Skocz do zawartości
Nerwica.com

uht

Użytkownik
  • Postów

    298
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez uht

  1. Witaj. Napisz cos wiecej o bracie. Przesledzilem watki, w ktorych pisalas, ale nie za wiele sie z nich dowiedzialem. Jakie zaburzenia osobowsci u niego zdiagnozowano? Twoj brat wydaje sie byc bardzo impulsywny z tego co tutaj napisalas. Nie wiem czy to pasuje do nas. Napisz w jaki sposob go widzisz. A moze on sam chcialby sie wypowiedziec na forum? -- 02 lut 2011, 16:21 -- Tak sie zastanawialem - jak w ogole wygladacie? Nie irytuje was, ze piszecie do avatarow, a nie do prawdziwych osob. To znaczy, wydaje mi sie, ze jak sie zobaczy czlowieka to inaczej sie go traktuje. Niekoniecznie lepiej, ale moze taka otwartosc jest lepsza niz ukrywanie sie za fasada anonimowosci?
  2. No mam nadzieje, ze tak jest. Ale jesli tak to moglaby wpasc i napisac pare slow o tym jak jej dobrze, bo to by mnie, i was pewnie tez, zmotywowalo. Ja potrzebuje dowodow - namacalnych faktow, ze da sie cos zrobic. A czemu Ty magic nie jedziesz na solianie? Koratowi cos tam pomogl, Topielicy pomogl, brak uczuc twierdzi, ze tez moze byc jakas poprawa, wiec jesli z Twoim psychiatra da sie pertraktowac, to moze namow go na to. Ja dostalem lexapro 10mg i mam to zazywac codziennie wieczorem, a wizyta kontrolna 17 lutego. Pewnie na ciezkie dragi jeszcze dlugo poczekam (chociaz mam nadzieje, ze okaza sie niepotrzebne - nie wiem jakim cudem, ale tak sobie musze wmawiac). A w sumie to podchwycilem nowa diagnoze, mianowicie problemy z tarczyca. Pani psychiatra zauwazyla, ze mam powiekszona szyje, podkrazone oczy i stwierdzila, ze cos moze byc na rzeczy. Teraz moim celem sa badania tarczycy, krwi itd. Po cichu modle sie, ze moze to cos biologicznego wlasnie.
  3. Ja jestem wlasnie swiezo po wizycie u psychiatry. Nie jestem zadowolony, bo przypisala mi jakies slabiutkie gowienko i to na dodatek za 90 zl. :/ Ale nie dziwie jej sie. Powiedzialem jej jakie mam objawy itd., ale caly czas z usmiechem na ustach. Nie potrafie zrzucic maski nawet w takiej sytuacji... Bo gdybym ja zrzucil to okazaloby sie, ze nic pod nia nie ma. Mam w ogole taka swoja teorie, ze to cale udawanie, rzekoma manipulacja ludzmi itp. to tak naprawde zachowania, ktorych ludzie z zaburzeniami dyssocjalnymi nauczyli sie, zeby stworzyc jakakolwiek tozsamosc. Bo wiadomo - brak uczuc = brak osobowosci jako takiej. Wiec czym zastapic cos tak skomplikowanego? Tylko pewnymi schematami dzialania, ktore moga ulatwic zycie, bo inaczej nie pozostaloby nic. Ehhh... Chcialbym cofnac czas, chociaz o rok, 2 lata, zeby nigdy nie wejsc na ten tor myslenia. Moze dalej zylbym w klamstwie, oszukujac samego siebie i innych, ale przynajmniej nie przeszkadzaloby mi to. Teraz swiadomosc tego nie daje mi spokoju. Najgorsze jest to ze ja sie czuje jak obserwator wlasnego dzialania, wlasnych slow. Nie mam zadnej sily sprawczej. Dlatego tu moge cos napisac, ale w sytuacji dynamicznej takiej jak rozmowa nic nie dzieje sie tak jak bym chcial. braku uczuc, praca potrafi byc kojaca. Jak to napisal Wolter: "Praca oddala od nas trzy wielkie niedole: nudę, występek i ubóstwo". Ale na dluzsza mete praca tez musi do czegos prowadzic. Nie moze sama w sobie byc celem. A co do psycholozki - zdrowym ludziom sie prawdopodobnie w ogole cos takiego w glowie nie miesci. Jak maja zrozumiec cos, co dla nich jest totalna abstrakcja? To tak jakby probowali prowadzic dialog z istotami pozaziemskimi. Moze solian w wiekszych dawkach pomoze Ci chociaz troche. Licze na to i bede trzymal kciuki. A sam... no coz. Poki co trzeba przetrwac sesje, a pozniej moze bedzie troche luzniej, moze bede mogl odsapnac. Nie zebym teraz specjalnie duzo robil, ale perspektywa tych nadchodzacych rzeczy mnie przerasta i obezwladnia. Kiedy odpadna te problemy, to bede mogl sie zajac soba odpowiednio. magic, nie nakrecaj sie. Jesli masz jakichs bliskich, to spedz z nimi wspolnie czas. Moze maja jakies zainteresowania, sprawy do zalatwienia, w ktorych moglbys im pomoc, potowarzyszyc. W ostatecznosci to moze byc nawet ogladanie telewizji, ale preferowane sa jakies czynnosci, ktore wymagaja zaangazowania, dzialania z twojej strony. Mi to czasem pomaga wylaczyc takie zle myslenie wlasnie. Co sie dzieje z Topielica? -- 02 lut 2011, 02:07 -- Aaaa, jeszcze zapomnialem wspomniec - chcialem bardzo dostac skierowanie na tomografie glowy (chyba SPECT), zebym mogl jednoznacznie stwierdzic, czy mam te zaburzenia dyssocjalne czy nie (chociaz jakies na pewno mam... no bo bez jaj. Kto by tu siedzial i pisal takie rzeczy?), ale pani psychiatra ukrocila mi skrzydelka mowiac, ze nie ma sprzetu w Polsce do wykonania takiego badania. Poza tym stwierdzila, ze diagnozy i etykietki nie sa wazne. Spytala: 'co mi da to, ze bede wiedzial co mam?', wazne jest to jak JA sie czuje, bo kazdy przypadek jest unikatowy, indywidualny i trzeba sie dynamicznie adaptowac do rozwiazywania takich problemow. W sumie to wszystko brzmialo rozsadnie, ale nie wierze w to. Rozumiem ten punkt widzenia, a z drugiej strony meczy mnie ta niepewnosc, chcialbym miec cos, czego moglbym sie uchwycic i trzymac.
