Skocz do zawartości
Nerwica.com

legero

Użytkownik
  • Postów

    190
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez legero

  1. ja pomagac lubie, wrecz zatracam sie w odwzajemnionej szczerze przyjazni ale jak ktos juz potrzebuje wspracia bo jest mu zle, smutno itp itd to ja wymiekam.
  2. no ja się osobiście nie zgodzę z Twoim stwierdzeniem ( że to aż GÓWNO prawda). Ja nie potrafie dać nikomu wsparcia, kiedy ktoś zwraca się do mnie z problemem, ja instynktownie uciekam. Nie nawidzę takich sytuacji bo one mnie strasznie męczą psychicznie i nie dlatego, że strasznie ludziom współczuję i się z nimi utożsamiam tylko dlatego, że to mnie przeraża, to odczuwanie współczucia itp. Ja jako border nie umiem, nie potrafie dać wsparcia, nawet najbliższym... zaraz "uciekam". dlaczego się nie zgadzam z Twoim ekstremalnym zaprzeczeniem tego zdania? Bo uważam, że border borderowi nie równy, jest "zdrowszy" border, któremu na continuum bliżej do neurotyka i jest "chorszy", któremu bliżej do psychotyka. Każdy border gdzieś jest umiejscowiony. Ja tu, Ty tam, ktoś inny jeszcze gdzieś indziej... :)
  3. Marta1986 a ty masz pewność, że on w ogóle chodzi na tą terapię?? Ja mam zdiagnozowanego bordera, jestem w stałym związku od 10 lat ( 5 lat po ślubie), było ciężko, bardzo ciężko i nie dla mnie tylko dla mojego M. jego cierpliwość, jego myśl, że potrafie być też tą dobrą, pomoga mu przetrwać. Powiem tak, gdybym była świadoma tego, że jestem borderem, nie wzięłabym ślubu, rozstałabym się z nim. Bo widzę jak go to wyniszcza psychicznie. teraz jest juz na to za późno dlatego zdecydowałam się na terapię, po autodiagnozie :) myślę, z tego co opisujesz, że on nie ma zamiaru się zmienić. on taki będzie i terapia nie wiele mu pomoże. Samo to, że pije, że znów zaczął ćpać... może to co napiszę, będzie ostre i wiele osób się nei zgodzi, ale odejdź od niego. Zacznij układać swoje życie, swoje problemy a nie jeszcze zajmujesz się nim. Myślę, że on się czuje zbyt pewnie i stąd jego aż takie zachowanie. Myślę, że jemu na leczeniu nie zależy. Pomyśl o tym, póki ejszcze nie jest za późno, póki jeszcze nie macie dzieci.
  4. Gunia76 a nie mozesz zmienic terapeuty?
  5. jakos osoby z ktorymi mialam do czynienia nie wzbudzily mojego zaufania na tyle, zeby sie jakos blizej poznac i ciagnac znajomosc. czasem jest tak, ze to ja od razu sie wycofuje i nie wchodze w blizsze relacje.
  6. tyle, ze mnie nikt nie porzucil, raczej dla innych jestem na tyle dobra, ze znajomosci sie utrzymuja. nigdy nikogo nie prowokowalam do prozucenia co najwyzej sama odchodzilam ale nie ze strachu, ze to ja zostane porzucona ale raczej z innych pobudek. dziwna jestem.
  7. Ale jednocześnie prowokujesz ją, żeby straciła nad sobą panowanie albo Cię odesłała. Słowem utrudniasz jej zadanie. Chcesz żeby o Ciebie walczyła? O to chodzi? no wlasnie to jest problem. ja sama nie wiem dlaczego sie tak zachowuje, dlaczego ja prowokuje...
