Pewne ,że znam.A choćby i ja sam. Nie raz tak miałem ,że picie alko. jeszcze bardziej pogłebiało moja depresję i rozpacz, czyniło ją bardziej teatralnie tragikomiczną,ale znośną i znieczuloną .Jeśli naprawdę myślisz ,że piję się tylko na wesoło to znaczy ,że jest z Tobą w tej dziedzinie dobrze. I oby tak zostało. Z drugiej strony nie pije się po to,żeby wyłącznie pogorszyć sobie nastrój ,czasem pije się dla ulgi ,ale co komu do łba strzeli tego nie wie nikt .I nawet nie trzeba być uzależnionym ,żeby już na początku (jak pięknie ujął to Witkacy) odjechał po alko na (życiową )bocznicę.Bo wódka rozum odbiera ,a wesołkowatośc po tym to tylko kwestia paraliżowania wyższych ośrodków mózgowych odpowiedzialnych za kontrole ,i tego typu co czyni nas bardziej ludzkimi.
niestety...
nie pamiętam kiedy ostatnio pilam na wesoło....
poprawiam sobie nastrój bo przestaję czuc
tak mocno i wyrażnie
bo to własnie jest ten rozum
ktory pozwalam sobie odbierac celowo i rozmyslnie
moze chce go zmylic
albo moze zabic zanim on zabije mnie....
zapewniam cie ze nie jestem wesołkowata po alkoholu
bo im bardziej ludzka jestem
tym bardziej cierpię
a czasem juz po prostu nie daje rady
ot co...