Skocz do zawartości
Nerwica.com

refren

Użytkownik
  • Postów

    3 901
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez refren

  1. Kurcze, ale z drugiej strony nie przysięga się wiary katolickiej tylko ślubuje się drugiej osobie miłość, wierność i tak dalej. Niektórzy chcą to zrobić przed Bogiem z szacunku dla drugiej osoby i z poczucia ważności tego, co właśnie robią.
  2. A kto się hajta z Bogiem? Nauki są o małżeństwie, a nie o tym co przed. Jeśli się bierze ślub kościelny, to dobrze się dowiedzieć, co to znaczy i co Kościół mówi o małżeństwie. Zresztą są też wizyty w poradni rodzinnej, są jakieś metody warsztatowe, że narzeczeni rozmawiają o ważnych kwestiach, oczekiwaniach, robią jakieś zadania. Generalnie jeszcze mam to przed sobą, ale z tego co widzę, to są trzy rodzaje nauk do wyboru. iiwaa, jeśli ktoś nie traktuje religii zbyt poważnie i jeśli partnerowi na tym nie zależy, to nie ma co na siłę brać kościelnego, popieram.
  3. Nie wiem czy Kościół sprzyja, to raczej wynika z oczekiwań rodziny i tego, do czego wszyscy przywykli. No i ten ! [videoyoutube=gRdfX7ut8gw][/videoyoutube]
  4. Tak, wszyscy to wiemy. wiejskifilozof, ja też nie widzę związku, wciąż mnie potrafisz zaskoczyć swoimi "mądrościami".
  5. Dlaczego mężczyźni coraz częściej bojkotują małżeństwo? Moim zdaniem dlatego, że teraz jest to akceptowalne i powszechne, że ludzie uprawiają seks i mieszkają ze sobą bez ślubu, więc małżeństwo niesie ze sobą niewielką wartość dodaną. Z kolei z czasem pojawiają się problemy w związku, jeśli ludzie się pobrali, to raczej całą energię wkładają w szukanie porozumienia, jeśli nie, to tylko część, bo jednocześnie rozważają zmianę partnera. Zanim się pobiorą, kończy się pierwsza, najprzyjemniejsza faza związku (zakochania). Po drugie, obecnie nie ma stabilnego wzorca męskości, za atrakcyjnych uważa się wiecznych singli, playbojów, którzy nie traktują życia zbyt serio, dbają o swoje potrzeby (czytaj są egoistyczni). Kobiety wymagają też od mężczyzny wielu sprzecznych rzeczy, ma być jednocześnie ostoją, silnym samcem, z drugiej strony ma być empatyczny, elastyczny, zdolny przejąć zajęcia kobiety, iść na tacierzyński, akceptować feminizm. Można się pogubić. Jest też mało męskiego wsparcia jeśli chodzi o odpowiedzialność, zakładanie rodziny, koledzy wolą mieć kumpla od piwa i meczy, a ojciec niekoniecznie jest autorytetem. Po trzecie, ślub jest coraz bardziej skomplikowanym przedsięwzięciem i drogim, przygotowanie do niego trwa do roku, jest wiele wymagań i stresów, aby przejść przez cały proces, trzeba długo czasem oszczędzać na wesele. Po czwarte ślub może skomplikować życie, nie wystarczy się rozejść, trzeba się stawić przed sądem, kobiety nieraz po ślubie tratują mężczyzn jak bankomat, a jeśli chodzi o dziecko, to zawsze jest przyznane matce, facet ma bulić alimenty, nawet jeśli wcale nie chciał się rozwieść. Mimo to wielu mężczyzn nie bojkotuje, chęć posiadania rodziny to wzorzec uniwersalny, każdy, przynajmniej w dzieciństwie zakłada, że jego życie tak się właśnie potoczy.