  8. na samym poczatku zapewnila mnie, ze jest wstanie mnie poprowadzic do konca. w miedzy czasie powtorzyla to jeszcze dwa razy. ostatnio sesje zakonczylismy rowniez z tym stwierdzeniem ( pod pewnymi warunkami), wiec ona czuje sie na silach zeby sprostac temu przypadkowi jakim jestem ja. mowilam jej o tym porzuceniu, ona to wszystko wie. szczera, jak jej to powiedzialam ( bo zadala takie samo pytanie) to nic na to nie odpowiedziala. niby twierdzi, ze nie widzi potrzeby w moim przypadku, ze mi to zupelnie nie jest potrzebne i ona nie chce na mnie zarabiac. to ja jej wtedy zlosliwie powiedzialam, to niech mnie pani leczy za darmo :) i ona tak zareagowala. spokojem, nic nie mowila, siedziala, patrzyla na mnie a ja widzialam jak jej irytacja siega zenitu. jedna psychoterapeutka nie ma meijsc do marca, druga mi odmowila, twierdzac, ze nie nadaje sie na krotkoterminowa a ona tylko takie prowadzi. wiecej terapeutow jakos do mnie nie przemawialo ze stron internetowych ( wiem, zabrzmialo to schizoidalnie). pomimo trudnosci jakie mamy w stworzeniu dobrej i zdrowej relacji terapeutycznej, jakos baaardzo do niej mnie ciagnie. nie wiem co to jest. zmiana nie wchodzi w gre. powiedzialam jej kiedys, ze jesli uwaza, ze nie nadaje sie na terapie to niech mi to powie i skonczy z prowokowaniem mnie, mowiac, ze terapia nie jest dla mnie. ale jesli uwaza, ze powinnam byc na terapii to ona musi zrobic wszystko, zeby mnie w niej zatrzymac. bo jesli nie bedzie to ona to zaden inny terapeuta. zdecydowanie przegięła - nie powinna tego mowic, wygląda na to ze faktycznie nie radzi sobie z przeciwprzeniesieniem to nawet nie chodzi, moim zdaniem, o przeciwprzeniesienie ale raczej chciala zdewaluowac moje zachowanie tego dnia. nie udalo jej sie to, bo od razu obalilam jej teorie z czym nie mogla sie nie zgodzic. mysle, ze z innym byloby tak samo. wpadalalabym z jednego testowania w drugie, z jednej skrajnosci w druga. to raczej nie wina jej jako osoby tylko odgorne moje opory tak dzialaja. wpuscilam ja do swojego swiata ( opowiedzialam czesc zycia), boje sie wpuscic ja glebiej, do siebie. wiem, ze bez tego terapia nie zadziala, ze marnuje tylko czas i pieniadze. ja sobie zdaje z tego wszystkiego sprawe ale jakas silniejsza czesc mnie nie chce na to pozwolic. nie wiem dlaczego i nie wiem co z tym zrobic a ona jako terapeutka, tez wydaje sie byc na ta chwile bezradna.
  9. Czesc. na wstepie chcialabym aby nie przenoszono stad tego watka do innego bo chcialabym aby wypowiedzieli sie w nim tylko borderzy :) chodze na terapie juz ponad 2 miesiace ( od ponad miesiaca mam sesje 2x w tygodniu) w nurcie integratywnym. moja terapeutka zdiagnozowala u mnie osobowosc borderline. Wlasciwie potwierdzila to co ja podejrzewalam juz od dawna nie chodzac na terapie. generalnie jest mi z tym dobrze, wrecz czuje troche dume, ze nie jestem nijaka i to ma swoje naukowe potwierdzenie. Ale do rzeczy... w piatek mialam sesje i przebiegla ona w dosc nietypowy sposob. generalnie jestem osoba wspolpracujaca choc nie poddajaca sie bez walki ( nawet symbolicznej) a w piatek przeszlam sama siebie. na wstepie odwrocilam role i to ja stalam sie terapeutka. zaczelam wypytywac ja o jej uczucia do mnie, a skoro nie chciala powiedziec jak sobie radzi z przeciwprzeniesieniem i generalnie odbijalysmy pileczke dosc intensywnie, wkoncu sie wkur...ila i mocno zirytowala. widac bylo jak kipiala z irytacji. nie mowila wtedy nic, siedziala i patrzyla na mnie ale widac, ze juz po 30 minutach miala