Skocz do zawartości
Nerwica.com

Selenhe

Użytkownik
  • Postów

    210
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Selenhe

  1. Sama od siebie wraca, np. pod wpływem nadmiernego stresu.
  2. Mnie się nerwica nasila przy zwykłym okresie
  3. Nerwica lubi wracać...
  4. Dorzuć do tego tynkowanie, gipsowanie, stawianie ścianek działowych, robienie boazerii, odnawianie mebli, kładzenie gumolitów, kitowanie okien i.t.d. Faktycznie kto wie, czy nas czasem ta koparka nie czeka...
  5. Inzynierze - no przecież mówiłam, że ci się uda i że idziesz po swoje :) Pralina - nie bierz akwizycji, bo na tym to polega. Ja wiem, że nie umiem ludziom wciskać kitu i dlatego nie łapię się za taką pracę, bo nie mam do niej przekonania, ani motywacji.
  6. Dzień na razie udany był, bezczelnie wróciłam na jedną z gier, gdzie podbiłam od razu sobie lvl - odstresowało mnie to niesamowicie. Obiadek - młodym smakowało, czyli oki, potem wpadli znajomi małej, poszłam ich odprowadzić na zajęcia, potem odebrałam, mała namówiła mnie na czyszczenie akwa i teraz w sumie czekam, aż ugotuje się kolacja, bo padam z zmęczenia na nos. Jutro może zdejmą małej szwy - idziemy do lekarza i umówiłam się wreszcie na terapię, ale zacznie się dopiero pod koniec lutego. No i jutro moja wizyta u psychiatry.
  7. A nie mógłby ktoś z tobą podchodzić w stronę szkoły? Młody też ma czasami takie problemy, więc wtedy idę tam z nim, a potem już jest dobrze. Co do nauki - niestety jedyne wyjście to przysiąść i zakuć. Przerabiam to teraz z małą.
  8. Ja też chcę już wiosnę. W sumie to może być zima, ale żeby było słoneczko i ciepło:) i nie było tak mokro i zimno na dworze.
  9. Córcia się do mnie uśmiechnęła, jak ją budziłam rano. :)
  10. Martwię się o młodą, bo podglądam te jej archiwum rozmów i po prostu boję się, że długo będzie się "leczyła" z spraw sercowych. Ale nawet nie wiecie jak się dzisiaj ucieszyłam, jak ją budziłam, a ona się do mnie uśmiechnęła :)
  11. Też to przerabiałam w Kościele:) Jak byli tam ludzie, to robiło mi się słabo, duszno, zawroty głowy. W sumie to mam to do dzisiaj. A jak idę sama wieczorem, jak jest pusto to nic się nie dzieje
  12. Chciałabym widzieć nadzieję dla siebie, ale aktualnie jej nie widzę. Dobrze, że tobie się to udało. U mnie dzisiaj w miarę spokojnie. Rano byłam załatwiać z córcią sprawy szkolne, potem posiedziałam trochę na kompie, posprzątałam, zrobiłam obiadek, poszłam po małą. Teraz sobie odpoczywam, zaraz będziemy z małą lekcje robić. Wciąż mam w sobie strach o córcię, staram się tego jednak nie okazywać. W środę powinnam iść do lekarza po kolejne recepty i L-4, ale nie będę miała forsy, więc chyba nie pójdę. Na dzisiaj zostało nam 115 zł, wizyta kosztuje 100, a do 20-stego lutego daleko. Jak nie pójdę na wizytę, to nie będzie L-4, więc będę musiała iść zarejestrować się w Pup, ale nie czuję się na siłach iść tam sama - za daleko jeszcze dla mnie. Nie pójdę, to nie będzie ubezpieczenia, bo podjęcia pracy na dzień dzisiejszy w ogóle sobie nie wyobrażam, głównie ze względu na koszmar dojazdów, ( wciąż nie umiem wsiąść do tramwaju) poza tym, kto będzie zajmował się młodą, jak ja będę w