  6. Asia015, dla mnie ten chłopak to typowy przykład lęku przed bliskością. Osoby bojące się bliskości chętnie angażują się w związki, które są po części fikcją: na przykład związki na odległość, związki z osobą, która kogoś ma (chłopaka, dziewczynę, męża, żonę). Kiedy druga osoba nie jest w pełni dostępna, czują się bezpiecznie i rozpędzają się uczuciowo, wydaję się bardzo zaangażowane, nawet wpadają w obsesję na puncie drugiej osoby, uwodzą, bombardują uczuciami. Problem się zaczyna, kiedy znikają bariery, związek przestaje być na odległość, dziewczyna porzuca dotychczasowego chłopaka lub męża i wydaje się, że może być z nowym. Wtedy osoba bojąca się bliskości wpada w panikę, czuje się uwięziona, czuje lęk. Takie osoby zachowują się w sposób niezrozumiały i raniący, bo same doświadczają sprzecznych uczuć, z jednej strony mają duże potrzeby emocjonalne: bliskości, czułości, namiętności, z drugiej strony boją się prawdziwego związku. Kiedy są w fazie fantazjowania, a związek nie jest realny, czują się komfortowo i mogą zapomnieć o swoim lęku, wydaje im się, że są gotowe, by być z kimś. Potem się to zmienia. Są scenariusze, które powinny niepokoić: to, że relacja bujnie się rozwija, choć jest tylko na odległość, to że ktoś bardzo szybko przechodzi do kolejnych etapów, jest aż nazbyt zajęty partnerem, zamęcza smsami, robi wyznania, jest romantyczny, chce razem zamieszkać, prawie się oświadcza. Łatwo jednak może nastąpić zwrot, włącza się drugi biegun: biegun ucieczki, tak samo szybko, jak delikwent się angażował, tak samo szybko ucieka. Kiedy związek ma szansę być na poważnie, takie osoby nie są w stanie sprostać wysokiemu poziomowi bliskości, jaki same nakręciły, wziąć odpowiedzialności za uczucia drugiej osoby, które wzbudziły w pierwszej fazie.
  7. A jeśli kobieta jest ok, to winę częściej (nie zawsze) ponosi facet. /Paulo Coelho/
  8. Czekam na dzień, kiedy ktoś napisze, że na lekach żyje mu się ok, albo że nie bierze leków i jest normalnie. A nie ciągle ten tragiczny wybór między młotem a kowadłem. Ja biorę leki i żyję na pół gwizdka, więc nie napiszę, że jest ok, też nie lubię tego przymulastego stanu, choć wolę go niż depresję z natręctwami czy stan mieszany. To są mocne powody. Kiedyś Twoje szaleństwo maniakalne się musi skończyć i ważne, żebyś nie został z kupą gruzów. Bo jeśli będziesz musiał walczyć z chemią mózgu i depresją w przyszłości, to naprawdę nie będzie Ci łatwiej, jeśli będziesz miał do tego problemy z prawem, stracisz bliskie osoby, skompromitujesz się przed różnymi znajomymi ludźmi. Bo na to już nie będzie żadnej tabletki, to będzie bolało i rodziło strach bez względu na to, ile leków się najesz, więc leczenie będzie prawie beznadziejne.
  9. Oczywiście wiesz, że żeby zadziałały trzeba kilku tygodni, a kwetiapina działa antymaniakalnie od 300 mg na dobę. To mnie właśnie irytuje, żyję sobie grzecznie, wyrosłam z wieku imprez, dragów nie brałam, alkoholu nie nadużywałam, nawet trawki nie paliłam, kiedy wszyscy wokół to robili, a i tak miewam stany jak po narkotyku z chrzanioną spalającą rozsadzającą euforią, która przechodzi w niepokój. Jak żyć? To niesprawiedliwe
  10. iiwaa, możliwe, ale też chodzi o to, żeby za dużo od siebie nie wymagać, kiedy się jest w dołku po rozstaniu czy przy próbie rozstania, będzie łatwiej, ale potrzeba troszkę czasu ( o ile zamknie się sprawę). I komuś może być lepiej, kiedy po prostu będzie leżeć i oglądać seriale, a komuś jeśli znajdzie jakieś wyzwanie.
