-
Postów
286 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Sad_Bumblebee
-
Keji, wykorzystaj ewentualnie scenariusz "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" ;p
-
Monar, pani A. Jarzębińska-Ciborska z Wojewódzkiej Przychodni Zdrowia Psychicznego na Mickiewicza. Szału kobieta nie robi, ale jest w miarę życzliwym człowiekiem i stara się dobrać leki. Kafka, tak, mam na imię tak jak Monar
-
Dobrane leki mogłyby Ci pomóc "ruszyć z kopyta" ze zmianami, że się tak wyrażę :) Wiadomo, każdy organizm reaguje inaczej, lekarz niestety nie jest w stanie przewidzieć jaka będzie reakcja. Brać czy nie brać to indywidualna decyzja każdego, musisz wybrać tak żeby było zgodnie z Twoimi przekonaniami.
-
A moja przyjaciółka wyszła za mąż za mojego przyjaciela 3 lata temu, mieszkają w Płocku, nasz kontakt jest znikomy. Fajnie, że udało mi się zrobić coś dobrego i ich zeswatać :)
-
Kafka, ja bym się zgodziła żeby wspomóc terapię i proces zdrowienia. Na jakiś określony czas, np na czas terapii i kilka m-cy po niej. Nie popieram brania leków latami (widzę po sobie, że organizm dostaje d...ę) Gdybym miała o swoim problemie tą wiedzę, którą mam teraz już 8 lat temu wylądowałabym na terapii. A ja wtedy tak do końca nie wiedziałam nawet co spowodowało moje problemy, myślałam że sama sobie jestem winna itd itp.
-
Dziewczyny (Keji, Monar) jak ja byłam w Waszym wieku to musiałam na żywca, z pełnoobjawową fobią i masakrycznymi objawami ze strony organizmu, maturę zdawać. Chodziłam przez rok do pani psychiatry, która mi nie potrafiła powiedzieć co mi jest, mimo że flaki sobie wypruwałam żeby jej to ułatwić. Dostawałam zupełnie nietrafione leki, po jednym miałam takie jazdy z myślami samobójczymi że szok. Jak zdałam maturę, trafiłam do lekarki, która dała mi paroksetynę. Myślałam że skoro pomogło, to jestem w domu, to leki mnie wyleczą. Wy macie o tyle dobrze że już teraz wiecie na czym stoicie, wiecie co Wam jest potrzebne. Ze mną nikt wtedy nie rozmawiał na te tematy, nie byłam uświadomiona co i jak. Jeśli się porządnie zabierzecie za siebie macie szansę w moim wieku być w dużo lepszym stanie niż jestem ja. Czego Wam zresztą serdecznie życzę
-
Wkurza mnie to ostro, te moje ograniczenia. Tyle chciałabym zrobić, tyle zobaczyć, tyle osiągnąć. A z powodu lęku nie mogę -- 23 sie 2012, 17:07 -- Czego nam zazdrościsz? Przecież jedziemy praktycznie na tym samym wózku, Monar.
-
SULPIRYD (Sulpiryd Hasco/Teva)
Sad_Bumblebee odpowiedział(a) na anonimowy-zalamany temat w Leki przeciwpsychotyczne
Trzymam mocno kciuki za Ciebie, na pewno się uda :* -
Grupowa + indywidualna na NFZ. Ja ze swoją obawą przed oceną i ludźmi muszę mieć grupową. Trochę się obawiam, ale głównie się cieszę że coś robię w kierunku zmiany siebie na lepsze.
-
Jupi! Dzwonili do mnie z przychodni. We wtorek idę na konsultację i od września zaczynam terapię!
-
Kafka, ja na taki argument usłyszałam, że człowiek się zmienia bardzo powoli i żeby dać czas.
-
Wszystko zależy od konkretnej sytuacji w rodzinie.
