Skocz do zawartości
Nerwica.com

legero

Użytkownik
  • Postów

    190
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez legero

  1. sa tu osoby na forum mniej wiecej w twoim wieku i po to by chodzic do psychologa nie musialy meic zgdy rodzicow a jedynie na ewentualne leki. ona raczej chciala wlaczyc rodzicow do terapii - tak mi sie wydaje.
  2. ja na twoim miejscu, jezeli rodzice tak sie zachowuja, poszukala kogos lepszego dla siebie. Oczywiscie, psycholog do ktorej trafilas, pewnie pracuje w nurcie behawioralno-poznawczym a to sila rzeczy miesza do terapii reszte rodziny. Nie mozesz zostac z tym sama, skoro juz wiesz, ze trapia jest ci potrzebna, to idz dalej ta droga. szukaj kogos innego. I choc faktycznie, bez udzialu rodzicow, bedzie ciezko ale uda ci sie to pokonac. trzymam kciuki :)
  3. hmm.. jedyną chyba opcją do której forum negatywnie podchodzi jest ukierunkowanie na samobójstwo. każdy plan można zmienić, tylko krowa nie zmienia zdania i choć nie wszystko jest wykonalne, to to co z pewnością planujesz, na pewno jest. tylko po co? żeby komuś tym sprawić ból? Nie znam Twojej historii, jeszcze nie zdążyłam odszukać twoich postów ( ale to zrobię wieczorem) ale ból swoim działaniem nie sprawisz sobie, nie sprawisz swojemu oprawcy ( kimkolwiek lub czymkolwiek to jest) ale sprawisz całej reszcie, której na Tobie zależy. A zależy wielu osobom i z pewnością pod tym podpisze się spora osób czytająca Twoje posty :) Ja wiem, że najprościej jest zadziałać szybko, zrobić sobie wszystko by chociaż ten fizyczny ból był od tego psychicznego silniejszy. Masz plan... zakładając, że nie jest to samobójstwo... wykonasz go i co dalej? Czy zadałaś sobie pytanie co dalej? Zakładając, że jest to najgorsza z opcji... zadawanie pytania "co dalej" nie ma sensu, bo nie ma wtedy tego "dalej", tzn, jest ale już nie dla samobójcy, bo go zwyczajnie już nie ma. W takiej sytuacji lepiej zapytać: "co to zmieni w oczach przyczyny tego czynu"? Kiedyś na facebooku krążyło takie zdanie, które myślę odzwierciedliłoby sens tego dlaczego warto walczyć: nic tak nie wkurwia jak to, że ktoś ma cholernie dobre życie.
  4. wiedzialam, ze to napiszesz, ze watpisz, ze dozyjesz :) chcialam napisac o tym ale skasowalam. widzisz... w glebi siebie, gdzies tam... jednak masz nadzieje, ze stanie sie cud, cos, co wyciagnie cie z dna. czemu tak uwazam? bo tutaj jestes. jestes na forum choc piszesz, ze tak naprwde nie powinno cie tu byc. JESTES, poki tu jestes, masz nadzieje, ze cos sie wydarzy, ze to sie zmieni. Nie ma ty ludzi, ktorzy nadzieii nie maja. Mnie tu nie bylo, dopoki nie zrozumialam, ze terapia jest mi potrzebna. -- 26 wrz 2012, 14:55 -- Zgadza sie, masz racje. Ja piszac o koncentracji "tu i teraz" mialam na mysli ta chwile w momencie siegania po żyletke, czy ( jak w moim przypadku) wygniatania.
  5. Tak, teraz mam cel, choc jak mam kryzysowa sytuacje to nie mysle o moim celu, nie mysle o dzieciach tylko o tym, by to zrobic... choc jedną sztukę wygnieść. ale od 14 roku zycia do 20 nie mialam go w ogole. I naprawde nie zanosilo sie, ze on sie pojawi. To byl zupelny przypadek, jak to, ze idac ulica nagle trafi cie piorun. Niby nikla szansa a jednak zdaza sie. Rozumiem, ze masz kolo 21 lat ( wnioskuje z nicku), chcialabym spotkac sie z toba ( chociazby wirtualnie za 10 lat) i zapytac cie, jak jest teraz? Bardzo jestem ciekawa Twojej odpowiedzi :) Wiem, ty to wiesz, czemu nie chcesz teraz z tym skonczyc. To jest nalog, nawet nie chec ujscia zlych emocji, to jest uzaleznienie, jak powietrze. Ale oddychając małą ilością powietrza da sie żyć. Jest ciężko, ale da się.
