omeeena, ja też tego nie rozumiałam, ale terapia mi pomogła bardzo. Teraz tak naprawdę jest mi to już obojętne, jestem z tym pogodzona, nie czuję ani niechęci, ani pretensji. Trudno, tak było i już. Jednak Terapeutka wyjaśniła mi, że miałam prawo oczekiwać od Matki wszystkiego, co było potrzebne dziecku do prawidłowego rozwoju emocjonalnego. Teraz już tego nie wyjaśnię, bo Mama nie żyje...
Rozumiem Cię doskonale, ale pozwolę sobie na malutką sugestię...nie staraj się Jej spełniać Jej oczekiwań, działaj tak jak uważasz, po swojemu, nie oczekuj Jej akceptacji...może to przyniesie jakiś skutek???
Mam za sobą przepłakane noce, pełne pytań-dlaczego, co robię źle, itd...ale to już było /w moim przypadku/, a poza tym ja sama siebie akceptuję, polubiłam siebie, jest mi z tym dobrze.