-
SULPIRYD (Sulpiryd Hasco/Teva)
Sad_Bumblebee odpowiedział(a) na anonimowy-zalamany temat w Leki przeciwpsychotyczne
Mam dość podobne objawy ja Ty. No niestety czeka Cię wizyta u psychiatry, sugerowanie się tylko naszymi spostrzeżeniami mogłoby Ci zaszkodzić bo nigdy nie wiadomo jak organizm zareaguje. Z moich doświadczeń i reakcji mojego organizmu - najlepiej spisywała się paroksetyna i sertralina. -
Mądre książki radzą by "zaopiekować się swoim wewnętrznym dzieckiem". Przepracować uczucie odrzucenia i osamotnienia z dzieciństwa i zastąpić je akceptacją. Łatwo się pisze pewnie...
-
DDA/DDD rodzice - czyli najczęściej osoby które wywołały nasze problemy, same musiałyby przejść terapię żeby cokolwiek zrozumieć z tego co do nich mówimy. Zapytałam kiedyś moją matkę czemu zdecydowała się na drugie dziecko, skoro już wiedziała jaką mordęgę będzie przechodzić z ojcem (między mną a moim bratem jest 6 lat różnicy). Twierdzi, że byłam planowana. Odpowiedziała: nie wiem
-
Monar, no to jest nas 2, bo ja też z Toronto Apropo's ojców, próbowałam kiedyś porozmawiać delikatnie ze swoim. Tłumaczyłam, argumentowałam, mówiłam że przecież sam wie jak trudno jest gdy się ma takiego rodzica itd itp., że może powinien starać się mieć więcej cierpliwości, nie wyrzucać z siebie niekontrolowanie emocji, dla dobra swojej rodziny, której przecież jest głową...Głupia byłam wierząc że to odniesie jakikolwiek skutek. Stwierdził że zapewnił mi cudowne dzieciństwo w porównaniu z tym jakie on miał, i zaczął wrzeszczeć jak zwykle. Próbowałam rozmawiać i z matką. Zawsze mi mówiła że to wszystko minie, że brat zmądrzeje, a ojciec już taki jest. Że ona nic nie może zrobić bo mieszkamy w małej miejscowości i wszyscy szybko by się dowiedzieli. A teraz, jak mam problemy ze sobą, kwituje że ona też ma i że każdy coś ma. Wkuuurza mnie takie gadanie.
-
Kafka, dłużej. Załatwiałam to niedawno, babka powiedziała - 2-3 m-ce. Apropo's terapii dla par po prostu niewiele wiem, chyba nie widziałam oferty z NFZ u siebie w mieście, ale też nie rozglądałam się konkretnie za tym. Apropo's chłopaka, chciałam żeby poczytał moje wynurzenia na forum (jestem też na jeszcze jednym) i w ten sposób poznał mnie lepiej, ale przeczytał tylko część, jakoś tak bez entuzjazmu, praktycznie bez komentarza...Wydaje mi się że z jego perspektywy jest dużo ważniejszych spraw do załatwienia/zrobienia i nie ma czasu na takie rzeczy. Keji, DDA/DDD powinien rozumieć, bo ma ojca alkoholika. Ma też bardzo poukładaną matkę, o której spokojnie można powiedzieć że mimo wszystko dobrze wychowała jego i jego rodzeństwo. Zazdroszczę mu tego, jakie podejście ta kobieta miała do swoich obowiązków jako matka. Spróbuję mu podsunąć jakąś książkę...