  4. Az mi glupio, ale zasmialem sie na glos po przeczytaniu tego co napisales. To tragiczne tak naprawde, ale odezwal sie we mnie moj dystans do tego wszystkiego. Nie powinienem chyba tego pisac, ale czulem, ze jestem Ci to winny. Sorry! Ale to znaczy, ze chyba masz gorsze dni ostatnio? Czy zapisales sie juz do psychologa? Moze perspektywa tego, ze nie masz na co czekac (wczesniej to byla terapia), Cie jednak przerosla?
  5. Hej, brak uczuc, Topielica, odezwijcie sie cos. Napiszcie jak wam minely dni i co porabiacie. Korat, nie chce byc wscibski, ale po co Ci te informacje? Myslalem, ze bierzesz w tej chwili solian.
  6. A ja mam pytanie - czy takiej nerwicy mozna sie nabawic w mlodym wieku? Powiedzmy jakis 8-10 rok zycia?
  7. Ja zaczynam dostrzegac w sobie pewien problem, ale nie wiem co z czego wynika. Czy jest on efektem, czy przyczyna. Tak jak powiedziales izoluje sie - nie fizycznie, ale psychicznie. Jestem z kims, jestem w stanie z nim normaline rozmawiac, wynajduje rozne tematy itd., a tak naprawde jestem jak za szyba. Ten JA, ktory np. pisze to co teraz, tylko obserwuje, co moje dzialajace JA wyprawia. Jestem wiec odizolowany psychicznie od swiata, a rzeczywistosci rzucam jakis ochlap, falszywego siebie. Nie wiem sam... to taka moja interpretacja. Bardzo chce pokazac sie z tej strony, ktora ukrywam, ale czuje, ze nie ma ona nic do zaprezentowania, dlatego pozwalam sie niesc tej drugiej sile. Oczywiscie to co tutaj pisze to tylko metafory, nie mam zadnego rozdwojenia jazni, jestem swiadomy tego stanu, ale nie kontroluje go. Dzisiaj ogladalem ponownie pierwszy sezon Dextera. Widzialem juz wczesniej wszystkie odcinki i zawsze czulem wiez z tytulowym bohaterem, ale dopiero teraz uderzylo mnie, jak bardzo jestem do niego podobny (z wyjatkiem faktu, ze moja matka nie zostala zamordowana ). Czyzby ksiazke/scenariusz pisal psychopata? :) A z innej beczki, to wlasnie wrocilem z 'Jak zostac krolem' i film poruszyl we mnie jakies czule nutki z dziecinstwa. Przypomnialem sobie sytuacje jak bylem w kinie jako dzieciak na 'Stalowym Gigancie' i jak bardzo wzruszyl mnie ten film i te emocje na chwile do mnie wrocily. O ile przez wiekszosc czasu buzuje mi w glowie od mysli, to teraz bylem spokojny, poczulem sie czescia otaczajacego swiata (zazwyczaj mam do niego wrogie nastawienie podszyte zazdroscia) i w ogole jakis taki nastawiony na 'do' a nie 'od'. Trwalo tylko chwile, ale Boooozeee, jaka piekna chwila. Dostalem motywacje, chce teraz cos zrobic. Juz nie wierze w Boga, ale cokolwiek rzadzi tym swiatem, niech to bedzie nawet przypadek, chce temu okazac wdziecznosc. brak uczuc, ja jestem jak choragiewka na wietrze, wiec nie musisz mnie sluchac, ale OBECNIE wedlug mnie pierwszym krokiem do sukcesu powinno byc wyrwanie sie z tego blednego kola mysli o swoim stanie. Niemozliwe jest otwarcie sie na zycie, kiedy caly czas prowadzisz ten sam dialog ze soba. Kurde, latwo mi mowic, sam chcialbym, zeby to bylo takie proste. Ale moze warto sprobowac w tym kierunku? Moze jakies techniki relaksacyjne, zeby nie tylko nie czuc nic, ale tez o niczym nie myslec. Troche sobie mysle na glos tutaj. -- 31 sty 2011, 00:47 -- O matko, faktycznie jestem jak choragiewka na wietrze. Napisalem to wszystko zaledwie godzine temu, a teraz czuje sie jak totalne gowno. Znowu nakrecam te spirale mysli. Mysle, ze nigdy nie bede normalny i nigdy nie bylem i ze mam juz tego wszystkiego dosc. Na dodatek czuje taka OGROMNA, miazdzaca samotnosc, jak nigdy wczesniej. Czuje, ze nikt nigdy nie bedzie mnie w stanie zrozumiec i chce mi sie wyc z tego powodu! Nie mam juz na to wszystko sily, boje sie sam siebie, swojej chorej glowy. Boze, ile bym zrobil, zeby to zniknelo. Naprawde, zrobilbym wszystko, zeby pozbyc sie tego cierpienia... Jestem wykonczony psychicznie, a jest tyle rzeczy, ktorymi trzeba sie zajac. Swiadomosc tego wszystkiego mnie dobijaaa. W tym momencie gdyby ktos do mnie podszedl i zaoferowal, ze wyczysci mi cala pamiec i zostane warzywem to bym sie zgodzil. Dziekuje ze moge chociaz z wami sie tym wszystkim podzielic.