  6. ja tez wtedy nie mialam, zwlaszcza, ze przynosilo to ulge, chwilowa, bo chwilowa ale zawsze ulge. Bo zawsze mysli sie "tu i teraz", wazne jest czy jest lato, wiec trzeba sie troche pohamowac a jak jest zima, to bez roznicy mozna pojsc na calego i wygniesc wszystko co sie znajdzie w ciagu doslownie kilku chwil. ale wszystko sie keidys konczy... ja to wiem teraz, bo jak napisalam jestem starsza i madrzejsza :) wtedy jakby ktos mi powiedzial, sluchaj, zakochasz sie inaczej na to spojrzysz, poczujesz chec zmiany i jakas motywacje to najpierw bym powiedziala mniej wiecej to co ty: ze to za daleko poszlo i nikt mnie nie zechce bo ludzie i tak z obrzydzeniem na mnie patrza wiec i tak nie mam po co walczyc i najlepiej ze soba skonczyc itp itd... zamknelabym dalej koleczko ktore ktos probowal przerwac. i pewnie czesc z was podobnymi kategoriami przemyslalo moj post. rozumiem. ale jesli sie troszke zastanowicie nad tym to mysle, ze zobaczycie swiatelko w tunelu. ja mialam to szczescie, ze trafilam na madrego czlowieka ( swoja droga DDA) i zrozumial mnie. choc za nim to sie stalo, trafilam na kilku zupelnie innych. ja wam tez tego zycze z calego serca, zebyscie poznaly kogos, kto was w koncu zrozumie i wam pomoze, pokaze, ze warto sie starac, ze warto przestac myslec "tu i teraz", pomimo tego, ze te "tu i teraz" jest tak czarne jak czarna dziura i na pewno nic dalej nie ma. Jest. zawsze cos jest. ja chce z tym skonczyc, juz nawet nie dla meza, bo jemu to jest obojetne jak wygladam, bo kocha mnie za charakter ( choc tez jest do dupy za przeproszeniem) ale ja chce zrobic to dla dzieci, zebym nie musiala widziec zawodu w ich oczach gdy powiem: ja nie ide, kiedy one beda chcialy isc na basen.
  7. Ja chciałam coś wam napisać, zwłaszcza tym, którzy mają po 20 lat i samookaleczają się od kilku miesięcy czy lat. Ja wprawdzie nie cięłam się nigdy, raz próbowałam, ale ból fizyczny był za silny, więc zrezygnowałam z tej metody. Mam obecnie 30 lat, 16 lat temu kiedy nastał wiek dojrzewania i zaczęły do mnie wracać wspomnienia z dzieciństwa, plus problemy z matką furiatką ( jednym słowem jestem typowym DDD) zaczęłam swoje emocje, swoje napięcie usuwać z siebie w inny sposób. Zaczęłam wygniatać sobie wągry. Na początku na twarzy, potem na rękach a potem doszły nogi. Zaczęło się w pażdzierniku i zanim nastało lato wyglądałam strasznie. Strup na strupie, otwarte ranki, nowe wągry, bo wdało się pewnie zakażenie i już kółko się zamykało. Latem było najgorzej, chodziłam w długich rękawach, mówiąc, że mi zimno jak już nie było wyjścia i trzebabyło coś pokazać to mówiłam, że mam alegię skórną itp. W chwili obecnej mam mase takich blizn wielkości krostek, które ujawniają się latem bo rzecz jasna nie opalają się. Najgorszy czas, najczęstrzych samookaleczeń przerwałam dopiero po 6 latach, kiedy to poznałam swojego przyszłego męża. Na początku też wcisnęłam mu bajkę z alergią ale dostałam w sobie troche samomotywacji, żeby przestać. I przestałam ale nie całkiem tylko już robiłam to w mejscach mniej widocznych no i troche rzadziej, bo było mi przed nim wstyd. Niestety problemy się piętrzyły a mi to nie wystarczało. W końcu pękłam i mu powiedziałam rpawdę. Wydaje mi się, że się domyślał ale zrozumiał. Jedyne co źle zrobił, że mi nie zabronił tego i dalej przmyka oko, bo robię to nadal gdy np. sie