pracy? Niestety póki co do szkoły ją zaprowadzam i odprowadzam, za kilka dni mamy jechać na zdjęcie szwów. Do tego u syna podejrzewają też nerwicę lękową, cała nasza trójka ma zalecenie kontaktu z psychiatrami i psychologami. Ten od dzieci jest w Katowicach - no i cholerka, znowu problem, bo trzeba tam pojechać, a podróż na razie nie wchodzi w grę. Nie wiem już dzisiaj co robić, może jutro mi wpadnie jakiś pomysł do głowy. Do tego znowu nasłuchałam się od "ojca", że to moja wina, że jestem w takiej sytuacji, bo nie mam męża, że powinnam sobie jakiegoś znaleźć. Efekt? Jak szłam po małą do szkoły, to w myślach warczałam z wściekłości na każdego mijanego faceta i aż mi się niedobrze robiło z stresu i obrzydzenia na widok mężczyzny. Nienawidzę "ojca" i osobników jemu pokrewnych. Bleeeeee A znowu niedługo będę musiała przywdziać na twarz uśmiech i pokornie i grzecznie poprosić go o pożyczkę... Nienawidzę tego, nienawidzę.
  13. A to są zlewy jednokomorowe? Ooooo - nie miałam pojęcia.
  14. Ja też wlewam do jednej komory gorącą wodę z płynem, a w drugiej potem płuczę pod bieżącą wodą. Moja młodzież myje wszystko pod bieżącą wodą, tyle, że nawet nie zakręcą kranu, jak szorują gąbką. Toteż zwykle zwracam im na to uwagę, bo już raz płaciłam sporo za wodę, jak młoda zmywała
  15. Bo się przyzwyczaił już do ciebie i może wreszcie wrócić do swoich pasji, wiedząc, że skoro mieszkacie razem, to już nie musi się tak bardzo starać, bo może już mu nie uciekniesz:P A poważnie, to w związku dwóch osób każde powinno mieć jakieś swoje zainteresowania i zajmować się nimi. Zamieszkanie razem nie oznacza spędzania każdej wolnej chwili razem. Ty masz swoje pasje, on ma swoje - a jak nie masz, to sobie poszukaj. Spotykając się na randkach widywaliście się rzadziej, więc tęsknił, a teraz macie już siebie na co dzień. Daj mu odetchnąć od związku czasami, niech idzie potrenować ( o piwie się nie wypowiadam, bo nie akceptuję alkoholu i ludzi go pijących), ty sobie poczytaj coś, obejrzyj TV, czy co tam lubisz. Można jeść ulubioną zupę na śniadanie, obiad, kolację... ale po jakimś czasie zaczniesz nią wymiotować. Lepiej ją zjeść raz na jakiś czas :)
  16. Nerwicę leczę, bo od grudnia mam nawrót. I co poczuję się lepiej, to potem nagle coś wyskoczy. Tak jak teraz te myśli. To ja już naprawdę wolę bać się wychodzenia z domu ( bo z tym umiem już sobie jakoś radzić i przełamywać) niż mieć takie głupie myśli, które powodują, że wpadam w panikę. To nie jest tak, że ja chcę uchodzić za silną i twardą kobietę. Ja muszę taka być, z racji sytuacji rodzinnej. Bardzo chętnie skorzystałabym czasami z czyjejś pomocy, ale po prostu nie mam w pobliżu nikogo takiego. Dlatego świadomość, że cała odpowiedzialność spoczywa na mnie, bywa czasem dobijająca. Tak, muszę być takim bezawaryjnym robotem, bo w przeciwnym wypadku cierpią na tym moje dzieci. I tak ostatnio kiedy miałam nawrót nerwicy odbiło się to na nich, bo nie umiałam się za bardzo pozbierać. Mam skierowanie na terapię, próbuję się zmobilizować i dojść do poradni, aby zapisać się. Podświadomie chyba jednak obawiam się tego, bo zawsze znajdzie się powód, aby nie iść w tamtą stronę.
