-
Postów
179 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Skrajna
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 6 z 7
-
Ja jestem na etapie poznawczym Boga, ale czasami mam od tego przerwy, to trudny proces, bo aby w coś całkowicie wierzyć trzeba akceptować całość, nie można w końcu wierzyć w coś ale akceptować tylko pewne aspekty. Albo się wierzy całkowicie, albo się nie wierzy. A ja nie wiem czy zgodzę się ze wszystkim w tym wypadku, jestem na etapie poznawczym, analizuję to.
-
To bardzo dobrze, że ktoś taki jest. Owszem, ta odległość może czasami dołować czy męczyć, ponieważ niekiedy cenniejszym od miliona gorących słów jest zwykły uścisk, ale pomimo tych kilometrów ta osoba jest i tej świadomości musisz się trzymać. :) U mnie niestety w chwili obecnej jest z tym zrąbanie. Miałam swoją iskrę, ale on zaczął się we mnie zakochiwać, a ja na miłość faceta reaguję automatycznie ,,ERROR, BLOKADA'' i automatycznie wszystko zduszam w zarodku.. I nie mogę nad tym zapanować. Nie potrafię stworzyć z facetem dłuższej relacji.
-
Gra skrajności, o tak... Ja też nią zdecydowanie jestem.. Raz jest we mnie aż za dużo życia które wręcz się ze mnie wylewa, a już po chwili jestem pustą skorupą. Myślę, że wszyscy w pewnych okolicznościach i na pewnych etapach naszego życia przebieramy w różnych maskach.. A powiedz mi, masz może jakąś osobę która jest Twoją.. Jakby to ująć. Iskrą? Niekoniecznie chodzi mi tu o chłopaka. Zwyczajnie o kogoś, kto już samą obecnością sprawia, że jest choć trochę bardziej.. Znośnie.
-
Marsal2, oj już nie przesadzajmy, że w Warszawie nic nie ma, bo naprawdę jest. A ludzie próżni i zadufani są chyba wszędzie, Warszawiacy raczej nie rodzą się z genem próżniactwa który albo im się uaktywni albo nie.
-
Nie możesz katować i frustrować się tym, że nie doznałaś nagłego ,,uzdrowienia'', musimy uzbroić się obie w cierpliwość. To długi, mozolny i ciężki proces, spora praca. Ale to właśnie ta praca będzie nas potem budować. Szczerze, ja z ludźmi mam w ogóle dziwne perypetie. Pomimo tego, że bywam bardzo trudna i wyobcowana, oni o dziwo do mnie zazwyczaj lgną. I wówczas, kiedy już kogoś poznam i czymś do niego zapałam, też staram się mu doradzać pomimo tego, że sama mam niezły burdel ze sobą..
-
No i wyszło szydło z worka, w Twoich żyłach też płynie śląska krew!
-
Spokojnie, pamiętaj, że takie rzeczy nie zmieniają się z dnia na dzień. Tutaj nie ma magicznego ,,cyk'', problemy nie rozmywają się z deszczem czy kolejną godziną terapii. Trzymaj się swojej mamy, to bardzo ważne abyś była teraz z kimś związana, abyś utrzymywała z kimś głęboką relację. Nikt Ci chyba także niestety nie poda złotego leku, bo takiego po prostu nie ma i dlatego wszyscy tutaj jesteśmy. Na pewno nie możesz dopuszczać do chwil zwątpienia: trzymaj się swoich planów, trzymaj się dobrych myśli i dobrych ludzi. Skoro planujesz, skoro marzysz to znaczy, że siłą rzeczy musisz mieć w sobie życie. I zdecydowanie musisz ostro zabrać się za problem cięcia. Pokaż mamie swoje blizny, powiedz jej, że nad tym nie panujesz. I musisz popracować zdecydowanie nad tym jak siebie odbierasz, co o sobie myślisz, co do siebie czujesz. Nie możesz siebie nienawidzić. Musisz siebie kochać. Ja wiem, że jestem teraz nieco komiczna bo sama mam niezłe problemy ze sobą.. Taka śladowa hipokryzja.
-
A czy istnieją w ogóle prawdziwi Warszawiacy? Bo ja jeszcze takowego nie poznałam, zazwyczaj wszyscy tam się przenoszą, a niekoniecznie w Warszawie są poczęci czy przychodzą na świat, haha.
-
Ufasz swojej terapeutce? Myślisz, że ona coś Ci daje, że to jest ''dobra'' osoba? Czy masz teraz oparcie w mamie?
-
Ludzie są ludźmi, nie łapię tych wszystkich ,,warszawiacy mają kij w pupie'', ,,Krakowianie brzydki oddech'', a Polacy to ogólnie KRADNĄ i chodzą w sandałach z białymi skarpetkami... Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś pracuje nad swoją mentalnością i swoim ,,ja'' to dogada się i z Warszawiakiem i nawet ''Marsjaninem''.. :)
-
Co myślisz kiedy widzisz te rany? Już po cięciu. Co myślisz wtedy kiedy na to patrzysz?
-
Jestem na pierwszym roku studiów, 20 lat skończę niebawem. Egzaminów mam kilka, aczkolwiek zaliczyć muszę wszystko, wiadomo. A od pierwszej sesji na zajęciach i wykładach raczej bywałam niż byłam. Wiesz, może i mogłabym zmusić swoje ciało do tego aby wytrzaskać to wszystko. Może. Bo ostatnio coraz częściej oddycham za karę, a to raczej takich rzeczy nie ułatwia. Tak, był to psychiatra, ale szczerze: moje rozczarowanie. I jeśli już miałabym kończyć te studia to chciałabym kończyć je dlatego bo chcę, a nie dlatego, że... Cóż, ,,już dociągnę to do końca jakoś...'' . -- 27 maja 2012, 20:22 -- A dziękuję, jak już się wskrzeszę to pomyślę... (;
-
Nie lubię morza, więc odpada, ale myślę, że Świat jest całkiem pokaźny i ufam, że dogadam się z jakimś jego zakątkiem..