pokłocimy, czy coś w domu nie tak, czy jak się z matką pokłócę itp. Ale z każdym rokiem robie to mniej. Prawie w ogole nie robilam tego gdy bylam w ciazy, bo balam sie, że moje dzieci ( mam blizniaki) urodza sie z chora skora. Po czesci mialam racje, bo wygniotlam sobie raz na brzuchu w meijscu gdzie moja corka miala glowke i urodzila sie ze znamieniem na czole. Niby zabobon ale wydaje mi sie ze to jednak od tego. Czemu to wszystko opisuje. CHodzi o to, ze wiem co wy czujecie majac 20 lat bo ja czulam dokladnie to samo. Majac 30 lat, mam troche inne myslenie. Nie mowie, ze wtedy bym przestala calkowicie, gdybym trafila na jakas terapie czy miala wieksza samomotywacje. Tego nie wiem. Ale mam teraz iweksza madrosc i wiedzcie, ze za te 10 lat na pewno to zelzeje, moze calkiem sie tego swinstwa pozbedziecie, ale bedizecie tez mieli wieksza motywacje zeby z tym walczyc. Bo beziecie chcieli wygladac atrakcyjniej wobec drugiej polowki. Jezeli macie mozliwosc, ze ktos wam w tym pomoze to korzystajcie z tej pomocy. Z tym naprawde da sie walczyc. Ja nie jestem z tego do konca wyleczona ( dopiero zaczynam terapie) ale wiem, ze skoro sama dalam rade ( z pomoca meza i dla meza) zrezygnowac z tego w znacznym stopniu to wy tez dacie, zwlaszcza, ze jestesci duzo młodsi :) Mam teraz dwojke dzieci, powinny chodzic na basen... ja niestety az tak bardzo rozebrac sie nie potrafie, bo mam wrazenie, ze ludzie patrza na mnie z obrzydzeniem. Ciezkim okresem dla mnie byl pobyt w szpitalu w ciazy i po porodzie. O takich rzeczach sie nie mysli gdy ma sie lat 20. Te rzeczy zaczynaja miec znaczenie kilka lat pozniej. Chcialoby sie zalozyc bluzke na ramiaczkach a tego sie zrobic nie da... i tylko obserwuje inne kobiety czy tez maja taka sama skore jak ja, slady po wygniataniu. Obserwuje, zeby poczuc sie lepiej, ze ktos jest podobny ale nie znalazlam nikogo takiego. To, ze moj maz wie wcale nie daje mi wolnego pola do robienia tego. MOglabym bo on nie zwraca na to uwagi, nawet jak jestem bardzo zdenerwowana i widzi, ze ja walcze sama ze soba, to sam sie podstawia, zebym mu cos wygniotla. Ale tez z tym walcze, bo wiem, ze on tego nie lubi. Ja sie hamuje, bo zwyczajnie sie wstydze tego jak wygladam po tym. Wstydzilam sie w liceum ale nie az tak jak teraz, kiedy mam kogos kto mnie kocha, kogo ja kocham. To jest straszne cholerstwo, takie natrectwo. nie iwem jak to nawet nazwac. Dlatego jesli chodzicie na terapie, to rozmawiajcie o tym, mowcie, ze was ciagnie do tego.
  8. agnieszka940331 tak, masz racje to nie jest rozwiązanie ale gdy pojawia sie "TA" sytuacja, nie myśli się o niczym innym tylko, żeby sobie ulżyć, wyładować to co się w środku napiętrzyło. To jest impuls i nie myśli się wtedy o innych rozwiązaniach... nawet po kilku latach, kiedy człowiek jest świadomy, tego że to jest złe, że to nie jedyne rozwiązanie to robi to, bo to jest najszybsze, najłatwiejsze. A potem... a potem przychodzi ból i to nie ten fizyczny tylko ten w głębi..."po co to znów zrobiłem/am", "znów będzie wstyd się pokazać, rozebrać itp". i wyrzuty sumienia... i na chwile jest spokój, obiecanie poprawy, walki itp... ale znów pojawia się kryzys i znów szukamy najszybszego sposobu. nie łatwo jest z tym zerwać. i pisanie, że cięcie to nie jest rozwiązanie, naprawde nie ma sensu, bo te osoby o tym wiedzą. SĄ tego świadome.