  17. Nie toleruję osób, które wsiadają za kółko po alkoholu. Jakimkolwiek. Nawet po jednym piwie. Takie osoby są potencjalnymi mordercami.
  18. Ja ostatnio po problemach z małą, też mam znowu nawrót tych głupich myśli. Ostatnia noc była koszmarna. Bałam się, że jak mała zaśnie, to wezmę nóż ( panicznie boję się dużych noży) i wbiję go w nią. Starałam się sobie wytłumaczyć, że to tylko znowu moje natrętne myśli, że to reakcja organizmu na stres, który ostatnio przeszłam, ale nic to nie dawało. Leżałam i się trzęsłam, bo oczywiście znowu mi się włączyły lęki. Potem zaczęłam się bać, że jak zasnę, to zacznę lunatykować (co nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło), stracę w ten sposób kontrolę nad sobą i zrobię jej krzywdę. Panicznie bałam się utraty tej kontroli, że wtedy będzie tak, że nie umiejąc siebie kontrolować, zrobię małej coś złego. Nie wiem kiedy zasnęłam, próbując się relaksować i myśleć o zupełnie czymś innym, wstałam rano, to pierwsze co, to poleciałam do małej do pokoju, sprawdzić, czy aby na pewno nic jej nie zrobiłam, w czasie, kiedy spałam. Teraz siedzę i się boję, że to chyba mi się śni, że ona dalej cała żywa i zdrowa, bo może jednak jej coś zrobiłam podczas mojego snu, ( wciąż mam tu na myśli te wbicie w nią noża), tylko jakoś tego nie widać? Te myśli mnie denerwują. Zdaję sobie sprawę, że to tylko ta moja pieprzona nerwica, ale nie umiem sobie tego dzisiaj wytłumaczyć. Do tego sprawy kobiece, a wtedy te jazdy mi się nasilają. I tak bardzo boję się, że może jestem nienormalna, że może to jednak nie nerwica, skoro tak myślę o dziecku, które kocham. Może mam jakieś rozdwojenie jaźni, schizofrenię czy jakieś inne paskudztwo? Może jestem jakimś psychopatycznym mordercą, którego trzeba izolować od innych, tylko jeszcze to nie wyszło na jaw? Może ja, to nie ja, ale jakiś obcy ludzik, który we mnie siedzi, opętał mnie? ( opętania też panicznie się boję). Fakt, że podniosło mi ostatnio ciśnienie porządnie, ale przecież to moja córcia, której chcę pomóc w jej problemach. Boję się, że nie nadaję się na matkę, że nie podołam, znowu cała odpowiedzialność jest na moich barkach, znowu nie ma obok nikogo, kto mógłby mi pomóc, znowu dobija mnie ta okropna samotność w realu. Zawsze umiałam zachować bardzo wysoką samokontrolę, wiem, że to też pewien mój problem. Teraz panicznie boję się, że mogę tę kontrolę utracić i wtedy zrobię córci krzywdę. Nigdy nie dopuszczałam do utraty tej kontroli, ale co będzie, jeśli kiedyś nieświadomie tak się stanie? Nienawidzę mojej choroby, przez nią staję się czasami słaba i strachliwa. A przecież zawsze muszę być silna, pewna siebie, nie mogę okazywać swoich słabości, aby inni nie widzieli, że coś ze mną nie tak. Nie mogę być mięczakiem, bo przecież mam dzieci, które muszę wychować, które mnie potrzebują. Zresztą zawsze mi to "rodzina" powtarza. Boję się, że jak rozkleję się, to zabiorą mi dzieci, mała nie daj boże trafi do jakichś złych ludzi, ktoś ją skrzywdzi, a ja nie będę nawet umiała jej pomóc. Trochę mi lepiej jak to z siebie wyrzuciłam, ale teraz boję się, że przeczyta to jakiś kurator, policjant czy ktoś taki i że zaraz mnie zamkną w wariatkowie, bo jestem nienormalna, a dzieci mi zabiorą. Lepiej wyłączę forum, żeby tego nie wykasować.