-
Cześć. Wiesz, myślę, choć mogę się mylić, że obok tego całego bagna które przechodzisz są w Tobie pewne pokłady siły. Piszesz, że masz swoje marzenia, cele. I to bardzo konkretne. Musisz trzymać się ich kurczowo i pozwalać aby się w Tobie rozrastały. Tniesz się nadal rozumiem?
-
Pragę też wtedy zaliczyłam, ciekawy incydent. Ale wyszłam w jednym kawałku. Myślę, że mogłabym spokojnie wpisać to W CV, haha.
-
Moje studia są banalne, mogłam je spokojnie opanować, ale nawet nie miałam.. Nawet nie wiem chyba jak to do końca nazwać. Taka nicość. Wiadomo, kiedy się starasz, a Ci nie wychodzi, to Cie drażni, ale nie masz sobie nic do zarzucenia. Ja na swoich studiach nie robiłam nic, z wyjątkiem ostatniej sesji kiedy to nafaszerowałam się kawą i przez pięć dni siedziałam na dupie i kułam. Ale nie tędy droga.. Byłam kilkakrotnie u pewnego SPECJALISTY swego czasu, ale to nie było to. To zdecydowanie nie było to. Wiem, znajomi wciąż dźgają mnie w tyłek abym teraz się postarała i ewentualnie szarpnęła się na dziekankę. Myślę jednak, że z moim aktualnym ,,teraz'' nie osiągnę tego.
-
To całkiem prawdopodobne, bo chyba pozwolę się wywalić ze studiów, kopnę się jakoś w moją nostalgiczną dupę i poszukam czegoś nowego. Zupełnie. -- 27 maja 2012, 19:48 -- Tomcio Nerwica, raz spędzałam miesiąc wakacji w stolicy u znajomego i miałam skrajne odczucia. Z jednej strony pęd i ten namacalny progres jest na swój sposób urokliwy, ale z drugiej... Cholera, po Złotych Tarasach miałam sieczkę we łbie...
-
Tak, ewidentnie, jakaś zła energia, ponieważ swego czasu bywałam często i gęsto np. w Łodzi i wówczas dostawałam lekkiego kopa z cyklu ,,WOW, krew w moich żyłach pulsuje i to jest takie FAJNE''.
-
Ja siebie wkurzam/wpieniam/drażnię.
-
Sorrow, jestem w stanie Cie zrozumieć, mój ojciec jest niestety podobny. Też nigdy mnie nie chciał, zostawił mnie. A ja jako dziecko jak głupia żebrałam o jego uwagę jak pies. Wydawało mi się, że jeśli mnie nie chce to we mnie jest coś złego, że nie jestem dość dobrą córką, uczennicą, że nie jestem dość dobra. Jak powiedziałam mu, że planuję studiować to mnie wyśmiał i powiedział, że mam iść do pracy bo on pieniędzy mi na nic nie da. A ja go nawet nie chciałam prosić o pieniądze... Do tego on jest alkoholikiem i niestety niejednokrotnie w twarz dostałam. Więc jestem w stanie wyobrazić sobie te wszystkie, często skrajne uczucia które w sobie masz i które Cie wykańczają...
-
Seraphim czyli dwie skrajne postawy, ale wychodzi niestety na to samo: mamy ewidentnie problem.
-
Mój ojciec jest alkoholikiem i przez to mam ogromne problemy z facetami. Zazwyczaj bezwiednie ich stopuję, na stopie przyjacielskiej sobie radzę, ale kiedy w grę zaczyna wchodzić coś więcej zaraz wbrew sobie robię się oschła i ucinam wszystko momentalnie. Ostatnio poznałam naprawdę wartościowego faceta, jednak o zgrozo nie udało mi się wygrać z tymi moimi spaczonymi, wewnętrznymi blokadami i wszystko zgasło..
-
Paweł, ja też jestem z Bydgoszczy i nawet to miasto mnie wpienia. Wysysa witalne siły jak dementor, haha.
-
Też mam 19 lat, też nie mam fejsa, ale w gry nigdy nie grałam. Jestem chyba największą ignorantką ever, bo do niedawna nie wiedziałam czym jest DIABLO. No i oczywiście: cześć.
-
Dziękuję za wszystkie odzewy. Zanim na dobre rozgoszczę się na tym forum i zacznę udzielać się w poszczególnych tematach spróbuję jeszcze ogólnikowo nakreślić z czym mam problem. Mój ojciec jest alkoholikiem i pomimo tego, że już z nim nie mieszkam to automatycznie się to za mną ciągnie. Mam wręcz chory wstręt do alkoholu, nie potrafię na dłuższą metę budować relacji z facetem bo mam jego zaburzony obraz. I ogólnie z naszą 'relacją' wiążą się różne perypetie: z jednej strony czasami nienawidzę go każdą najmniejszą komórką ciała, z drugiej wewnątrz boli mnie to, że on mnie nie chce i nie chciał nigdy. Mam też problemy ze strasznymi wahaniami nastroju, raz jest to wręcz utopijna euforia, a zaraz ustępuje ona miejscu bezgranicznej bierności. Z tego też powodu zawalę raczej studia, pomimo tego, że są one banalne i łapię materiał: zwyczajnie nie potrafię zmotywować się do nauki. I naprawdę, bardzo, bardzo, BAAAARDZO chciałabym odpocząć od samej siebie..
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 6 z 7