Skocz do zawartości
Nerwica.com

Carlsberg

Użytkownik
  • Postów

    305
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Carlsberg

  1. Carlsberg

    [Kraków]

    Ja również z Krakowa, ale obecnie nie mogę się z nikim spotkać bo znowu wchodzę na dawkę leku a efekty mnie wyłączają z życia. Ale za kilka tygodni bardzo chętnie. :)
  2. A ja pracowałem jeszcze kilka tygodni temu, ale teraz po świętach pewnie będę musiał odejść na jakiś czas. Pomimo, że wiem, że zajęcie mi może pomóc to jednak raczej nie mam siły na spotkania z ludźmi. Siedzenie przed komputerem i zajmowanie sie glupotami. -- 09 lis 2013, 19:30 -- Mam takie pytanie też. Otóż byłem ostatnio tzn w poniedziałek i wtorek na spotkaniu z psychologiem i psychiatrą. Oni cały czas upierają się przy lęku napadowym podczas gdy ja uważam, że to nerwica i depresja. Za depresją przemawiają nieznośny ból życia rano, który łagodnieje podczas dnia, straszne problemy ze snem, nie pomaga nawet Morfeo, do tego utrata zainteresowania czymkolwiek, ciągły lęk. I co teraz zrobić? Wierzyć lekarzom, kiedy wyraźnie widzę, że coś jest nie tak, że teraz objawy nerwicowe są inne. Oni twietdzą, że teraz skupiam się na innych objawach i wmawiam sobie depresję. Czy to jest możliwe?
  3. A jak żyjesz na codzień? Spotykasz się z ludźmi? Pracujesz?
  4. Kurde a już myślałem, że powiesz, że to nie depresja.
  5. No ale czy to nie jest depresja? Niechęć do życia, myśli samobójcze, cierpienie psychiczne, rano gorzej, wieczorem lepiej. Książkowe objawy depresji. Utrata zainteresowania dotychczasowymi zajęciami, irytacja gdy widzę szczęśliwych ludzi obok mnie.
  6. Witam, chciałbym przedstawić wam swoją historię. Nie wiem po co, właściwie to nic już nie wiem. Mam 28 lat, zawsze byłem typem panikarza i wrażliwca, po studiach nie mogłem za bardzo znaleźć pracy ale też nie bardzo się starałem, nie brakowało mi pieniędzy, byłem może trochę niesamodzielny i niezbyt odporny na stres, miałem kochającą dziewczynę, z którą pewnie czy później wziąłbym ślub mimo, że bardzo tego tematu unikałem, nie chciałem się wiązać na stałe, myślałem sobie - pożyję jeszcze. No to pożyłem. Ponad 1,5 roku temu zarejestrowałem się na tym forum, żeby zasięgnąć informacji na temat nerwicy lękowej, którą miałem zdiagnozowaną. Głupia historia - zapaliłem trawkę, dostałem pierwszego ataku paniki, potem drugiego i tak się zaczęło piekło. Po kilku tygodniach oczywiście psycholog i psychiatra. Lekarz przepisał Seroxat - lek nie wchodził, więc po kilku tygodniach zamiana na Zoloft. Po kilku tygodniach brania leku, wszystko powoli zaczęło wracać do normy, równolegle uczęszczałem na psychoterapię. Zacząłem czuć się lepiej, powoli zacząłem wracać do życia. Po kilku miesiącach zaczynałem powoli zapominać o nerwicy, wszystko układało się dobrze, zacząłem poważniej szukać pracy, miałem kilka rozmów, którymi byłem bardzo zestresowany, ale jakoś dałem radę. Z czasem było coraz lepiej, także po ok 8-10 miesiącach zacząłem schodzić z dawki leki i po ok roku lek odstawiłem całkowicie. Byłem taki szczęśliwy, nie brałem już leku czułem się bardzo dobrze, znalazłem pracę, trochę poniżej kwalifikacji