czekaliście na terapię?
  2. Ja nigdy nie miałam takich zadań... k123, i w jaki dzień czujesz się lepiej? Jak się zmuszasz czy odpuszczasz?
  3. likerto

    Witam serdecznie

    :) Trzymam Cię za słowo!
  4. likerto

    dzieńdobry

    Witamy, witamy!
  5. likerto

    brak celu

    Zgodzę się z sailorka. Myślę, że są osoby, które boją się/ nie chcą/ wstydzą pójść do lekarza i taka zachęta może im pomóc. Dlatego uważam, że doradzanie udania się do psychiatry ma sens. Ja osobiście nigdy nie miałam problemu ze zwróceniem się o pomoc do psychiatry - po prostu jak czuję, że jestem chora, to idę do lekarza. Bo traktuję depresję jako chorobę. Pójść przed samą sobą się nie wstydzę, ale niechętnie mówię o tym znajomym, w ogóle wstydzę się mówić, że przeżywam epizod depresyjny. Podsumowując - do psychiatry i na terapię chodzę bez problemu, ale niechętnie mówię o tym innym ludziom. Przed sobą samą się nie wstydzę, przed znajomymi tak. Za to kilka razy zrobiłam tak, że jak się dobrze poczułam to od razu odstawiłam leki... Po prostu czułam się zdrowa i byłam przekonana, że choroba już nie wróci... Po co mam brać leki skoro czuję się dobrze? Branie leków przeciw depresyjnych było dla mnie jak poczucie że jestem chora czy coś ze mną nie tak. No i odstawiałam wbrew zaleceniom lekarza.... Nie było to mądre i być może przez to, że nie zaleczyłam przeżywam nawrót zupełnie bez powodu... Podsumowując - rozumiem niechęć do leków i terapii, bo jak jestem zdrowa, to też ich nie chcę (choć ostatnio nauczyłam się brać przez rozsądek). A jak jestem chora, to wierzę, że leki mnie uzdrowią. Nigdy nie miałam skutków ubocznych ani się nie uzależniłam. Więc co mi szkodzi :) Hawking, gratuluję podjęcia eksperymentu. Może zaryzykujesz i pójdziesz jeszcze dalej? Życzę dużo zdrowia i wytrwałości!
  6. Cześć koniczynka2014! Nie znam się na nerwicy, ale opis powyżej brzmi dla mnie niepokojąco. Chyba bym zadzwoniła na pogotowie. Pozdrawiam ciepło i życzę Ci szybkiej poprawy i sił do pójścia do lekarza lub wezwania go do domu. Mam też nadzieję, że forum Ci pomoże. :*
  7. Właśnie, dlaczego? Ten wątek to piękny przykład na to jak można sobie pomagać, radzić, czerpać z forum. Przeczytanie go pozytywnie mnie nastroiło :)
  8. Mnie pomogła pogodzić się z rozstaniem z moim chłopakiem i po 5 latach przestać za nim tęsknić. Dzięki terapii pogodziłam się też z częścią moich ograniczeń, zaczęłam cieszyć się tym, co mam i przestałam zazdrościć. Poprawiłam też swoje relacje z bliskimi osobami i zrozumiałam, skąd może się brać moja chwilami zbyt duża ambicja i niezadowolenie z siebie... (historie rodzinne). Byłam na terapii przez trzy lata i to były trzy lata bez żadnych epizodów depresyjnych. Niestety po jakimś czasie znów zachorowałam... I to zupełnie bez powodu, nie zdarzyło się nic strasznego ani stresującego... Dwa miesiące temu znów wróciłam na terapię, ale nie wiem do końca nad czym pracować. Czuję się źle, nic mi się nie chce, mam ogromne trudności z podejmowaniem decyzji, ale zupełnie nie widzę przyczyny... Terapeuta widział ją w moich relacjach z ojcem, ale chyba już przestał, bo jakoś nie możemy do niczego dojść...
  9. likerto