  9. No właśnie, niby nie pojęte, jak można sobie coś tak traumatycznego ubzdurać... ale w dalszym ciągu nie wiem, czy faktycznie on był tym sprawcą? Jakoś moja psychika to nie ogarnia. Wróciło to do mnie w wieku 14 lat po obejrzeniu filmu, którego tytułu nie pamiętam ale była tam scena jak babka chodziła na psychoterapie i w ramach zadań miała napisać list do ojca ( bo on był tyranem, pił, bił i poniżał) i ona napisała i miała przeczytać podczas tej terapii i przeczytała... czytając przeczytała o tym co faktycznie sie zdarzyło. Ta scena zadziałała na mnie prawie identycznie. Ale czemu w tym wszystkim pokazuje 9-11 latka?? Dodam, że całe przypomnienie zbiegło się z czasem, kiedy szukałam jakiegoś zrozumienia, jakiegoś zainteresowania swoją osobą u kogoś i TO było czymś przyciągającym uwagę... ku...wa ja naprawde nie wiem czy to faktycznie było prawdą
  10. Mam do was pytanie. Jestem nowa na forum i wlasciwie 3 tygodnie temu podjelam decyzje o psychoterapii. Poszlam do pierwszej lepszej, ktora okazala sie stosowac nurt poznawczo-behawioralny i juz wiem, ze chyba jednak musze znalezc sobie kogos od psychodynamicznej. Ale nie w tym rzecz. Jak chyba wszystkie tu obecne, przezylam wykorzystywanie seksualne, gwalt i nawet nie iwem ile z tego pameitam. czy wszystko czy dalej czesc jest wyparta i nieujawniona. Mam 30 lat, wszystko zaczelo sie gdy mialam 6-9 lat moze kolo 7-8 i skonzylo sie na 9 ale w meidzy czasie okolo 8 roku zycia padlam ofiara kogos innego. Wszystko we wspomnieniach wrocilo gdy mialam lat 14, zaczely sie narkotyki, autoagresja ( wygniatanie wszystkich wagrow na calym ciele - niestety zostalo mi to do dzis, choc w mniej nasilonym stopniu - z narkotykow wyszlam). Ze wspomnieniami mam problem, otoz caly czas wraca w tych wspomnieniach moj kuzyn, we wspomnieniach jest sprawcą, robi mi to. Niby nic w tym dziwnego ale... on jest 2 lata starszy ode mnie i wtedy mial 9-11lat!!! Czy to jest mozliwe?? Moze zrobil to ktos inny? Moze jego brat, ktory wtedy mial 15 lat? A moze ja sobie to ubzduralam i wcale nie zostalam wielokrotnie przez niego zgwalcona. Tak, nie wykorzystana,nie zmolestowana a zgwalcona. Natomiast jestem pewna tego drugiego faceta, jednorazowy incydent, dotykanie itp w piwnicy. Do tej pory boje sie chodzic sama do piwnicy czy nawet wyrzucic smieci po ciemku, zawsze mam wrazenie, ze ktos stoi za mna albo czeka za rogiem. Zawsze balam sie po domu ( mam tak do tej pory), przejsc gdy jest ciemno, zawsze musze zapalic swiatlo. NIe iwem czemu, wszystko co sie wydarzylo bylo za dnia za wyjatkiem jednego razu w planetarium, gdzie tam podczas seansu jest ciemno. Czy jest to mozliwe? Czy mozliwe jest, ze moja chora psychika sobie wszystko wymyslila albo wstawila kogos innego wzamian? Dodam, ze moja matka mi nie uwierzyla. W ani jedno slowo ( wie tylko o kuzynie choc wtedy przedstawilam jej, ze to ten mlodszy - moze dlatego nie uwierzyla?) O tym drugim jej nie mowilam.
  11. Też mi się wydaje, że propozycja Guzik jest kompromisem :) Trzymamy kciuki, zeby udalo sie choc 1% blokady ruszyc jak najszybciej :) -- 27 wrz 2012, 13:46 -- chyba nic z mojej terapii nie bedzie. znalazlam osrodek i psychoterapeutke i nawet czasowo spotkanie mi odpowiada ale sie okazuje, ze na nfz czekanie w kolejce to rok a cala terapia trwa tylko pol roku moze ktos jest z Wroclawia i mi podpowie gdzie jeszcze na nfz. Dzwonilam do Ikara.