  8. Stawiasz granice Korat. Czy Ty naprawdę nie widzisz u siebie pozytywnych zmian? Odpoczniesz, a później możesz rozpoczącbardziej intensywne leczenie. Terapeutka nie powiedziała,ze nie ma ratunku dla Ciebie. Wydaje mi się,ze tego typu zaburzenia leczy się poprostu dłużej. NIe mozesz się poddać. Zrobiłeś już bardzo wielki krok w przód. Pozdrawiam. Wlasnie. Jak to przeczytalem to pomyslalem sobie: "Wow, kurde. Gosc wie czego chce. Obiera jakis kieruek w zyciu." Mi sie wydaje, ze to bardzo wazny krok, wiedziec czego sie chce i trzymac sie tego. To jest jakas kotwica w zyciu. Ciezko mi powiedziec, co mam na mysli, ale jesli to co napisales faktycznie plynelo z serca, to dobrze prognozuje. Ja tez chce wyzdrowiec, tez chce sie leczyc, ale bez przekonania, bo nie wiem czego potrzebuje. Jesli Ty to juz wiesz, to tak trzymac!
  9. Ja tez postepuje etycznie, ale to nie o to chodzi. Bo u mnie to jest zracjonalizowane, ze trzeba postapic tak a nie inaczej. Tzn. ogromne podziekowania naleza sie tutaj mojej mamie, bo ona jest kochajaca i dobra osoba i tak mnie wlasnie wychowala. Podstawowe zasady wychowania, etyki, savoir vivre czy inne pierdoly to nie sa dla mnie tajemnice, tylko ze to bardziej mechaniczne jest u mnie. Jesli ktos zrobi dla mnie jakas przysluge, a pozniej poprosi mnie o cos w zamian, a ja bede mial czas, to mu pomoge, bo tak jestem zaprogramowany. Moje superego odpowiadajace za takie rzeczy lezy totalnie, ale zastapilem je jakas szeroka pojeta sprawiedliwoscia. Moja mlodsza siostra zawsze byla wkurzona na mnie, kiedy jej nie popieralem w czyms, bo twierdzilem, ze np. to ona zawinila (bo rzeczywiscie tak bylo, ale wiadomo ze w takich kwestiach zazwyczaj wygrywaja emocje z rozumem, czego ona nie mogla zrozumiec). A ja chyba nie do konca bylem bez uczuc od dziecka, wiec juz sam nie wiem jak to jest ze mna. Pamietam duzo takich sytuacji bardzo emocjonalnych. Jak kiedys moj ukochany kuzyn (prawie jak brat) obrazil moja siostre, to bylem okropnie wsciekly, tak ze go uderzylem, a bylem pokojowym czlowiekiem zawsze. Albo balem sie wyjsc grac w plike, bo nie umialem, a nie chcialem sie najesc wstydu. Ale to wszystko bylo chyba jeszcze w podstawowce, cos kolo 3 klasy, wiec kawal czasu temu. A mimo to pamietam te sytuacje lepiej niz ostatnie 10 lat mojego zycia! Jakie silne znamie w pamieci zostawiaja intensywne uczucia! Mysle, ze dlatego mam problemy z nauka, bo jak nie ma zaangazowania, to pracuje tylko pamiec racjonalna. zawilinski, duzo wiesz na temat lekow. Czytalem gdzies, ze psychopatom potrzebna jest nagroda, czy cos takiego, i ze uwalnianie dopaminy symuluje takie uczucie. Wiesz moze jaki lek ma takie dzialanie?
  10. Watpie, magic. O ile to do mnie pisales z tym placzem... To z ksiazki Alfreda Szwasta, "Filozofia Dyferencjalna". Tak sie wlasnie czuje. Glod milosci i przyjazni, ktorego nigdy nie jestem w stanie zaspokoic, niezaleznie od tego co robie. Mozesz go ograniczyc i zamknac gdzies w sobie, ale skazujesz sie wtedy na bycie zwyklym zwierzakiem, bo trudno nazwac kogos takiego czlowiekiem. A z drugiej strony zycie z tym glodem to nieustanna walka z samym soba i wewnetrzny bol. Bylem dzisiaj u psychoterapeuty, powiedzialem mu duzo rzeczy, chociaz na wszystko co chcialem powiedziec nie starczylo juz czasu. Mysli, ze to raczej watpliwe, zebym byl psychopata, a raczej widzi jakis gleboko zakorzeniony konflikt wewnetrzny. Chcialbym, zeby tak bylo, bo prognoza jest zdecydowanie lepsza... Nastepna wizyta za 2 tygodnie, w miedzyczasie bede musial wrocic znowu do zycia. Heh, chyba dlatego sie powstrzymywalem caly czas, zeby nie przyznawac sie nikomu do tego, ze kiepsko z uczuciami. Jedyne na co ich stac to wlasnie takie slowa - wez sie za siebie, zacznij cos robic itp. Nie rozumieja jednej fundamentalnej rzeczy - to uczucia sa motorem, ktory napedza czlowieka. Kiedy obedrze sie go z tego ostatniego skrawka czlowieczenstwa to nie zostaje nic. Jesli za dana czynnoscia nie kryje sie zaden ladunek emocjonalny, to zazwyczaj nie ma ona wielkiego sensu. Jedyne obowiazki jakie taki czlowiek jest w stanie 'poczuc' to te, ktorych wymaga od niego sam mechanizm funkcjonowania - np. jedzenie, wydalanie. Tylko one maja jakis sens, jakas racjonalna przeslanke. braku uczuc, mimo ze nie masz uczuc, to duzo ich z Ciebie wychodzi w Twoich postach. To pewnie styl Twoich