mnie serdecznie dosc. dodam, ze chyba sama w sobie miala zly dzien bo popijala kawe co sie jej wczesniej nie zdarzalo. i jak juz nie wiedziala co zrobic, zaczela mnie straszyc, ze mnie odda innemu terapeucie bardziej doswiadczonemu ( ona ma 10 letnia praktyke ale certyfikat bedzie miala w przyszlym roku) i ogolnie to ma takie prawo postapic. i generalnie to co 2-3 sesje mnie tak straszy. koniec koncow i ja sila rzeczy sie przestraszylam, ze mnie zostawi i troche moja agresja w stosunku do niej zelzala a ona to wykorzystala dajac warunki w sumie niedoprzyjecia, ze poprowadzi mnie do konca jesli bede chodzic raz w tygodniu i nie bede jej pytac o to, co ona do mnie czuje. no niby wszystko do zrealizowania, z tym, ze jedna sesja w tygodniu to dla mnie za malo, nawet nie chce sie zgodzic na jedna sesje ale dwugodzinna. to co sie stalo w piatek generalnie nie bylo moim zamierzeniem. chcialam dostac odpowiedz na moje pytanie, nie dostalam, wiec stalo sie jak stalo ( ja tak latwo nie odpuszczam). napiszcie mi prosze, czy wam sesje raz w tygodniu wystarczaja? jak wasze sesje wygladaja? tez czesto macie podobne akcje, ze wasi terapeuci nie wytrzymuja? moze moj przypadek ejt jakis mocniejszy? zmiana terapeutki nie wchodzi w gre, bo ja nie wierze w zbiegi okolicznosci a wszystko co sie dzialo przed i na poczatku terapii z nia, wskazuje, ze jednak to musi byc ona. mozecie mi cos doradzic?? i czuje, ze zbyt mocno chce ja przywlaszczyc dla siebie... nie jestem zazdrosna o innych pacjentow ale chcialabym byc wyjatkowa, taka o ktorej ona mysli czesciej i na dluzej zapamieta. jak w piatek mi powiedziala, ze ma takich pacjentow jak ja na peczki, to ja wysmialam, powiedzialam, ze to klamstwo i ogolnie mnie tym zirytowala ale wiem, ze mam racje. nie udalo jej sie zamaskowac reakcji niewerbalnej na te slowa. jak przestac sie tak zahcowywac, bo zamiast isc do przodu to ciagle drepczemy w miejscu ustalajac nowe, coraz bardziej restrykcyjne granice terapii zaczyna mnie to meczyc.
  10. a mi sie to wydaje logicznie uzasadnione. tkwiac w problemie, meiszkajac z nim, trudniej nam się od niego zdystansowac, zaczac zmieniac siebie, swoje przyzwyczajenia, mysli, cale to postrzeganie alkoholizmu rodzica. dzwiga sie wtedy cala rodzine a to nie jest dobre dla calosci terapii, moze tez destrukcyjnie wplywac na osoby, ktore sie wyprowadzily, bo moze wpedzac ich w poczucie winy, ze odeszly zostawiajac rodzica z problemem, gdzie inni sobie z nim mieszkaja i w ten sposob probuja sobie radzic. a nawiazujac do twojego pierwszego pytania, jaki ma sens dalsza terapia w twoim przypadku, jesli chodzi o indywidualna, to ma sens jednakze, zrowsze dla terapii jest czasowa separacja problemu, bo to pomaga na zdystansowanie sie i rozjasnienie umyslu. w twoim przypadku jest to jeszcze nie mozliwe, i twoj terapeuta o tym wie i pracuje z toba na takim gruncie jaki jest dostepny, wiec mysle, ze w twoim rpzypadku jak najbardziej ma sens taka terapia. a czy twoje zastanawianie sie czy jest sens nie ma zwiazku z tym co sie zdazylo 2 tygodnie temu na terapii?
  11. i ja mam dzis poważny kryzys, najpierw moja mama postraszyla mnie samobojtwem ( nie wprost ale powiedziala, ze ma juz wszystkiego dosc i nie wie czy swiat dozyje) a potem dowiedzialam sie, ze mam torbiel na jajniku i prawdopodobnie czeka mnie operacja ech....
  12. odpowiedzialas sobie na pytanie :) poza tym terapeuta, jak mniemam, jest wiekowo starszy od twoich znajomych i wiekowo w takim, że mógłby być twoim ojcem.