  11. Masz wybór czym zapełnić tę pustkę, może jednak coś konstruktywnego? Relaks, znajomi, zainteresowania, budowanie swojego "ja"?
  12. Z melisą żartowałam, chodziło mi o to, że jeśli nie bierzesz leków, to powinieneś szukać sposobów alternatywnych albo uznać bezsilność wobec choroby i wrócić do leków. No ale widzę, że wzlot się musi skończyć j-em w ziemię, czego życzę jak najpóźniej, o ile nie robisz długów, dzieci i takich tam.
  13. Nie rozumiem, czemu wątek "Jak rozpoznac, ze mezczyzna wypalil sie w zwiazku" został zablokowany i trafił do offa? Dziewczyna pisze o tym, co ją niepokoi w związku, ludzie snują jakieś rozważania, jak zwykle, kiedy rzecz dotyczy relacji damsko-męskich. Wkleiłam całkiem przyzwoite opracowanie na temat etapów w związkach, pułapek i co można zrobić, żeby związek się nie wypalił. Jeśli do czegoś służy forum o dumnej nazwie "psychologiczne", to chyba do tego, żeby takimi rzeczami się dzielić. Inne wątki, jak aktywny teraz "relacje z mężczyznami", gdzie ludzie piszą o tyłku Maryni, sobie wiszą lub wisiały. Nie rozumiem, chyba jakiś moderator jest nadgorliwy dziś.
  14. A, i spać po dobranocce, działa na depresję, to może i na manię. http://www.dwubiegunowa.net.pl/2014/02/17/leczenie-depresji-poprzez-regulacje-rytmow-dobowych/ Poza tym: http://marinex.com.pl/specjalisci/zywnosc-medyczna/schizofrenia/?gclid=CNKw16mrr9ACFUxfGQodDlENIg A jak Ci przejdzie w depresję, to antyoksydanty, kurkuma, rozmaryn i cynk http://instytut-mikroekologii.pl/wp-content/uploads/2016/07/Od-Jelit-Do-Depresji.pdf
  15. Monster6, jesteś zaburzony jak cholera. Jeśli chcesz się trzymać bez leków (co przestaje mieć sens, chyba że go uparcie widzisz), to może powinieneś próbować się wyciszyć w inny sposób, jakaś relaksacja, medytacja, modlitwa, smutna czy spokojna muzyka, intensywny ruch, twórczość. Jeśli nie będziesz próbował alternatywnych sposobów względem leków, to medycyna nie zrobi postępu. Meliskę chociaż pij. Raczej muszą.