    Witam serdecznie

    GMan, bardzo pozytywny post! Super, że masz coraz więcej siły. Trzymam za Ciebie kciuki i pozdrawiam. ps.: Lubię Szczecin, spędziłam tam kiedyś bardzo miłe cztery dni. Pozdrów ode mnie Odrę, port, tramwaje i wszystkie szczecińskie place!
  10. Cześć! Teraz już rozumiem. U mnie po stronie "chciałabym" nadal jest wszystko to samo, co przed chorobą. Gorzej z realizacją. Nie rozumiem, dlaczego tak wielu rzeczy mi się nie chce... Choć trochę rozumiem -- narobiłam już sobie tyle zaległości na studiach, w stowarzyszeniu, w którym działam (dziwię się, że mnie jeszcze nie wyrzucają...) i w życiu towarzyskim, że sama myśl o tym, że nie jestem w stanie ich nadrobić, demotywuje mnie do jakiegokolwiek działania... Do tego straszna senność, ogromne trudności z planowaniem i podejmowaniem decyzji, smutek bez powodu... Nie jestem co prawda w tak złej sytuacji, żebym uważała, że wszystko jest bez sensu i nie chciała żyć, ale przez chorobę straciłam wiele moich planów i marzeń, a przez to żyję w niepewności, co będzie dalej. Niedługo kończy się mój ostatni semestr studiów. Planowałam go jak najlepiej wykorzystać -- pracować z dziećmi, pisać magisterkę, przygotować projekt na studia doktoranckie, zdobywać doświadczenie w prowadzeniu szkoleń, a przez to wszystko jeszcze bardziej poczuć, że jestem już gotowa do skończenia studiów i pewna, że poradzę sobie w dorosłym życiu (w listopadzie, grudniu naprawdę tak myślałam, dużo pracowałam, ta praca sprawiała mi przyjemność, a poza tym czułam się taka szczęśliwa...) Niestety choroba uniemożliwiła mi realizację moich planów, nie jestem w stanie pracować w przedszkolu, tak jak planowałam, nie zrobiłam projektu, nie wywiązuję się z moich obowiązków w stowarzyszeniu. Chwilami to, że ktoś coś ode mnie chce, mnie przeraża... Najchętniej oderwałabym się od wszystkiego, zapomniała o problemach i zaległościach (których na razie nie jestem w stanie nadrobić i które wciąż powstają) i cały dzień spała, oglądała filmy, chodziła na spacery, niczym się nie przejmując... Ale trzeba żyć dalej, wywiązywać się ze zobowiązań, odbierać co jakiś czas telefony i maile, podejmować decyzje, chodzić na zajęcia i spotkania, których strasznie mi się nie chce... To właśnie rozumiem przez "zmuszanie"... ---> że mam ochotę oglądać film albo spać, ale "zmuszam się" (czasem) do pracy... (i to takiej, do której jeszcze trzy miesiące temu siadałam z przyjemnością). Ech, mogłoby mi już się zacząć chcieć!
  11. likerto

    Moja nerwico-depresja ;)

    :) :) :) I żadnego zmarnowanego życia!
  12. Cześć, dokument ubezpieczeniowy - wydaje mi się, że odkąd jest EWUŚ to go nie potrzeba. Dajesz dowód lub legitymację i po peselu sprawdzają, czy jesteś ubezpieczony. W tym systemie widać TYLKO info o ubezpieczeniu i nie pozostaje tam ślad, czy chodzisz czy nie do lekarzy, a jak tak to gdzie i do jakich. Nie bój się, że ktoś może się dowiedzieć o Twojej wizycie u psychiatry. Byłoby to naprawdę trudne. Wszystkie placówki i ich pracowników obejmuje tajemnica lekarska/ zawodowa. Gdybym ja dostała nazwisko jakiejś osoby i chciała sprawdzić, czy się kiedyś leczył u psychiatry albo u laryngologa, to szczerze mówiąc nie wiem, jak i gdzie miałabym tego szukać :) Trzymaj się!!!!
  13. Cześć, 20-letnia studentko! Na tym forum znajdziesz sporo osób, które mają podobne problemy. Myślę, że napisanie tu, to już krok do przodu w pomaganiu sobie! Jestem przekonana, że da się zrobić parę rzeczy, dzięki którym Twój stan się poprawi. Przede wszystkim polecam wizytę u psychiatry, bo warto poszukać pomocy u specjalisty. Pozdrawiam ciepło!
  14. likerto

