Dziekuję, Abbey.
20 stycznia napisałam, że zerwałam.
2 lutego, że i tak nic się nie zmieniło.
Zostaliśmy ze sobą, choć nie było to już ustalone "oficjalnie".
Po prostu byliśmy razem.
Minęło pół roku.
Zostawił mnie. Dla innej.
Wiem, że sobie zasłużyłam. Wiem, że to wszystko moja wina.
(choć sposób w jaki to zrobił jest niewybaczalny)
Napisałam tu wcześniej, że nic do niego nie czuję, ale jestem z nim szczęśliwa.
Teraz myślę, że to mogła być miłość... Tylko stłumiona przez depresję, nie potęgowana żadnymi dramatami...
Dopiero, gdy mnie zostawił zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo go kocham.
To już jakieś półtorej miesiąca... A ja wciąż codziennie ryczę, nie jestem w stanie za nic się zabrać...
Ciąglę tęsknię, ciągle myślę...
I cierpię...