wypowiedzi sprzed choroby, jak sadze, ale zawsze to COS. Kotluje sie w Tobie i to chyba dobrze, ze tak jest... Korat, ale ze mnie glupek, bo dopiero niedawno doszedlem do sensu metafory jaka jest Twoj avatar. Dr Manhattan to postac, przez ktora wlasnie zainteresowalem sie filmem, a pozniej komiksem. Bardzo ciekawy pomysl na nietuzinkowa historie, The Watchmen. [Dodane po edycji:] Sorry za post pod postem, ale juz nie moge edytowac poprzedniego, nie wiem czemu. magic, to zalezy od kazdego z nas indywidualnie. Ciezko powiedziec, kto kiedy 'zachorowal'. Zaburzenia osobowosci to tak naprawde nie zadna choroba, tylko nieprawidlowo rozwijajacy sie system naszego dzialania, wiec ciezko tu mowic o jakims 'zapadaniu' na to. Wy twierdzicie, ze wczesniej byliscie normalni, wiec to faktycznie moze byc w waszym przypadku choroba. Szczerze mowiac to nie wiem jaka jest roznica miedzy choroba a zaburzeniem, skoro efekt jest ten sam. Chociaz na przykladzie schizofrenii - powiedzmy ze totalnie normalna, zdrowa osoba nagle zaczyna widziec obrazy i slyszec glosy - mozna dojsc do wniosku, ze sa stany psychiczne, ktorym blizej do grypy niz do zaburzen osobowosci. Ale jaki sens ma Twoje pytanie? Myslisz ze skoro zachorowales, to masz lepsze rokowania na przyszlosc? Bo jak ja mysle o tym co sie ze mna dzieje jako chorobie to czuje jakis dziwny komfort. To jest ide tropem: jestem zdrowy -> zachorowalem -> wyzdrowieje.
  11. Ehh, dokladnie. Podpisuje sie pod kazdym slowem z przytoczonego posta. A poza tym to: Jestem strasznie przybity, chcialbym nie czuc nic, ale czuje potworne cierpienie i samotnosc. Przez ostatnie 2 dni 'imprezowalem', cos tam sie zapalilo. A ja bylem totalnie smutny i wkrecilem sie strasznie w swoj wlasny smutek. Zapadlem sie w siebie, tak ze nie istnial swiat poza mna. A z drugiej strony swiadomosc zarzucila mocno kotwice, bo mimo ze myslalem o swoich problemach, to staralem sie kontrolowac sytuacje. Oczywiscie z marnym skutkiem. Wszyscy widzieli, ze cos ze mna nie tak, a ja twardo probowalem zgrywac super fajnego goscia. A w srodku wciaz myslalem, analizowalem. Glownie swoja przeszlosc starajac sie dojsc do tego ile bylo klamstwa a ile prawdy w moich wspomnieniach. Kiedy zaczalem sobie uswiadamiac, ze moj problem wcale nie zaczal sie niedawno, tylko trwal chyba odkad pamietam, ROZPADLEM SIE. Nie wiem teraz totalnie kim jestem! Caly czas mialem jakis swoj obraz. Teraz nie wiem kim jestem! Nie wiem co jest mojego a co jest udawane. Nie moge wytrzymac tych mysli, boje sie i nie mam juz sil, zeby dluzej walczyc z tym natlokiem obrazow. Nie mam sil, zeby udawac, a mimo to caly czas to robie. Siedze w pokoju piszac tego posta, udajac przed wszystkimi domownikami, ze jest dobrze, odpowiadajac na zadane mi pytania z usmiechem, moze nawet rzucajac dowcipem. A w srodku caly gotuje. Ale cos we mnie nie pozwala mi sie odblokowac, caly czas trzymam to w sobie. Taplam sie w tym jak swinia w blocie, pije to jak spragniony wode na pustyni. Mam dosc. Przepraszam, ze robie tu taki burdel, ale to jedyne miejsce, gdzie moge przelac swoje mysli w tej chwili.
  12. Ehh, wczoraj nastapila we mnie jaks dziwna zmiana. Ostatni tydzien to byl horror - duzo placzu, duzo cierpienia, rozpamietywania przyszlosci. Nie martwilem sie zupelnie, o to co bedzie pozniej i jakie beda konsekwencje, bo mialem to cierpienie! To cholernie dziwne, ale wreszcie cos poczulem i plawilem sie w tym uczuciu. Pomimo tego ze w sercu czulem ogromny ucisk i lek i mowilem sobie, ze zrobie wszystko, zeby to odeszlo, to teraz juz tego nie ma, a ja znowu zostalem sam, pusty. I bynajmniej sie z tego nie ciesze. Probuje odtworzyc te emocje, ale nie jestem w stanie. Nie jestem w stanie powiedziec, co bylo w tym takiego wspanialego, ale popchnelo mnie do zrobienia dobrych rzeczy - wreszcie pokazalem przynajmniej czesciowo swoja prawdziwa twarz swoim bliskim. Moze po to byl ten caly epizod? Poczucie winy, ktore zbieralo sie gdzies na granicy swiadomosci wybuchlo i rozpetalo te krotka burze. Dzisiaj wstaje i znowu mam wszystko w dupie i na niczym i nikim mi nie zalezy. Znowu czuje sie jak zimny skurwysyn i znou bede musial wyjsc w swiat, zeby udawac. Chcialbym polozyc sie do lozka, olac sesje i nie musiec tego robic, a jednak cos kaze mi wstac i zapieprzac. Tylko nie wiem co, bo na pewno nie jest to chec zycia.