    Poniżenie

    Ola, może to nic odkrywczego, ale gorąco polecam Ci udanie się na terapię. Myślę, że przede wszystkim warto poszukać przyczyn Twojej nadwrażliwości, powracających przykrych myśli i negatywnego postrzegania siebie. Możliwe, że jak je sobie uświadomisz i przeanalizujesz, będzie Ci dużo łatwiej i poczujesz, że jesteś naprawdę wartościową osobą. Samo mówienie sobie "jestem piękna i mądra" może nie wystarczyć. Warto dotrzeć do źródeł złych myśli i uświadomić sobie, że nie są one obiektywną prawdą, a wynikiem różnych wydarzeń/ relacji, które przeżyłaś w przeszłości. Znam dziewczynę, która borykała się z podobnymi problemami i terapia jej pomogła. U Ciebie też to może zadziałać!
  15. Nie zmuszać się? U mnie to chyba właśnie to, co powinnam robić. Może zmuszać się to złe słowo... Chodzi o to, żeby podejmować różne aktywności mimo, że mi się nie chce. To chyba nie pogłębia depresji, a może nawet zapobiega pogłębieniu?
  16. Bardzo mi się podoba ten pierwszy obraz. Jest bardzo pomysłowy. Widziałabym go na jakimś plakacie/ pocztówce promującej walkę z depresją albo uwrażliwiającej społeczeństwo na problem depresji. Grafika prosta, pomysłowa i wzbudzająca emocje, świetnie mi pasuje na plakat. Nie ma gdzieś jakiś konkursów na coś takiego?
  17. Dzięki tomekn! Pozytywnie mnie nastroił Twój post! Nie na tyle, żeby pisać pracę, ale sprzątnęłam wreszcie pokój i zrobiłam pranie, a to duży krok do przodu. :) Odpisałam też na ważnego maila, do którego się zbierałam przez 5 dni. Zerknęłam na kilka Twoich postów, dużo w nich wsparcia dla innych ludzi. Chyba jesteś dobrym duchem tego forum, co? Ze mnie słaba pacjentka depresyjna, bo wcale nie mam ochoty się zmuszać i robić rzeczy, które nie sprawiają mi przyjemności... Chciałabym pozbyć się już tej choroby!
  18. Dzięki kociara! Może rzeczywiście będę czasem coś pisać, to trochę pomaga. Ściskam mocno!
  19. Drodzy! Już wiele razy próbowałam napisać coś na forum, zaczynałam tworzyć post, ale nie kończyłam i nie wysyłałam. Ta sytuacja chyba dobrze obrazuje moją chorobę. Prawdopodobnie cierpię na nawracającą depresję... W zeszłym roku przeżyłam ciężkie rozstanie, a po nim dość długi epizod depresyjny - myśli samobójcze, dużo objawów somatycznych, lęki, a przede wszystkim niezdolność do pracy. Choroba ustąpiła po 3 miesiącach - z początkiem wakacji poczułam się dobrze, pracowałam, szkoliłam się, cieszyłam wolnym czasem, a w październiku wróciłam na studia, świetnie sobie na nich radziłam, sporo pracowałam i żyłam pełnią życia, bez cienia niepokojących objawów. Bardzo też dbałam o siebie i starałam się, zapobiec nawrotowi choroby - brałam podtrzymująco lek, byłam w grupie terapeutycznej dla osób doświadczających trudności w bliskich relacjach. Tak więc żyłam sobie szczęśliwie (może nawet za szczęśliwie?) aż tu nagle TRACH! Z początkiem stycznia napadła mnie nadmierna senność, brak motywacji do wykonywania dotychczasowych obowiązków, zanik odczuwania radości z rzeczy, które dotychczas mi ją sprawiały. W połowie stycznia poczułam, ze jest już naprawdę źle - zaczęłam mieć trudności z mówieniem, pisaniem, wszystkim co wymaga jakiejkolwiek twórczości. I tak choroba trzyma mnie już od ponad dwóch miesięcy i nie chce opuścić. Biorę lek, chodzę na terapię, staram się walczyć, zmuszać się do różnych aktywności i nic... Czuję ogromną bezradność wobec choroby, jaki i wobec wielu rzeczy, które dotychczas nie sprawiały mi problemu - nie potrafię nic zaplanować, podejmować decyzji, napisać maila, załatwić prostej sprawy, nie mówiąc już o pisaniu prac zaliczeniowych czy pracy magisterskiej. Za to napisałam posta! Wiecie ile razy próbowałam już to zrobić.... Może to jakiś krok do przodu :)
  20. likerto