  16. refren

    ot

    Fragment mojego skryptu ze studiów: Bogdan Wojciszke (1993) opisuje sześciofazowy model rozwoju bliskiego związku dwojga ludzi. Koncepcja ta zakłada istnienie progowego, krytycznego natężenia każdego ze składników miłości. Jeśli natężenie danego składnika znajduje się poniżej wartości progowej, składnik ten nie liczy się przy orzekaniu o charakterze związku. Jeśli jego natężenie przekroczy tę wartość, składnik zaczyna występować w związku jako istotna właściwość. Fazy związku opartego na miłości to: faza 1 — zakochanie (występuje tu tylko namiętność), faza 2 — romantyczne początki (namiętność i intymność), faza 3 — związek kompletny (namiętność, intymność i zaangażowanie), faza 4 — związek przyjacielski (intymność i zaangażowanie, bez namiętności), faza 5 — związek pusty (zaangażowanie, ale już bez intymności), faza 6 — rozpad związku (wycofanie nawet zaangażowania). Faza 1 — zakochanie Jeżeli wszystkie trzy składniki miłości zaczynają się rozwijać równocześnie w momencie poznania nowej osoby, to namiętność pojawi się najszybciej — jako dominująca cecha uczucia. Stan ten można nazwać zakochaniem, które jest ślepe, krótkotrwałe i dające poczucie szczęścia doznającej go osobie. W opisy takiej namiętności bogata jest literatura. Zakochanie nie musi być jednak pierwszą fazą miłości, bo namiętność może pojawić się po długiej znajomości i być efektem trwającej intymności (np. zakochanie się w sobie starych przyjaciół). W naszej kulturze najbardziej jednak typowy obraz miłości to rozpoczynająca się zakochaniem miłość od pierwszego wejrzenia. Faza 2 — romantyczne początki Jeśli zakochanie spotyka się z odwzajemnieniem, naturalną konsekwencją namiętności jest rozwój intymności między dwojgiem ludzi. Faza ta również jest raczej krótkotrwała, ponieważ połączenie silnej namiętności z łagodnym rozwojem intymności wzbudza skłonność do podtrzymania tak przyjemnie rozpoczętego związku. Pojawia się więc decyzja partnerów o zaangażowaniu w utrwalenie tej relacji, która z czasem przekształca się ze związku romantycznego w kompletny, czyli dojrzałą miłość. W sztuce często miłość romantyczna przedstawiona jest jako jedyne warte zainteresowania uczucie. Tymczasem większą część życia kochamy swych partnerów w sposób bardziej kompletny, a zatem w świetle powyższej terminologii „nieromantyczny”. Stereotyp romantycznej miłości kreowany przez kulturę zawiera w sobie przekonanie, że na miłość oddziaływać nie należy, że dzieje się niejako sama i tylko wtedy jest autentyczna. Skutki kierowania się tym stereotypem mogą być zgubne... Realizm, rozsądek i celowa dbałość o związek nie tylko miłości nie niszczą, ale są konieczne do jej rozwoju i trwania. Faza 3 — związek kompletny Większość nawiązywanych przez ludzi związków nie wykracza poza fazę romantycznych początków — miłość romantyczna może przeminąć i/lub brakuje zaangażowania w tworzenie trwałej relacji. Niezbędne do pojawienia się zaangażowania, które prowadzi do związku kompletnego, są silna namiętność i intymność, czyli przeżywanie miłości romantycznej. W fazie miłości kompletnej pojawiają się silne emocje — zarówno pozytywne, jak i negatywne. Faza ta kończy się — niekoniecznie całkowitym, lecz jednak — zanikiem namiętności, poniżej poziomu oznaczającego jej dominację. Jest to zjawisko naturalne, a akceptacja tej prawdy — według Bogdana Wojciszke (1993) — może uchronić wiele par od goryczy rozczarowań i rozstań. Jest jednak możliwy ponowny wybuch namiętności w tym samym związku, szczególnie jeśli utrzymany zostanie wysoki poziom intymności. Znane są przecież małżeństwa zawierane powtórnie po rozwodzie... Faza 4 — związek przyjacielski Związek w tej fazie opiera się na intymności oraz zaangażowaniu i jest to najdłuższa spośród satysfakcjonujących faz relacji między dwojgiem ludzi. Jej przedłużenie zależne jest od chęci i umiejętności obojga partnerów. Partnerzy stoją przed problemem spadku intymności, a więc utrzymaniem wzajemnej bliskości, zaufania i przywiązania. Intymność gaśnie za sprawą egoizmu, agresji, braku wsparcia czy zdrady. W udanym związku na partnerów czyhać może wiele pułapek, np.: — pułapka