  13. Ja (niestety?) tez nie jestem do konca pozbawiony uczuc, a na dodatek miazdzy mnie moja swiadomosc. Szczerze mowiac nie mam pojecia, co jest ze mna nie tak, ale podejrzewam psychopatie. Wkrotce wybieram sie do psychologa, jutro do psychiatry. Nie mam pojecia, co ze soba zrobic. Jeszcze nawet nie bylem u psychologa, a juz planuje wizyty na oddzialach zamknietych, bo boje sie siebie. Glupio mi w ogole pisac tutaj o tym, bo wasze problemy to zupelnie inna bajka, ale czuje komfort, wiedzac ze nie tylko ja sie tak mecze. Nie znamy sie, ale zycze wam z calego serca (albo raczej tego co z niego zostalo), zebyscie wrocili do swojego zycia. Walczcie i nie poddawajcie sie, bo zycie bez uczuc nie ma sensu, a wy macie potencjal, zeby je odzyskac. Zalatuje to wszystko niepotrzebnym patosem, ale ja nawet nie jestem pewien czy kiedykolwiek cos czulem, a wy macie do czego wracac. Jesli nie warto walczyc o czlowieczenstwo, to nie wiem o co... Czytam was od jakiegos czasu i kibicuje po cichu, a teraz sam bede musial zaczac walczyc. Powiedzcie jak sobie radzicie z zyciem codziennym? Funkcjonujecie jako tako czy nie za bardzo?
  14. A gdzie byl na terapii? Bo sam tez bede sie wybieral i chcialbym wiedziec, ktorych miejsc mam sie wystrzegac. Nie wiem czy to dobry temat, ale chcialem sie was spytac, co czujecie i o czym myslicie w ciagu dnia? Czy macie natretne mysli na temat swojej choroby, swojego stanu, czy moze bardziej jest tak, ze to sie gdzies tam czuje na granicy swiadomosci. Czy to jest taka cicha, hmmm... akceptacja powiedzmy? Czy moze analizujecie sie bez przerwy?
  15. Kiedy ja widze cos pieknego tez ogarnia mnie nostalgia i smutek. Tyle ze u mnie to chyba dlatego, ze uswiadamiam sobie jaki jestem zalosny i beznadziejny w porownaniu do tego obiektu (cokolwiek by to nie bylo). A po fazie tesknoty nierzadko przychodzi zlosc...
  16. I co, zapisales sie do tego psychologa? Ja chcialem tylko powiedziec, ze czuje sie identycznie jak Ty, ale moze byc tak ze znowu cos sobie wmawiam. Co chwila czytam jakies nowe wynurzenia i znajduje w nich swoje odbicie i nakrecam sie na to. Czlowiek sam jest dla siebie najgorszym wrogiem. Dlatego moja rada poki co moze byc - idz do psychologa i dopoki tego nie zrobisz nie nakrecaj sie informacjami, ktore znajdziesz w internecie. Ja tak zrobilem i sam juz nie wiem, co jest prawda o mnie, a co jest tylko jakas autosugestia.
  17. Tez chce poznac odpowiedzi, bo daja nadzieje, ze wyjasni sie, to co dzieje sie z nami. Tylko ze nawet jak tak, to co nam to da tak naprawde? Czy czlowiek potrzebuje tych odpowiedzi? Wielu ludzi przezylo szczesliwe zycie w ogole nie zadajac sobie tych pytan. Chcialbym tez miec taka odwage...
  18. Moze to prawda, ze czytaniem takich rzeczy tylko sie nakrecamy, ale mi to pomoglo. Cos sie zmienia. Moze sie nigdy nie zmieni, ale bede mogl powiedziec, ze sprobowalem. Wiem, ze mowie wszystko, jak bym juz faktycznie byl skazany na te psychopatie, ale wszystko na to wskazuje. Jedno spotkanie z lekarzem na pewno tego nie wyjasni, no i nie wiem, czy bedzie chcial przyjac moj punkt widzenia, czy od razu mnie skresli, wlasnie dlatego, ze naczytalem sie pierdol. Z jednej strony chce, zeby to bylo to, zebym mogl wreszcie powiedziec: "tak, jestes i byles chory. Te puste dni, to wina zaburzenia." (potrzebuje jakiegos winnego). Z drugiej chce uslyszec, ze to cos innego, wystarczy rok, moze kilka lat jakiejs terapii, a ja wroce do siebie. Jesli zostane zdiagnozowany jako zaburzenie dyssocjalne to - uwaga, to bedzie glupie - jedyna nadzieja widze w tym, ze chociaz bede mogl pomoc psychologom i psychiatra w badaniach nad tym. Heh, chyba powinienem te wpisy swoje stad wydrukowac i zabrac do psychologa... Tak sobie mysle na glos.