  19. Fatuma, ty nie pisz głupot, bo ja świeżo po podobnej próbie młodej i reaguję dość alergicznie na takie posty.
  20. Ufff - młoda w domu pod moją kontrolą - mam nadzieję, że jakoś się zaczniemy dogadywać. A teraz po kolei: Drogi Inżynierze - na luzie, bez stresu, przecież ty tylko idziesz po to co ci się należy:) To już końcówka, finisz, ostatnia prosta :) Fatuma - skoro mąż do ciebie wyzwiskami, to ty może spróbuj do niego też w taki sam sposób się zwracać? ( nie, żebym cię buntowała ; , ale wiesz...) Pewnie by się cwaniak zdziwił. Ja mam spore niedobory witamin, anemię - póki co magnez B6 mi pomaga, czuję się po nim lepiej. Dodatkowo popijam sobie herbatkę z pokrzywy.
  21. Wiem, że brakuje jej ojca, ale nic nie jestem w stanie z tym zrobić.
  22. A ja wróciłam z szpitala, gdzie byłam u młodej, którą odwiedzili tam jej koledzy, przynosząc między innymi nóż ( bo nie wolno jej mieć ostrych narzędzi, a ona chciała do smarowania) i kartę do telefonu, żeby mogła z nimi gadać, bo jeden z nich ma darmowy net na tej karcie. Tak więc moje dziecko w tej chwili śmiga po necie z komórki, dalej zapewne siedząc na gg, fejsie, nk, fotce i innych portalach i zgrywając gwiazdę wieczoru.
  23. Już kiedyś pisałam, że nie rozmawiam z nią na temat jej ojca, jako, że nie mamy z nim kontaktu od nastu lat i nigdy nie porównuję jej do niego w jakiejkolwiek rozmowie z nią ( nie licząc rozmowy tutaj z wami kiedy to napisałam to co zauważyłam). Tak, że nie mam pojęcia, skąd ona to wie. Kiedy pytają o niego, odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie wiem gdzie jest i nie mam z nim kontaktu. Nie koloryzuję, nie dodaję nic od siebie. Oboje wiedzą, że źle wybrałam i czym prędzej się z tej pomyłki wycofałam. Jej ojciec był alkoholikiem ( nie wiem czy dalej chleje, bo nie wiem nawet gdzie jest), znęcał się psychicznie i fizycznie nad nami, dostał sądowy zakaz zbliżania się do nas. Wydaje mi się, że nie znając sytuacji, trochę za ostro oceniasz moje byłe małżeństwo. Myślę, że wyrzucenie pijaka z domu było najlepszym co mogłam zrobić, aby zapewnić dzieciom spokój, nawet za cenę braku stabilności finansowej. Od nastu lat mogą spać spokojnie, nie bojąc się, że w nocy pijany "tatuś" wpadnie i będzie chciał z nimi rozmawiać za pomocą pięści. A naprawdę nie muszą mieć markowych rzeczy i jeść szynki za trzydzieści złotych, skoro można kupić i ugotować tańsze rzeczy. Jeśli bycie wyrodną matką oznacza podpytywanie dziecka o jego sprawy, rozmawianie z nią, wyciąganie na spacery, podsuwanie książek, proponowanie zajęć, które mogą jej się spodobać, pozwalanie na zapraszanie kolegów i koleżanek do domu ( gdzie w większości dzieciaki stoją przed drzwiami, bo rodzice nie wyrażają zgody na włażenie obcych osób do mieszkania), nakłanianie do nauki, gotowanie tego co lubi, wymaganie od niej obowiązków domowych - np. utrzymywania porządku w pokoju, czy pozmywania naczyń, wymaganie przestrzegania określonych zasad, które w domu panują, to tak... jestem wyrodną matką. Candy - ale ja po tylu latach naprawdę nie czuję złości do jej ojca. Patrzę na to spokojnie i bez emocji, zauważając po prostu podobieństwo zachowań. Na zasadzie - o ta pani ma taki sam sweterek, jaki widziałam na wystawie. Wiele razy mówiłam jej, że jest mądra, inteligetna i.t.d., zresztą zawsze starałam się oboje umacniać w wierze w własne siły i zdolności, tak, aby nie czuli się jakoś zakompleksieni. Wrzeszczę naprawdę rzadko, bo wychodzę z założenia, że krzykami nic się nie załatwi - trzeba rozmawiać na spokojnie. Bicia nie uznaję, bo dziecko jest też człowiekiem i ma swoją godność i dumę, a przemoc jest po prostu brakiem argumentów. Chociaż nie ukrywam, wczoraj mnie korciło, żeby ją rozpłaszczyć na ścianie zabiegówki.