dobroczynności, która polega na tym, że stałe i wzajemne ofiarowywanie dobra oraz unikanie wyrządzania krzywd prowadzi w miarę trwania związku do tego, iż zdolność do sprawiania partnerowi przyjemności maleje, wzrasta zaś zdolność do sprawiania mu bólu, — pułapka bezkonfliktowości, polegająca na tym, że stałe unikanie konfliktów w imię utrzymania wspólnoty w zakresie uczuć i działań prowadzi do zaniku tej wspólnoty, — pułapka obowiązku, polegająca na tym, że systematyczne podpieranie własnych uczuć do partnera poczuciem obowiązku może prowadzić do ich zaniku, — pułapka sprawiedliwości, polegająca na tym, że domaganie się przede wszystkim sprawiedliwości we wzajemnej wymianie „świadczeń” przez partnerów sprowadza się głównie do odwzajemniania zachowań negatywnych (a więc sprawiedliwości typu „oko za oko, ząb za ząb”). W pułapki te ludzie wpadają w imię wysiłków podejmowanych w celu poprawienia jakości związku lub utrzymania go. Nie muszą się one zdarzyć oczywiście każdej parze, jednak dróg do destrukcji związku wydaje się więcej niż sposobów na jego utrzymanie. Faza 5 i 6 — związek pusty i jego rozpad Jak pisze Bogdan Wojciszke: „Niekonieczny, choć prawdopodobny i częsty, zanik intymności doprowadza miłość (a raczej byłą miłość) do fazy związku pustego, którego jedynym elementem jest występowanie motywacji i zachowań nadal podtrzymujących ów związek” (Wojciszke, 1993: 28). Związek w tej fazie narażony jest na rozpad, jeśli w życiu jednego z partnerów nadarzy się okazja na stworzenie nowej intymnej relacji, co jest tym bardziej prawdopodobne, że atrakcyjność takiego związku jest niewielka. Ponadto zanik intymności w związku obecnie uważany jest coraz częściej za wystarczającą przyczynę rozwodu. Choć wiele związków istotnie kończy się fazą pustą i rozpadem, wcale nie musi tak być. Partnerzy mogą bowiem wiele zrobić dla utrzymania satysfakcjonującej ich relacji przez podtrzymywanie intymności i unikanie zagrażających jej pułapek. Wymaga to jednak wysiłku i mądrości obojga parterów. Myślenie wcale nie zabija uczuć, wręcz przeciwnie — pozwala im przetrwać. Jak wobec tego powinna funkcjonować para, żeby nie dopuścić do dwóch ostatnich faz relacji? Zdaniem Dolores Curran partnerzy w zdrowej parze: 1. Uważają stres za normalną część życia rodzinnego — mają realistyczne oczekiwania wobec siebie i nie porównują życia rodzinnego do ideału. Problemy uważają za naturalne i wypracowują wciąż nowe sposoby radzenia sobie z nimi. 2. Dzielą się uczuciami i rozmawiają ze sobą — niektóre pary zamiast mówić o swoich uczuciach, wybuchają gniewem, raz na jakiś czas wyrzucając z siebie nagromadzone emocje. Ludzie boją się zranienia, lekceważenia lub braku reakcji na ich otwartość, tymczasem podjęcie ryzyka dzielenia się uczuciami zwykle bardzo się opłaca. Miłości zaczyna wtedy towarzyszyć przyjaźń i bliskość, którą możemy w terminologii Sternberga nazwać intymnością. 3. Rozwijają umiejętności rozwiązywania konfliktów i radzenia sobie z trudnościami — jeśli parze brak umiejętności potrzebnych do rozwiązania konfliktu, np. w sprawie pieniędzy, dzieci czy obowiązków domowych, może dojść do rozpadu związku. Partnerzy powinni więc wciąż na nowo zbierać i obmyślać sposoby radzenia sobie z trudnościami, a nie polegać na jednym lub dwóch, często mało skutecznych. 4. Korzystają ze wsparcia innych osób i otoczenia społecznego — zdrowa para docenia wsparcie rodziny i przyjaciół, a nie traktuje go jako dowodu na brak umiejętności radzenia sobie z kłopotami. Wie, że fałszywe jest przekonanie, iż rodzina powinna sama radzić sobie ze swoimi problemami. 5. Mają zdolność adaptacji — młodych małżonków czeka wiele zmian, choćby zmiana miejsca zamieszkania, pracy, przyjście na świat dzieci... Pojawia się też konieczność zaakceptowania swoich różnych przyzwyczajeń i potrzeb. Zdolność przystosowania się jest cechą rodzin skutecznie radzących sobie ze stresem (Curran, 2000). Nie ma uniwersalnego przepisu na udany związek, jednak znajomość powyżej opisanych treści może pomóc w stworzeniu takiej relacji, w której z naturalnymi trudnościami i problemami będzie można radzić sobie w konstruktywny sposób.
