Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alter-Super-Ego

Użytkownik
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Alter-Super-Ego

  1. Z jednej strony człowiek chciałby zastosować (wiara, idealizm) "... w zdrowiu i w chorobie..." i dać szansę partnerowi. Z drugiej strony (pragmatyzm, doświadczenie) najlepsze dla Was dwojga jest rozstanie. Najgorsze co można zrobić to zostawić sytuację tak jak jest. Wtedy i tak spełnią się wszelkie czarne scenariusze. Lub, jeśli ktoś nie lubi radykalnych cięć:
  2. Przez długi czas byłem związany z kobietą z nerwicą natręctw (właśnie z objawem mycia rąk i przesadną higieną). Oczywiście, że tak się da żyć, jak najbardziej normalnie, niczym się nie ograniczaliśmy (autostop, namiot), musiałem tylko troszkę w tym uczestniczyć (nie dotykać niczego "brudnego"). Kłopot polega na tym, że "natrętne mycie rąk" to tylko wierzchołek góry lodowej, pod powierzchnią kłębią się niezałatwione problemy. Paradoksalnie super-pomysły tylko podsycają tą nerwicę. Czy nie lepiej stawić temu czoła i załatwić to raz a dobrze?
  3. Jeśli to ma konkretną przyczynę (odejście żony) to znaczy, że "katalizator" jest poza nim i powinien się pozbierać. Rozmawiaj, wspieraj, pomagaj, bądź. To wszystko co możesz zrobić, nie jesteś odpowiedzialny za tą osobę. Uważaj tylko, stawiaj granice, bo temat jest "emocjonalnie wciągający". Pomóc mogą tylko osoby, które "same sobie potrafiły pomóc". I wobec tego muszę się już zamknąć. Powodzenia.
  4. Hej, chyba nakręcacie się w złą stronę. Fajnie być pięknym i młodym, ale kiedy się kocha, nos raczej nie ma większego wpływu na... cokolwiek. (... a ten wstrętny krytyk co w nas siedzi tylko psuje nam nastrój)
  5. Organizm broni się jak może przed destrukcją. W tym przypadku zastosował "strzelmy jakieś objawy somatyczne, to nie trzeba będzie iść do szkoły". Nauka z dzieciństwa nie poszła w las. Jeśli ta praca wywołała taki stres to masz dwa wyjścia: naucz się panować nad stresem (lękiem) lub zmień pracę na mniej emocjonującą. To wcale nie musi być nic trwałego, żadna choroba, ale na forum pewne możesz dostać najwyżej numery totka. Goń do psychiatry/psychologa.
  6. Alienated: Słuszny post, chleba mu! Jednocześnie otworzyłeś i zamknąłeś dyskusję w jednym wpisie. Ja w tej chwili znalazłem się właśnie w takiej sytuacji (finansowej) w której musiałem przerwać terapię, choć zdaję sobie (boleśnie) sprawę, że mi to nie służy. Niestety: nieważne jak bardzo roszczeniową postawę przyjmę nikt mi tego nie sfinansuje. Czekam na lepsze wiatry, staram się być "zaradny i przedsiębiorczy", i kiedy tylko będzie to możliwe (mam nadzieję, że już niedługo) wracam na terapię. Tymczasem staram się nie tracić kontaktu z emocjami i z tematem terapii, stąd między innymi moja obecność tutaj. Ale moim celem, którego nie tracę z oczu, jest załatwienie Czarnego Boga raz na amen, pożegnanie się kiedyś z forum(mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi;)), zamknięcie bloga i start w życie "tu i teraz". Bez tej kuli u nogi.
  7. [videoyoutube=snMOmHzgssk&feature=related][/videoyoutube]
  8. Kilka dni na forum i faktycznie... wciąga :) Pozdrawiam
  9. Alter-Super-Ego

    Skojarzenia

    Podejmę ten trud śmierdzi szczurzą kupką - piwnica
  10. Nie jestem z kamienia, kochałem ją. Chciałbym z nią być, ale nie za tą cenę, którą płaciłem. A płaciłem godnością i niezależnością.