-
Kafka, nie mieszkam już z rodzicami, ale nie potrafię o tym zapomnieć. Niszczy mnie to że nie potrafię się zmusić do tego cholernego spotkania z promotorem i zakończyć tego etapu. Czuję się nieudacznicą, czuję jak by te epitety, które wygłaszali moi rodzice miały potwierdzenie:( Zapisałam się na terapię grupową z NFZ, ale jeszcze trochę muszę poczekać. Svara, nie stać mnie raczej na terapię dla par. Na tą chwilę nie pracuję. Zaczęłam brać Asertin, czuję się odrobinę lepiej, ale nie na tyle żeby odnaleźć się między ludźmi i znowu podjąć pracę. R. uważa że dużo rzeczy sobie wmawiam, że za bardzo analizuję. Nie wie jak mnie wesprzeć - jego słowa;/ Monar, dzięki. Jesteś z kuj-pom?;> Powietrzny Kowal, dgyby nie ten lęk, który ciągle mam pod skórą analityczne myślenie super, w lęku działa na moją niekorzyść bo myślę negatywnie. Oczekuję negatywnych zdarzeń
-
Jestem na forum od jakiegoś czasu, jakoś nie odważyłam się do tej pory napisać o sobie (lęk przed oceną?). Ale mój czas nadszedł, więc trochę Was pomęczę swoją historią, cholernie potrzebuję się wygadać, poczuć się zrozumianą... Mam nerwicę od kiedy skończyłam 11 lat, to wtedy zdarzyło mi się pierwsze załamanie nerwowe: bałam się za cokolwiek zabrać, bałam się chodzić do szkoły, bałam się swojej przyszłości, ciągle płakałam. Chodziłam za moją mamą i prosiłam ją żeby mi pomogła bo nie wiem co się dzieje. Wyprowadziło ją to z równowagi, powiedziała że nie wie jak mi pomóc i że samo przejdzie. I od tej pory zaczęły się moje samotne zmagania ze sobą. Kilka lat później lęk przeobraził się w fobię, zaczęłam brać środki farmakologiczne. A teraz o przyczynach... Wychowałam się w małej miejscowości, moi rodzice mają duże gospodarstwo. Zarówno jedno jak i drugie ma nerwicę. Ojciec jest frustratem, nie może znieść żadnego negatywnego słowa na swój temat. Gdy mój brat zaczął przejawiać samodzielność w działaniu i kreatywność, bo - notabene- chciał mu pomóc w jego pracy, ojciec gnoił go jak mógł, byleby tylko nie okazało się że nastolatek zrobił coś czy wymyślił lepiej od niego. Z drugiej strony za brak działania ojciec potrafił sprać na kwaśne jabłko, wyzywając przy tym od najgorszych. Mnie nigdy nie uderzył, bardzo to podkreślał że nigdy tego nie zrobi, ale nie miało to żadnego znaczenia dla mnie, bo i tak się go bałam. W atakach furii był nieprzewidywalny, więc czekałam aż któregoś dnia po prostu przyjdzie moja kolej. Matka była z kolei bardzo uległa i wręcz bierna jeśli chodzi o jakieś decyzje. Z natury ciepła osoba, ale przez nerwicę też trochę zamknięta. Za cel postawiła sobie w życiu pracę fizyczną (podobnie chyba jak ojciec), wszystkie inne sprawy były mniej ważne, nie miała czasu na przejmowanie się problemami swoich dzieci, zresztą, od zawsze słyszałam - co to za problemy te twoje problemy, jak dorośniesz to zobaczysz co to jest życie. Więc nikt mi nie pomógł w momencie mojego pierwszego wspomnianego już załamania, nikt się nie przejął jak miałam problemy z cerą, problemy z samoakceptacją, nawet jak miałam fobię (w klasie maturalnej) sama musiałam znaleźć psychiatrę (kilka razy pojechała ze mną z obowiązku, ale i z wyrzutami że odciągam ją od pracy). Matka nie powiedziała o tym co się ze mną dzieje bratu i ojcu, bo to wstyd coś takiego mieć i jeszcze na psychotropy pieniądze wydawać. Ojciec jak się w końcu dowiedział to stwierdził, że jestem wariatką i ze on nie rozumie, jak mając wszystko, ubrania, jedzenie, kompletną rodzinę, można narzekać? Zawsze porównywano nas z innymi, inni byli