Co do uzależnienia - też raczej nie, tym bardziej że kiedyś go doświadczyłam. Uzależnieniem rządzą zupełnie inne "prawa" - wielkie emocje, gwałtowne namiętności, bolesne rozstania i "porywające" powroty, wieczna huśtawka... a u nas nigdy tego nie było. Nigdy też nie czułam że nie mogę bez niego żyć - przeciwnie, ja wiem, że mogę. Mnie chodzi raczej o dziecko (teraz już dzieci), chęć podarowania im pełnego, bezpiecznego domu, warunków w których mogą w miarę zdrowo się rozwijać. Jeśli w grę wchodzi dziecko, a w związku nie ma patologii (alkoholizm, przemoc, niewierność i in.) i być może jest on do uratowania, trzeba spróbować.
Moja zabawa w romansowanie nauczyła mnie że "u sąsiada trawa zawsze wygląda na bardziej zieloną" i zmiana partnera, bez głębokiej przemiany wewnętrznej, jest bezowocna (wiadomo o co chodzi). Poza tym istniało duże prawdopodobieństwo że mój kolejny wybranek również okaże się w jakiś sposób dysfunkcyjny.. Dlatego, choć moje ego wygrzewało się w cieple komplementów (których byłam tak zajebiście spragniona), zachowałam świadomość ulotności tego stanu..
Póki co moim marzeniem jest dobrze się czuć bez żadnego dopingu ze strony faceta... nie wiem czy to mądre czy porąbane.
Jak dla mnie to racjonalizujesz, wyszukujesz niby rozsądne powody żeby nadal być w tym niezdrowym związku. A czuć się dobrze bez dopingu faceta można jak się odpowiednią samoocene. A do tego raczej nie dojdziesz bez odpowiedniej terapii