  11. Moje "prostolinijne" podejście wynika z tego, że pół roku temu byłem w sytuacji Tomisi. Bardzo nie chciałem dostrzegać pewnych oczywistości. Aż dostałem buziaka na pożegnanie, 24h na spakowanie i przeprowadzkę... i nagle oczy mi się otworzyły. To dopiero była jazda emocjonalna... Nie chcę umniejszać miłości, bo gdzieś w tym wszystkim jakieś ziarno miłości jest, ale dookoła rosną jakieś dzikie, toksyczne bluszcze. Tomisia: zadałaś mi wcześniej pytanie czy dostrzegłem coś w kobiecie, z którą byłem wcześniej, czy spanikowałem? Spanikowałem. Uciekłem. Do innej. Ona ułożyła sobie życie, całkiem udanie. Myślę nawet czasem, że ten związek i moje niezamierzone acz bezmyślne okrucieństwo stały się dla niej ostatecznie przebudzeniem. Każdy z nas jest inny, twój może mieć troszkę więcej odwagi. The Question is: Czy ryzykując, że twój ukochany może dać "dyla" - zawalczysz o siebie, czy nie?
  12. Jeszcze raz się wtrącę: sporo osób myli psychoterapię z masażem. Na psychoterapii nikt nas nie uleczy, to nie ten gabinet. Na psychoterapii leczymy się sami. Czas ma tu chyba mniejsze znaczenie niż zaangażowanie i zaufanie terapeucie.
  13. No więc naszej dwójce chyba wydaje się, że się kochają a skleja ich chyba wyłącznie obawa przed tym co niesie ze sobą rozstanie. Takie mam wrażenie.
  14. Monika1974: Każda zmiana budzi obawy i lęki. To chyba najnormalniejsze na świecie uczucie. Człowiek, który nie nosi w sobie strachu musiałby być chyba jakoś upośledzony. Inna sprawa, że nasz wysoki poziom lęku paraliżuje nas przed wykonaniem kroku. A czasem nawet przed samym zadaniem sobie pytania: "No dobrze a co się stanie jeśli... zabraknie mi pieniędzy? Co będzie jeśli nie poradzę sobie? Co będzie jeśli przestraszę się samotności? Czy umrę od tego? Czy nie będę mogła wrócić?". Gdzieś na którymś wątku (pewnie niejednym) była poruszana kwestia właśnie samotności. Według mnie, to bardzo dobry temat do "ćwiczenia", bo nie pobudza lęku - jedyna zmiana jaka zachodzi to zmiana w nas. A jeden klocek mniej ... powiedział Wujek Dobra Rada
  15. Ona: Nasze problemy są najważniejsze i to, że ktoś ma gorzej nie sprawia, że my mamy lepiej. Masz święte prawo do odczuwania tego co czujesz.To normalne, że się boisz. ALE Do tego uczucia przerażenia będziesz jeszcze miała okazję wrócić na jakiejś terapii w przyszłości (jeśli ta sytuacja dała ci do myślenia). A kiedyś będziesz się śmiała z tego jak te strachy cię sparaliżowały. Teraz jednak chyba nie czas na pierdoły: stary potrzebuje pomocy! Na miłość boską, jeśli wiesz na 100%, że nie potrafisz zadbać o siebie i pomóc mężowi, zwróć się po pomoc do kogoś bliskiego, rodziny w Polsce, przyjaciela ze starych czasów. Nikt ci nie odmówi, jeśli nie będzie mógł pomóc osobiście, to może coś doradzi albo da jakiś kontakt, może zaproponuje powrót, żeby ogarniać sytuację "stąd". Nie musisz od razu wyciągnąć go z więzienia, ale daj mu sygnał, że go kochasz. Jeśli ty się boisz, to co czuje twój mąż w więzieniu? Może to nie koniec świata ale to nic miłego. Chyba trzeba wziąć głęboki oddech, pohamować straszki, schować dumę jeśli nie pozwala nam pomóc i ... ruszać na odsiecz staremu! --- ja to jakiś reumantyczny się robię na starość...