  19. Dzisiaj wlasnie czytalem ksiazke "Mask of Sanity", doszedlem do rozdzialu o cechach psychopatow i poczulem scisk w sercu, ktory powodowal dreszcze (piszac to tez sie tak czuje). Siedzialem tak czytajac ksiazke dalej, chociaz slowa mi umykaly, niby bylem skupiony na tym co czytam, a z drugiej strony na tym ucisku w sercu. Czytalem i czytalem, a stan zaczal sie nasilac, mrowienie przenioslo sie na rece i na twarz, zaczely mi sztywniec. Nie moglem usiedziec w miejscu, wiec zaczalem chodzic, jednoczesnie zerkajac caly czas na ekran monitora na kolejne wiersze ksiazki. Po chwili cale cialo bylo dziwnie dretwe i czulem 'mrowki'. To bylo dziwne uczucie, zwlaszcza na przeponie, bo nie moglem przez nie oddychac. Wiedzialem, ze to kwestia psychosomatyczna, ale nie moglem uspokoic mysli. Zaczalem sie odrealniac. Poszedlem do telefonu, choc szlo sie ciezko, jakbym dzwigal cale zycie na barkach. Nie mialem pojecia, co zrobic, do kogo dzwonic. Znalazlem numer do sekretariatu (sic!) kliniki psychiatrycznej dla dzieci i mlodziezy z mysla, ze dostane numer do psychologa, ktory leczyl mnie 4 lata temu. Bez jaj, co ja sobie myslalem. Ale bylem zdesperowany, totalnie nie myslalem, co robie. Na szczescie nie odebrali, a ja zadzwonilem do mamy. Po chwili rozmowy z nia sie uspokoilem. Tylko wyrzucilem z siebie, ze potrzebuje pomocy. To chyba byla jedna z najlepszych rzeczy, jakie ostatnio czulem. Wreszcie pokazalem sie z w miare prawdziwej strony, nie tej udawanej dla wszystkich. Potrzebowalem tego, zeby zrobic ten wazny krok - zaraz po rozmowie z mama zadzwonilem do znajomej psycholog, ktora powiedziala, ze zaraz przyjedzie, chociaz wcale mi sie to nie usmiechalo, bo juz sie uspokoilem i wrocilem do swojego udawanego ja. Zupelnie jakby cala historia nie miala miejsca, tak sie zachowywalem i czulem. Ale ona przyjechala i pomimo mojego, nazwijmy to 'psychopatycznego ja' udalo mi sie powiedziec to wszystko, o czym napisalem tutaj na forum wczesniej, uwazajac przy kazdym slowie, zeby nie sklamac, nie wymyslac czegos, co nie mialo miejsca. Uwazam to za jakis maly osobisty sukces. Ale ciezko bylo kontrolowac odruch udawania gleboko poruszonego. Caly czas myslalem, ze nie moze zobaczyc we mnie potwora, niech mysli, ze jestem dobrym czlowiekiem.Nie bylem w stanie tego powstrzymac! Wiem, ze obowiazuje ja tajemnica lekarska, ale mimo wszystko to jest osoba znajoma. Oczywiscie stwierdzila, ze troche mnie zna i ze nie przypominam zupelnie psychopatow. Ale o to wlasnie chodzi. Nikt z zewnatrz tego nie zobaczy, bo patologia tworzy taka swietna maske. W kazdym razie dostalem kontakt do innego psychoterapeuty, przed ktorym mam nadzieje pokazac swoje prawdziwe oblicze, otworzyc sie. Jesli mam cos zmienic musze to zrobic. Niestety spotkanie dopiero za 1,5 tygodnia, wiec boje sie czy nie bedzie tak, ze przyjde i powiem: "Nie wiem, czemu sie umowilem, juz wszystko jest w porzadku, przepraszam za fatyge." Tyle jeszcze swiata sie przeze mnie przewinie przez te dni, ze pewnie juz zapomne o tych wydarzeniach dzisiejszego dnia. A po drodze jeszcze uczelnia. LitrMaślanki, wybacz, zazwyczaj nie jestem tak wylewny. Ale sam/a wiesz... w internecie czujemy sie anonimowi. Tu moge pokazac jaki jestem naprawde. Choc nie do konca... To wszystko to tylko slowa, a czy cos sie za nimi kryje? Sam nie wiem, musze to odkryc. Ostatnio coraz bardziej zaczynam watpic, czy to co mowie, mowie ja, czy to tylko jakies wyuczone schematy, w ktorych sie poruszam, zeby cos uzyskac. To chyba jest najgorsze. Nie jestem nawet pewien, czy to co pisze teraz nie jest jakas proba uzyskania wspolczucia, zeby poczuc sie lepszym albo raczej mniej zlym. Inne cechy? -patologiczne klamstwo -brak jakiegokolwiek planu na zycie (tyle udawalem, ze juz nie wiem jaki jestem naprawde) -anhedonia, apatia i inne trudne slowa na 'a' -brak poczucia winy -nieuczenie sie na bledach (to jest potworne, wiesz, ze zawaliles jakas sprawe, a mimo prob doprowadzasz do takiej samej sytuacji) -plytkie, nastawione na eksploatacje stosunki (jeszcze do niedawna myslalem, ze po prostu przestajemy miec wspolne zainteresowania ze znajomymi; tak naprawde dostawalem to czego potrzebowalem i powoli kontakt zanikal) Praktycznie wszystko poza agresja, przestepstwami (nawet papierka na ulice nie wyrzucilem, chociaz to kwestia dobrego wychowania mamy) i alkoholem, ale to akurat sa najmniej psychopatyczne cechy, a poza tym mam do cholery ledwo 21 lat. Tyle jeszcze moge zrobic, ze wole o tym nie myslec. Dziekuje bardzo Litrze za zainteresowanie tematem.
