Jak najbardziej,jeden potrzebuje innych,drugi na tyle,ile musi,jedno jest niezmienne (nie licząc oczywiście tych,którzy mają całkowicie zwichrowane mózgi,emocje czy parają się po prostu z niektórymi,ciężkimi zaburzeniami) - Wszyscy potrzebujemy/poszukujemy,nawet podświadomie czy nam się podoba,czy nie - akceptacji wśród innych,w jakiejś tam części,każdy jest zależny od innych.
Oczywiście mniejszej lub większej,własny dystans też się liczy.
Otóż to,osobiście często już wolałem pustkę,jak ten ból odrzucenia.
Niestety całkowicie nie da się udać w "pustkę" (No,pewnie można,znieczulając się wszelakimi substancjami) i dostać pjerdolca w izolatce całkowicie,2 sprawa,bardziej przyziemna - trzeba mieć dość $ by pozwolić sobie na "luksusowego/znośnego" p*erdolca.
Osobiście o ile przyjaźni,szczerej,czy głębokiej się aż tak nie boje/nie mam aż takich problemów by nawiązać,to czegoś więcej, z moim chaosem,niezdecydowaniem we łbie czy ogólnie burdelem - nie wyobrażam sobie tworzyć,czy raczej owej granicy przekraczać,rozsądek wręcz w razie czego "drze się w niebogłosy" by nie iść dalej,coby nie zdezelować kogoś niewinnego i siebie ( a może głównie siebie,to taki debilny rodzaj strachu/empatii by nie rozyebać kogoś i siebie,a może głównie siebie,egoizmu we mnie sporo)
Ale to już raczej moje problemy i niepotrzebnie tu zawracam tym dupę.
Sama potrzeba kontaktu z innymi nie jest zła,gorzej jednak z tym,na kogo trafimy na loterii i jak ktoś nas potraktuje,jacy my będziemy...i miljord innych czynników,posrana sprawa tak czy siak