  17. refren

    ot

    To że ktoś jest spokojny i nie krzyczy nie znaczy wcale, że jest z nim łatwo żyć, dorosły człowiek powinien jakoś wyrażać swoje emocje, potrzeby, komunikować się. Czasem dobrze nie ulegać emocjom, o ile to nie jest budowanie muru. Odnośnie pytania w tytule - okropna generalizacja, zakładająca 1. że wszyscy mężczyźni są podobni 2. że jeśli coś jest nie tak w związku, to ktoś się "wypalił" Jak powiesz coś więcej, to się dopiero będzie można do tego odnieść.
  18. Tella, skoro nadal chcesz mieć kontakt ze swoim mężem, jego "budującymi" wypowiedziami na Twój temat i agresją, to po co się wyprowadzałaś z domu? Po co się mierzysz z różnymi trudnościami, opłacasz pokój, skoro i tak masz to samo i te same złe emocje? To jedyne co można napisać, a czego innego oczekujesz? To jest silniejsze od Ciebie dopóki w to wierzysz. W istocie nie jest silniejsze. I do czego chcesz wracać, skoro facet nawet przez telefon Cię poniża i mówi, że mu dobrze bez Ciebie?? Litości, dziewczyno, masochizm ma jakieś granice. Potrzebujesz terapii. TY, nie Twój mąż, bo nie masz na niego wpływu, tylko na siebie. No chyba że jeszcze za mało Ci dopiekł i chcesz więcej, może musi Cię zacząć bić.
  19. Co mnie obchodzi jak on na to reagował. Nie jesteś służącą i już. A Ty się uspokoiłaś? Najgorsze, że ciągle piszesz o nim, nie mogę już tego czytać.
  20. Tella, skoro on nie widzi w sobie żadnych błędów, to naprawdę nie ma szansy, że coś się zmieni, przynajmniej teraz. Reagowanie agresją na jakiekolwiek uwagi zdecydowanie nie jest normalne i uniemożliwia dialog, porozumienie bez którego małżeństwo nie może funkcjonować. To nie jest Twoja wina, że było źle, sprzątanie i gotowanie nie są najważniejsze w związku, nie jesteś służącą, a poza tym robiłaś co trzeba, tylko Twój mąż obwiniał Cię o wszystko, a ma dysfunkcyjną osobowość. Najlepiej nie pisz na razie i nie dzwoń do niego, bo przez to przeżywasz wszystko na nowo, uaktywniają się w Tobie negatywne emocje, czujesz się źle, tracisz dystans, który złapałaś w międzyczasie. Nic dobrego ani pocieszającego od niego na razie raczej nie usłyszysz.
  21. Czemu to jest takie piękne? [videoyoutube=Pz03nPy_gMo][/videoyoutube]
  22. Lepiej pić z kimś, jeśli już i na przyszłość niech ten ktoś zabierze Ci telefon. Uważaj też, bo zapijanie smutków może się skończyć nałogiem. Nie należy pić po coś. Najlepiej sobie planuj miłe rzeczy na weekend, kino, spacer, spotkanie z koleżanką, cokolwiek. I olej dziada. Będzie lepiej.
×