Skocz do zawartości
Nerwica.com

głosnykrzyk

Użytkownik
  • Postów

    94
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez głosnykrzyk

  1. Mnie wkurza to, że sama nie wiem dlaczego jestem taka wredna, czepialska, a momentami po prostu chamska
  2. głosnykrzyk

    nerwica mija!

    Hej wszystkim. Nie wiem czy piszę w dobrym temacie. W moim przypadku... ja sama siebie zadręczam. Nie wiem nawet jak to opisać, nie jest tak, że wmawiam sobie, że zdrowieję, ja uważam, że jestem zdrowa, tylko moja wyobraźnia jest hmmm... bardzo wyolbrzymiona, że tak to nazwę. Wkręcam sama sobie jakieś jazdy(mam wspaniałego chłopaka, a cały czas jemu dogryzam, krzyczę na niego). Jest tutaj ktoś kto ma podobnie ? Pozdrawiam !
  3. Ja jestem już po etapie 0 i 1. Szczerze mówiąc, ciężko było na początku. Etap 0 trwał u mnie 10minut i nie było to 10minut męczarni, a raczej fajnie spędzony czas. Serio ! Jak zaczynałam od stóp to często moje myśli gdzieś biegały...ale...gdy dotarłam do szyi to poczułam ciepło, taki pulsujący punkt i potem to bez problemu dotarłam do ust, następnie policzek prawy-usta-policzek lewy, nos, czoło,głowa i cały czas czułam na każdym etapie ten pulsujący, ciepły punkt. Super sprawa. Etap 1 trwał u mnie 5minut, 2x po 10 oddechów.
  4. Moje sukcesy, raczej małe - ćwiczę na stepperze co pozwala wyładować niepotrzebne pokłady energii, których mam ogrooom - zmieniam się, ewidentnie widać, że dorośleję(w końcu). Być może to głupie, ale ja kiedyś nie lubiłam sprzątać, gotować. Dlaczego ? Odpowiedź krótka: nie, bo nie ! Teraz- gotuję, sprzątam. Czuję się dobrze w swoim mieszkaniu. Zawsze zbieram pochwały od chłopaka za przysmaki, które robię. ( postaram się dzisiaj spędzić udany dzień z chłopakiem, bez kłótni i ataku agresji )
  5. Pierwsza medytacja, która już okazała się dla mnie pomocna i ... sprzątanie, tak :) sprzątanie. I pomyśleć, że kiedyś byłam taką bałaganiarą... teraz czuję się o wiele lepiej w wysprzątanym mieszkaniu. Może banalne, ale ja czuję się o wieeeele lepiej
  6. Witam, ja od dzisiaj będę medytować, mam nadzieję, że z czasem się uspokoję, a moje wyimaginowane problemy znikną. Będę stosować medytację Vipassana, tą która została podana w 1 poście tego wątku.
  7. Witam wszystkich, to mój pierwszy post na tym forum. Nie jest to przypadek, że właśnie w tym wątku piszę... niszczę wszystko co mam i kocham. Jak wczoraj czytałam wypowiedzi niektórych to łzy same spływały po policzkach- czułam jakbym to ja pisała te posty. Nigdy nie korzystałam z pomocy psychologa. Jestem osobą wesołą, lubianą i o silnym charakterze. Bardzo zmieniły mnie studia...stałam się nerwowa, agresywna. Parę lat wcześniej miewałam napady szału, zazdrości, ale teraz jest gorzej i gorzej. Nie daję już rady sama ze sobą. Mówię przykre rzeczy tym których kocham, a czasami są to brednie wyssane z palca. Ktoś dodał w tym wątku kilka punktów dot. agresji- u siebie znalazłam wszystkie. Generalnie, u mnie nie może być cały czas dobrze, szukam sensacji, jakiegoś punktu zaczepnego żeby się pokłócić, dogryźć, dopiec... nie mogę się nie kłócić- co doprowadza mojego chłopaka do szału. Widzę, że niszczę nasz związek. Zdaję sobie sprawę z tego, że to co robię jest okrutne, złe...ale po czasie. Nie potrafię się ugryźć w język. Nie wiem już jak sobie pomóc, bo ja moim zdaniem stwarzam sobie wyimaginowane problemy. Wyolbrzymiam wszystko, szukam wszędzie podstępu. Traktuję ludzi w ten sposób: "on nie może być dobry... on na pewno ma jakieś złe zamiary". Strasznie gryzie się to z faktem, że wsród znajomych, po prostu "na zewnątrz" jestem duszą towarzystwa, osobą lubianą, która szybko nawiązuje kontakty. Zastanawiam się czy nie zacząć wyciszać się jogą... czy ktoś może próbował ? Ostatnimi czasy rozładowuję napięcie: sprzątając, ćwicząc na stepperze, prasując, albo zamykam się w kuchni i gotuję. Mam takie momenty, że nie chce mi się żyć(ostatnio miałam ciężką sytuację, nie mogę się pogodzić z finałem), ale wiem, że nie jestem w stanie zrobić sobie krzywdy. Zastanawiam się czy przypadkiem zbytnio nie użalam się nad sobą. Wiem, że mam trudny charakter, mam wielkie ambicje, wiem na co mnie stać, ale też szybko się zniechęcam gdy coś mi nie wychodzi. Zawsze byłam z siebie zadowolona, co nie do końca było ok, bo innych traktowałam jako gorszych... potrafiłam mówić to najbliższym mi osobą. Jest mi ogromnie wstyd, nienawidzę siebie za to, że taka jestem. Odkąd pamiętam szybko się denerwowałam, ale teraz jest gorzej i gorzej. Jest dla mnie ratunek ? Czy powinnam szukać psychologa, czy jeszcze walczyć "domowymi sposobami" ? Widzę ewidentnie, że sama wszystko wyolbrzymiam, stwarzam sobie problemy tam gdzie ich nie ma. Momentami myślę, że psycholog byłby ok, pewnie by pomógł... a potem znowu myśli, że to głupi pomysł. Jakieś 3 lata temu prosiłam mamę żeby poszła ze mną do psychologa, że chcę, że potrzebuję tego, ale ona to zbagatelizowała. Moje "problemy" zaczęły się od zazdrości... najbardziej wyżywałam i nadal wyżywam się na swoim chłopaku. Wiem, że już dłużej on tego nie zniesie, sam uważa, że powinnam coś z tym zrobić. Wprost mówi, że wykańczam go psychicznie. Chciałabym kiedyś zobaczyć jaki byłby nasz związek gdybym była normalna. Chcę walczyć i mam nadzieję, że wygram ! Przepraszam za dość chaotyczny post, ale musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. Pozdrawiam
×