i możliwości ale i tak byłem zadowolony. Mijały tygodnie, praca jak praca, ale żyło mi się dobrze, bez lęku, stres odczuwałem wtedy kiedy trzeba. Myślałem, że już rozumiem wszystko o co w tym chodzi, że to tylko lęk, że jestem zdrowy i że nic mi nie będzie. Wszystko było jasne. Spędzałem czas z dziewczyną, czasem ze znajomymi, wychodziłem i był po prostu normalnie. Po ok 2-3 miesiącach, w pracy nagromadziło się trochę stresów, ponad moje siły i zacząłem czuć się źle. Trochę przybity, trochę zestresowany, ale myślałem - spoko to tylko zmęczenie stresem, za kilka dni przejdzie.Jednak ziarno zostało zasiane i pojawił się jakiś niepokój od czasu do czasu. Potem było już ciężej i coraz gorzej. Lęk zaczął powracać. I stało się - 17 września dostałem wieczorem ataku lęku. Dokładnie takiego jak był wcześniej. Ani silniejszy ani słabszy. Oczywiście panika - wszystko wraca! Następnego dnia telefon do psycholog, psychiatry. Umawianie się na spotkania. Psychiatra poradził, żeby na razie wstrzymać się z wizytami, to po prostu jednorazowy przypadek. Spotkania z psychoterapeutką mnie uspokoiły, poczułem się lepiej. Oczywiście wróciłem do czytania for internetowych i innych stron o powrocie nerwicy i tak natrafiłem na blog Grzegorza Szaffera - Historia Pewnej Nerwicy. Przeczytałem i doznałem olśnienia - cholera, że też nie przeczytałem tego wcześniej, przecież tutaj jest wszystko napisane, dokładnie jak u mnie - i porada o nie walczeniu z myślami - ignorowaniu, i zajęciu się czymś innym - lęk będzie wygasał. To fantastyczne odkrycie pozwoliło mi jakoś rozładowywać część lęku i ignorować pozostały, który był przecież nieracjonalny. Radość niestety nie trwała wiecznie, kilka dni radosnego ignorowania lęku i pozytywnego patrzenia w przyszłość i przyszedł jakiś taki dziwny inny lęk czy coś innego. Takie miażdżące uczucie, że wszystko jest bez sensu, że praca nie ma sensu, że wszyscy pracują, żeby zdobyć pieniądze, a ja nigdy nie będę osiągał już satysfakcji z pracy ani z niczego innego. To nie było uczucie, które trwało długo, ale było tak potężne, że zmroziło mi krew w żyłach - od razu myśl - cholera łapie mnie depresja, bo przecież z takim uczuciem, żyć się nie da, wtedy pomyślałem pierwszy raz o samobójstwie, oczywiście nie miałem zamiaru go popełniać, ale żyć w takim poczuci nie mogłem. Oczywiście opowiedziałem na tym na kolejnej wizycie u psychoterapeuty, psychiatra stwierdza, że nie widzi u mnie początków depresji więc mnie to znowu uspokoiło, ale spotkania u psychoterapeuty cały czas kontynuowałem. I tutaj zaczyna się najgorsza część historii. Na rozmowie, jakoś zwróciło moją uwagę, czy lęk się pojawia i maleje czy stale utrzymuje się na podobnym wysokim poziomie. Odpowiedziałem, że jest różnie, czasem maleje, czasem się zwiększa, że dwa dni są dobre potem jakiś jest gorszy, potem znowu coś dobrego. Zainteresowało mnie to jednak i oczywiście sprawdziłem w internecie dlaczego itp. Trafiłem niestety na dwie strony gdzie opisane były dwa stany lękowe, GAD i jakiś tam inny - sprawa kluczowa - wg tej strony osoby cierpiące na te stany lękowe popełniają samobójstwa znacząco częściej niż inni