  16. To bardzo dobre stwierdzenie: .Wiemy, że jesteśmy w Czarnej Dupie. Ale jeśli wiesz, że za ścianą jest normalne, satysfakcjonujące życie, to szlak cię trafia, że cię to omija. Jeśli jednak komuś, gdzieś udało się z tego wyjść, to znaczy, że się da. Prawdopodobieństwo jest niezerowe, istnieje jakaś droga wyjścia, niestety dla każdego inna, dlatego tak trudno dać komuś jaką sensowną, jednoznaczną poradę. Jeśli dziś nie wiesz jak to zrobić - zwiększaj swoje szanse na "motywującego kopa". Czytaj i szukaj, aż znajdziesz swoją drogę. Nie poddawaj się. Były leki i terapia? Co z tego? Spróbuj jeszcze raz. Inne leki, inny terapeuta, inna terapia. Pomyśl sobie, że gdzieś tam ludzie jeżdżą na nartach w pełnym słońcu i piją "bombardini". Ty siedzisz 26 rok z rodzicami pozwalając aby toksyczne schematy przywiązały cię do krzesła. Nie wkurza cię to? Bo mnie wkurwia to na maksa. Na fali tej złości udało mi się wystawić głowę z "tego gówna". Czego i tobie życzę
  17. No to może jeszcze grosik "z męskiego punktu widzenia". W toksycznych związkach (jeśli już ktoś określi tak swój związek) najtrudniejsze do zaakceptowania jest to, że pomimo tego, że czasem czujemy, że z naszym partnerem jest "niehalo" (tak to wygląda u was) to nie możemy pracować nad partnerem a jedynie nad sobą. Rozmawiam o tym często z moimi kumplami w związkach i to dość powszechny opór. Nie zmienisz jej, nieważne jak jest nieznośna. Ale możesz zmienić siebie. Jakkolwiek piszesz, że nie czujesz się winny (i słusznie)... przeczytaj jeszcze raz cały wątek: twoja partnerka manipuluje tobą, a twoja postawa tylko umacnia ją w przekonaniu, że może tobą "sterować emocjonalnie". Wywoływanie poczucia winy to podstawowy chwyt "wampirów emocjonalnych". Jeśli myślisz poważnie o tym związku i nie chcesz się poddawać to spróbuj nauczyć się odpierać manipulacje. Jak dwa razy dwa, twoja partnerka osiągnie szczyty złości, ale jeśli zrobisz to z głową, będziesz z nią rozmawiał, to być może, twoja konsekwencja stanie się z czasem dla niej bezpieczną podporą, której tak bardzo jej brakuje.
  18. Faktycznie ziółka to nie to samo co leki. Ale kiedyś brałem środki na bazie valeriany - łagodzą stany lękowe i obniżają pobudzenie. Dobre jako "pierwsza pomoc" gdy dopadnie nas Czarna Dupa.
  19. Rycz mała, rycz. Mam wrażenie, że gdyby nie ten wewnętrzny policjant, który mówi co nam wolno a co nie, wszyscy chętnie chlipalibyśmy częściej. Kto wie, może właśnie tak jest normalnie i zdrowo? [Dodane po edycji:] Rycz mała, rycz. Mam wrażenie, że gdyby nie ten wewnętrzny policjant, który mówi co nam wolno a co nie, wszyscy chętnie chlipalibyśmy częściej. Kto wie, może właśnie tak jest normalnie i zdrowo?
  20. Przygotowac sie do sesji. Szkoda wpadac do terapeuty na biegu, prosto z pracy czy innych zajęć. Zanim nasze ciało, a z nim umysł przestawi się na nowy, spokojny rytm psychoterapii minie bezprpduktywne pół godziny... Lepiej wybrać się trochę wcześniej, uspokoić myśli, przypomnieć sobie co się stało od ostatniego spotkania i zdecydować o czym chce się porozmawiać na sesji. Zwiększamy swoje zaangażowanie, oszczędzamy własny czas i pieniądze.
  21. Kiedyś "udało mi się" wytworzyć taką relację z moją dziewczyną (a później byłą, później znów dziewczyną, później byłą...). Wymęczyłem bogu ducha winną kobietę przez trzy lata, oczywiście zwiedzając po drodze różne "kwiatuszki". Za każdym razem gdy znikała mi z oczu na dłużej niż dwa trzy miesiące, udawało mi się ją odnaleźć i wpakować się do jej życia raz jeszcze. Wtedy nie miałem zielonego pojęcia co robię i co mną kieruje. Myślałem, że miłość - niestety nie. Była to w czystej postaci niedojrzałość. Na szczęście dla dziewczyny udało jej się "pozbierać się", uciec ode mnie i ułożyć szczęśliwe życie. Na dobrą sprawę nie musisz nawet od niego odchodzić. Wystarczy, że się usamodzielnisz, uniezależnisz od niego. Zobaczysz u niego najpierw panikę a później ... cóż, można pofantazjować, że facet dostrzeże jaka wspaniała kobieta jest przy nim i włoży w tą relację coś od siebie; albo ... ucieknie - co też da ci jasność w kwestii jego uczuć do ciebie. Nie zostawiaj spraw własnemu biegowi. Przejmij inicjatywę i zrób coś dla siebie, nie dla niego.
×