  24. przede wszystkim nie miej do niej pretensji o wszystko, nie wypominaj, że robi źle, z tymi karami też stwarzasz jej zagrożenie. Przede wszystkim przychodź i przebywaj w jej towarzystwie, od tak, bez rozmawiania na jej temat, opowiadaj o tym jak minął Ci dzień i pytaj gdzie chciałaby wyjechać na wakacje, powiedz, że może zadać Ci wszystkie pytania i Ty będziesz z nią szczera, bo jej ufasz. Nie pytaj natomiast czy ona Ci ufa, czy zaufa, tylko okaż jej ciepło, przytul ją, powiedz, że ją kochasz, że jej ufasz i że ona może oczekiwać od Ciebie tego samego. Poproś żeby poopowiadała Ci o swoich kolegach, swoich zainteresowaniach, sympatiach, pokaż że ona w ogóle Cię w jakimś stopniu interesuje. Pisanka - ona mnie powie jedno, mojej siostrze drugie, a innym trzecie. Zawsze jest kilka wersji jednego wydarzenia... Dzisiaj oczerniła mnie w naprawdę nieprzyjemny sposób przed lekarzami w szpitalu, tak, że stałam się prawdopodobnie wyrodną matką, nie zajmującą się zupełnie dzieckiem, nie będącą w stanie zapewnić mu jakiejkolwiek opieki. Najpierw kazała mi wypier... z sali, bo nie chciałam kupić jej tego co ona chce, ani przynieść lapka, a potem z łzami w oczach opowiadała o powodzie dla którego wczoraj odstawiła taki numer. Oczywiście wersji tych jest już kilka, jedna lepsza od drugiej. Nawiasem mówiąc, zachowuje się zupełnie jak jej ojciec biologiczny, który robił dokładnie tak samo, próbując coś na mnie wymusić. Kłamstwa, oszczerstwa, rozpowszechnianie plotek nie mających zupełnie odzwierciedlenia w rzeczywistości. Rozumiem, że po części są to geny, ale nie mogą one chyba aż tak wpływać na jej zachowanie? Sama się sobie dziwię, że od wczoraj jestem w miarę spokojna, staram się spojrzeć na to z boku, rozpatrzeć na chłodno i bez emocji. Kocham ją i zależy mi na niej, o czym ona dobrze wie, ale nie będę tak tańczyła jak ona mi zagra. Jest moim dzieckiem i mam ją poprowadzić, pokazać, nauczyć życia, a nie naginać się do jej fanaberii.
  25. Widzisz w tym sęk, że właśnie zawsze starałam się wczuć w jej sytuację i zastanawiałam się, co bym zrobiła będąc w jej wieku, bo też miałam swoje okresy buntu. Tyle, że na mnie też nic nie działało, musiałam dopiero dorosnąć, a jedyne co respektowałam to rozmowy z mamą. Dlatego zawsze starałam się z nią rozmawiać, podchodzić tak jak moja mama do mnie. Tyle, że ja swojej mamy nie okłamywałam, a młoda kłamie mi bezczelnie w oczy.
×