nerwicowcy. To był gwóźdź do trumny - przeżyłem totalne przerażenie- ja mam ten lęk i pewnie popełnię samobójstwo bo już nie wytrzymam tego cierpienia. Trudno opisać jaki przeżyłem lęk, opowiedziałem o tym dziewczynie, która się rozpłakała. Ja razem z nią, w jednej chwili straciłem sens życia i nadzieję. Nieprzespana noc w lęku, potem kolejna i kolejna. Aż do wizyty u psychoterapeutki, która mnie uspokoiła twierdząc, że to totalne bzdury, że nigdy z takimi statystykami się nie spotkała i że GAD bardzo dobrze się, leczy, poza tym ja nie mam GAD'a tylko tylko typowy lęk napadowy, który teraz inaczej się objawił, bo już z atakami umiem sobie radzić i wiem, że nic mi nie zagraża, a teraz przeraziło mnie to i poczułem lęk o życie więc poziom lęku wzrósł. Pokrzepiony tymi słowami jak na skrzydłach poleciałem do domu - wszystko mnie cieszyło, znowu wróciły - choć na chwilę zainteresowania - wieczorem czytałem sobie stronę o piłce, fotografii i tym wszystkim co mnie interesowało. Nie muszę mówić, że spałem prawie jak dziecko, praktycznie większość nocy bez obudzenia. Niestety radości wystarczyło tylko do rana. Potem znowu lęk wrócił - depresja, samobójstwo. Znowu nie mogłem spać, znowu myśli, że się zabiję, że tego nie wytrzymam. Oczywiście myśl o samobójstwie albo słowo samobójstwo - windowało mój lęk do maksimum. Do tego doszły przerażające stany przygnębienia - zanik chęci robienia czegokolwiek, w mojej głowie funkcjonują tylko słowa depresja i samobójstwo. I od tamtej pory każdy dzień to mieszanka lęku i przygnębienia. Przyjechałem do rodziców do domu opowiedziałem wszystko, rozpłakałem się, mam w nich wsparcie, wspiera mnie dziewczyna, która dzwoni do mnie a ja po prostu płaczę, bo nie chcę jej rujnować życia. I najgorsze jest to, że rano wstaję to odczuwam lęk i obrzydzenie, że znowu zaczyna się kolejny dzień cierpienia. Jestem całkowicie rozmontowany, cały czas chce mi się płakać jak o tym pomyślę. A w momentach większego napięcia - mam wrażenie, że rzeczywiście chcę się zabić, że planuję już jak to zrobić, żeby nie bolało, ale wtedy myślę, o moich rodzicach, siostrze i dziewczynie, jaki to dla nich byłby cios. Wtedy następuje apogeum lęki i czasami po prostu ryczę jak dziecko, bo ja przecież chcę normalnie funkcjonować, a nie zabijać się lub być ciężarem dla innych. Nie mogę za bardzo leżeć ani siedzieć, wychodzić też nie mam zupełnie ochoty, cały czas jakieś gorąco w mięśniach. Uważam, że mam po prostu depresję, z jakimiś objawami nerwicowymi. Nawet jeśli się pogodzę z tym, że to depresja, to tak bardzo się boję, że leki nie będą na mnie działać i że nigdy z tego nie wyjdę i że będę tak cierpiał do końca, stanę się albo ciężarem dla rodziców albo po prostu ze sobą skończę i to będzie dla nich jeszcze większy cios. Nie wiem tylko jak ja to wytrzymam. Zdarza się, że wieczorem jest trochę lepiej, lęk maleje, to już sobie myślę, że wszystko będzie dobrze, że przesadzam z tymi myślami samobójczymi to rano wszystko wraca. Jeśli ktoś to przeczytał to bardzo dziękuję, nie wiem czego oczekuję, pewnie jakiegoś pocieszenia, ale ja tracę chyba nadzieję.
  7. Carlsberg

    nerwica mija!

