kornelia_lilia, dla moich jestem czymś, co trzeba zachować w klatce jak w zoo, na pokaz, wszystko musi być idealnie i cały czas dostępne. Nieważne, co chcę, czuję, najważniejsze jest to, żeby 'ludzie dobrze mówili' i żebym 'nie paliła głupa', blablabla.
Jestem według nich puszczalskim ćpunem (puszczalskim, bo jak chciałam pojechać z kolegą na imprezę sportową, dowiedziałam się, że chcę się puścić, a nie popatrzeć na auta, a ćpunem, bo... piłam melisę ), który ma jakieś 5 lat i trzeba trzymać za rączkę.
Nie umiem tego opisać, po prostu mam być maszynką do nauki wszystkiego, późniejszym sponsorem wycieczek dla rodziców (matka wciąż mi powtarza 'no jak zaczniesz pracę, to zabierzesz nas tu, tam')
Do tego ciągle słyszę, że wstyd takiego dziecka jak ja. Dlaczego? Bo nie siedzę z książkami 24h/dobę, bo uznałam, że jestem niewierząca i nie poszłam do bierzmowania, kręcą mnie tatuaże, kolczyki, chciałabym inaczej się ubierać, czasem się pomalować, chociaż nie umiem...
Starałam się być dobrym przyjacielem. I zawsze, gdy komuś zaufałam, zostałam porzucona i wymieniona na lepszy model. Nie ufam w rzeczywistości nikomu. Nie mam komu się wyryczeć, komu pojęczeć, z kim spędzić głupie przerwy. Żyję z boku, patrzę jak inni cieszą się życiem.
I tak boję się, że będę niesamodzielnym ścierwem z ograniczonym samodzielnym myśleniem. Nie chcę tak żyć.