mam na imię Mika, mam 17 lat. niedawno stwierdzono u mnie depresję. opowiem wam krótko o sobie. od kiedy tylko pamiętam mój ojciec pił i bił moją matkę. od urodzenia musiałyśmy z mamą i siostrą przed nim uciekać. kiedy miałam 8 lat rodzice się rozwiedli. kiedy miałam 12 lat moja ukochana wówczas 20 letnia siostra popełniła samobójstwo. kiedy miałam 14 lat mój ojciec zachlał sie na śmierć. w zeszłym roku miałam pierwszy epizod depresji, brałam wtedy asentrę, ale niedługo po rozpoczęciu leczenia zaczęło się poprawiać więc ją odstawiłam i zaprzestałam terapię. teraz od 4 miesięcy mam ciągłe myśli samobójcze, kaleczę się. nie mogę spać, jeść, nie potrafię się cieszyć. postanowiłam iść do psychologa. trafiłam do przecudownej Basi. ona skierowałam mnie do psychiatry. ona stwierdziła mi depresję i powiedziała, że jestem niebezpieczna dla siebie i powinnam iść do szpitala. nie zgodziłam się. przepisała mi depakin chromo 300 i zoloft. nie mam wiary. nie chcę żyć. ale jeszcze gdzieś tli się resztka nadziei... mam przyjaciół, nienawidzę siebie za to, że nie mam siły, walczyć dla nich. jest jeszcze muzyka, którą kocham ponad wszystko. ale ona już nie napawa mnie optymizmem, nie tłumaczy, że trzeba walczyć. słucham tylko dla zabicia nudy... czuję się nieobecna... czuję się pusta... każdy dzień jest taki sam... mam ludzi, którzy mnie kochają, ale jednocześnie czuję sie cholernie samotna... nie mam siły, nie mam wiary... codziennie siebie pytam po co tu jeszcze jestem...
dziękuję tym, którzy mnie wysłuchali.