  20. Uprzedzalem, ze specjalista nie jestem. Ok, nie mam nawet podstaw. Cos tam sobie poczytalem. Po prostu czuje sie podobnie i chcialem sie podzielic spostrzezeniami. Bylem u psychologa chyba 4 lata temu, kiedy mialem strasznego dola, o ile mozna to tak nazwac. Bylem po prostu w jakiejs czarnej rozpaczy, zalamalem sie i plakalem przez pare godzin. Siedzialo to gdzies we mnie gleboko i los chcial, ze akurat puscily hamulce jak w domu byla mama, ktora oczywiscie strasznie sie przejela. Powiedzialem jej, ze chce isc do psychologa, zeby mi pomogl. Ale juz po paru dniach prawie zapomnialem o calej sytuacji, a do lekarza musialem isc. Powiedzialem psychologowi to co wtedy wydawalo mi sie, ze czuje. Ze nie mam zainteresowan, ze nie mam przyjaciol, nic mnie nie wciaga, a ostatnio poryczalem sie z tego powodu. Uznal, ze to depresja, ja mu zaufalem. Chyba spotkalem sie z nim jeszcze 2 razy, nie wiem o czym rozmawialismy. Chyba jakies pierdoly w stylu, znajdz motywacje, znajdz zajecie, ktore cie zainteresuje itp. A moze tych spotkan nie bylo? Nie pamietam. W kazdym razie stwierdzil, ze problem lezy w mojej szkole (dosyc ciezkie, wymagajace liceum), a ja sie z nim zgodzilem, bo nie wiedzialem co to moze byc, ale mialem problemy w nauce, z koncentracja, robilem sobie wagary, bo nie moglem ogarnac natloku wielu mysli przy jednoczesnym braku radosci i checi do dzialania. Przez to ze robilem wagary mialem jeszcze wieksze problemy w szkole i w zwiazku z tym wieksze problemy ze soba. Dlatego pomyslalem, ze faktycznie moze miec racje z ta szkola. Zaproponowal mi wiec, zebym poszedl do liceum przy szpitalu, dla ludzi z problemami. Powiedzial, ze nie musze od razu decydowac, zebym przyszedl na jeden dzien zobaczyc jak tam jest, a on napisze mi zwolnienie do mojego normalnego liceum z wyjasnieniem sytuacji. Poszedlem i nie wytrzymalem nawet jednego calego dnia. Zawsze bylem zamkniety w sobie i nie wiedzialem jak rozmawiac z ludzmi, a tam czulem sie juz totalnie zagubiony. Bylem na spotkaniu w grupie, kazdy mowil cos o sobie i swoim problemie (chyba, nie pamietam dokladnie), ale jakos nie umialem sie odniesc do zadnego z nich. Poczulem, ze nie pasuje do tego miejsca i nie wytrzymalbym w nim ani chwili dluzej. Po spotkaniu poszedlem jeszcze zobaczyc jak wyglada lekcja polskiego (jakis horror, tylko bym tam zglupial), a potem szybko sie zebralem i ucielkem na zajecia do mojego prawdziwego liceum. Pozniej powiedzialem psychologowi przez telefon, ze raczej nie nadaje sie do tego miejsca i ze chyba juz po problemie, poradzilem sobie z nim. Wydaje mi sie, ze cala ta sytuacja tak mnie przerazila, ze rzeczywiscie przez moment bylem przekonany, ze wszystko jest ok. Ale po jakims czasie to wszystko wrocilo i siedzi we mnie, a ja zrazilem sie cala ta sprawa. Chociaz szczerze mowiac wczoraj szukalem kontaktu do tego lekarza, ktory wtedy sie mna zajmowal. Z jednej strony czuje, ze musze cos zrobic, a z drugiej nie chce, zeby tamta sytuacja sie powtorzyla. A o moim stanie teraz dodam jeszcze pare slow. Nie chcialem sie tak rozpisywac w czyims temacie o swoim problemie, ale jak ju pociagnales/as mnie za jezor to chyba nic nie stoi na przeszkodzie. Od czasu tamtej wizyty u psychologa caly czas czulem sie beznadziejnie, tak jak przed nia, ale nauczylem sie jakos z tym radzic. Na to forum trafilem przez to, ze ostatnio znowu zaczely sie problemy, tym razem na studiach. Wyglada to podobnie. Duzo rzeczy do zrobienia, ja - wypalony, pusty, bez zaangazowania kumuluje ich jeszcze wiecej. Cala energie skupiam na tym, zeby trzymac jakies pozory zycia przed innymi i nie starcza mi jej na obowiazki. Moja rodzina wyprowadzila sie na stale za granice i dodatkowo doszly inne zmartwienia. Radzilem sobie jakos, a pozniej przyszly swieta, oni przyjechali, ja poczulem sie lepiej, bo mialem wiecej wolnego czasu nie obarczonego zadnym obowiazkiem, a dodatkowo byla ze mna moja rodzina, ktora - o ile jest jakas wazna rzecz w moim zyciu - jest dla mnie najwazniejsza. Nie bylo lekko, ale bylo lzej. Tydzien temu wyjechali, pokryl sie z ich wyjazdem powrot na zajecia i zaczalem sie czuc coraz gorzej. Jakas (chyba) tesknota (chyba) za nimi, meki na mysl o rzeczach, ktore musze zrobic - to wszystko spowodowalo, ze czulem sie jak roslina, ale tlumilem te uczucia w jakichs przyjemnosciach nie wymygajacych myslenia, uciekalem od odpowiedzialnosci, jednoczesnie martwiac sie, ze pojawia sie ich coraz wiecej. Budzac sie rano myslalem: 'Ja pierdole, kolejny dzien.' i zaczynalem analizowac wszystko co robilem do tej pory oraz co powinienem zrobic. Potworny natlok mysli, ktory az sprawial bol fizyczny. Towarzyszyl mi dopoki nie zaczynalem robic jakiejs odstresowujacej czynnosci, np. ogladalem film, a wszystko odchodzilo. Ale film sie konczyl, a nastroj powracal. Te 4 lata temu, kiedy mialem tamten epizod, robilem juz maly research szukajac informacji na temat