  12. Lilith no dobra, psychoterapeutka, wie, ze coś "ukrywasz", nie chcesz powiedzieć bo się zacinasz ale czy ona wie co to jest? Czy to jest np. gwałt ( strzelam, bo nie znam Twojej historii). Czy po prostu ona sie próbuje domyślić o co ci moze chodzić i nie tak zaczyna rozmowe? Bo co innego próbowac podpytać kogoś o coś a co innego zadawać już konkretniejsze pytania jesli się wie w jakim temacie sie poruszamy i wiemy jakie pytanie zadac, zeby druga osoba sie otworzyla. Wydaje mi sie, ze wystarczy, ze zaczniesz, troszke z tego garnka wody wylejesz a potem juz samo pojdzie... Boisz sie zaczac, to jest Twoj problem. Jak zaczniesz bedzie na pewno lepiej :) ps. przepraszam, jesli sie troche wymadrzam ale probuje Ci troszke uzmyslowic, ze moze za duze wobec siebie wymagania postawilas. Że nie musisz od razu mowic wszystkiego, wystarczy powiedziec "a" a reszte juz wyciagnie z Ciebie ta pani odpowiednimi pytaniami:)
  13. Lilith a nie mogłabyś jej rzucić hasłem, jednym wyrazem, określającym nawet tak ogólnie to zdarzenie, ale też nie takim wyrazem, które daje wiele innych możliwości. Jeśli rzucisz jej hasłem, to ona powinna już tak pokierować rozmową, żebyś mogła dalej coś dopowiadać aż w koncu powiesz wszystko.
  14. Na tym etapie na poczatku to nie będzie miało dużego znaczenia na psychikę- ta zmiana. Niby wiem co zrobić ale boję się I włacza sie mechanizm obronny tylko nie wiem przed czym? Może ja sobie tylko wyszukuje problem gdzie decyzja jest prosta kiedy przeszkadza mi czas I nurt. Czemu po trzech spotkaniach boję się zmienić psychoterapeute skoro tej za wiele nie powiedziałam -- 23 wrz 2012, 13:28 -- Moniko a udało ci sie wyrwac chwasta z korzeniami o ktorym mowi Lilith? Czy czas jaki miałaś na pojedyncza sesje był wystarczający? Ile taka jedna wizyta trwala?
  15. A co radzicie? Pochodzic do niej jeszcze I zobaczyc co z tego wyniknie czy jednak od razu zmienic nurt? Dodam ze jestem osoba ktora najmniejsza trudnosc podcina skrzydelka I zniecheca do dzialania. -- 23 wrz 2012, 13:18 -- Lilith,mowilam I nawet chcialam sie z nia umowic na jedna dluzsza sesje zeby ruszyc ten temat to odmowila, bo niby trudno zachowac regularnosc. Ciezkomi to zrozumiec bowizyta bylaby pomiedzy tymi na nfz
  16. Wiem,ze trzy wizyty to krótko. Ja się wlasnie boję ze ona glebiej nie wejdzie. Z drugiej strony nie chce jej wszystkiego na raz mowic bo to nie takie proste choc wiem ze konieczne I bez tego nie dowiem się co ona zrobi a czego nie
  17. Czy w psychodynamicznej jest tak jak w psychoanalitycznej?
  18. Dopiero trzecia wizyta za mną. Nie wiem czy przy ericksonowskiej babka będzie chciała wrócić do korzeni będzie chciała żebym opowiedziała to co przeżyłam. Czuje ze powinnam ale boję się ze ona sobie z tym nie poradzi ze nie jest to dobra metoda. Już o 30 minutach niewspominajac. Ostatnio gadalam o niczym I nie wiem kiedy czas minal. Przecież nie wspomne o gwaltach bo jak zostawi mnie z tym rozbabranym na nastepny raz to nie wiem co ze mna bedzie
  19. Witam Moj problem jest dość złożony. Wielokrotne gwalty w dziecinstwie, dysfunkcyjna rodzina-matka furiatka, ojciec kompletnie niekochajacy, dwie próby samobojcze uzaleznienie od narkotykow I lekow z ktorego wyszlam kilka lat temu. Nerwica lekowa plus przemoc fizyczna na mezu, psychiczna tez. Doszłam do punktu swego życia ze czas rozpocząć terapie. Zgłosiłam się na nfz I tu pojawia sieproblem czasowosci. Każde spotkanie trwa tylko 30 minut. Czy też macie tak krótkie terapie? Pomagają czy jednak to za mało? Jak jest optymalnie? Drugą sprawa jest nurt. Psychoterapeuta do którego trafiłam ma nurt poznawczy ericksonowski a ja czuje ze jednak pomocniejsza bylaby psychoanaliza. Możecie mi coś doradzić?
×