  13. wiesz co, mi sie wydaje, ze mozesz miec troche racji ale jednak jestes w takim wieku, gdzie potrzebujesz autorytetu w postaci ojca ( matka w tym czasie schodzi na drugi plan nawet w normalnych rodzinach) a twoj ojciec tez nie do konca spelnia swojej roli pomimo tego, ze nie pije. wiec pojawil sie w twoim zyciu inny facet ( terapueta), ktory ci zapelnia powstala luke emocjonalna.
  14. właśnie też tego się boję... że to było widać. ale nie masz się czego bać. a skoro on to zobaczył, to od następnej sesji będziecie nad tym pracować :) a z tą córką to jednak sobie wymyśliłaś, bo to jednak twoje nieświadome pragnienia, mieć fajnego troskliwego rozumiejącego ciebie rodzica ( czy to matkę czy ojca)
  15. monar ja mysle, ze on tego specjalnie nie zrobil. nie jest to jego celem a jedynie skutkiem ubocznym terapii. Masz do tego stopnia zaburzoną relację rodzinną, że szukasz w nim ojca. sama napisalas, ze chcialabys zeby ta relacja byla ojciec-corka itp. ja przechodzilam cos podobnego w twoim wieku, nie do terapeuty a do dyrektora szkoly, z ktorym duzo wtedy rozmawialam, ktory dawal mi pcozucie bezpieczenstwa i zainteresowania moimi problemami. tez na niego przenioslam wszystkie emocje ktorych nie mialam jak przezyc bo ojciec mnie nie kochal. powiedz mu o tym co czujesz, jak go traktujesz itp. on powinien o tym wiedziec, ale mysle, ze sie domysla tego.
  16. Monar wiem co czujesz, przechodziłam to samo na początku swojej terapii. Myślę, że przez dwa tygodnie zmieni ci się podejście i zapragniesz iść do niego i wytłumaczyć to albo po to by się przekonać, jaki on ma po tym wszystkim stosunek do ciebie. pisałaś, że zachowałaś się niedojrzale. Widzisz, od ciebie nikt nie wymaga, żebyś była dojrzała ( za wyjątkiem rodziców), nie miałaś normalnego dzieciństwa, więc w tą dojrzałość się nie spiesz, bo to bardzo zarzutuje na twoim późniejszym życiu. Daj sobie czas, żeby dojrzeć, dorosnąć. Musisz jeszcze przeżyć zaległe dzieciństwo. A powód nerwów myślę, że nie jest to brat tylko kwestia noszenia całej rodziny na twoich barkach. On głośno powiedział to, co nie było wypowiedziane, ty bierzesz za dużą odpowiedzialność za nich, właściwie nie powinnaś za nich brać w ogóle, bo po pierwsze oni są dorośli a po drugie za ciebie nikt odpowiedzialności nie bierze. Musisz radzić sobie sama. To jest bardzo ważny temat do przepracowania, przed którym bronisz się ile sił ( stąd ta niechęć na kolejne pójście). Ps. tylko krowa nie zmienia zdania :)
  17. nawiasem mówiąc najniższa jest 1450 brutto czyli jakieś 1200 zł na rękę jesli zatrudni sie na pelny etat na umowe o prace. w innych przypadkach, umowach o dzielo itp itd moze ( i pewnie by tak bylo) dostac mniej.
  18. mysle, ze 10-15 minut jest wkalkulowane. moja terapuetka powiedziala, ze czasem sie tak moze zdazyc, ze bedzie poslizg do 15 minut.
  19. zielona miętowa mi sie wydaje, ze ona robi to dlatego, ze dana sprawa wymaga przeciagniecia o te 10-15 minut. przeciez przez ten dodatkowy czas nie siedzi i nie upaja sie tylko twoim towarzystwem :)
  20. gunia76 tyle, ze ona umie i potrafi nie zmyslajac powiedziec, ze jestesmy wazni. to dla niej zaden problem.