    Witam wszystkich, pewnie nikt mnie tutaj nie kojarzy bo zabawiłem krótko. Moja przygoda z nerwicą trwa (trwała?) ok roku. Zaczęło się chyba w lutym 2012 roku po przejściach z marihuaną, jakie sam sobie zafundowałem. Swój przypadek opisałem tutaj na forum, więc jak kogoś interesuje może sobie przeczytać. Chciałem tylko powiedzieć, że mój koszmar się kończy. Od miesiąca niecałego nie biorę żadnych leków. We wrześniu czeka mnie prawdopodoobnie ostania wizyta u psychiatry - kontrolna. Do psychologa nie chodzę już chyba ze 2 miesiące. Z nerwicą walczyłem ponad rok. I była to cholernie ciężka walka. Dzisiaj czuję się całkowicie normalnie. Czasami poczuję jakiś niepokój, że coś mi się dzieje, zwłaszcza kiedy dzieje się coś nieoczekiwanego, coś na co nie jestem przygotowany, ale nauczyłem sie błyskawicznie z tym sobie radzić. Miałem świetną pomoc ze strony pani psycholog, która wszystko mi wytłumaczyła i której uwierzyłem. Brałem najpierw seroxat a potem zmieniłem na zoloft bo po sero czułem się jeszcze gorzej. Dzisiaj jestem całkiem normalnym gościem, pracuję, imprezuję (kace miewam straszne - jak zawsze, ale nie z powodu nerwicy :) po prostu łatwo się truję :) ) żyję tak jak przed atakami, a nawet lepiej, jestem bardziej aktywny, lepiej dogaduję się z ludźmi. Jednak w tym wszystkim jest jest jednak łyżka, czy dwie, dziegciu. Najgorsze jest to, że potrafię wywołać u siebie atak. Bardzo łatwo. I czasem nie mogę się powstrzymać, żeby nie próbować. Oczywiście do samego ataku nie dochodzi, ale wiem, że w każdej chwili mogę. I to jest konsekwencja całej mojej historii. Prawdopodobnie do końca życia będę to potrafił. Druga spraw to coś dziwnego Nie wiem, czy to wina leków, czy może moich przejśc z nerwicą, ale mam wrażenie, że życie stało się jakby mniej kolorowe. Mam większą trudność z wyciągania wszystkiego co najlepsze z każdej sytuacji. Nie wiem czy to jest dla Was zrozumiałe, ale tak to po prostu wygląda. Mam po prostu wrażenie, że stałem się jakby mniej wrażliwy na wszystko - piękne otoczenie, muzykę, film. Taki trochę przygaszony i trochę zmęczony. Wszystko co mnie spotyka dobrego po prostu konfrontuję ze stwierdzeniem "byłoby pięknie gdyby nie ta nerwica cholerna". I przez to tracę, ale to też myślę uda mi się pokonać. Najważniejsze, że nie mam wrażenia, że wariuję, jestem bezpieczny i zdrowy :) rok temu marzyłem o takim stanie jak teraz, teraz gdy już go osiągnąłem chcę więcej. Wiem, że walka jest ciężka, naprawdę. Każdy kto to czyta to na pewno wie. Ale najważniejsze to WIERZYĆ lekarzom, nie szukać w internecie bo nie wiecie kto jest po drugiej stronie, czy to co pisze to prawda i CHCIEĆ z tego wyjśc, a nie wiecznie tłumaczyć się nerwicą. Wierzyć i czekać, bo każdego dnia będzie lepiej. Zająć się czymś, czymś na czym nam zależy, co nas zaabsorbuje. Nasz mózg nie może myśleć o dwóch rzeczach na raz :) I wierzyć, że można z tym wygrać. Wiem, że dopiero jestem miesiąc po odstawieniu i może to za wcześnie, ale piszę teraz żeby pomóc.
  8. Byłem dzisiaj na teście jakimś psychologicznym, osobowości czy cośtam. Porozmawiałem z pania psycholog, pocieszyła mnie ale powiedziała jedną rzecz. Lepiej w moim przypadku nie czytać niczego w internecie na temat tych moich dolegliwości, nie przeglądać for internetowych i zauwafać tylko swojemu lekarzowi, który ma wiedzę i doświadczenie. Nie wiem czy to powód do radości ale na jakiś czas postaram się opuścić to forum. Być może wrócę jutro, może za tydzień, miesiąc, a może rok. Mam nadzieję, że jednak nie. Pozdrawiam wszystkich i życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
  9. A nie wiesz przypadkiem ile trzeba czekać na działanie takiego np Seroxatu? Bo chcę w końcu uwolnić się od lęku, napięcia, obniżonego nastroju i uporczywych myśli, które powodują ataki.