lepsi, pomocni, kreatywni, aktywni, a my byliśmy "nieudanymi dziećmi". Przemoc fizyczna nie spotkała mnie ze strony ojca, ale ze strony brata. Widocznie nie radził sobie w całej tej sytuacji z ojcem, i próbował odreagować na mnie. Zamykał się ze mną w pokoju i wyładowywał fizycznie, a przede wszystkim poprzez szantaż emocjonalny i obraźliwe epitety. Matka nie reagowała, bo zajęta pracą też niewiele widziała, a jak widziała to prosiła go żeby przestał, a mi mówiła że rodzeństwa zawsze się kłócą, że ona też tak miała. Walczyłam, wykłócałam się, wręcz biłam z bratem, mówiłam głośno jakie to wszystko chore itd. Aż w końcu matka powiedziała, żebym przestała się wykłócać bo doprowadzam do eskalacji konfliktów. A że mam super rozwinięte poczucie winy, to jej posłuchałam, i zamknęłam to wszystko w sobie. Niedługo później pojawiła się fobia. Od tej pory, z przerwami, towarzyszą mi leki. Dziś mam 27 lat, nie bardzo potrafię sobie ze sobą poradzić. Brak samoakceptacji, ogromne poczucie winy - jak coś robię to boję się że zrobię źle, jak nie robię- to wyrzucam sobie że jestem leniuchem i jak tak można. Boję się ludzi i ich opinii na mój temat. Mam przekonanie że jestem brzydka (brak samoakceptacji ze względu na problemy z cerą). Mam do obrony pracę mgr, ale odkładam to od 3 lat bo boję się konfrontacji z promotorem. Jestem od 2 lat w związku, niby jest dobrze, ale nie czuję się rozumiana. Pod pewnymi względami wręcz czuję się samotna. Chłopak wie o wszystkim, "nie wie jak mi pomóc". Jest mi źle ;/ Dzięki, że mogłam się wygadać i wyżalić. Byłoby tego dużo więcej, ale nie chcę Was zmuszać do czytania taaaaakich ilości tekstu
-
Jestem DDD, doskonale Cię rozumiem. Mam cholerne problemy z samoakceptacją bo nigdy nie pasowałam do "idealnego obrazka", który wymyślili sobie moi rodzice. Gdybyś chciała pisz na priv, o ile ja tego wcześniej nie zrobię :) Pozdrawiam Kafka ma rację, córka przywykła do tego że jesteś na jej zawołanie i poświęcasz jej całą uwagę. Zmiana przyzwyczajeń zawsze trochę czasu zajmuje, ale na dłuższą metę byłaby dobra zarówno dla córeczki jak i dla Ciebie :)) Dzieci bezbłędnie wyczuwają na co sobie mogą z kim pozwolić i wykorzystują to, i po to im trzeba stawiać granice. Wiem, łatwo się pisze, gorzej zrealizować niestety
-
Hehe mówi o sobie Krzyżak (że niby z Torunia), coś w tym musi być diatas. Trend na metroseksualność może doprowadzić do tego, że u facetów włosów będzie coraz mniej, więc cieszmy się ich gobelinami póki czas ;p;p;p
-
Monar, też tak miałam. Jak spotkałam swojego faceta to prawie nie miał włosków. A teraz się robi gobelin powoli ;p Pocieszam się - lepszy gobelin na klacie niż na plecach ;p
-
Ktoś chętny na spotkanie gdzieś na mieście? Są tutaj jakieś zabłąkane duszyczki, czy Toruń na forum opustoszał? Pozdrowienia ;-)
-
Nie wiem czy Cię to pocieszy, ale ja Cię podziwiam za to prawko, bo ja je zaczęłam i nigdy nie skończyłam tzn. przed egzaminem praktycznym dostałam takiego ataku paniki, że uciekłam. Potem spróbowałam jeszcze raz i to samo. Dla mnie to dowód na to, że potrafisz być bardzo dzielna Musisz wyjść do ludzi. Myśli potrafią urosnąć do tak katastroficznych gdy się z nikim nie rozmawia, że głowa mała. Na pewno znajdziesz tu na forum osoby, które z chęcią z Tobą porozmawiają - mogę to być nawet ja :) Trzymaj się swoich sukcesów, motywuj się nimi, z czasem pojawią się znajomi, poszukaj jakiejś pasji - co lubisz? w czym jesteś dobra? - warto to rozwinąć. Pielęgnuj dobre relacje z rodzicami - są naprawdę cenne. Pozdrawiam serdecznie