Wczoraj na sesji terapeutka zapytała mnie co czuję, nie potrafiłem odpowiedzieć. Każda moja relacja opiera się na utrzymywaniu nienagannego wizerunku. Nie ma w tym wszystkim krzty spontaniczności. Takie zachowanie nie pozwala mi na wyrażanie emocji. Ciągle zastanawiam się czy na miejscu jest je w ogóle ujawniać. Traktuję to jako pewnego rodzaju słabość. Jest tak, że mocniej odczuwam te negatywne uczucia. One są bardziej głośne. Te pozytywne emocje jakoś do mnie nie przemawiają, są płynne, trudno mi rozeznać czy faktycznie istnieją. Jestem pewien, że taka postawa bardzo utrudnia mi funkcjonowanie w relacjach z Kobietami. Nie wiem jak mam się zmienić, co miałby być siłą napędową do zmian. Wiem, nigdy nie będę idealny, ale człowiek skrupulatny, wyważony, nie ukazujący wad ma według mnie więcej możliwości. Taka osoba jest kimś lepszym od ogółu. Nie wiem co mam z tym zrobić, źle mi... Wczoraj było mi wstyd przed psychologiem, że nie potrafiłem zdefiniować nawet najprostszych odczuć.