  10. Ja tej depresji nie odczuwam aż tak bardzo. Czasem mnie boli, że sam się w to wkopałem i że życie było takie piękne jeszcze 2 miesiące temu. A tak to mój główny problem to jednak lęki i napięcie.
  11. No ale ja się właśnie nie nakręciłem, byłem w miarę wyluzowany, czułem się nieźle i potem przyszło napięcie, trochę gorąco. Zmierzyłem ciśnienie i taki wynik.
  12. No właśnie nie. Powiedział mi, że mam zespół zaburzeń lękowo-depresyjnych, które są związane z urazem, którego doznałem. Nie wiem czy to cokolwiek zmienia.
  13. A ja od psychologa dowiedziałem się, że nie mam nerwicy lękowej. Nie wiem, śmiać się czy płakać.
  14. Czy podwyższenie ciśnienia to może być efekt uboczny brania Seroxatu? Dzisiaj 6sty dzień dawki 10 mg i ciśnienie mi skoczyło na 155/85. Czuję się raczej słabo, chociaż to nie atak paniki. Tylko raczej takie napięcie.
  15. O, kurde to dość długo. -- 26 mar 2012, 15:56 -- Ale to chyba nie za pierwszym razem?
  16. Ile trzeba czekać na działanie Seroxatu? Biorę 5 dni i właściwie nie odczuwam żadnych zmian. Anie efektów ubocznych ani poprawy. Tzn poprawa jest, ale to raczej się bierze, z mojego nastawienia, bo 2-3 dni brania leku, chyba niewiele poprawiają. A od wtedy już zacząłem czuć się lepiej.
  17. A ja chyba nigdy nie miałem agorafobii.
  18. Te trudności z koncentracją to raczej kwestia nerwów a nie leków bo tego typu dolegliwości odczuwałem zanim zacząłem je brać. Dzisiaj przez kilka godzin miałem wrażenie, że mam wysokie ciśnienie tzn ból w okolicy serca i gorąco i zawroty głowy. Zastanawiam się czy to może nerwica czy efekt uboczny leków.
  19. Dostałem sam Seroxat. I nie wiem co myśleć. Wziąłem dwa razy po 10 mg. Spodziewałem się jakichś efektów ubocznych, ale na razie nic. Teraz jakoś mam wrażenie, że skoczyło mi ciśnienie, bolą okolice serca i męczy mnie nie wielki lęk. Nie wiem czy to wina leku czy to po prostu nerwica daje o sobie znać. Jestem już mocno zmęczony, mimo, że niewiele dzisiaj zrobiłem. Zaczynam powoli myśleć o nocy. To też jest właśnie to. Chcę juz położyć się spać, żeby już było lepsze jutro, a jutro będę myślał o tym, żeby już był wieczór, żebym mógł odpocząć. -- 22 mar 2012, 21:25 -- Gorzej, tzn, że kiedy zaczynam czytać, albo mocno się na czymś skupiać, to zaczynam odczuwać napięcie, zaczynają się zwroty głowy i kłopoty z oddychaniem, a potem momenty zwiększonego lęku.
  20. Mnie martwi też coś innego. Całkowity brak możliwości koncentracji na czymkolwiek. Jak tylko zaczynam coś czytać, myśli uciekają gdzieś na bok, a kiedy staram się je siłą sprowadzić na właściwy tor to od razu robi mi się gorzej.
  21. No raczej na pewno, zwłaszcza, że jak już wstaję to spodziewam się, że takie właśnie rzeczy będą się dziać. Sm@kosz, to jeśli bierzesz te leki to już wszystko w porządku? Możesz normalnie żyć?
  22. Czy ma ktoś tak, że jeśli leży to wydaje mu się, że wszystko jest ok, ale kiedy wstaje i gdzieś idzie, to samopoczucie się od razu pogarsza? Wiecie trudniej się oddycha, zawroty głowy.
  23. Oczywiście, że tak. :) Najważniejsze, że Ci się to udaje i, że czujesz się szczęsliwa. :) planujesz zachodzić?
  24. Gratuluję, naprawdę dajesz nadzieję :) gratuluję :) będę brał z Ciebie przykład.
×