    SSRI-temat ogólny

    XD to będzie coś zupełnie innego !!! zmiana o 179st. A tak poważnie to na co się leczysz ? "Rdzeń roboczy" wenlafaksyny , sertraliny jest ten sam, te leki tak działają nie czujesz lęku, pustki, nie czujesz też miłości, dumy i innych super ekstra podniosłych uczuć - a czy to sertralina, czy wenla, czy paro to ma takie znaczenie jak ....... ...... no potem dopisze bo mi nic nie przychodzi do głowy Hmmm, leczę się na depresję... Kurcze, może powinnam powiedzieć lekarzowi, że chciałabym co innego.... Nie mam takich objawów, jak lęk... Raczej niechęć do kontaktu z ludźmi, brak energii do działania, trudności w podejmowaniu decyzji, obojętność.... :/
  21. likerto

    SSRI-temat ogólny

    Dzięki! Byłam wczoraj u lekarza i dostałam wenflaksynę (Alventa). Ciekawe, jak zadziała...
  22. likerto

    SSRI-temat ogólny

    Cześć! Dla mnie też to jest bardzo ciekawe. Od kilku tygodni moje objawy to uczucie obojętności, nic-nie-robienie, niechęć do kontaktu z ludźmi, trudności w podejmowaniu decyzji, problemy z tworzeniem (tekstu, maila, wypowiedzi). Nie ma natomiast szczególnego cierpienia, lęku, płaczu, poczucia beznadziejności, żadnych fizycznych dolegliwości. Tylko uczucie "wszystko mi jedno", "nie wiem co zrobić", "nie wiem, co powiedzieć". Biorę Asentrę, 150 mg. Może powinnam dostać inny lek? Może Asentra nie zwalcza moich problemów, ale je pogłębia?
  23. likerto

    Miał ktoś z was tak ?

    Cześć, ja też mam podobnie. Cierpię na depresję. W ciągu ostatnich siedmiu lat przeżyłam cztery stany depresyjne trwające po kilka tygodni. Teraz znów mnie dopadło i długo dziwiłam się, że jest inaczej niż zwykle. Dotychczas w takim stanie czułam ogromne cierpienie i złość na to, że nie mam siły i energii do działania. Teraz, podobnie jak eunika i asclub czuję obojętność albo nie czuję nic. Dziwię się, że cierpienia i złości jest we mnie tak mało... Nie mam na nic ochoty, mogę godzinami siedzieć i nie robić nic albo tracić czas na chodzenie bez celu po mieszkaniu, oglądanie seriali, przeglądanie stron w internecie. Messiah ma rację, trzeba zmuszać się do aktywności. Ja zmuszam się do spacerów, drobnych prac domowych, trochę też czytam. Trudno mi jednak zmusić się, do pisania prac zaliczeniowych na studia i pracy nad magisterką. Trudno mi też zmusić się do kontaktu z ludźmi, rozmowy. Czasem się z kimś spotykam, ale wtedy przede wszystkim słucham, w ogóle się nie odzywając. Decevante, fajnie czytać, że z tego wyszłaś :) Jak to zrobiłaś? :)
  24. Lilith81, mam te same leki. Z tym, że Asertin 100mg, Lamitrin 50 mg. Przeżyłam epizod depresyjny, który trwał trzy miesiące. Wydawało mi się, że to strasznie długo, bo bardzo wierzyłam w te magiczne 2 tygodnie z ulotki, po których ma być lepiej... A u mnie długo nie było żadnej poprawy... Ale jak zwiększyłam Lamitrin z 25 do 50mg, to wreszcie coś się zaczęło dziać. Teraz czuję się już w 99% dobrze i wróciłam do pracy :)
  25. eurydyka1, mnie też jest dużo raźniej gdy czytam, że ktoś ma podobnie. To nie jest fajne czuć, że nie ma się co ze sobą zrobić. Ja miałam kilka takich dni, kiedy od rana do wieczora oglądałam telewizję albo czytałam mało wymagające acz wciągające książki (np. Harry Potter po raz n-ty, Jeżycjada). Obejrzałam też sobie w internecie dwie serie Top Model :) To mi naprawdę pomagało, bo odrywałam się zupełnie od rzeczywistości.
×