siebie. Trafilem na osobowosc schizoidalna. Od tego zaczalem swoje poszukiwania teraz, ale po przemysleniu stwierdzilem, ze chyba jednak nie pasuje do tego typu zaburzen. Ostatnio mialem przyjemnosc przeczytac "Portret Doriana Graya" Wilde'a i ogladnac film. Postac Doriana Graya przypomniala mi troche mnie samego, zwlaszcza slowa, ktore mowi chyba pod koniec lektury. Dokladnie nie przytocze, poza tym czytalem po angielsku, ale sens byl taki, ze 'tak bardzo skupilem sie na sobie, ze zapomnialem, jak kochac innych'. Pomyslalem wtedy: Czy ja tez taki jestem? Tyle lat spedzilem na samorefleksji, nieustannym trwaniu we wlasnej glowie, ze zapomnialem? Wydawalo mi sie, ze kocham. Kocham rodzine, kocham swoja dziewczyne. Ale zaczalem rozmyslac czy to sa rzeczywiscie uczucia. Tak trafilem na zaburzenia narcystyczne, ale nie bylem do konca przekonany. Nie mialem trudnego dziecinstwa, super pieknego glamour tez nie, chociaz mama wychowywala mnie samotnie do 7 roku zycia i zawsze bylem strasznie rozpieszczany przez nia i przez babcie, ciocie. Ciezko powiedziec. W kazdym razie pojawila sie psychopatia, ktorej uczepilem sie jak rzep psiego ogona. Duzo kryteriow pasuje do mnie, moze poza agresja i jakimis zachowaniami przestepczymi. To co przechylilo szale na jej strone to fakt, ze podejrzewam, ze moj biologiczny ojciec tez mogl miec te zaburzenia, a podobno to genetyczne. Nie jest to informacja z zadnej karty zdrowia, czy czegos, po prostu moje przypuszczenie. Podobno byl czlowiekiem wiecznie nieszczesliwym. Poza tym, duzo rzeczy zaczelo pasowac, duzo rzeczy sie rozjasnilo. Sam nie zdawalem sobie sprawy z tego, ze klamie nieustannie, przy mowieniu jakichs pierdol totalnych nawet! Zmyslalem jakies historie i sam nie bylem tego swiadom! O braku poczucia winy i skruchy to nie wspomne. Wiem, co one znacza i potrafie czuc cos na ich ksztalt, ale to chyba nie jest to, co powinienem czuc. W kazdym razie.... w najblizszy poniedzialek obudzilem sie u swojego kolegi po tym jak dzien wczesniej napilismy sie troche piwka i pogralismy na playstation z wielka dziura w sercu. Zbieralo sie to we mnie i kiedy zanim jeszcze organizm zaczal pracowac zalala mnie fala tych wszystkich informacji, ktore przeczytalem i przerazilem sie (bardziej fizjologicznie). Zaczalem sie caly trzasc. Zaczelo do mnie docierac, ze jezeli rzeczywiscie jestem psychopata, to cale moje zycie to jeden wielki falsz, a ja nie jestem czlowiekiem i nigdy nie bede. Ze wszystko co do tej pory przezylem nie bylo prawdziwe i nic nie warte. Wrocilem szybko do domu, polozylem sie na lozku i tak jak wczesniej 4 lata temu ryczalem przez pol dnia. Teraz nie moge przestac o tym myslec. Zastanawiam sie nad kazda rzecza, ktora robie i utwierdzam sie w przekonaniu, ze - boje sie tego powiedziec, przyznac przed samym soba - moge byc tak powaznie uszkodzony. Dlatego tu przyszedlem, zeby znalezc kogos w podobnej sytuacji, kto moglby mi powiedziec, co mam robic? Nie chce tak dalej zyc, a to jedyne zycie jakie znam. Staram sie i staram, ale nie potrafie inaczej. Chce wiedziec co jest ze mna nie tak, zeby wiedziec, czy moge to zmienic. Jesli nie, to wole usunac swoja osobe z tego swiata, niz meczyc sie samemu, na dodatek meczac innych. Chcialbym zaczac od tomografii (tylko jakiej?), ale wiem, ze potrzebuje skierowania na nia. Czy psycholog wyda mi taki dokument bez problemu? I jaka tomografie powinienem zrobic, zeby okreslic, czy w moim mozgu sa zmiany wskazujace na psychopatie? Nie znam sie na tym totalnie, wiec prosze o wyrozumialosc. Lottie, napisz jeszcze cos o tej osobie, jesli przyjda Ci do glowy jakies uzyteczne informacje. Czy ta osoba wyraza jakies checi, zeby sie zmienic? Moze sama sie wypowie na forum?
  21. Hej, to moj pierwszy post na forum. Nie jestem zadnym specjalista, ale ostatnio bardzo duzo czasu spedzilem na szukaniu informacji o moim wlasnym problemie, ktory wlasnie ludzaco przypomina zachowanie opisanej przez Ciebie osoby. Prawie wszystkie wymienione przez Ciebie objawy pasuja do zaburzen osobowosci psychopatycznej (albo narcystycznej, ale tutaj wlasnie moja wiedza sie konczy). Nie pasuje mi tylko to samookaleczanie sie. Moj problem wyglada bardzo podobnie, z wyjatkiem tych samookaleczen. Z drugiej strony mialem pare razy ochote na rozwalenie sobie glowy, ale przychodzil zdrowy rozsadek. Trzeba by sie bylo tlumaczyc wielu osobom, a tego bym nie chcial. Moze ta osoba nie musi sie o to martwic? Podejrzewalem juz wiele rzeczy u siebie poprzez najrozniejsze zaburzenia osobowosci az po schizofrenie (zwlaszcza prosta), ale dopiero ostatnio uswiadomilem sobie, ze sam sie chyba oszukiwalem nie chcac najgorszego. Powiedz cos wiecej na jej temat, a moze bede w stanie sie jakos odniesc do tego. Aha, jeszcze jedno. Jaka was łączy relacja? Jesli mozna spytac oczywiscie. I w jakich okolicznosciach ta osoba stwierdzila/twierdzila, ze jej zycie jest beznadziejne?
×