  21. czy moglibyscie mi pomoc to ogarnac: zadzwonila dzis moja mama do mnie i mowi: mama: mialam sen, ze bawiliscie sie wczoraj z olusiem ( moim synem) pilka itp itd. ja: skad wiesz? rozmawialas z D ( moim mezem) mama: nie, snilo mi sie i chce sprawic co jeszcze sie spelnilo z tego snu ja: nic ci sie nie snilo, rozmawialas z nim i stad wiesz mama: nie, nie rozmawialam dzwonie do meza i okazuje sie, ze owszem nie rozmawiala z nim ale rozmawiala z moja tesciowa, ktora juz o tej sytuacji zabawy pilka wiedziala i jej powiedziala. Niby nic.... ale jak ja mam to odniesc do swojej osoby. czemu nie powiedziala prawdy a sklamala, ze miala sen?? dodam, ze takie sytuacje, ze niby jej sie snilo i mnie oklamywala sa dosc czeste. szczerze wam powiem, ze przez ostatnie tygodnie jakos bledly moje negatywne uczucia wobec niej mialam nadzieje, ze moze jakos sie miedzy nami ulozy a tu nagle dzisiaj takie cos. nawet nie wiem jak sie czuje... chyba jak nic niewarta osoba
  22. na psychoanalityczna nie chodzi sie rzadziej niz dwa razy w tygodniu ( optymalnie 3 razy a najlepiej i 5) i polega ona na tym, ze sobie gadasz gadasz co ci slina na jezyk przyniesie. o terazniejszosci, przeszlosci przyszlosci. i psychoanalityk z tego co mowisz wysnuwa wnioski o tobie o twojej podswiadomosci. psychodynamiczna to mowisz wlasciwie tylko o przeszlosci i tak z terapeuta sobie o tym rozmawiacie, co czules wtedy, opowiadasz o jakiejs sytuacji i ja na nowo przezywasz. swoja droga to sie na nastepnym spotkaniu zapytaj w jakim nurcie pracujesz :)
  23. ja od ojca nigdy nie uslyszalam, ze mnie kocha, ba, nawet czynami dawal odczuc, ze jednak mnie nie kocha, jestem intruzem w jego zyciu itp. i patrzac teraz na to wszystko z perspektywy osoby doroslej, majacej male dzieci, to jednak lepiej mi bylo zyc ze swiadomoscia, ze on mnie nie kocha. nie liczylam i nie licze od niego na nic. mysle, ze twoje dzieci ci tego nie wypomna, jesli im dobrze i madrze wyjasnisz, ze slowo kocham to nie wszystko i czasem faceci nie umieja tego powiedziec ale pokazuja to czynami. o wiele wiecej znaczy dla nich ta zabawa, wyglupianie sie nawet kupno czegos niz jakby tego nie robil za to ciagle mowil: kocham cie. a za tym nie szlo nic. dla nich bylby to komunikat sprzeczny i wtedy dopiero czulyby sie zagubione i pelne domyslow czy tata kocha czy nie. dla dzieci wazniejsze sa czyny niz slowa. dla mnie nie mialo to znaczenia czy slysze "kocham cie" czy nie. dla mnie byl wazniejszy komunikat "czynow" a te zdecydowanie mowily "nie kocham". piszesz w postach, ze krzyczysz na nich ( zdarza sie) ale mowisz, ze kochasz. mysle, ze to bardziej wprowadza chaos w ich domyslach czy mama kocha czy nie. bo dajesz im sprzeczne komunikaty. ja mialam dokladnie takie samo dziecinstwo ze strony matki i dopiero psychoterapuetka mi uswiadomila, ze to byl istny chaos komunikacyjny ktory ma wplyw na moje postrzeganie milosci. dzieciom trzeba dawac jasne, klarowne sygnaly albo sie im mowi, ze sie kocha i nie wprowadza zametu w postaci krzyku i pretensji albo sie ich nie kocha i o tym nie mowi. mi teraz jest latwiej zyc z tym, ze ojciec nie mowil i dawal jasne komunikaty niewerbalne niz z tym, ze moja mama byla tak chwiejna wobec mnie ( mowila jedno robila co innego). mam nadzieje, ze nie urazilam cie tym postem :) chodzi mi o to, zebys dala spokoj i dala mezowi dzialac czynami i nie zmuszac go do mowienia a dzieciom wyjasnic, ze lepiej widziec "kocham" niz "slyszec"
  24. Żeby się ustrzec przed takimi dylematami, najlepiej wybrać terapeutę, który stosuje dany nurt w zależności od problemu, tj. dziś lecimy psychodynamiczną a za tydzień behawioralno-poznawczą bo np. zmienił się problem do przepracowania.
×