arhol, dobre oceny to, o zgrozo, jeden z głównych powodów moich problemów ze sobą, zaraz po toksycznej matce.
Tego nie da się tak całkowicie wytłumaczyć, po prostu gdy człowiek od małego jest tresowany na kujona, na kogoś, kto musi umieć wszystko, musi żyć wg zasady 'każde miejsce, poza pierwszym, jest słabe', potem jest... No chce, czy nie, podświadomie ma narzucone, wmówione, że musi, musi, musi... Dobre oceny wiążą się z pochłonięciem kupy czasu. Czyli trzeba coś poświęcić. W moim dzieciństwie tym poświęconym 'czymś' były kontakty z rówieśnikami. Rzadko kiedy wychodziłam z domu, zamiast po szkole iść do koleżanek, musiałam gnać, bo o danej godzinie musiałam meldować się w domu.
To cholernie złożony proces, którego nie wytłumaczę, bo po prostu nie umiem.
Zostałam wytresowana według pewnych chorych zasad, pieprzonym wyścigu szczurów, pogoni za mistrzostwem w każdej dziedzinie.
Dla mnie oceny znaczą jedynie 'jak mocno mnie opierdzielą'. Nie jest to wyznacznik umiejętności. Pomimo piątek, szóstek, czuję się głupia. Zostaję pozbawiona swojej pasji,nie mam jakiegoś swojego 'konika'. Gdybym mogła, miała możliwość, skupiłabym się na trzech-czterech przedmiotach i uczyła się jeszcze na własną rękę. Ale sprawiałoby to przyjemność.
Przyjemność, którą z pewnością nie jest wkuwanie czegoś, co i tak mi się nie przyda. I nie ma co mówić, że 'nie wiesz, co się w życiu przyda'. Z matematyka nie zrobisz historyka, choćby się mocno chciało.
-- 04 kwi 2012, 20:13 --
Laima, dziękuję, chociaż szczerze mówiąc, nienawidzę tej postaci w lustrze. Nie podoba mi się. Wcale.
Też nie wiem, dlaczego byłam odsuwana. I w podstawówce, i w gimnazjum, w liceum też się zapowiada. Dzieciaki w podstawówce niby nieświadome, a wybrały, że 'nie nadaję się do koleżeństwa' i teraz to się za mną ciągnie.
Zupełnie nie wiem, dlaczego niektórzy są odsuwani od innych.
ninja, mam takiego sąsiada, który co wakacje robi ostry remont. I zawsze włącza pralkę o 22. Strasznie starą. Huczy.